OSWOJONE WAMPIRY
„Hotel Transylwania” wykorzystuje scenografię i postacie typowo horrorowe, jednak jego fabuła nie powiela schematów kina grozy, a raczej kina familijnego. Świetnie animowane potwory w filmie Genndy Tartakovskiego okazują się zupełnie niegroźne, a wręcz sympatyczne.
Hrabia Dracula woli pić sztuczną krew zamiast ludzkiej, która jest wyjątkowo tłusta i niesmaczna. Nie atakuje ludzi, lecz chroni się przed nimi w tytułowym hotelu, po tragicznej śmierci żony całkowicie pochłonięty wychowywaniem córeczki Mavis. Hrabia, jak przystało na opiekuńczego ojca pragnącego uchronić dziecko przed wszelkimi niebezpieczeństwami, opowiada Mavis przerażające historie o okrucieństwach, jakich człowiek dopuszcza się wobec każdego napotkanego wampira oraz każe jej zakładać kask, gdy ta trenuje przemianę w nietoperza. Również i wilkołak woli życie rodzinne od niebezpiecznych przygód, w związku z czym ma stępiony węch od zmieniania pieluch licznemu potomstwu, zaś kościotrupy i mumie są bardziej zainteresowane amorami aniżeli straszeniem kogokolwiek.
Poukładane, spokojne życie potworów zmienia się diametralnie, kiedy panna Dracula kończy sto osiemnaście lat i coraz mocniej pragnie poznać świat poza granicami rodzinnego domu. Jednocześnie do starannie ukrytej w lesie siedziby hrabiego trafia przypadkiem Jonathan, ludzki nastolatek udający kuzyna Frankensteina. Uczy on gości hotelu nowoczesnej, dynamicznej zabawy, a przy okazji zakochuje się ze wzajemnością w Mavis. Stary Dracula musi zaakceptować fakt, że jego córka stała się niezależna i gotowa do założenia własnej rodziny, a także pozbyć się uprzedzeń wobec ludzi, tak jak oni pozbyli się uprzedzeń wobec potworów. „Hotel Transylwania” okazuje się zatem opowieścią inicjacyjną w równej mierze pokazującą dojrzewanie dziecka, co i rodzica. Szkoda jedynie, że owo dojrzewanie przedstawione zostało w sposób bardzo sztampowy i dosłowny, zwłaszcza w scenie patetycznej przemowy hrabiego Draculi dotyczącej konieczności pozwolenia potomstwu na podejmowanie decyzji i uczenie się na własnych błędach.
Poza nadmiernym dopowiadaniem przesłania, które widz, nawet bardzo młody, mógłby bez problemu odczytać samodzielnie, wadą filmu okazuje się dosyć prostacki humor. Wiele żartów opartych jest na fizjologii, a także na slapstickowych gagach, co zupełnie odziera z grozy i indywidualizmu mieszkańców oraz gości tytułowego hotelu. Również popowo-hip-hopowa ścieżka dźwiękowa pozbawia produkcję resztek atmosfery makabry, którą z powodzeniem mogłaby zachować, nie przestając jednocześnie przynależeć do gatunku kina familijnego.
Mimo że nastrój „Hotelu Transylwania” nie różni się od atmosfery większości współczesnych animacji przeznaczonych dla szerokiego grona odbiorców, a pojawiające się w nim potwory wydają się nadmiernie oswojone i podobne do ludzi, trzeba przyznać, że zostały one świetnie dopracowane wizualnie. Zwłaszcza wizerunek Mavis okazuje się ciekawy, harmonijnie łącząc cechy wampirzycy (wystające kły, czarna pelerynka) i współczesnej nastolatki (krótka spódniczka, pasiaste rajstopy, trampki). Duże wrażenie wywierają także pełne dynamiki sceny zbiorowe, w których uczestniczą bardzo zróżnicowane pod względem aparycji potwory.
Film Genndy Tartakovskiego to typowa produkcja masowa, którą ogląda się z mieszaniną wizualnej przyjemności i zażenowania. Jej schematyczna fabuła, typowa dla inicjacyjnego kina familijnego, wzbogacona niewybrednym humorem i przeróbkami popularnych utworów muzycznych, nie nabiera, niestety, oryginalnego charakteru dzięki posłużeniu się postaciami rodem z kina grozy.
„Hotel Transylwania” („Hotel Transylvania”). Reżyseria: Genndy Tartakovski. Scenariusz: Peter Baynham, Robert Smigel. Obsada (głosy): Adam Sandler, Andy Samberg, Selena Gomez i in. Gatunek: animacja / film familijny / komedia. USA 2012, 91 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |