
WIERSZE
A
A
A
Wysoka brama
Panu Markowi Barańskiemu
Jest taka brama
do Starego Miasta.
Wysoka Brama,
o której pamiętam.
Za nią jarmarki,
zapach ryb i miodu.
Oranżada, sztuczne ognie,
krzyk kupców i kobiet.
Zabawa do rana.
Pełna Awangarda.
I fosa aż huczy
od wina i śpiewu.
A później patrzenie
na twarz świętego,
kiedy słońce wschodzi
i słychać nurt rzeki.
Wykład z historii naturalnej
Że nie było go przy niej,
nikt o tym nie wiedział.
Ktoś skłamał, ktoś zdradził.
Ktoś zupełnie inny.
Dla takich którzy myślą,
że nic się nie zmieni
wymyślony został tryb przypuszczający.
A oni – siedzą, jakby nigdy nic, odgrywają role.
Na scenie poza którą, żaden z nich nie wyjdzie.
I pomrą bez pamięci.
Ktoś inny wyniesie z ich domów
bułgarską porcelanę, którą przywiózł ojciec;
książki, zegary od lat spóźniające,
rękopisy przepisów, kartki i dyplomy,
świadectwa straty czasu.
Niezrozumiała dla nas jest ich lisia mowa,
zwolniona z historii, cyklów i pór roku.
Żadne w niej słowo nie odracza końca.
I wyobrażam sobie, co wszystko z pozoru
ważne, gdy mijam na ulicy
ludzi, a żaden z nich
nie wejdzie do historii.
I chciałbym
dać im nowe życie
choćby w słowie
jeszcze.
Pociąg
Dziękuję, że pojawiasz się co dzień
o tej samej porze, nie mając pojęcia
o moim istnieniu, w pociągu niejasnej relacji
Chorzów – Katowice.
Kim jesteś w swoich obcisłych spodniach
i białej zmęczonej koszuli, z wyrazem
twarzy chłopca, który jeszcze nigdy
nie poczuł kobiety? Mogą wprowadzać w błąd
twoje siwe włosy, przygarbione barki,
na które brałeś zbyt wiele. Kim jesteś
ze swoim całodobowym apetytem,
który w każdej chwili domaga się zaspokojenia?
Mogłoby się wydawać, że cały ten spektakl
rozkołysanych bioder, jest jedynie ochronną
strategią. I ten moment, gdy rozbierasz wzrokiem
te wszystkie konduktorki, księgowe i studentki,
trwać będzie mimo wszystko.
A może po prostu.
Aniołowie
Wystarczyło powiedzieć, a już się stawały.
Od ciała odjęte, choć skończenie ludzkie.
Między wiecznym teraz, a nieukończonym wtedy.
Jakim nazwać ich imieniem, jak wyjąć z ciemności
po kolei, co do ostatniego i po czym rozpoznać –
czy po oczach, kształcie nosa, okrągłościach brzucha?
Ich twarze topnieją, kiedy stanąć obok.
Wydani na służbę, są bliżej natury.
Oddzieleni od nas jedynie o czułość.
Patroni zakażonych, błaznów bez imienia,
tańczących na ulicy swe tubylcze tańce .
Kryjący się po kątach, w barach, po szaletach
bez fletni i bębnów, o glinianej cerze.
Zwyczajni snują się po ziemi na swych kocich łapkach.
Iramel, Azrael, Betel, Gimel, Tawel, Reszel
by gdzieś i kiedyś, pozostawić ślady.
Panu Markowi Barańskiemu
Jest taka brama
do Starego Miasta.
Wysoka Brama,
o której pamiętam.
Za nią jarmarki,
zapach ryb i miodu.
Oranżada, sztuczne ognie,
krzyk kupców i kobiet.
Zabawa do rana.
Pełna Awangarda.
I fosa aż huczy
od wina i śpiewu.
A później patrzenie
na twarz świętego,
kiedy słońce wschodzi
i słychać nurt rzeki.
Wykład z historii naturalnej
Że nie było go przy niej,
nikt o tym nie wiedział.
Ktoś skłamał, ktoś zdradził.
Ktoś zupełnie inny.
Dla takich którzy myślą,
że nic się nie zmieni
wymyślony został tryb przypuszczający.
A oni – siedzą, jakby nigdy nic, odgrywają role.
Na scenie poza którą, żaden z nich nie wyjdzie.
I pomrą bez pamięci.
Ktoś inny wyniesie z ich domów
bułgarską porcelanę, którą przywiózł ojciec;
książki, zegary od lat spóźniające,
rękopisy przepisów, kartki i dyplomy,
świadectwa straty czasu.
Niezrozumiała dla nas jest ich lisia mowa,
zwolniona z historii, cyklów i pór roku.
Żadne w niej słowo nie odracza końca.
I wyobrażam sobie, co wszystko z pozoru
ważne, gdy mijam na ulicy
ludzi, a żaden z nich
nie wejdzie do historii.
I chciałbym
dać im nowe życie
choćby w słowie
jeszcze.
Pociąg
Dziękuję, że pojawiasz się co dzień
o tej samej porze, nie mając pojęcia
o moim istnieniu, w pociągu niejasnej relacji
Chorzów – Katowice.
Kim jesteś w swoich obcisłych spodniach
i białej zmęczonej koszuli, z wyrazem
twarzy chłopca, który jeszcze nigdy
nie poczuł kobiety? Mogą wprowadzać w błąd
twoje siwe włosy, przygarbione barki,
na które brałeś zbyt wiele. Kim jesteś
ze swoim całodobowym apetytem,
który w każdej chwili domaga się zaspokojenia?
Mogłoby się wydawać, że cały ten spektakl
rozkołysanych bioder, jest jedynie ochronną
strategią. I ten moment, gdy rozbierasz wzrokiem
te wszystkie konduktorki, księgowe i studentki,
trwać będzie mimo wszystko.
A może po prostu.
Aniołowie
Wystarczyło powiedzieć, a już się stawały.
Od ciała odjęte, choć skończenie ludzkie.
Między wiecznym teraz, a nieukończonym wtedy.
Jakim nazwać ich imieniem, jak wyjąć z ciemności
po kolei, co do ostatniego i po czym rozpoznać –
czy po oczach, kształcie nosa, okrągłościach brzucha?
Ich twarze topnieją, kiedy stanąć obok.
Wydani na służbę, są bliżej natury.
Oddzieleni od nas jedynie o czułość.
Patroni zakażonych, błaznów bez imienia,
tańczących na ulicy swe tubylcze tańce .
Kryjący się po kątach, w barach, po szaletach
bez fletni i bębnów, o glinianej cerze.
Zwyczajni snują się po ziemi na swych kocich łapkach.
Iramel, Azrael, Betel, Gimel, Tawel, Reszel
by gdzieś i kiedyś, pozostawić ślady.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |