
PEWNEGO RAZU W STAROŻYTNYM RZYMIE
A
A
A
Polski czytelnik niejednokrotnie miał okazję zapoznać się z seriami rysowanymi przez Enrico Mariniego. Pół-Szwajcar, pół-Włoch nie bez powodu pretenduje do miana klasyka współczesnego europejskiego komiksu. Jego wszechstronność jest nie do przecenienia – z równą gracją i kunsztem potrafi zilustrować horror („Drapieżcy”), western („Gwiazdy pustyni”), awanturniczą opowieść osadzoną w renesansowej scenerii („Skorpion”) oraz postapokaliptyczną sensację („Cygan”). Co najważniejsze, do każdego projektu podchodzi z pełnym zaangażowaniem, także badawczym. Enrico Marini jest artystą, który wciąż inwestuje w siebie, lubi uczyć się nowych rzeczy oraz śmiało eksperymentować z formą. Tym razem postanowił zapuścić się w zupełnie obce dla siebie rejony. W „Orłach Rzymu” pieczołowicie i na własną rękę (wszak bez udziału etatowych scenarzystów w osobach Thierry’ego Smolderena czy Jeana Dufauksa) odtwarza realia codziennego życia antycznego Imperium. Czyżby twórca podążał za amerykańską modą, zgodnie z którą graficy nie tylko rysują komiksy, ale też przejmują rolę scenarzystów?
Artysta zabiera czytelników w podróż do Germanii dziewiątego roku przed naszą erą, ukazując sposób, w jaki rzymscy legioniści brali za żony tamtejsze dziewice. Owe „małżeństwa z rozsądku”, które miały na celu powstrzymanie krwawych wojen oraz uciszenie buntu części germańskich klanów, przynosiły Rzymianom same korzyści. Jednym z beneficjentów tego procederu jest Tytus Falco, który dzięki ożenkowi z Albinią zyskał dostatnie, spokojne życie na prowincji. Owocem związku obywatela i barbarzynki jest Marek Waleriusz Falco. Młodzieniec wdaje się w bójkę z Ermanamerem, germańskim chłopcem, który przybył do stolicy Imperium, by zostać legionistą. Emerytowany wojak zostaje wezwany przed oblicze cesarza Oktawiana Augusta, by wyszkolić młokosów na twardych wojowników. Tym samym bohaterowie wkraczają na drogę męstwa, ze wszystkimi jej blaskami i cieniami.
Scenariusz Mariniego stoi na przyzwoitym poziomie, choć nie on jest tu najważniejszy. Pierwszy tom „Orłów Rzymu” czyta się niczym frywolną, prostą historię napisaną przez wielkiego pasjonata historii, doskonale orientującego się w temacie architektury, mody, obyczajów czy jakości życia kulturalnego omawianej epoki. Bo choć temat nie jest już dziś specjalnie nowatorski (vide: serie „Murena” czy „Za Imperium”), to jednak czuć, że autor włożył w przygotowanie tego projektu nie tylko czas, ale i serce – a to niemało, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że póki co mamy do czynienia jedynie z prologiem ustanawiającym atmosferę cyklu oraz relacje między postaciami.
Marini wykonał kawał dobrej roboty na etapie historycznego researchu, pieczołowicie ukazując poszczególne etapy szkolenia rzymskich wojowników, relacje między legionistami oraz błogie chwile wytchnienia spędzane zazwyczaj w domach publicznych. Wielbiciele prac popularnego artysty nie będą rozczarowani, wszak w albumie znalazły się typowe dla niego motywy: realistyczne sceny walk, wojenna pożoga oraz erotyczne epizody. Ponętne kobiety oraz pomysłowo narysowane akty seksualne z pewnością przykują niejedno męskie oko. „Orłami Rzymu” Enrico Marini spełnia swoje dziecięce i zawodowe marzenia. Dla każdego rysownika parającego się historyczną ilustracją album ten byłby szczytem wszelkich ambicji, a zarazem początkiem czegoś naprawdę wyjątkowego.
Artysta zabiera czytelników w podróż do Germanii dziewiątego roku przed naszą erą, ukazując sposób, w jaki rzymscy legioniści brali za żony tamtejsze dziewice. Owe „małżeństwa z rozsądku”, które miały na celu powstrzymanie krwawych wojen oraz uciszenie buntu części germańskich klanów, przynosiły Rzymianom same korzyści. Jednym z beneficjentów tego procederu jest Tytus Falco, który dzięki ożenkowi z Albinią zyskał dostatnie, spokojne życie na prowincji. Owocem związku obywatela i barbarzynki jest Marek Waleriusz Falco. Młodzieniec wdaje się w bójkę z Ermanamerem, germańskim chłopcem, który przybył do stolicy Imperium, by zostać legionistą. Emerytowany wojak zostaje wezwany przed oblicze cesarza Oktawiana Augusta, by wyszkolić młokosów na twardych wojowników. Tym samym bohaterowie wkraczają na drogę męstwa, ze wszystkimi jej blaskami i cieniami.
Scenariusz Mariniego stoi na przyzwoitym poziomie, choć nie on jest tu najważniejszy. Pierwszy tom „Orłów Rzymu” czyta się niczym frywolną, prostą historię napisaną przez wielkiego pasjonata historii, doskonale orientującego się w temacie architektury, mody, obyczajów czy jakości życia kulturalnego omawianej epoki. Bo choć temat nie jest już dziś specjalnie nowatorski (vide: serie „Murena” czy „Za Imperium”), to jednak czuć, że autor włożył w przygotowanie tego projektu nie tylko czas, ale i serce – a to niemało, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że póki co mamy do czynienia jedynie z prologiem ustanawiającym atmosferę cyklu oraz relacje między postaciami.
Marini wykonał kawał dobrej roboty na etapie historycznego researchu, pieczołowicie ukazując poszczególne etapy szkolenia rzymskich wojowników, relacje między legionistami oraz błogie chwile wytchnienia spędzane zazwyczaj w domach publicznych. Wielbiciele prac popularnego artysty nie będą rozczarowani, wszak w albumie znalazły się typowe dla niego motywy: realistyczne sceny walk, wojenna pożoga oraz erotyczne epizody. Ponętne kobiety oraz pomysłowo narysowane akty seksualne z pewnością przykują niejedno męskie oko. „Orłami Rzymu” Enrico Marini spełnia swoje dziecięce i zawodowe marzenia. Dla każdego rysownika parającego się historyczną ilustracją album ten byłby szczytem wszelkich ambicji, a zarazem początkiem czegoś naprawdę wyjątkowego.
Enrico Marini: „Orły Rzymu. Księga I” („Les Aigles de Rome”). Tłumaczenie: Jakub Syty. Wydawnictwo Taurus Media. Warszawa 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |