
W POSZUKIWANIU ZAGUBIONEJ TOŻSAMOŚCI
A
A
A
Lektura monografii nauk humanistycznych autorstwa Rensa Boda prowokuje do refleksji nad ich aktualną kondycją, samoświadomością i miejscem, które zajmują, nie tylko w świecie nauki, ale również w społeczeństwie składającym się także z ludzi spoza środowiska akademickiego. Świadomość historyczna własnego dyskursu, której brak (poniekąd słusznie) zarzuca nam Bod (ale o tym poniżej) jest źródłem pewnej konstatacji: sytuacja nauk humanistycznych przybierała w czasie charakter sinusoidy. Na zmianę raz dominują one w przestrzeni publicznej, innym razem ulegają innym dyskursom. Raz profanowane są przez narrację władzy, innym razem (choć niestety rzadziej) to władza jest w nie zapatrzona i szuka w nich inspiracji. Bywały okresy, w których nauka pętana była jarzmem ideologii (np. opisywana przez Boda sytuacja w Chinach). Te złe dla uczonych czasy są jednak w historii równoważone przez momenty, w których to nauka stawała się ideologią (Włochy doby Renesansu czy Oświecenie). Bywały czasy, w których humanistyka przewracała istniejący porządek rzeczy (falsyfikacja donacji Konstantyna) oraz długie okresy przestoju, gdy humaniści popadali w marazm, deprecjonowali swoją pracę, tracili wiarę w ontologię swojego dzieła. Książka Boda jest nie tylko podróżą przez historię nauki i postawy, która zaczerpnęła nazwę wprost z naszego bytu – od łacińskiego określenia człowieka. Jest także zachętą do rewizji swoich lęków i frustracji, a także do odrzucenia negatywnego stereotypu, w który sami, odrzucając w zdumiewający sposób wyróżniające nas rzekomo krytyczne myślenie, zdołaliśmy uwierzyć.
Aby jednak podnieść, niesłusznie opuszczoną, głowę humanista powinien poznać historię swojego dziedzictwa. Rens Bod dokonuje ogromnej pracy przeglądu ponad pięciuset manuskryptów stanowiących bibliotekę myśli humanistycznej. Nie ogranicza się, co ważne, do perspektywy europocentrycznej, ale uświadamia nam, że dziedzictwo innych kultur stanowi dopełnienie, a nieraz także i inspirację dominującego dyskursu. A bywały w historii okresy, w których serce humanizmu biło poza Europą (jak na przykład w czasach rozkwitu humanistyki arabskiej). Brak natomiast (wytłumaczony w posłowiu) przybliżenia czytelnikom osiągnięć humanistyki niektórych obszarów, takich jak choćby Japonia czy Ameryka Łacińska (z ważnymi przecież dokonaniami w dziedzinie historiografii i bogatym materiałem do badań, szczególnie w takich dyscyplinach jak np. językoznawstwo czy historia sztuki). Mimo że sprzężenie humanistyki z dziewiętnastowiecznym nacjonalizmem dawno należy już do upiorów przeszłości, to wciąż jesteśmy dalecy od pełnego uznania naukowych dokonań innych kultur. Wynika to po części z dwóch przyczyn: po pierwsze, jak wielokrotne autor podkreśla, świadectwa innych kultur nie są jeszcze odnalezione, a te, które są, nie są dokładnie przebadane, rozpoznane i zrozumiane. Druga przyczyna to częste zwracanie się elit władzy kultur pozaeuropejskich przeciwko elitom intelektualnym – wystarczy przywołać przykład palenia książek w Chinach czy zakazu prowadzenia niektórych badań w krajach arabskich w okresie średniowiecza. Poza Europą to właśnie wymienione wyżej Państwo Środka, Bliski Wschód oraz Afryka najbardziej interesują profesora Boda. Wiele miejsca poświęca on również Indiom, choć jest to o tyle niezrozumiałe, że np. w przypadku historiografii za każdym razem badania kończą się wnioskiem, że jedyna znana praca z tego zakresu dotyczy historii Kaszmiru i jest wyjątkiem na przestrzeni setek lat, w trakcie których w innych obszarach geograficznych dokonywano znacznych postępów w tej dziedzinie. Takie zestawienie ma oczywiście sens jako praca porównawcza, a ewentualna statyczność takiej lektury (zdanie o braku nauki historycznej w Indiach pojawia się dosłownie w każdym rozdziale) nie przekreśla ogromnej wartości poznawczej tej pozycji.
Wspomniany mankament metodologiczny wynika wprost z przyjętego przez autora modelu pracy: w każdej epoce szuka on w humanistyce reguł i schematów, które na końcu każdego rozdziału ujmuje za pomocą zwięzłych formuł. Otrzymujemy zatem przekrojową historię humanistyki zaprezentowaną w bardzo logicznym układzie: w czterech rozdziałach poświęconych starożytności, średniowieczu, wczesnej nowożytności oraz nowoczesności podzielonych na wyżej wymienione obszary geograficzne. Wśród badanych dyscyplin otrzymujemy niezwykle cenne przybliżenie tego, co dziś dla wielu stanowi marginesy zainteresowań badawczych. Nauki humanistyczne są jednością (co widać również na poziomie metod), warto więc sięgać do badań muzykologicznych, historiograficznych czy językoznawczych, nawet jeśli nie stanowią one głównego obszaru naszych zainteresowań. Widać to również w programach kształcenia studiów, które z roku na rok są coraz bardziej okrajane z pseudoekomicznych względów. Zaryzykuję tezę, że na palcach jednej ręki moglibyśmy policzyć te spośród naszych uniwersytetów, które w programie studiów z filologii polskiej czy kulturoznawstwa uwzględniają muzykologiczne teorie konsonansów i dysonansów tudzież kurs podstawowych teorii z szeroko rozumianej humanistyki. Tę właśnie obojętność na własne dziedzictwo zarzuca nam Rens Bod. Twierdzi on, że świadomość historyczna swoich dyscyplin jest o wiele większa w innych dziedzinach nauki, takich jak np. biologia, gdzie aby zrozumieć współczesne teorie, sięga się do tych dawnych i nie traktuje się ich jako zbędnego balastu dla studenta, ale jako pewien drogowskaz oraz ćwiczenie intelektualne pomagające w konsekwencji utrzymać dyscyplinę umysłową. Tego właśnie zdaniem Boda brakuje: znajomości historii (jako przykład przywołuje m.in teorię stemmologicznego badania tekstu), znajomości osiągnięć innych kultur (językoznawcze teorie Paniniego) oraz świadomości empirycznych podstaw humanistyki. Historia tych nauk to w dużej mierze poszukiwanie schematów i prawidłowości opartych na doświadczeniu. Także konstytuująca naukowy dyskurs falsyfikowalność teorii jest osiągnięciem humanistyki, nie mówiąc już o zasadzie wyznaczania praw na podstawie przykładów – kamieniu węgielnym nowożytnej nauki.
Należy oczywiście przyjąć, że system edukacji wyższej ma w każdym państwie swoistą specyfikę, jednakże zarzut braku zainteresowania historią wydaje się zasadniczo słuszny. Tym bardziej, że programy nauczania są coraz ściślej powiązane z systemem bolońskim – a zgodnie z prawem odkrytym przez Kopernika to zły pieniądz wypiera dobry. Postulować poprawę oczywiście jest mi niesłychanie łatwo; daleko trudniej będzie znaleźć rozsądną proporcję pomiędzy nauczaniem historii a wprowadzaniem obowiązujących teorii. Nauka nie powinna jednak, wzorem modelki, tracić głowę dla nowości z wybiegów, a raczej zachowywać wobec nich pewien krytycyzm, który niejeden nazwałby zapewne konserwatyzmem – rzecz jasna, na usprawiedliwienie swojej indolencji w poznawaniu przeszłości, dzięki której owe nowe teorie mogły zaistnieć.
Ta utrata pamięci historycznej została jeszcze dobitniej podkreślona przez polskiego wydawcę „Historii humanistyki”. Dodany w polskiej edycji podtytuł „zapomniane nauki” (w Oxford Press publikacja ukazała się pod tytułem „A New History of Humanities. The Search for Principles and Patterns from Antiquity to the Present”, który zdecydowanie lepiej koresponduje z treścią dzieła) wydaje się swego rodzaju wzmocnieniem przesłania płynącego z tekstu źródłowego. O ile bowiem zapomnienie jest (niestety) aktualne względem takich uczonych jak Panini czy Lachmann, o tyle trudno mi uwierzyć, że nawet przeciętnie wykształcona osoba nie zna dzieł Boecjusza czy teorii perspektywy Albertiego.
Śledzenie drogi, jaką od starożytności przebyły nauki humanistyczne, jest fascynującym doświadczeniem, pozwalającym sobie również uświadomić, jak pozorne są nieraz różnice pomiędzy nimi a tzw. naukami ścisłymi. Wielokrotnie wspólny im był nie tylko przedmiot badań, ale również metodologia (oparta na empirii). Nauka w optyce Rensa Boda to pozytywna wizja koegzystencji wielu dyskursów. Tam, gdzie humanistyka wchodzi na teren nauk przyrodniczych i czerpie z ich dorobku (np. teoria kłącza), dla amsterdamskiego naukowca uwidacznia się szansa wzajemnego dopełnienia, a nie styk, na którym zachodzić mają niepotrzebne antagonizmy. Przeciwstawianie nauk o człowieku (humanistyki) naukom o człowieku i przyrodzie (nauk ścisłych) to aberracja ludzi wrogich każdej nauce. Jak bowiem udowadnia Bod, o wiele aktualniejszym podziałem jest granica świata opartego na racjonalnym dyskursie i dyfuzującego tuż za nią świata mitów, guseł i pseudonauki. Tezę tę autor opiera na przywołanych w tekście licznych przykładach naukowców, dzielących pasję pomiędzy poznanie przyrody a człowieka, którzy uczynili niezmiernie dużo, zarówno dla nauk ścisłych, jak i humanistycznych, takich jak np. Arystoteles, Scaliger czy Newton.
Bardzo dobrze stało się, że „Historia humanistyki” wreszcie ukazała się w Polsce – kraju, który niewątpliwie przeżywa boleśnie wszystkie opisane powyżej problemy. Nie dosyć, że nauka w życiu publicznym coraz częściej przegrywa ze współczesną, wynaturzoną formą dziadów, to jeszcze los humanistyki wewnątrz niej przypomina grecką tragedię. Warto więc spojrzeć na najnowszą publikację wydawnictwa Aletheia w perspektywie szerszego dyskursu o stanie uniwersytetu i humanistyki w Polsce. Brutalne deprecjonowanie świata uniwersytetu wywołało uzasadniony opór, rozpoczęty artykułem „Śmierć uniwersytetu” opublikowanym przez ks. prof. Michała Hellera w „Tygodniku Powszechnym”. Głos zabrany przez profesora fizyki był niezwykle cenny z dwóch powodów: potwierdzał a priori opisaną wyżej tezę o jedności nauk oraz uświadamiał, że bolączki, które dotknęły polską naukę nie ograniczają się tylko do humanistyki. Z powodu choroby filadelfijskiej cierpią wszyscy.
Przyczyn upadku polskiej nauki z toczących się w debacie wypowiedzi można by wyartykułować prawie że nieograniczoną ilość. Sylabusy, zły system atrybucji grantów, fetyszyzacja indeksów cytowań (pisał o tym prof. Stabro), nadmierna liczba przyjmowanych studentów (prof. Tadeusiewicz, prof. Sławek), zły system finansowania (prof. Stabro, prof. Modzelewski). Do przyczyn ekonomiczno-politycznych można by dopisać jeszcze inne, pozainstytucjonalne: upadek etosu uniwersyteckiego (prof. Heller), czy kształcenia na etapie przeduniwersyteckim (prof. Sławek). Otoczenie medialne dokłada do tego nieprawdziwe dane na temat bezrobocia po studiach, próbując wmówić humanistom, że są bezproduktywni, niepotrzebni i nie mają żadnej przyszłości. Jak wielkim błędem logicznym skażone jest takie myślenie świadczy choćby niedawny raport nt. bezrobocia po tzw. kierunkach zamawianych. Aż trudno uwierzyć, że część młodych ludzi przyjęła za dobrą monetę, że brak wykształcenia ułatwi im zdobycie pracy. Bo jeśli nie studia i edukacja, to co? Niezależnie od jakiekolwiek kryzysu i sytuacji politycznej wiedza i wykształcenie jest zawsze najlepszym kapitałem i inwestycją. Ci, którzy to kwestionują, wychowują pokolenie kolejnych klientów dla przyszłych abmergoldów, wróżek i bioelektroenergocyberszamanów.
Uważny czytelnik „Historii humanistyki” dostrzeże więc w jej lekturze nieco więcej niż tylko fascynującą podróż po zapomnianych meandrach światowej humanistyki. Dostrzeże w niej zaproszenie do podniesienia niesłusznie opuszczonej głowy, do odzyskania utraconej dumy i poczucia własnej wartości. Humanistyka ma potężną moc i nie jest to moc czarnoksięska. Jest to moc zmieniania świata za pomocą racjonalności i krytycznego namysłu, ciągłego redefiniowania pojęć, tworzenia idei, które zmieniają rzeczywistość. Bod przywraca nas na drogę rozpoczętą przez Artysotelesa i praindyjsich uczonych, wspaniałych arabskich logików i mistrzowskich umysłów włoskiego Renesansu. Drogę, z której zboczyliśmy, tracąc wiarę w siebie i swoje dzieło – a to prowadzi donikąd. Wróćmy na nią czym prędzej, bo nie będzie Ariadny, która wyciągnie nas po swojej nici z tej otchłani. Nie będzie, bo niebawem nikt jej nie będzie znał, albo, co gorsza, kojarzyć będzie to imię jedynie z nazwą jakiegoś sklepu, sprzedającego, na przykład, rajstopy.
Aby jednak podnieść, niesłusznie opuszczoną, głowę humanista powinien poznać historię swojego dziedzictwa. Rens Bod dokonuje ogromnej pracy przeglądu ponad pięciuset manuskryptów stanowiących bibliotekę myśli humanistycznej. Nie ogranicza się, co ważne, do perspektywy europocentrycznej, ale uświadamia nam, że dziedzictwo innych kultur stanowi dopełnienie, a nieraz także i inspirację dominującego dyskursu. A bywały w historii okresy, w których serce humanizmu biło poza Europą (jak na przykład w czasach rozkwitu humanistyki arabskiej). Brak natomiast (wytłumaczony w posłowiu) przybliżenia czytelnikom osiągnięć humanistyki niektórych obszarów, takich jak choćby Japonia czy Ameryka Łacińska (z ważnymi przecież dokonaniami w dziedzinie historiografii i bogatym materiałem do badań, szczególnie w takich dyscyplinach jak np. językoznawstwo czy historia sztuki). Mimo że sprzężenie humanistyki z dziewiętnastowiecznym nacjonalizmem dawno należy już do upiorów przeszłości, to wciąż jesteśmy dalecy od pełnego uznania naukowych dokonań innych kultur. Wynika to po części z dwóch przyczyn: po pierwsze, jak wielokrotne autor podkreśla, świadectwa innych kultur nie są jeszcze odnalezione, a te, które są, nie są dokładnie przebadane, rozpoznane i zrozumiane. Druga przyczyna to częste zwracanie się elit władzy kultur pozaeuropejskich przeciwko elitom intelektualnym – wystarczy przywołać przykład palenia książek w Chinach czy zakazu prowadzenia niektórych badań w krajach arabskich w okresie średniowiecza. Poza Europą to właśnie wymienione wyżej Państwo Środka, Bliski Wschód oraz Afryka najbardziej interesują profesora Boda. Wiele miejsca poświęca on również Indiom, choć jest to o tyle niezrozumiałe, że np. w przypadku historiografii za każdym razem badania kończą się wnioskiem, że jedyna znana praca z tego zakresu dotyczy historii Kaszmiru i jest wyjątkiem na przestrzeni setek lat, w trakcie których w innych obszarach geograficznych dokonywano znacznych postępów w tej dziedzinie. Takie zestawienie ma oczywiście sens jako praca porównawcza, a ewentualna statyczność takiej lektury (zdanie o braku nauki historycznej w Indiach pojawia się dosłownie w każdym rozdziale) nie przekreśla ogromnej wartości poznawczej tej pozycji.
Wspomniany mankament metodologiczny wynika wprost z przyjętego przez autora modelu pracy: w każdej epoce szuka on w humanistyce reguł i schematów, które na końcu każdego rozdziału ujmuje za pomocą zwięzłych formuł. Otrzymujemy zatem przekrojową historię humanistyki zaprezentowaną w bardzo logicznym układzie: w czterech rozdziałach poświęconych starożytności, średniowieczu, wczesnej nowożytności oraz nowoczesności podzielonych na wyżej wymienione obszary geograficzne. Wśród badanych dyscyplin otrzymujemy niezwykle cenne przybliżenie tego, co dziś dla wielu stanowi marginesy zainteresowań badawczych. Nauki humanistyczne są jednością (co widać również na poziomie metod), warto więc sięgać do badań muzykologicznych, historiograficznych czy językoznawczych, nawet jeśli nie stanowią one głównego obszaru naszych zainteresowań. Widać to również w programach kształcenia studiów, które z roku na rok są coraz bardziej okrajane z pseudoekomicznych względów. Zaryzykuję tezę, że na palcach jednej ręki moglibyśmy policzyć te spośród naszych uniwersytetów, które w programie studiów z filologii polskiej czy kulturoznawstwa uwzględniają muzykologiczne teorie konsonansów i dysonansów tudzież kurs podstawowych teorii z szeroko rozumianej humanistyki. Tę właśnie obojętność na własne dziedzictwo zarzuca nam Rens Bod. Twierdzi on, że świadomość historyczna swoich dyscyplin jest o wiele większa w innych dziedzinach nauki, takich jak np. biologia, gdzie aby zrozumieć współczesne teorie, sięga się do tych dawnych i nie traktuje się ich jako zbędnego balastu dla studenta, ale jako pewien drogowskaz oraz ćwiczenie intelektualne pomagające w konsekwencji utrzymać dyscyplinę umysłową. Tego właśnie zdaniem Boda brakuje: znajomości historii (jako przykład przywołuje m.in teorię stemmologicznego badania tekstu), znajomości osiągnięć innych kultur (językoznawcze teorie Paniniego) oraz świadomości empirycznych podstaw humanistyki. Historia tych nauk to w dużej mierze poszukiwanie schematów i prawidłowości opartych na doświadczeniu. Także konstytuująca naukowy dyskurs falsyfikowalność teorii jest osiągnięciem humanistyki, nie mówiąc już o zasadzie wyznaczania praw na podstawie przykładów – kamieniu węgielnym nowożytnej nauki.
Należy oczywiście przyjąć, że system edukacji wyższej ma w każdym państwie swoistą specyfikę, jednakże zarzut braku zainteresowania historią wydaje się zasadniczo słuszny. Tym bardziej, że programy nauczania są coraz ściślej powiązane z systemem bolońskim – a zgodnie z prawem odkrytym przez Kopernika to zły pieniądz wypiera dobry. Postulować poprawę oczywiście jest mi niesłychanie łatwo; daleko trudniej będzie znaleźć rozsądną proporcję pomiędzy nauczaniem historii a wprowadzaniem obowiązujących teorii. Nauka nie powinna jednak, wzorem modelki, tracić głowę dla nowości z wybiegów, a raczej zachowywać wobec nich pewien krytycyzm, który niejeden nazwałby zapewne konserwatyzmem – rzecz jasna, na usprawiedliwienie swojej indolencji w poznawaniu przeszłości, dzięki której owe nowe teorie mogły zaistnieć.
Ta utrata pamięci historycznej została jeszcze dobitniej podkreślona przez polskiego wydawcę „Historii humanistyki”. Dodany w polskiej edycji podtytuł „zapomniane nauki” (w Oxford Press publikacja ukazała się pod tytułem „A New History of Humanities. The Search for Principles and Patterns from Antiquity to the Present”, który zdecydowanie lepiej koresponduje z treścią dzieła) wydaje się swego rodzaju wzmocnieniem przesłania płynącego z tekstu źródłowego. O ile bowiem zapomnienie jest (niestety) aktualne względem takich uczonych jak Panini czy Lachmann, o tyle trudno mi uwierzyć, że nawet przeciętnie wykształcona osoba nie zna dzieł Boecjusza czy teorii perspektywy Albertiego.
Śledzenie drogi, jaką od starożytności przebyły nauki humanistyczne, jest fascynującym doświadczeniem, pozwalającym sobie również uświadomić, jak pozorne są nieraz różnice pomiędzy nimi a tzw. naukami ścisłymi. Wielokrotnie wspólny im był nie tylko przedmiot badań, ale również metodologia (oparta na empirii). Nauka w optyce Rensa Boda to pozytywna wizja koegzystencji wielu dyskursów. Tam, gdzie humanistyka wchodzi na teren nauk przyrodniczych i czerpie z ich dorobku (np. teoria kłącza), dla amsterdamskiego naukowca uwidacznia się szansa wzajemnego dopełnienia, a nie styk, na którym zachodzić mają niepotrzebne antagonizmy. Przeciwstawianie nauk o człowieku (humanistyki) naukom o człowieku i przyrodzie (nauk ścisłych) to aberracja ludzi wrogich każdej nauce. Jak bowiem udowadnia Bod, o wiele aktualniejszym podziałem jest granica świata opartego na racjonalnym dyskursie i dyfuzującego tuż za nią świata mitów, guseł i pseudonauki. Tezę tę autor opiera na przywołanych w tekście licznych przykładach naukowców, dzielących pasję pomiędzy poznanie przyrody a człowieka, którzy uczynili niezmiernie dużo, zarówno dla nauk ścisłych, jak i humanistycznych, takich jak np. Arystoteles, Scaliger czy Newton.
Bardzo dobrze stało się, że „Historia humanistyki” wreszcie ukazała się w Polsce – kraju, który niewątpliwie przeżywa boleśnie wszystkie opisane powyżej problemy. Nie dosyć, że nauka w życiu publicznym coraz częściej przegrywa ze współczesną, wynaturzoną formą dziadów, to jeszcze los humanistyki wewnątrz niej przypomina grecką tragedię. Warto więc spojrzeć na najnowszą publikację wydawnictwa Aletheia w perspektywie szerszego dyskursu o stanie uniwersytetu i humanistyki w Polsce. Brutalne deprecjonowanie świata uniwersytetu wywołało uzasadniony opór, rozpoczęty artykułem „Śmierć uniwersytetu” opublikowanym przez ks. prof. Michała Hellera w „Tygodniku Powszechnym”. Głos zabrany przez profesora fizyki był niezwykle cenny z dwóch powodów: potwierdzał a priori opisaną wyżej tezę o jedności nauk oraz uświadamiał, że bolączki, które dotknęły polską naukę nie ograniczają się tylko do humanistyki. Z powodu choroby filadelfijskiej cierpią wszyscy.
Przyczyn upadku polskiej nauki z toczących się w debacie wypowiedzi można by wyartykułować prawie że nieograniczoną ilość. Sylabusy, zły system atrybucji grantów, fetyszyzacja indeksów cytowań (pisał o tym prof. Stabro), nadmierna liczba przyjmowanych studentów (prof. Tadeusiewicz, prof. Sławek), zły system finansowania (prof. Stabro, prof. Modzelewski). Do przyczyn ekonomiczno-politycznych można by dopisać jeszcze inne, pozainstytucjonalne: upadek etosu uniwersyteckiego (prof. Heller), czy kształcenia na etapie przeduniwersyteckim (prof. Sławek). Otoczenie medialne dokłada do tego nieprawdziwe dane na temat bezrobocia po studiach, próbując wmówić humanistom, że są bezproduktywni, niepotrzebni i nie mają żadnej przyszłości. Jak wielkim błędem logicznym skażone jest takie myślenie świadczy choćby niedawny raport nt. bezrobocia po tzw. kierunkach zamawianych. Aż trudno uwierzyć, że część młodych ludzi przyjęła za dobrą monetę, że brak wykształcenia ułatwi im zdobycie pracy. Bo jeśli nie studia i edukacja, to co? Niezależnie od jakiekolwiek kryzysu i sytuacji politycznej wiedza i wykształcenie jest zawsze najlepszym kapitałem i inwestycją. Ci, którzy to kwestionują, wychowują pokolenie kolejnych klientów dla przyszłych abmergoldów, wróżek i bioelektroenergocyberszamanów.
Uważny czytelnik „Historii humanistyki” dostrzeże więc w jej lekturze nieco więcej niż tylko fascynującą podróż po zapomnianych meandrach światowej humanistyki. Dostrzeże w niej zaproszenie do podniesienia niesłusznie opuszczonej głowy, do odzyskania utraconej dumy i poczucia własnej wartości. Humanistyka ma potężną moc i nie jest to moc czarnoksięska. Jest to moc zmieniania świata za pomocą racjonalności i krytycznego namysłu, ciągłego redefiniowania pojęć, tworzenia idei, które zmieniają rzeczywistość. Bod przywraca nas na drogę rozpoczętą przez Artysotelesa i praindyjsich uczonych, wspaniałych arabskich logików i mistrzowskich umysłów włoskiego Renesansu. Drogę, z której zboczyliśmy, tracąc wiarę w siebie i swoje dzieło – a to prowadzi donikąd. Wróćmy na nią czym prędzej, bo nie będzie Ariadny, która wyciągnie nas po swojej nici z tej otchłani. Nie będzie, bo niebawem nikt jej nie będzie znał, albo, co gorsza, kojarzyć będzie to imię jedynie z nazwą jakiegoś sklepu, sprzedającego, na przykład, rajstopy.
Rens Bod: „Historia humanistyki. Zapomniane nauki”. Przełożył Robert Pucek. Wydawnictwo Aletheia. Warszawa 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |