
MICHAŁ WIŚNIEWSKI POLECA
A
A
A
Nim spróbuję określić, czym jest wydana w Wydawnictwie Krytyki Politycznej książka Kamila Sipowicza „Encyklopedia Polskiej Psychodelii”, niech będzie mi wolno zaznaczyć, czym z całą pewnością ona nie jest. Nie jest zaś tym, co sugeruje jej tytuł, nie jest encyklopedią polskiej psychodelii. Ani niczego innego. Po prostu nie jest encyklopedią.
„Encyklopedia Polskiej Psychodelii nie ma układu hasłowego”. Składa się z 54 rozdziałów, które mają formę szkiców. Brak w nich odesłań. Brak zwięzłości. Różna długość – od jednostronicowej notatki po dłuższe szkice, często o eseistycznym charakterze – wydaje się dyktowana jedynie upodobaniem autora. Temu zaś brak obiektywizmu. Dystans do przedmiotu, o którym się pisze, nie ma przecież charakteru biograficznego. Nie jest ważne, czy prywatnie Kamil Sipowicz lubi sobie zapalić „blanta” czy woli wrzucić „bombkę”, czy ocenia narkotyki pozytywnie, czy też przeciwnie. Ważne jest natomiast, by jako autor (czyli już nie prywatnie) udawał przynajmniej, że jego (nie)encyklopedia zachowuje obiektywizm. Tymczasem wyraźna niechęć, z jaką odnosi się na przykład do chrześcijaństwa wywołuje miejscami wrażenie agitacji. Być może ciężko wypowiadać się o narkotykach, nie zajmując jednocześnie stanowiska politycznego (w szerokim znaczeniu tej „polityczności”), wydaje się jednak, że właśnie encyklopedyczne ujęcie powinno dostarczać koniecznych ku temu narzędzi.
Autorska perspektywa Sipowicza dochodzi jeszcze silniej do głosu tam, gdzie autor ujawnia swoje prywatne zainteresowania filozoficzne. Oczywiście nie ma nic złego w umieszczaniu psychodelików w kontekście filozofii. Ale Nietzsche i Heidegger? To dziwny wybór. A przynajmniej dziwny tak długo, jak tylko nie wiemy, że rozprawa doktorska Sipowicza dotyczyła Heideggera, a w 2005 roku opublikował on książkę „Heidegger: degeneracja i nieautentyczność”. Nie wyjaśnia to wprawdzie związku autora „Bycia i czasu” z kulturą psychodeliczną, i w trakcie ośmiu wzmianek o nim na łamach „Encyklopedii Polskiej Psychodelii” też się tego nie dowiemy, lecz łatwiej zrozumieć jego obecność w narracji Sipowicza. Czasem autor w ogóle nie kryje się z autonawiązaniami i całe rozdziały („52. Czy krasnoludki są psychodeliczne?”) tworzy z wyciągów ze swych wcześniejszych publikacji (tu: „Hipisi w PRL-u”).
„Encyklopedia Polskiej Psychodelii” uporządkowana jest w sposób chronologiczny, co również odbiega od gatunkowego wzorca uporządkowanych alfabetycznie encyklopedii. Chronologia, co ciekawe, narzuca też uporządkowanie materiału i metody. Początkowe rozdziały mają bardziej antropologiczny charakter. Autor ukazuje obecność psychodelików w kulturach starożytnych i wiekach średnich (co przy okazji unieważnia podtytuł – „Od Mickiewicza do Masłowskiej, od Witkacego do street-artu”). Próbuje powiązać doświadczenia psychodeliczne z rozwojem ludzkiej kultury, a w zasadzie przywołuje takie próby poczynione przez Terence’a McKennę i innych. Następnie tropi psychodeliki w kulturach dawnych Słowian, później zaś porzuca antropologię na rzecz literaturoznawstwa. I wtedy wykłada się jeszcze bardziej.
Rozpoczyna od romantyzmu i usiłuje ukazać szkolne ikony polskiego pisarstwa – Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Reymonta, Leśmiana, Białoszewskiego czy Lema – jako psychonautów. Niestety wszystko to sprowadza się do wyszukiwania sugestywnych fraz lub motywów w twórczości owych pisarzy. Sipowicz, poświęcając w swej „Encyklopedii Polskiej Psychodelii” bardzo dużo miejsca literaturze, nie wychodzi poza warstwę tematyczną, nie wiąże doświadczeń psychodelicznych z poetyką danych autorów, bo też takiej relacji u wielu przywoływanych przez niego pisarzy próżno szukać. Paradoksalnie, najbliżej takiego ujęcia jest w artykule poświęconym Leśmianowi, tyle że nie ma akurat żadnych dowodów na to, że Leśmian zażywał psychodeliki. Twierdzenie Sipowicza, że Leśmian bywał w Paryżu, gdzie działały kluby palaczy haszyszu i opium, przez co zasadne miałoby być jego miejsce w „Encyklopedii Polskiej Psychodelii”, jest jak przekonanie, że każdy, kto był na wycieczce w Amsterdamie, palił w swym życiu marihuanę.
Redakcja „Encyklopedii Polskiej Psychodelii” pozostawia wiele do życzenia. Błędy stylistyczne i „zgubione” spacje to mały problem. Większy – błędy merytoryczne, a od tych książka nie jest niestety wolna. Jedną z eskalacji pomyłek znajdziemy na stronie 118. W notatce o Hansie Bellmerze Sipowicz pisze: „W 2011 roku zmarły Andrzej Urbanowicz i Henryk Waniek razem z ostatnią partnerką Andrzeja, Małgorzatą Borowską, stworzyli prężnie działające w Katowicach Stowarzyszenie Twórcze Bellmer”. Myślę, że rzeczywiście, wszyscy, którzy mieli szczęście znać Andrzeja, a po jego śmierci nadal uczestniczyć w towarzyskim życiu jego pracowni, przyznają, że duch Urbanowicza wciąż działa, łączy i inspiruje ludzi. Ale bez względu na to, jak bardzo byśmy sobie tego życzyli, zmarły Andrzej Urbanowicz niczego już nie stworzy. A Towarzystwo Bellmer (bo tak nazywa się od samego początku po dziś organizacja, którą Sipowicz ma na myśli) zawiązało się w 2000 roku.
Redakcja graficzna książki jest jeszcze gorsza. Szeroki format w połączeniu z minimalnym marginesem sprawia, że lektura staje się nieporęczna. Numeracja u dołu strony, tuż przy szyciu jest kompletnie niefunkcjonalna. Liczne ilustracje, zdjęcia i skany okładek nie tylko budzą wątpliwość, co do pełnionej roli, ale także przy zupełnie dowolnym rozmieszczeniu i braku obramowań – zakłócają czytelność tekstu.
Pomimo licznych wad, zarówno w treści, jak i w formie, „Encyklopedia Polskiej Psychodelii” jest ciekawym zjawiskiem na polskim rynku wydawniczym. Z pewnością to dzieło ma u nas charakter prekursorski. I chociaż nie spełnia jeszcze standardów zachodnich publikacji tego typu, to daje nadzieję na kolejne tytuły, może bardziej encyklopedyczne, niż sama nazwa.
Tytuł niniejszej recenzji nie jest żartem. Rekomendacja Michała Wiśniewskiego, wokalisty Ich Troje, naprawdę znajduje się na tylnej okładce „Encyklopedii”. Sądzę – dalej bez ironii! – że jego fani rzeczywiście mogą tę książkę docenić. Fajniej im będzie ze świadomością, że Mickiewicz, o którym ich uczą w szkole, lubił sobie czasem przyćpać. I nie będzie ich interesowała weryfikacja tych informacji.
„Encyklopedia Polskiej Psychodelii nie ma układu hasłowego”. Składa się z 54 rozdziałów, które mają formę szkiców. Brak w nich odesłań. Brak zwięzłości. Różna długość – od jednostronicowej notatki po dłuższe szkice, często o eseistycznym charakterze – wydaje się dyktowana jedynie upodobaniem autora. Temu zaś brak obiektywizmu. Dystans do przedmiotu, o którym się pisze, nie ma przecież charakteru biograficznego. Nie jest ważne, czy prywatnie Kamil Sipowicz lubi sobie zapalić „blanta” czy woli wrzucić „bombkę”, czy ocenia narkotyki pozytywnie, czy też przeciwnie. Ważne jest natomiast, by jako autor (czyli już nie prywatnie) udawał przynajmniej, że jego (nie)encyklopedia zachowuje obiektywizm. Tymczasem wyraźna niechęć, z jaką odnosi się na przykład do chrześcijaństwa wywołuje miejscami wrażenie agitacji. Być może ciężko wypowiadać się o narkotykach, nie zajmując jednocześnie stanowiska politycznego (w szerokim znaczeniu tej „polityczności”), wydaje się jednak, że właśnie encyklopedyczne ujęcie powinno dostarczać koniecznych ku temu narzędzi.
Autorska perspektywa Sipowicza dochodzi jeszcze silniej do głosu tam, gdzie autor ujawnia swoje prywatne zainteresowania filozoficzne. Oczywiście nie ma nic złego w umieszczaniu psychodelików w kontekście filozofii. Ale Nietzsche i Heidegger? To dziwny wybór. A przynajmniej dziwny tak długo, jak tylko nie wiemy, że rozprawa doktorska Sipowicza dotyczyła Heideggera, a w 2005 roku opublikował on książkę „Heidegger: degeneracja i nieautentyczność”. Nie wyjaśnia to wprawdzie związku autora „Bycia i czasu” z kulturą psychodeliczną, i w trakcie ośmiu wzmianek o nim na łamach „Encyklopedii Polskiej Psychodelii” też się tego nie dowiemy, lecz łatwiej zrozumieć jego obecność w narracji Sipowicza. Czasem autor w ogóle nie kryje się z autonawiązaniami i całe rozdziały („52. Czy krasnoludki są psychodeliczne?”) tworzy z wyciągów ze swych wcześniejszych publikacji (tu: „Hipisi w PRL-u”).
„Encyklopedia Polskiej Psychodelii” uporządkowana jest w sposób chronologiczny, co również odbiega od gatunkowego wzorca uporządkowanych alfabetycznie encyklopedii. Chronologia, co ciekawe, narzuca też uporządkowanie materiału i metody. Początkowe rozdziały mają bardziej antropologiczny charakter. Autor ukazuje obecność psychodelików w kulturach starożytnych i wiekach średnich (co przy okazji unieważnia podtytuł – „Od Mickiewicza do Masłowskiej, od Witkacego do street-artu”). Próbuje powiązać doświadczenia psychodeliczne z rozwojem ludzkiej kultury, a w zasadzie przywołuje takie próby poczynione przez Terence’a McKennę i innych. Następnie tropi psychodeliki w kulturach dawnych Słowian, później zaś porzuca antropologię na rzecz literaturoznawstwa. I wtedy wykłada się jeszcze bardziej.
Rozpoczyna od romantyzmu i usiłuje ukazać szkolne ikony polskiego pisarstwa – Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Reymonta, Leśmiana, Białoszewskiego czy Lema – jako psychonautów. Niestety wszystko to sprowadza się do wyszukiwania sugestywnych fraz lub motywów w twórczości owych pisarzy. Sipowicz, poświęcając w swej „Encyklopedii Polskiej Psychodelii” bardzo dużo miejsca literaturze, nie wychodzi poza warstwę tematyczną, nie wiąże doświadczeń psychodelicznych z poetyką danych autorów, bo też takiej relacji u wielu przywoływanych przez niego pisarzy próżno szukać. Paradoksalnie, najbliżej takiego ujęcia jest w artykule poświęconym Leśmianowi, tyle że nie ma akurat żadnych dowodów na to, że Leśmian zażywał psychodeliki. Twierdzenie Sipowicza, że Leśmian bywał w Paryżu, gdzie działały kluby palaczy haszyszu i opium, przez co zasadne miałoby być jego miejsce w „Encyklopedii Polskiej Psychodelii”, jest jak przekonanie, że każdy, kto był na wycieczce w Amsterdamie, palił w swym życiu marihuanę.
Redakcja „Encyklopedii Polskiej Psychodelii” pozostawia wiele do życzenia. Błędy stylistyczne i „zgubione” spacje to mały problem. Większy – błędy merytoryczne, a od tych książka nie jest niestety wolna. Jedną z eskalacji pomyłek znajdziemy na stronie 118. W notatce o Hansie Bellmerze Sipowicz pisze: „W 2011 roku zmarły Andrzej Urbanowicz i Henryk Waniek razem z ostatnią partnerką Andrzeja, Małgorzatą Borowską, stworzyli prężnie działające w Katowicach Stowarzyszenie Twórcze Bellmer”. Myślę, że rzeczywiście, wszyscy, którzy mieli szczęście znać Andrzeja, a po jego śmierci nadal uczestniczyć w towarzyskim życiu jego pracowni, przyznają, że duch Urbanowicza wciąż działa, łączy i inspiruje ludzi. Ale bez względu na to, jak bardzo byśmy sobie tego życzyli, zmarły Andrzej Urbanowicz niczego już nie stworzy. A Towarzystwo Bellmer (bo tak nazywa się od samego początku po dziś organizacja, którą Sipowicz ma na myśli) zawiązało się w 2000 roku.
Redakcja graficzna książki jest jeszcze gorsza. Szeroki format w połączeniu z minimalnym marginesem sprawia, że lektura staje się nieporęczna. Numeracja u dołu strony, tuż przy szyciu jest kompletnie niefunkcjonalna. Liczne ilustracje, zdjęcia i skany okładek nie tylko budzą wątpliwość, co do pełnionej roli, ale także przy zupełnie dowolnym rozmieszczeniu i braku obramowań – zakłócają czytelność tekstu.
Pomimo licznych wad, zarówno w treści, jak i w formie, „Encyklopedia Polskiej Psychodelii” jest ciekawym zjawiskiem na polskim rynku wydawniczym. Z pewnością to dzieło ma u nas charakter prekursorski. I chociaż nie spełnia jeszcze standardów zachodnich publikacji tego typu, to daje nadzieję na kolejne tytuły, może bardziej encyklopedyczne, niż sama nazwa.
Tytuł niniejszej recenzji nie jest żartem. Rekomendacja Michała Wiśniewskiego, wokalisty Ich Troje, naprawdę znajduje się na tylnej okładce „Encyklopedii”. Sądzę – dalej bez ironii! – że jego fani rzeczywiście mogą tę książkę docenić. Fajniej im będzie ze świadomością, że Mickiewicz, o którym ich uczą w szkole, lubił sobie czasem przyćpać. I nie będzie ich interesowała weryfikacja tych informacji.
Kamil Sipowicz: „Encyklopedia Polskiej Psychodelii. Od Mickiewicza do Masłowskiej, od Witkacego do street-artu”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |