CÓŻ PO TEATRZE
A
A
A
Dobiegł końca XV Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje”. Jak co roku, teatromani z całej Polski przyjechali do Katowic, by uczcić święto teatru. Tym samym rozpoczął się rok festiwalowy, który w grudniu zamknie krakowska „Boska Komedia”. XV edycja festiwalu „Interpretacje” to jubileusz wyjątkowy – do konkursu, którego główną nagrodą jest Laur Konrada, dopuszczani są bowiem reżyserzy, od debiutu których nie upłynęło więcej niż 15 lat. Wydaje się więc, iż to idealny moment podsumowań. Już w tym miejscu należałoby jednak zadać pytanie, dlaczego akurat taka cezura czasowa została ustalona przez Jacka Sieradzkiego, pomysłodawcę i wieloletniego dyrektora artystycznego katowickiego festiwalu. Czy to magiczna granica, która wieńczy okres świetności?
Zacznijmy jednak od początku. Program tegorocznych „Interpretacji” budził kontrowersje zanim jeszcze został oficjalnie ogłoszony. Teatromanów dochodziły głosy o próbach zaproszenia „Opowieści afrykańskich według Szekspira” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (zwycięzcy ostatniej edycji „Boskiej Komedii”), jako spektaklu mistrzowskiego. Informacja ta krążyła w kuluarach aż do momentu pojawienia się plakatów promocyjnych festiwalu. Ku rozpaczy katowickiej publiczności nie uwzględniono na nich wspomnianego już spektaklu. Czujna uwaga teatralnych widzów skupiła się jednak na fakcie, że połowa zapowiadanych przedstawień pochodziła z województwa śląskiego. Nie zaskakiwał fakt zaproszenia sosnowieckiego „Korzeńca” w reżyserii Remigiusza Brzyka, jako spektaklu mistrzowskiego – wszak ostatni rok okazał się dla tej inscenizacji wyjątkowo obfity w nagrody. Jednak publiczność, która przez cały rok czeka na powiew świeżości i możliwość obejrzenia najlepszych sztuk z całej Polski, została uraczona zaledwie „odgrzanym kotletem” – zaowocowało to, chociażby, w połowie pustą widownią teatralną podczas prezentacji konkursowej „Mewy” Antoniego Czechowa z Teatru Śląskiego w Katowicach. Już program tegorocznej edycji festiwalu budził więc kontrowersje. Jednak dopiero 9 marca wraz z otwarciem „Interpretacji”, wszystko „zaczęło się na dobre”…
Pierwszym prezentowanym spektaklem mistrzowskim była „Udręka życia”, w reżyerii Jana Englerta. Tekst Hanocha Levina, którego dramaty w ostatnim czasie stały się w Polsce niezmiernie popularne, stał się kanwą dla nużącego i niezbyt ciekawego spektaklu. Tym samym przedstawienie Teatru Narodowego z Warszawy okazało sie dużym zaskoczeniem - do tej pory spektakle mistrzowskie trzymały najwyższy poziom. Wychodząca z teatru publiczność mogła mieć wrażenie, iż „Udręka życia” pojawiła się w repertuarze tegorocznych „Interpretacji” jedynie ze względu na znane nazwiska reżysera i aktorów. Opowieść o przemijaniu i potrzebie kontaktów międzyludzkich została tu potraktowana zbyt powierzchownie, a projekcje stanowiące element scenografii, w nader oczywisty sposób miały nakierować widzów na przechodzenie pomiędzy poziomem problemów jednostki i wymiarem ogólnoludzkim.
Na szczęście poczucie niesmaku przeminęło wraz z kolejnym spektaklem – pokazana dzień później „Zbrodnia” w reżyserii Eweliny Marciniak (pierwszy spektakl konkursowy) okazała się przedstawieniem wyjątkowo oryginalnym, potraktowanym z odpowiednią dozą ironii. Zgrabnie poprowadzone elementy metateatralne pokazywały, że przedstawienie to sprawia przyjemność nie tylko widzom, ale również samym aktorom. Ta, inspirowana opowiadaniem Witolda Gombrowicza, historia kryminalna – choć nie okazała się spektaklem wybitnym – postawiła swoim konkurentom wysoką poprzeczkę.
Z pewnością nie udało się do niej doskoczyć Kubie Kowalskiemu – reżyserowi „Ciał obcych”. Opowieść o przemianie płciowej, ukazana na tle przemian ustrojowych, nie zachwyciła publiczności zgromadzonej w studiu TVP Katowice. Zbyt wielu aktorów i brak spójnego pomysłu adaptacyjnego sprawiły, że otrzymaliśmy szereg niepowiązanych ze sobą scen (oczywiście, za wyjątkiem ich związku fabularnego), które szybko zaczęły męczyć widzów. Dużym mankamentem spektaklu okazało się również słabe aktorstwo, które nie pozwoliło na ukazanie ewolucji postaci – zwłaszcza głównego bohatera/bohaterki, co wydawało się najistotniejszym elementem „Ciał obcych”.
Również propozycja Teatru Śląskiego – „Mewa” w reżyserii Gabriela Gietzky’ego – nie ujawniła swojego mistrzowskiego potencjału. I choć zmagania Konstantego Trieplewa ze sztuką zostały tu przełożone na metateatralny komentarz, okraszony autentycznymi uwagami Georga Friedricha Hegla czy Antonina Artauda, można było odnieść wrażenie, iż reżyser porusza się po nieznanym sobie terenie. Efektem tego stały się chaotyczne i nieprzekonujące poszukiwania formy, które jedynie odwracały uwagę od sensu dramatu Czechowa.
Tymczasem Grażyna Kania ze spektaklem „W mrocznym mrocznym domu” postanowiła podkreślić dominującą wartość słowa w sztuce teatralnej. Patrząc z perspektywy historii teatru, można dostrzec ważkość poruszanego przez reżyserkę problemu. Okazuje się jednak, że daleka jest droga od planów do ich realizacji. Potrzeba bowiem sztuki aktorskiej na najwyższym poziomie, aby oprzeć całość dwugodzinnego spektaklu jedynie na wypowiadanym przez aktorów tekście. Tymczasem w tej realizacji historia mrocznego wydarzenia sprzed lat zatraciła się w świadomości zmęczonego widza, który z narastającą frustracją oczekiwał końca przedstawienia.
Prawdziwy powiew świeżości wniosła dopiero Monika Strzępka ze spektaklem „W imię Jakuba S.”. Za pomocą oryginalnego języka teatralnego boleśnie oraz bezpretensjonalnie obnażyła nasze wady i przywary. Stawiając przed publicznością obraz zbuntowanego chłopa (w którym dostrzegła praojca dzisiejszych Polaków), kazała nam się zmierzyć z wrodzoną dumą i małomiasteczkowością. To przedstawienie, z którego widzowie wychodzili odmienieni – zostali bowiem zmuszeni do przemyślenia i weryfikacji swoich postaw.
Ostatnim spektaklem konkursowym był „Ryszard III” w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego – laureat Złotego Yoricka za najlepszą polską inscenizację dzieła Shakespeare’a na ubiegłorocznym Festiwalu Szekspirowskim. Po tym przedstawieniu zgromadzeni w Katowicach teatromani spodziewali się naprawdę wiele. Rozmach inscenizacyjny przeszkodził jednak realizatorom w ukazaniu świetności tego dzieła. Publiczność, znajdująca się na przebudowanej na potrzeby tego spektaklu widowni Teatru Śląskiego, miała problemy z dostrzeżeniem oraz usłyszeniem większości działań scenicznych. W ten sposób jeden z festiwalowych faworytów oddał zwycięstwo „walkowerem”.
Również spektakle towarzyszące, prezentujące wyjątkowo nierówny poziom, nie mogły już uratować dobrego imienia tegorocznej edycji „Interpretacji”. Wydaje się jednak, że nie takie było ich zadanie. Oprócz, pokazywanego po raz kolejny, punkowego koncertu teatralnego „Siekiera! Tańce polskie w tonacji punk!”, wyreżyserowanego przez Łukasza Czuja, pozostałe spektakle powstały w obrębie województwa śląskiego: „Między nami dobrze jest” w reżyserii Piotra Ratajczaka z Teatru Zagłębia w Sosnowcu, „Jakobi i Leidental” Joanny Zdrady z Teatru Śląskiego w Katowicach, a także „Nieskończona historia” Uli Kijak z Teatru Nowego w Zabrzu. Była to raczej okazja do zaprezentowania dorobku regionalnych teatrów niż zapoznania widzów z wybitnymi dziełami polskiej sztuki teatru ubiegłego sezonu.
Nikogo nie zdziwiły zatem wyniki tegorocznej edycji festiwalu. Ci, którzy mieli okazję zobaczyć wszystkie spektakle konkursowe nie mogli mieć wątpliwości, kto zostanie tegorocznym zwycięzcą. Nagroda publiczności, nagroda dziennikarzy i fotoreporterów, nagroda jury społecznego i ostatecznie Laur Konrada – laureatką wszystkich tych wyróżnień została Monika Strzępka. Dwoma głosami jurorzy postanowili też wyróżnić Ewelinę Marciniak, dobrze zapowiadającą się, początkującą reżyserkę. Pojawia się jednak pytanie, czy dla Moniki Strzępki takie zwycięstwo jest rzeczywiście chwałą? Nie było bowiem podczas tegorocznej edycji festiwalu spektaklu, który pod jakimkolwiek względem mógłby z nią konkurować. W teatralnych kuluarach długo po ogłoszeniu wyników słychać było jeszcze głosy, że wobec poziomu pozostałych przedstawień konkursowych, „W imię Jakuba S.” powinno zostać pokazane jako spektakl mistrzowski.
Co roku z uczuciem przyjemnego podniecenia oczekujemy na kolejną edycję Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje”. Przyzwyczailiśmy się już do spektakli, których reżyserzy mierzą wysoko. Zdobywcy Lauru Konrada stanowią dziś fundament polskiego teatru i wyznaczają w nim nowe kierunki. Wystarczy tu wspomnieć takie nazwiska jak Anna Augustynowicz, Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski, Maja Kleczewska, Jan Klata. Również spektakle mistrzowskie – Jerzego Jarockiego, Jerzego Grzegorzewskiego, Piotra Cieplaka czy Janusza Opryńskiego – zapewniały festiwalowi doskonałą oprawę i pozwoliły mu zdobyć pozycję jednego z najważniejszych wydarzeń teatralnych w Polsce. Dlaczego więc podczas tegorocznej edycji, wybory spektakli okazały się tak bardzo chybione? Dlaczego wieloletni dyrektor artystyczny i pomysłodawca festiwalu, Jacek Sieradzki, na gali zamknięcia ogłosił koniec swojej współpracy przy tworzeniu „Interpretacji”?
„… I cóż po poecie w czasie marnym?” pisał w swojej elegii „Chleb i wino” Friedrich Hölderlin. Ów „marny czas” to epoka zmierzchu starych bogów. Człowiek pozostaje osamotniony i zagubiony. Wydaje się, iż słowa te doskonale odnoszą się do sytuacji, w jakiej znalazł się współczesny teatr polski – stanęliśmy przed perspektywą końca epoki wielkich teatralnych demiurgów. Powoli zaczyna brakować wielkich mistrzów sceny, których ceniono nie za jedną rolę, a za całokształt twórczości. Po reżyserach, których spektakle poruszały serca i zmieniały świat, zaczyna pozostawać już tylko pamięć. Ilu jeszcze jest twórców teatralnych, których możemy nazwać mistrzami? Taka wydaje się być także kondycja „Interpretacji” – najlepsi reżyserzy mają już w posiadaniu Laur Konrada, więc poszukiwania są prowadzone pośród pozostałych. Spektakl Moniki Strzępki nie jest dziełem przełomowym i wyznaczającym nowy porządek – pomimo tego, żadne z pokazywanych przedstawień nie może się z nim równać. Reszta zaproszonych do konkursu reżyserów to w większości osoby dopiero oswajające teatralny świat, poszukujące własnego języka. Wraz ze zmierzchem epoki wielkich mistrzów, nadszedł czas na przemyślenie na nowo sytuacji polskiej sceny teatralnej. W parze z nim powinna iść, być może, reforma formuły Festiwalu „Interpretacje”. Rezygnacja Jacka Sieradzkiego wydaje się być w tym miejscu wymowna i nie bez znaczenia.
W 2004 roku Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje” nie odbył się – decyzja taka miała mu zapewnić utrzymanie odpowiednio wysokiego poziomu artystycznego. Być może to właśnie powinno stać się drogowskazem dla organizatorów. Zadaniem festiwalu nie jest bowiem zdobywanie pieniędzy, a schlebianie gustom publiczności, która pragnie teatru „najwyższych lotów”. Przede wszystkim jednak ma on na celu honorowanie najlepszych teatralnych twórców, poprzez docenienie wartości ich pracy. Jeśli zaś brak nam dobrych reżyserów, dajmy na chwilę odetchnąć tym, którzy dopiero szukają swojej teatralnej drogi.
Zacznijmy jednak od początku. Program tegorocznych „Interpretacji” budził kontrowersje zanim jeszcze został oficjalnie ogłoszony. Teatromanów dochodziły głosy o próbach zaproszenia „Opowieści afrykańskich według Szekspira” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego (zwycięzcy ostatniej edycji „Boskiej Komedii”), jako spektaklu mistrzowskiego. Informacja ta krążyła w kuluarach aż do momentu pojawienia się plakatów promocyjnych festiwalu. Ku rozpaczy katowickiej publiczności nie uwzględniono na nich wspomnianego już spektaklu. Czujna uwaga teatralnych widzów skupiła się jednak na fakcie, że połowa zapowiadanych przedstawień pochodziła z województwa śląskiego. Nie zaskakiwał fakt zaproszenia sosnowieckiego „Korzeńca” w reżyserii Remigiusza Brzyka, jako spektaklu mistrzowskiego – wszak ostatni rok okazał się dla tej inscenizacji wyjątkowo obfity w nagrody. Jednak publiczność, która przez cały rok czeka na powiew świeżości i możliwość obejrzenia najlepszych sztuk z całej Polski, została uraczona zaledwie „odgrzanym kotletem” – zaowocowało to, chociażby, w połowie pustą widownią teatralną podczas prezentacji konkursowej „Mewy” Antoniego Czechowa z Teatru Śląskiego w Katowicach. Już program tegorocznej edycji festiwalu budził więc kontrowersje. Jednak dopiero 9 marca wraz z otwarciem „Interpretacji”, wszystko „zaczęło się na dobre”…
Pierwszym prezentowanym spektaklem mistrzowskim była „Udręka życia”, w reżyerii Jana Englerta. Tekst Hanocha Levina, którego dramaty w ostatnim czasie stały się w Polsce niezmiernie popularne, stał się kanwą dla nużącego i niezbyt ciekawego spektaklu. Tym samym przedstawienie Teatru Narodowego z Warszawy okazało sie dużym zaskoczeniem - do tej pory spektakle mistrzowskie trzymały najwyższy poziom. Wychodząca z teatru publiczność mogła mieć wrażenie, iż „Udręka życia” pojawiła się w repertuarze tegorocznych „Interpretacji” jedynie ze względu na znane nazwiska reżysera i aktorów. Opowieść o przemijaniu i potrzebie kontaktów międzyludzkich została tu potraktowana zbyt powierzchownie, a projekcje stanowiące element scenografii, w nader oczywisty sposób miały nakierować widzów na przechodzenie pomiędzy poziomem problemów jednostki i wymiarem ogólnoludzkim.
Na szczęście poczucie niesmaku przeminęło wraz z kolejnym spektaklem – pokazana dzień później „Zbrodnia” w reżyserii Eweliny Marciniak (pierwszy spektakl konkursowy) okazała się przedstawieniem wyjątkowo oryginalnym, potraktowanym z odpowiednią dozą ironii. Zgrabnie poprowadzone elementy metateatralne pokazywały, że przedstawienie to sprawia przyjemność nie tylko widzom, ale również samym aktorom. Ta, inspirowana opowiadaniem Witolda Gombrowicza, historia kryminalna – choć nie okazała się spektaklem wybitnym – postawiła swoim konkurentom wysoką poprzeczkę.
Z pewnością nie udało się do niej doskoczyć Kubie Kowalskiemu – reżyserowi „Ciał obcych”. Opowieść o przemianie płciowej, ukazana na tle przemian ustrojowych, nie zachwyciła publiczności zgromadzonej w studiu TVP Katowice. Zbyt wielu aktorów i brak spójnego pomysłu adaptacyjnego sprawiły, że otrzymaliśmy szereg niepowiązanych ze sobą scen (oczywiście, za wyjątkiem ich związku fabularnego), które szybko zaczęły męczyć widzów. Dużym mankamentem spektaklu okazało się również słabe aktorstwo, które nie pozwoliło na ukazanie ewolucji postaci – zwłaszcza głównego bohatera/bohaterki, co wydawało się najistotniejszym elementem „Ciał obcych”.
Również propozycja Teatru Śląskiego – „Mewa” w reżyserii Gabriela Gietzky’ego – nie ujawniła swojego mistrzowskiego potencjału. I choć zmagania Konstantego Trieplewa ze sztuką zostały tu przełożone na metateatralny komentarz, okraszony autentycznymi uwagami Georga Friedricha Hegla czy Antonina Artauda, można było odnieść wrażenie, iż reżyser porusza się po nieznanym sobie terenie. Efektem tego stały się chaotyczne i nieprzekonujące poszukiwania formy, które jedynie odwracały uwagę od sensu dramatu Czechowa.
Tymczasem Grażyna Kania ze spektaklem „W mrocznym mrocznym domu” postanowiła podkreślić dominującą wartość słowa w sztuce teatralnej. Patrząc z perspektywy historii teatru, można dostrzec ważkość poruszanego przez reżyserkę problemu. Okazuje się jednak, że daleka jest droga od planów do ich realizacji. Potrzeba bowiem sztuki aktorskiej na najwyższym poziomie, aby oprzeć całość dwugodzinnego spektaklu jedynie na wypowiadanym przez aktorów tekście. Tymczasem w tej realizacji historia mrocznego wydarzenia sprzed lat zatraciła się w świadomości zmęczonego widza, który z narastającą frustracją oczekiwał końca przedstawienia.
Prawdziwy powiew świeżości wniosła dopiero Monika Strzępka ze spektaklem „W imię Jakuba S.”. Za pomocą oryginalnego języka teatralnego boleśnie oraz bezpretensjonalnie obnażyła nasze wady i przywary. Stawiając przed publicznością obraz zbuntowanego chłopa (w którym dostrzegła praojca dzisiejszych Polaków), kazała nam się zmierzyć z wrodzoną dumą i małomiasteczkowością. To przedstawienie, z którego widzowie wychodzili odmienieni – zostali bowiem zmuszeni do przemyślenia i weryfikacji swoich postaw.
Ostatnim spektaklem konkursowym był „Ryszard III” w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego – laureat Złotego Yoricka za najlepszą polską inscenizację dzieła Shakespeare’a na ubiegłorocznym Festiwalu Szekspirowskim. Po tym przedstawieniu zgromadzeni w Katowicach teatromani spodziewali się naprawdę wiele. Rozmach inscenizacyjny przeszkodził jednak realizatorom w ukazaniu świetności tego dzieła. Publiczność, znajdująca się na przebudowanej na potrzeby tego spektaklu widowni Teatru Śląskiego, miała problemy z dostrzeżeniem oraz usłyszeniem większości działań scenicznych. W ten sposób jeden z festiwalowych faworytów oddał zwycięstwo „walkowerem”.
Również spektakle towarzyszące, prezentujące wyjątkowo nierówny poziom, nie mogły już uratować dobrego imienia tegorocznej edycji „Interpretacji”. Wydaje się jednak, że nie takie było ich zadanie. Oprócz, pokazywanego po raz kolejny, punkowego koncertu teatralnego „Siekiera! Tańce polskie w tonacji punk!”, wyreżyserowanego przez Łukasza Czuja, pozostałe spektakle powstały w obrębie województwa śląskiego: „Między nami dobrze jest” w reżyserii Piotra Ratajczaka z Teatru Zagłębia w Sosnowcu, „Jakobi i Leidental” Joanny Zdrady z Teatru Śląskiego w Katowicach, a także „Nieskończona historia” Uli Kijak z Teatru Nowego w Zabrzu. Była to raczej okazja do zaprezentowania dorobku regionalnych teatrów niż zapoznania widzów z wybitnymi dziełami polskiej sztuki teatru ubiegłego sezonu.
Nikogo nie zdziwiły zatem wyniki tegorocznej edycji festiwalu. Ci, którzy mieli okazję zobaczyć wszystkie spektakle konkursowe nie mogli mieć wątpliwości, kto zostanie tegorocznym zwycięzcą. Nagroda publiczności, nagroda dziennikarzy i fotoreporterów, nagroda jury społecznego i ostatecznie Laur Konrada – laureatką wszystkich tych wyróżnień została Monika Strzępka. Dwoma głosami jurorzy postanowili też wyróżnić Ewelinę Marciniak, dobrze zapowiadającą się, początkującą reżyserkę. Pojawia się jednak pytanie, czy dla Moniki Strzępki takie zwycięstwo jest rzeczywiście chwałą? Nie było bowiem podczas tegorocznej edycji festiwalu spektaklu, który pod jakimkolwiek względem mógłby z nią konkurować. W teatralnych kuluarach długo po ogłoszeniu wyników słychać było jeszcze głosy, że wobec poziomu pozostałych przedstawień konkursowych, „W imię Jakuba S.” powinno zostać pokazane jako spektakl mistrzowski.
Co roku z uczuciem przyjemnego podniecenia oczekujemy na kolejną edycję Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje”. Przyzwyczailiśmy się już do spektakli, których reżyserzy mierzą wysoko. Zdobywcy Lauru Konrada stanowią dziś fundament polskiego teatru i wyznaczają w nim nowe kierunki. Wystarczy tu wspomnieć takie nazwiska jak Anna Augustynowicz, Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski, Maja Kleczewska, Jan Klata. Również spektakle mistrzowskie – Jerzego Jarockiego, Jerzego Grzegorzewskiego, Piotra Cieplaka czy Janusza Opryńskiego – zapewniały festiwalowi doskonałą oprawę i pozwoliły mu zdobyć pozycję jednego z najważniejszych wydarzeń teatralnych w Polsce. Dlaczego więc podczas tegorocznej edycji, wybory spektakli okazały się tak bardzo chybione? Dlaczego wieloletni dyrektor artystyczny i pomysłodawca festiwalu, Jacek Sieradzki, na gali zamknięcia ogłosił koniec swojej współpracy przy tworzeniu „Interpretacji”?
„… I cóż po poecie w czasie marnym?” pisał w swojej elegii „Chleb i wino” Friedrich Hölderlin. Ów „marny czas” to epoka zmierzchu starych bogów. Człowiek pozostaje osamotniony i zagubiony. Wydaje się, iż słowa te doskonale odnoszą się do sytuacji, w jakiej znalazł się współczesny teatr polski – stanęliśmy przed perspektywą końca epoki wielkich teatralnych demiurgów. Powoli zaczyna brakować wielkich mistrzów sceny, których ceniono nie za jedną rolę, a za całokształt twórczości. Po reżyserach, których spektakle poruszały serca i zmieniały świat, zaczyna pozostawać już tylko pamięć. Ilu jeszcze jest twórców teatralnych, których możemy nazwać mistrzami? Taka wydaje się być także kondycja „Interpretacji” – najlepsi reżyserzy mają już w posiadaniu Laur Konrada, więc poszukiwania są prowadzone pośród pozostałych. Spektakl Moniki Strzępki nie jest dziełem przełomowym i wyznaczającym nowy porządek – pomimo tego, żadne z pokazywanych przedstawień nie może się z nim równać. Reszta zaproszonych do konkursu reżyserów to w większości osoby dopiero oswajające teatralny świat, poszukujące własnego języka. Wraz ze zmierzchem epoki wielkich mistrzów, nadszedł czas na przemyślenie na nowo sytuacji polskiej sceny teatralnej. W parze z nim powinna iść, być może, reforma formuły Festiwalu „Interpretacje”. Rezygnacja Jacka Sieradzkiego wydaje się być w tym miejscu wymowna i nie bez znaczenia.
W 2004 roku Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje” nie odbył się – decyzja taka miała mu zapewnić utrzymanie odpowiednio wysokiego poziomu artystycznego. Być może to właśnie powinno stać się drogowskazem dla organizatorów. Zadaniem festiwalu nie jest bowiem zdobywanie pieniędzy, a schlebianie gustom publiczności, która pragnie teatru „najwyższych lotów”. Przede wszystkim jednak ma on na celu honorowanie najlepszych teatralnych twórców, poprzez docenienie wartości ich pracy. Jeśli zaś brak nam dobrych reżyserów, dajmy na chwilę odetchnąć tym, którzy dopiero szukają swojej teatralnej drogi.
XV Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje”. Organizacja: Estrada Śląska. Katowice 9 – 17 III 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |