
SIŁA WYŻSZA, SIŁA NIŻSZA
A
A
A
„Siła niższa” działa jak potoczna, niemal przysłowiowa siła wyższa. Drąży, rezonuje, prowokuje. Treścią, formą, typografią. Dlatego szukając inspirujących pozycji wśród młodej poezji polskiej, nie sposób nie natknąć się na Konrada Górę i do Góry nie powracać. Siła wyższa, siła niższa.
„Siła niższa (full hasiok)” to trzeci tom w dorobku Góry, najbardziej konceptualny, ale utrzymany w podobnej tonacji i oparty na znanych z poprzednich książek tematycznych rusztowaniach. Są tu więc, mówiąc słowami otwierającego tom wiersza: wiersz, śnieg, trop, noc (autotematyzm), dzień, wnyk, strach, drąg (polityka), śmierć, gniew, żar, dym (biologia), bieg, sen, dryg, bądź (projekt). Jak sam interjęzykowy podtytuł podpowiada, rzecz jest śmietnikiem, choć pełnym cennych odpadów, bo na hasioku aż roi się od maszkietów.
Tom autora „Requiem dla Saddama Husajna...” jawi mi się niemal dwubiegunowo. Z jednej strony jako zapis społeczno-politycznej obserwacji, historyczno-ideowej refleksji, które ukazują zniesmaczenie systemem oraz frustracje wynikające z bycia jego cząstką: „Kraj, w którym prawo do obrzydzenia rzeczywistością to jest przywilej, dajmy na to, prawicy” („13”; „Banały 13 – 30”). Z drugiej zaś jest w tej poezji ogromne umiłowanie życia, coś na kształt witalistycznego zachłystywania się światem, które rozwija się w ciekawą propozycję namysłu nad podmiotowością [ciąg dalszy powyższego cytatu]: „Aż się marzy, żeby spadł deszcz, bo to jest jakaś inna fabuła” (tamże). Ten dwusieczny trop sugerują już skontrastowane ze sobą motta, którymi są: „Modlitwa szarego człowieka” Rafała Wojaczka i fragment przemówienia prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza. Co więcej, owa dwubiegunówka ma również swoją formalną podbudowę: książka składa się bowiem z wycyzelowanych litanii, refrenicznych, niemal modlitewnych liryków (zob. ghazal) oraz „banałów”, które mają enumeryczną formę cytatów, quasi-aforyzmów, mininarracji sprawiających wrażenie zapisu autentycznych wydarzeń. Dialektyczna formuła konfliktu siły wyższej i siły niższej sprawdzałaby się więc w interpretacji tego tomu zaskakująco dobrze, szkopuł tkwi w tym, że propozycja Góry ma wybuchowy potencjał i wszystkie te gotowe szablony puszcza z dymem: „– Góra rodzi mysz. / – Nadmiar zawsze skutkuje pasożytem” („26”; „Banały 13 – 30”).
Czymże więc ma być ten pasożyt, który podkopuje nasz czytelniczy dobrobyt, jednocześnie biesiadując z nami przy tym samym stole (zob. gr. parasitos)? Wydaje się, że jest to kolejne z wcieleń Innego, wykluczonego, figury rodzącej się na marginesach, niejako wyplutej przez system, bytującej na hasioku, żywiącej się odpadami nadmiaru. W porządku historycznoliterackim byłaby to figuracja międzytekstowego dialogu, pożywiania się na literackich poprzednikach (a tych w „Sile niższej” jest cały szereg: Wojaczek, Borowski, Lorca, Dycki, Pound, Whitman, Majakowski etc.). Wreszcie na poziomie, powiedzmy, konceptualnym mamy do czynienia z palimpsestem: „bazę” dla nowej książki Góry stanowi datowane na 28 września 1995 roku wydanie „Słowa Polskiego” – znów jedno „wżera się” w drugie. Jak sam tytuł sugeruje, Góra odwraca proporcje, proponując podążanie tropem pasożyta, ironicznie przetwarzającego odgórne reguły, zorientowanego na przeżywanie i czucie, nieograniczone systemem normatywnych zakazów i obostrzeń: „[...] jestem, jadam do bólu zębów i czkawki, piję, nękam, wytracam Pęd” („Dziękczynne (późna rzecz do wszystkich)”); „Tak kochać, żeby ból wypchnął ze mnie całe zbędne powietrze” („30 (drugie)”; „Banały 13 – 30”). Ten pasożytniczy obserwator pokazuje nam siły niższe tkwiące „u podstaw” naszej podmiotowości i będące motorem napędowym relacji z innymi – afekty i emocje władające ciałami poetyckich podmiotów. W tej perspektywie ucieleśnione zostają nawet gwiazdy, wszystko ma ciało i traci nad tym ciałem kontrolę: „Źle narysowane tory / do dziury w ziemi / na dwa kłęby nerwów” („Kolega”), „Morwowe, lipcowe / kęsy krwi” („Ghazal spełniania”). Wszystko jednocześnie rozgrywa się w języku, nawet deszcz ma fabułę.
Somaestetyka Góry ma dwa oblicza – z jednej strony ukazuje ciało jako centrum doświadczenia, to z jego perspektywy poznajemy wszystkie historie i cielesność percepcji staje się jednocześnie najważniejszą cechą stylu poety: „Bojaźń // bez ja, nyża w ciele / jednym językiem” („Ghazal spełniania”). Wyraża się w rozprężeniu prawideł gramatyki i archaizacji słownictwa, a to połączenie dwóch zabiegów daje piorunujący efekt. Z drugiej strony ciało – dobrze wiemy, jak na dzieci Foucaulta przystało – jest jednym z narzędzi kontroli normatywizującego jednostki systemu – państwa, „które los swoich pieniędzy poważa dobrze ponad trzykrotnie mocniej od losu swoich kobiet” („Banał (31, w lustrze widzące 13)”).
Na gruncie tej poetyckiej refleksji krytycznej, której trzeba dać się po prostu porwać, bo transowy zaśpiew zabiera nas w dryf ku źródłom polszczyzny, nadbudowany zostaje jednak pozytywny program działania, dzięki czemu Góra unika „melancholicznej pułapki” i nie kreuje utopijnej wizji wyzwolenia na postulacie powrotu do którejś z wersji przeszłości. Tak więc w tonie nieledwie gniewno-biblijnym formułowane są przykazania: „żadnych krzykliwych nadziei”, „żadnej sukcesji krwi”, „żadnego wyposzczenia”, „żadnego mocowania solo”, „żadnego zwietrzenia duszy”, „żadnego końca złudzeń” (II–VII z „Jeszcze,”). Ich wspólnym mianownikiem jest niekontrolowane i niekończące się przeżywanie (zresztą, co ciekawe, odczasownikowe tytuły zawsze występują w aspekcie niedokonanym) świata, siebie i innych, a „język od ciała tętni[ący] pupurą” (tamże).
„Siła niższa (full hasiok)” to trzeci tom w dorobku Góry, najbardziej konceptualny, ale utrzymany w podobnej tonacji i oparty na znanych z poprzednich książek tematycznych rusztowaniach. Są tu więc, mówiąc słowami otwierającego tom wiersza: wiersz, śnieg, trop, noc (autotematyzm), dzień, wnyk, strach, drąg (polityka), śmierć, gniew, żar, dym (biologia), bieg, sen, dryg, bądź (projekt). Jak sam interjęzykowy podtytuł podpowiada, rzecz jest śmietnikiem, choć pełnym cennych odpadów, bo na hasioku aż roi się od maszkietów.
Tom autora „Requiem dla Saddama Husajna...” jawi mi się niemal dwubiegunowo. Z jednej strony jako zapis społeczno-politycznej obserwacji, historyczno-ideowej refleksji, które ukazują zniesmaczenie systemem oraz frustracje wynikające z bycia jego cząstką: „Kraj, w którym prawo do obrzydzenia rzeczywistością to jest przywilej, dajmy na to, prawicy” („13”; „Banały 13 – 30”). Z drugiej zaś jest w tej poezji ogromne umiłowanie życia, coś na kształt witalistycznego zachłystywania się światem, które rozwija się w ciekawą propozycję namysłu nad podmiotowością [ciąg dalszy powyższego cytatu]: „Aż się marzy, żeby spadł deszcz, bo to jest jakaś inna fabuła” (tamże). Ten dwusieczny trop sugerują już skontrastowane ze sobą motta, którymi są: „Modlitwa szarego człowieka” Rafała Wojaczka i fragment przemówienia prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza. Co więcej, owa dwubiegunówka ma również swoją formalną podbudowę: książka składa się bowiem z wycyzelowanych litanii, refrenicznych, niemal modlitewnych liryków (zob. ghazal) oraz „banałów”, które mają enumeryczną formę cytatów, quasi-aforyzmów, mininarracji sprawiających wrażenie zapisu autentycznych wydarzeń. Dialektyczna formuła konfliktu siły wyższej i siły niższej sprawdzałaby się więc w interpretacji tego tomu zaskakująco dobrze, szkopuł tkwi w tym, że propozycja Góry ma wybuchowy potencjał i wszystkie te gotowe szablony puszcza z dymem: „– Góra rodzi mysz. / – Nadmiar zawsze skutkuje pasożytem” („26”; „Banały 13 – 30”).
Czymże więc ma być ten pasożyt, który podkopuje nasz czytelniczy dobrobyt, jednocześnie biesiadując z nami przy tym samym stole (zob. gr. parasitos)? Wydaje się, że jest to kolejne z wcieleń Innego, wykluczonego, figury rodzącej się na marginesach, niejako wyplutej przez system, bytującej na hasioku, żywiącej się odpadami nadmiaru. W porządku historycznoliterackim byłaby to figuracja międzytekstowego dialogu, pożywiania się na literackich poprzednikach (a tych w „Sile niższej” jest cały szereg: Wojaczek, Borowski, Lorca, Dycki, Pound, Whitman, Majakowski etc.). Wreszcie na poziomie, powiedzmy, konceptualnym mamy do czynienia z palimpsestem: „bazę” dla nowej książki Góry stanowi datowane na 28 września 1995 roku wydanie „Słowa Polskiego” – znów jedno „wżera się” w drugie. Jak sam tytuł sugeruje, Góra odwraca proporcje, proponując podążanie tropem pasożyta, ironicznie przetwarzającego odgórne reguły, zorientowanego na przeżywanie i czucie, nieograniczone systemem normatywnych zakazów i obostrzeń: „[...] jestem, jadam do bólu zębów i czkawki, piję, nękam, wytracam Pęd” („Dziękczynne (późna rzecz do wszystkich)”); „Tak kochać, żeby ból wypchnął ze mnie całe zbędne powietrze” („30 (drugie)”; „Banały 13 – 30”). Ten pasożytniczy obserwator pokazuje nam siły niższe tkwiące „u podstaw” naszej podmiotowości i będące motorem napędowym relacji z innymi – afekty i emocje władające ciałami poetyckich podmiotów. W tej perspektywie ucieleśnione zostają nawet gwiazdy, wszystko ma ciało i traci nad tym ciałem kontrolę: „Źle narysowane tory / do dziury w ziemi / na dwa kłęby nerwów” („Kolega”), „Morwowe, lipcowe / kęsy krwi” („Ghazal spełniania”). Wszystko jednocześnie rozgrywa się w języku, nawet deszcz ma fabułę.
Somaestetyka Góry ma dwa oblicza – z jednej strony ukazuje ciało jako centrum doświadczenia, to z jego perspektywy poznajemy wszystkie historie i cielesność percepcji staje się jednocześnie najważniejszą cechą stylu poety: „Bojaźń // bez ja, nyża w ciele / jednym językiem” („Ghazal spełniania”). Wyraża się w rozprężeniu prawideł gramatyki i archaizacji słownictwa, a to połączenie dwóch zabiegów daje piorunujący efekt. Z drugiej strony ciało – dobrze wiemy, jak na dzieci Foucaulta przystało – jest jednym z narzędzi kontroli normatywizującego jednostki systemu – państwa, „które los swoich pieniędzy poważa dobrze ponad trzykrotnie mocniej od losu swoich kobiet” („Banał (31, w lustrze widzące 13)”).
Na gruncie tej poetyckiej refleksji krytycznej, której trzeba dać się po prostu porwać, bo transowy zaśpiew zabiera nas w dryf ku źródłom polszczyzny, nadbudowany zostaje jednak pozytywny program działania, dzięki czemu Góra unika „melancholicznej pułapki” i nie kreuje utopijnej wizji wyzwolenia na postulacie powrotu do którejś z wersji przeszłości. Tak więc w tonie nieledwie gniewno-biblijnym formułowane są przykazania: „żadnych krzykliwych nadziei”, „żadnej sukcesji krwi”, „żadnego wyposzczenia”, „żadnego mocowania solo”, „żadnego zwietrzenia duszy”, „żadnego końca złudzeń” (II–VII z „Jeszcze,”). Ich wspólnym mianownikiem jest niekontrolowane i niekończące się przeżywanie (zresztą, co ciekawe, odczasownikowe tytuły zawsze występują w aspekcie niedokonanym) świata, siebie i innych, a „język od ciała tętni[ący] pupurą” (tamże).
Konrad Góra: „Siła niższa (full hasiok)”. Fundacja na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza. Wrocław 2012.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |