CZY MOŻNA WŚPIEWAĆ SIĘ W POLSKĄ NARODOWOŚĆ?
A
A
A
Od września 2012 Trójka promuje piosenkę Katy Carr „Mała Little Flower”. W epoce masowej migracji Polaków do Wielkiej Brytanii bardzo łatwo się pomylić i uznać utwór za kolejną balladkę z cyklu polsko-angielskiego. Piosenka w swoim brzmieniu i dramatyzmie świetnie wpisuje się w klimat zapoczątkowany przez Anitę Lipnicką i Johna Portera – polsko-angielski romans dwujęzyczny.
Z Katy Carr sprawa ma się nieco inaczej. Jej polskie korzenie ze strony matki przełożyły się nie na medialny romans, a na fascynację historią naszego kraju. Kiedy kilka lat temu artystka oraz jej grupa The Aviators zaangażowali się w tworzenie ścieżki dźwiękowej do filmu traktującego o ucieczce z obozu w Auschwitz, niewiele osób zwróciło na nich swoją uwagę. Teraz, przy okazji spektakularnego sukcesu chwytliwej „Mała Little Flower” warto posłuchać uważniej, o czym śpiewa Carr.
Przede wszystkim, jej poprzednie płyty w bardzo ciekawy sposób połączyły się z zainteresowaniami artystki. Fascynatka awiatyki, licencjonowana pilotka Royal Air Force swoje militarne fascynacje przełożyła na specyficzną rytmizację swoich utworów. Owa rytmika uzyskiwana jest poprzez częste powtórzenia stosowane głównie w partiach refrenicznych. Przykładowo w piosence „Kommander’s Car” (z płyty „Coquette” z 2009 roku) powtarza się słowo „drive”, wywołując jednocześnie wrażenie marszowego, wojskowego tempa, z drugiej konotujące także efekt ucieczki, ponaglenia. Zbiega się to z tematyką płyty – ucieczką Kazimierza Piechowskiego z obozu. Nie tylko jednak w tym utworze Carr stosuje owe powtórzenia (pojawiają się choćby w „Mała Little Flower”), marszowe tempo czy specyficzną nastrojowość. Zwłaszcza na płytach „Coquette” oraz „Paszport” można zauważyć bardzo silne inklinacje polskie. W 2009 roku piosenkarka silnie nawiązywała do tematyki II Wojny Światowej, podkreślając w tekstach swoich utworów wystrzały, tęsknotę, tragiczne losy kochanków rozdzielonych przez historię. Tematy te, choć dosyć ciężkie, nie zdominowały jednak tamtej płyty. Warstwa muzyczna pozostała nadal lekka dźwiękowo i przyjemna - dziewczęca. Wydaje się być odległym wspomnieniem o ciężkich i czasem tragicznych historiach, nie traumatycznym wyznaniem i rozrachunkiem z historią. Inaczej jest z „Paszportem”. Tu również nie można mówić o przyciężkawym historyzmie. Mimo to jest coś specyficznego w wyborach muzycznych Carr. Poza wspomnianą już „Mała Little Flower” na płycie pojawia się też „O mój rozmarynie” czy „Dziś do Ciebie przyjść nie mogę”, czyli kanon polskiej piosenki patriotycznej. Bardzo znaczący jest przy tym sam tytuł albumu – „Paszport”. Cały zestaw jest najwyraźniej próbą wpisania się w polską tożsamość. Jakby artystka chciała zapracować sobie na korzystanie ze swoich polskich korzeni i polskiej historii.
Abstrahując jednak od polskiego pochodzenia Katy Carr – z pewnością nie można zignorować ogólnego brzmienia płyty. Faktycznie, tematyka implikuje słuchanie tych opowieści we wrześniowe, słotne wieczory. Dźwięki jednak są bardziej wiosenne, niż melancholijnie jesienne. Carr śpiewa z dziewczęcym wdziękiem. Używa nawet instrumentów charakterystycznych dla czasów II WŚ, opowiada o tamtych miłościach, młodych ludziach. Skojarzenie tego z jesienią jest chyba nie na miejscu. Piosenki na „Paszporcie” czy „Coquette” są młodzieńczym wołaniem za czymś utraconym, są dziwnie rześkie (mimo swojego tragizmu), epatują naturalnością. Połączenie takiej dawki historii, wspomnieniowości z tak specyficznym sposobem śpiewania przywołuje filmy takie jak „Mała matura 1947” Janusza Majewskiego. Pogłoski mówią, że rok 2013 będzie obfity także w inne produkcje filmowe o wojennej tematyce, więc tak intensywne promowanie Carr jest teraz całkowicie uzasadnione.
Do posłuchania płyty „Paszport” ma zachęcić jej unikatowy charakter, ciekawy głos wokalistki, polskie naleciałości. Ale to słuchacze będą musieli zadecydować, czy mimo ewidentnie obcego akcentu Carr należy się polski paszport.
Z Katy Carr sprawa ma się nieco inaczej. Jej polskie korzenie ze strony matki przełożyły się nie na medialny romans, a na fascynację historią naszego kraju. Kiedy kilka lat temu artystka oraz jej grupa The Aviators zaangażowali się w tworzenie ścieżki dźwiękowej do filmu traktującego o ucieczce z obozu w Auschwitz, niewiele osób zwróciło na nich swoją uwagę. Teraz, przy okazji spektakularnego sukcesu chwytliwej „Mała Little Flower” warto posłuchać uważniej, o czym śpiewa Carr.
Przede wszystkim, jej poprzednie płyty w bardzo ciekawy sposób połączyły się z zainteresowaniami artystki. Fascynatka awiatyki, licencjonowana pilotka Royal Air Force swoje militarne fascynacje przełożyła na specyficzną rytmizację swoich utworów. Owa rytmika uzyskiwana jest poprzez częste powtórzenia stosowane głównie w partiach refrenicznych. Przykładowo w piosence „Kommander’s Car” (z płyty „Coquette” z 2009 roku) powtarza się słowo „drive”, wywołując jednocześnie wrażenie marszowego, wojskowego tempa, z drugiej konotujące także efekt ucieczki, ponaglenia. Zbiega się to z tematyką płyty – ucieczką Kazimierza Piechowskiego z obozu. Nie tylko jednak w tym utworze Carr stosuje owe powtórzenia (pojawiają się choćby w „Mała Little Flower”), marszowe tempo czy specyficzną nastrojowość. Zwłaszcza na płytach „Coquette” oraz „Paszport” można zauważyć bardzo silne inklinacje polskie. W 2009 roku piosenkarka silnie nawiązywała do tematyki II Wojny Światowej, podkreślając w tekstach swoich utworów wystrzały, tęsknotę, tragiczne losy kochanków rozdzielonych przez historię. Tematy te, choć dosyć ciężkie, nie zdominowały jednak tamtej płyty. Warstwa muzyczna pozostała nadal lekka dźwiękowo i przyjemna - dziewczęca. Wydaje się być odległym wspomnieniem o ciężkich i czasem tragicznych historiach, nie traumatycznym wyznaniem i rozrachunkiem z historią. Inaczej jest z „Paszportem”. Tu również nie można mówić o przyciężkawym historyzmie. Mimo to jest coś specyficznego w wyborach muzycznych Carr. Poza wspomnianą już „Mała Little Flower” na płycie pojawia się też „O mój rozmarynie” czy „Dziś do Ciebie przyjść nie mogę”, czyli kanon polskiej piosenki patriotycznej. Bardzo znaczący jest przy tym sam tytuł albumu – „Paszport”. Cały zestaw jest najwyraźniej próbą wpisania się w polską tożsamość. Jakby artystka chciała zapracować sobie na korzystanie ze swoich polskich korzeni i polskiej historii.
Abstrahując jednak od polskiego pochodzenia Katy Carr – z pewnością nie można zignorować ogólnego brzmienia płyty. Faktycznie, tematyka implikuje słuchanie tych opowieści we wrześniowe, słotne wieczory. Dźwięki jednak są bardziej wiosenne, niż melancholijnie jesienne. Carr śpiewa z dziewczęcym wdziękiem. Używa nawet instrumentów charakterystycznych dla czasów II WŚ, opowiada o tamtych miłościach, młodych ludziach. Skojarzenie tego z jesienią jest chyba nie na miejscu. Piosenki na „Paszporcie” czy „Coquette” są młodzieńczym wołaniem za czymś utraconym, są dziwnie rześkie (mimo swojego tragizmu), epatują naturalnością. Połączenie takiej dawki historii, wspomnieniowości z tak specyficznym sposobem śpiewania przywołuje filmy takie jak „Mała matura 1947” Janusza Majewskiego. Pogłoski mówią, że rok 2013 będzie obfity także w inne produkcje filmowe o wojennej tematyce, więc tak intensywne promowanie Carr jest teraz całkowicie uzasadnione.
Do posłuchania płyty „Paszport” ma zachęcić jej unikatowy charakter, ciekawy głos wokalistki, polskie naleciałości. Ale to słuchacze będą musieli zadecydować, czy mimo ewidentnie obcego akcentu Carr należy się polski paszport.
Katy Carr: „Paszport” [Firma Księgarska Jacek i Krzysztof Olesiejuk, 2012].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |