
POMIĘDZY KONKRETEM I ABSTRAKCJĄ. MARK ROTHKO
A
A
A
Wystawa Marka Rothki w Muzeum Narodowym w założeniu ma charakter przekrojowy. W kilku salach została zamknięta cała droga twórcza artysty, łącznie z jego inspiracjami i początkami działalności. W sumie na wystawie zaprezentowanych zostało szesnaście obrazów. Pierwsza wątpliwość, która się narzuca, dotyczy ryzyka zbytnio uproszczonej rekonstrukcji owej twórczej drogi. Nie znam artysty, którego kolejne etapy i zmiany w podejściu do sztuki można zamknąć w zaledwie kilku salach wystawowych. A właściwie nie znałam, dopóki nie zobaczyłam warszawskiej wystawy… W przypadku twórczości Rothki mniej znaczy więcej. Wybór dzieł, jakie możemy oglądać, nie jest uproszczeniem. Pokazuje w skrótowy i czytelny sposób drogę, jaką przeszedł artysta od nieporadnych, figuratywnych początków, aż do ostatnich, poruszających prac. Bardziej niż o uproszczeniu możemy mówić w tym wypadku o udanej syntezie.
Pierwsza sala ma charakter wprowadzający, biograficzny. Zostały na niej zaprezentowane inspiracje artysty, książki, które go fascynowały, płyty, których namiętnie słuchał. Nie potrafię zrozumieć sensu tego zabiegu. Oczywiście informacje o inspiracjach artysty są istotne, jednak włączenie książek, które miał na swojej półce, w obręb ekspozycji, wydaje się zbędne. Kolejna sala prezentuje wczesną fazę twórczości Rothki. Zaskakująca jest ogromna różnorodność i chaotyczność eksponowanych dzieł. Pokazują one początkowe zagubienie artysty, nieporadne poszukiwanie własnego stylu i drogi twórczej. W pracach tych widoczny jest wpływ ekspresjonizmu i surrealizmu. Obraz „Szyjąca kobieta” swym nastrojem przypomina wczesne prace Van Gogha. „Falanga umysłu” wydaje się inspirowana twórczością Francisa Picabii. Uderzającymi cechami początkowej twórczości Rothki są brak oryginalności i stylistyczna różnorodność.
Początkowy chaos zostaje przezwyciężony wraz z pojawieniem się multiform. Jest to krok w kierunku color field painting, tutaj jednak obraz nie zostaje zdominowany przez nakładające się płaszczyzny barw. Zamiast nich widoczne są plamy zawieszone w przestrzeni. Zwrot ku dojrzałemu malarstwu jest związany z odejściem od figuracji. Multiformy (wieloformy) są jednak bardziej dynamiczne, kolorystycznie zróżnicowane. Tak dzieje się w przypadku „Nr 2” gdzie barwne plamy sprawiają wrażenie nakładanych chaotycznie. Rothko definiował „multiformy” jako „samowystarczalne byty wyposażone w organiczną strukturę”. Widoczne jest to w prezentowanych obrazach – formy wydają się wymykać wszelkiej porządkującej władzy.
Kolejna sala prezentuje już najbardziej rozpoznawalne i podziwiane płótna spod znaku color field painting. Formy ulegają uspokojeniu, od ich układu i rozplanowania ważniejsze stają się relacje barwne. Rothko nakłada kolory na siebie, pozwalając im wzajemnie się przenikać. Widz, spoglądając na obraz, stopniowo wydobywa kolejne warstwy, przetarcia i charakterystyczne nieregularne krawędzie. W latach 60. XX wieku color field painting traci swą barwę. Płótna powstałe w ostatnim okresie twórczości są niepokojące i tajemnicze. Czerń coraz bardziej dominuje, aby ogarnąć całą płaszczyznę obrazu. Tak dzieje się w obrazie „Nr 8” z 1964 roku. Jest on niemalże zupełnie czarny. Rothko nieznacznie niuansuje natężenie czerni, nadając jej niezwykłą głębię. W efekcie widz, stojąc przed płótnem, ma wrażenie niemalże fizycznego wejścia w obraz, spadania w otchłań.
Malarstwo Rothki bywa odczytywane w kontekście wzniosłości (rozumianej „po lyotardowsku”). Szczególnie często odnoszone jest także do kategorii sacrum. Gdy spoglądamy na obraz „Nr 8”, konotacje te sprawiają wrażenie zasadnych. Artysta wydaje się dokonywać niemożliwego – maluje pustkę. W niemalże mistycznym kontakcie z jego ostatnimi płótnami mamy poczucie, że spotykamy się z tajemnicą, z niewyrażalnym. Jednocześnie odczuwamy ten obraz bardzo silnie na poziomie emocjonalnym. Ostatnie płótna artysty przytłaczają widza siłą zawartej w nich rozpaczy. Mniej więcej siedmioletnia dziewczynka, która była na wystawie, gdy zobaczyła obraz „Nr 8”, powiedziała do swojej mamy: „Tutaj mieszkają potwory”. Trudno o trafniejszą charakterystykę tego obrazu. Co więcej, słowa te dowodzą, że malarstwo Rothki, dzięki wypracowaniu specyficznego języka, może przemawiać do każdego.
Glenn Philips zwracał uwagę na fakt, że to, co najważniejsze w twórczości artysty, dokonuje się poza obrazem. Tym, co jest najistotniejsze, jest samo doświadczenie – „tak jakby dzieło było skutecznie ukończone jedynie, kiedy wywołuje określony, prawdopodobnie głęboki, afekt w odpowiednio wrażliwym odbiorcy” (Philips 2005: 2). Specyfika malarstwa Rothki sprawia, że nie każdy odbiera je w ten sam sposób. Jednocześnie, w przypadku jego obrazów „trafność” odbioru nie jest uzależniona od erudycji i wiedzy odbiorcy, jak miało to często miejsce w malarstwie abstrakcyjnym. Wydaje mi się, że jedynym warunkiem właściwego odbioru jest wola widza i gotowość do otwarcia się na obraz, gdyż kontakt z nim przybiera formę spotkania.
„Nie jestem abstrakcjonistą” – podkreślał Mark Rothko. Tym samym podważał rozpowszechniony wśród krytyków sztuki pogląd przeciwstawiający color field painting ekspresjonizmowi abstrakcyjnemu spod znaku Pollocka. Także zestawienie płócien Rothki z dziełami Mondriana wskazuje na zupełnie inne typy myślenia o obrazie. Dla Rothki odejście od figuracji nie jest tożsame z abstrakcją, gdyż to, co maluje, istnieje dla niego w sferze konkretu. Nie jest to więc malarstwo bezprzedmiotowe. Jak stwierdzał sam artysta, tym, co maluje, są „podstawowe ludzkie emocje – tragedia, ekstaza, beznadzieja” (Wick 2007: 5). Tym samym sprzeciwiał się abstrakcji rozumianej czysto formalistycznie: „Nie rozumiem estetyki opartej na postrzeganiu relacji. Dla mnie obraz musi zawsze być konkretny, niepodzielny i zrozumiały w kontekście prawdziwego życia” (tamże).
Próba odczytania malarstwa Rothki w kontekście abstrakcji wydaje się więc sprzeczna z intencjami artysty. Obraz jest dla niego czymś więcej niż relacją form i barw na płaszczyźnie. Płótno nie tylko opowiada o emocji – ono jest emocją. Każdy, kto miał kontakt z twórczością artysty, podkreśla niesamowitą siłę oddziaływania jego obrazów. Jest to sztuka, która w szczególny sposób oddziałuje na odbiorcę. Co więcej, owo oddziaływanie dokonuje się poza jakąkolwiek treścią, którą można by zwerbalizować, opowiedzieć. Rothko za pomocą swego malarstwa stworzył język uniwersalny, poza słowami i czytelnymi, jasno określonymi znakami, język symboliczny poprzedzający język semiotyczny. Podstawowe emocje i uczucia okazują się płaszczyzną, na której dokonuje się pozawerbalna komunikacja. W przypadku malarstwa Rothki, „poczuć” jest tożsame ze „zrozumieć”. Aby poczuć trzeba stanąć przed obrazem. Żadna reprodukcja nie jest w stanie wiernie oddać płótna artysty. Fotografie nie są w stanie odtworzyć głębi jego obrazów oraz wyjątkowo wysublimowanej gry kolorów. W efekcie żadne zapośredniczenie nie może mieć miejsca, jest bowiem niczym szum, który nie pozwala wyraźnie usłyszeć przekazu. U Rothki każdy obraz to doświadczenie, które trzeba przeżyć.
Nie bez znaczenia jest też format płócien. Sam artysta pisał: „Maluję bardzo duże obrazy, zdaję sobie sprawę, że historycznie funkcja malarstwa wielkoformatowego jest czymś bardzo majestatycznym i pompatycznym. Jednakże ja maluję je z powodu tego, że chcę być intymny i ludzki. Malować niewielki obraz to sytuować siebie samego poza swym doświadczeniem, to spoglądać na doświadczenie jak przez szkło pomniejszające. Jednak gdy malujesz większy obraz, jesteś w nim. Nie jest czymś, nad czym panujesz” (tamże: 17) Rothko odwołuje się w swej wypowiedzi bezpośrednio do kategorii doświadczenia, która jest kluczowa dla jego malarstwa – zarówno na poziomie artystycznej ekspresji, jak i estetycznego odbioru. Ludzka skala jego obrazów okazuje się istotnym aspektem ich oddziaływania.
W kontekście prac Rothki zwracano przede wszystkim uwagę na zawarte w nich dysonanse i sprzeczności. Wydaje się, że dzieła te można określić jako malarstwo opozycji. Są to przeciwstawienia zawarte w samej technice – pomiędzy podkreślaniem płaszczyzny obrazu a tworzeniem iluzjonistycznej głębi, pomiędzy obrazowaniem pełni i pustki, otwartości i zamkniętości. Obrazy Rothki są postrzegane w czasie, są doświadczeniem temporalnym. Płótno wygląda zupełnie inaczej w pierwszym kontakcie niż po pewnym czasie, kiedy nasze oczy męczą się i tworzą powidoki. Wszystkie te opozycje składają się na pewną nieprzeniknioną całość, jaką jest każde z płócien Rothki. Każde z nich jest bowiem osobnym doświadczeniem.
Wystawę zamykają fotografie Nicolasa Grospierra, będące powrotem do miejsca narodzin Rothki. Dopełnienie to ciekawe, chociaż bez wątpienia niekonieczne… Wystawa jest okazją, aby zapoznać się z wcześniejszą, w zasadzie nieznaną twórczością artysty. Chociaż ekspozycja składa się jedynie z szesnastu dzieł, nie mamy poczucia niedosytu. Wręcz przeciwnie, w niektórych momentach, pomimo dobrze przemyślanej koncepcji ekspozycyjnej, miałam wrażenie nadmiaru. Bez wątpienia pustka jest najlepszym towarzyszem obrazów Rothki. Czasem nawet trzy wielkoformatowe płótna w jednej sali to zbyt wiele. W szczególności w przypadku ostatnich obrazów towarzyszyło mi poczucie, że najlepiej prezentowałyby się w osobnych pomieszczeniach. W przypadku Rothki warunki, w jakich prezentowane są jego prace, mają istotne znaczenie.
Droga, jaką przeszedł artysta, pokazuje, że udało mu się stworzyć własny malarski język. Co więcej, jest to język niemalże uniwersalny; jego rozumienie dokonuje się poza słowami. Twórczość Rothki była także nieodłącznie związana z jego życiem. Kontekst biograficzny, pomimo że nie jest konieczny w odbiorze, wzbogaca rozumienie jego dokonań. Świadomość zmagań z depresją, pogarszającego się stanu zdrowia, a w końcu samobójstwa sprawia, że ostatnie płótna stają się jeszcze bardziej poruszające. Nie spotkałam się z obrazem, który miałby taką siłę oddziaływania na odbiorcę jak „Nr 8” Rothki. Warto bezpośrednio zetknąć się z obrazami tego artysty, aby poczuć je i zrozumieć.
LITERATURA:
G. Phillips: „Introduction: Irreconciable Rothko”. W: „Seeing Rothko”. Red. G. Phillpis, T. Crow. Los Angeles 2005.
O. Wick: „Do they negate each other, modern and classical?”. Mark Rothko, Italy and the Yearning for Tradition”. W: „Rothko”. Red. O. Wick. Mediolan 2007.
Pierwsza sala ma charakter wprowadzający, biograficzny. Zostały na niej zaprezentowane inspiracje artysty, książki, które go fascynowały, płyty, których namiętnie słuchał. Nie potrafię zrozumieć sensu tego zabiegu. Oczywiście informacje o inspiracjach artysty są istotne, jednak włączenie książek, które miał na swojej półce, w obręb ekspozycji, wydaje się zbędne. Kolejna sala prezentuje wczesną fazę twórczości Rothki. Zaskakująca jest ogromna różnorodność i chaotyczność eksponowanych dzieł. Pokazują one początkowe zagubienie artysty, nieporadne poszukiwanie własnego stylu i drogi twórczej. W pracach tych widoczny jest wpływ ekspresjonizmu i surrealizmu. Obraz „Szyjąca kobieta” swym nastrojem przypomina wczesne prace Van Gogha. „Falanga umysłu” wydaje się inspirowana twórczością Francisa Picabii. Uderzającymi cechami początkowej twórczości Rothki są brak oryginalności i stylistyczna różnorodność.
Początkowy chaos zostaje przezwyciężony wraz z pojawieniem się multiform. Jest to krok w kierunku color field painting, tutaj jednak obraz nie zostaje zdominowany przez nakładające się płaszczyzny barw. Zamiast nich widoczne są plamy zawieszone w przestrzeni. Zwrot ku dojrzałemu malarstwu jest związany z odejściem od figuracji. Multiformy (wieloformy) są jednak bardziej dynamiczne, kolorystycznie zróżnicowane. Tak dzieje się w przypadku „Nr 2” gdzie barwne plamy sprawiają wrażenie nakładanych chaotycznie. Rothko definiował „multiformy” jako „samowystarczalne byty wyposażone w organiczną strukturę”. Widoczne jest to w prezentowanych obrazach – formy wydają się wymykać wszelkiej porządkującej władzy.
Kolejna sala prezentuje już najbardziej rozpoznawalne i podziwiane płótna spod znaku color field painting. Formy ulegają uspokojeniu, od ich układu i rozplanowania ważniejsze stają się relacje barwne. Rothko nakłada kolory na siebie, pozwalając im wzajemnie się przenikać. Widz, spoglądając na obraz, stopniowo wydobywa kolejne warstwy, przetarcia i charakterystyczne nieregularne krawędzie. W latach 60. XX wieku color field painting traci swą barwę. Płótna powstałe w ostatnim okresie twórczości są niepokojące i tajemnicze. Czerń coraz bardziej dominuje, aby ogarnąć całą płaszczyznę obrazu. Tak dzieje się w obrazie „Nr 8” z 1964 roku. Jest on niemalże zupełnie czarny. Rothko nieznacznie niuansuje natężenie czerni, nadając jej niezwykłą głębię. W efekcie widz, stojąc przed płótnem, ma wrażenie niemalże fizycznego wejścia w obraz, spadania w otchłań.
Malarstwo Rothki bywa odczytywane w kontekście wzniosłości (rozumianej „po lyotardowsku”). Szczególnie często odnoszone jest także do kategorii sacrum. Gdy spoglądamy na obraz „Nr 8”, konotacje te sprawiają wrażenie zasadnych. Artysta wydaje się dokonywać niemożliwego – maluje pustkę. W niemalże mistycznym kontakcie z jego ostatnimi płótnami mamy poczucie, że spotykamy się z tajemnicą, z niewyrażalnym. Jednocześnie odczuwamy ten obraz bardzo silnie na poziomie emocjonalnym. Ostatnie płótna artysty przytłaczają widza siłą zawartej w nich rozpaczy. Mniej więcej siedmioletnia dziewczynka, która była na wystawie, gdy zobaczyła obraz „Nr 8”, powiedziała do swojej mamy: „Tutaj mieszkają potwory”. Trudno o trafniejszą charakterystykę tego obrazu. Co więcej, słowa te dowodzą, że malarstwo Rothki, dzięki wypracowaniu specyficznego języka, może przemawiać do każdego.
Glenn Philips zwracał uwagę na fakt, że to, co najważniejsze w twórczości artysty, dokonuje się poza obrazem. Tym, co jest najistotniejsze, jest samo doświadczenie – „tak jakby dzieło było skutecznie ukończone jedynie, kiedy wywołuje określony, prawdopodobnie głęboki, afekt w odpowiednio wrażliwym odbiorcy” (Philips 2005: 2). Specyfika malarstwa Rothki sprawia, że nie każdy odbiera je w ten sam sposób. Jednocześnie, w przypadku jego obrazów „trafność” odbioru nie jest uzależniona od erudycji i wiedzy odbiorcy, jak miało to często miejsce w malarstwie abstrakcyjnym. Wydaje mi się, że jedynym warunkiem właściwego odbioru jest wola widza i gotowość do otwarcia się na obraz, gdyż kontakt z nim przybiera formę spotkania.
„Nie jestem abstrakcjonistą” – podkreślał Mark Rothko. Tym samym podważał rozpowszechniony wśród krytyków sztuki pogląd przeciwstawiający color field painting ekspresjonizmowi abstrakcyjnemu spod znaku Pollocka. Także zestawienie płócien Rothki z dziełami Mondriana wskazuje na zupełnie inne typy myślenia o obrazie. Dla Rothki odejście od figuracji nie jest tożsame z abstrakcją, gdyż to, co maluje, istnieje dla niego w sferze konkretu. Nie jest to więc malarstwo bezprzedmiotowe. Jak stwierdzał sam artysta, tym, co maluje, są „podstawowe ludzkie emocje – tragedia, ekstaza, beznadzieja” (Wick 2007: 5). Tym samym sprzeciwiał się abstrakcji rozumianej czysto formalistycznie: „Nie rozumiem estetyki opartej na postrzeganiu relacji. Dla mnie obraz musi zawsze być konkretny, niepodzielny i zrozumiały w kontekście prawdziwego życia” (tamże).
Próba odczytania malarstwa Rothki w kontekście abstrakcji wydaje się więc sprzeczna z intencjami artysty. Obraz jest dla niego czymś więcej niż relacją form i barw na płaszczyźnie. Płótno nie tylko opowiada o emocji – ono jest emocją. Każdy, kto miał kontakt z twórczością artysty, podkreśla niesamowitą siłę oddziaływania jego obrazów. Jest to sztuka, która w szczególny sposób oddziałuje na odbiorcę. Co więcej, owo oddziaływanie dokonuje się poza jakąkolwiek treścią, którą można by zwerbalizować, opowiedzieć. Rothko za pomocą swego malarstwa stworzył język uniwersalny, poza słowami i czytelnymi, jasno określonymi znakami, język symboliczny poprzedzający język semiotyczny. Podstawowe emocje i uczucia okazują się płaszczyzną, na której dokonuje się pozawerbalna komunikacja. W przypadku malarstwa Rothki, „poczuć” jest tożsame ze „zrozumieć”. Aby poczuć trzeba stanąć przed obrazem. Żadna reprodukcja nie jest w stanie wiernie oddać płótna artysty. Fotografie nie są w stanie odtworzyć głębi jego obrazów oraz wyjątkowo wysublimowanej gry kolorów. W efekcie żadne zapośredniczenie nie może mieć miejsca, jest bowiem niczym szum, który nie pozwala wyraźnie usłyszeć przekazu. U Rothki każdy obraz to doświadczenie, które trzeba przeżyć.
Nie bez znaczenia jest też format płócien. Sam artysta pisał: „Maluję bardzo duże obrazy, zdaję sobie sprawę, że historycznie funkcja malarstwa wielkoformatowego jest czymś bardzo majestatycznym i pompatycznym. Jednakże ja maluję je z powodu tego, że chcę być intymny i ludzki. Malować niewielki obraz to sytuować siebie samego poza swym doświadczeniem, to spoglądać na doświadczenie jak przez szkło pomniejszające. Jednak gdy malujesz większy obraz, jesteś w nim. Nie jest czymś, nad czym panujesz” (tamże: 17) Rothko odwołuje się w swej wypowiedzi bezpośrednio do kategorii doświadczenia, która jest kluczowa dla jego malarstwa – zarówno na poziomie artystycznej ekspresji, jak i estetycznego odbioru. Ludzka skala jego obrazów okazuje się istotnym aspektem ich oddziaływania.
W kontekście prac Rothki zwracano przede wszystkim uwagę na zawarte w nich dysonanse i sprzeczności. Wydaje się, że dzieła te można określić jako malarstwo opozycji. Są to przeciwstawienia zawarte w samej technice – pomiędzy podkreślaniem płaszczyzny obrazu a tworzeniem iluzjonistycznej głębi, pomiędzy obrazowaniem pełni i pustki, otwartości i zamkniętości. Obrazy Rothki są postrzegane w czasie, są doświadczeniem temporalnym. Płótno wygląda zupełnie inaczej w pierwszym kontakcie niż po pewnym czasie, kiedy nasze oczy męczą się i tworzą powidoki. Wszystkie te opozycje składają się na pewną nieprzeniknioną całość, jaką jest każde z płócien Rothki. Każde z nich jest bowiem osobnym doświadczeniem.
Wystawę zamykają fotografie Nicolasa Grospierra, będące powrotem do miejsca narodzin Rothki. Dopełnienie to ciekawe, chociaż bez wątpienia niekonieczne… Wystawa jest okazją, aby zapoznać się z wcześniejszą, w zasadzie nieznaną twórczością artysty. Chociaż ekspozycja składa się jedynie z szesnastu dzieł, nie mamy poczucia niedosytu. Wręcz przeciwnie, w niektórych momentach, pomimo dobrze przemyślanej koncepcji ekspozycyjnej, miałam wrażenie nadmiaru. Bez wątpienia pustka jest najlepszym towarzyszem obrazów Rothki. Czasem nawet trzy wielkoformatowe płótna w jednej sali to zbyt wiele. W szczególności w przypadku ostatnich obrazów towarzyszyło mi poczucie, że najlepiej prezentowałyby się w osobnych pomieszczeniach. W przypadku Rothki warunki, w jakich prezentowane są jego prace, mają istotne znaczenie.
Droga, jaką przeszedł artysta, pokazuje, że udało mu się stworzyć własny malarski język. Co więcej, jest to język niemalże uniwersalny; jego rozumienie dokonuje się poza słowami. Twórczość Rothki była także nieodłącznie związana z jego życiem. Kontekst biograficzny, pomimo że nie jest konieczny w odbiorze, wzbogaca rozumienie jego dokonań. Świadomość zmagań z depresją, pogarszającego się stanu zdrowia, a w końcu samobójstwa sprawia, że ostatnie płótna stają się jeszcze bardziej poruszające. Nie spotkałam się z obrazem, który miałby taką siłę oddziaływania na odbiorcę jak „Nr 8” Rothki. Warto bezpośrednio zetknąć się z obrazami tego artysty, aby poczuć je i zrozumieć.
LITERATURA:
G. Phillips: „Introduction: Irreconciable Rothko”. W: „Seeing Rothko”. Red. G. Phillpis, T. Crow. Los Angeles 2005.
O. Wick: „Do they negate each other, modern and classical?”. Mark Rothko, Italy and the Yearning for Tradition”. W: „Rothko”. Red. O. Wick. Mediolan 2007.
Mark Rothko: Obrazy z National Gallery of Art w Waszyngtonie. Muzeum Narodowe w Warszawie, 7.06. – 01.09.2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |