
POD STERTĄ POEZJI
A
A
A
Wobec debiutu młodych pisarek/pisarzy, poetek/poetów znacznie bardziej – niż w przypadku nowości wydanej przez kogoś o tzw. „mocnej” pozycji literackiej (by nie powiedzieć „rynkowej”) – odczuwa się zwykle dziwny niepokój. Z jednej strony bowiem, krytyczna lektura takiego tekstu to ryzykowny balans, pomiędzy – nierzadko – skrajnym zachwytem a radykalną negacją. To również nie byle jaka odpowiedzialność, gdyż rozstrzyga się wówczas „być, albo nie być” danej autorki czy danego autora. Jednak z drugiej strony, zderzenie z „nieznanym” wyzwala czytelniczą pokorę, uważną ostrożność. Gest posiadający w sobie coś ze sztuki dyplomacji i kompromisu. Kredyt zaufania otrzymuje poetycka materia, mniej zaś to co ją sygnuje. Jednym słowem oznacza to, że tekst w konfrontacji z rzeczywistością musi (o)bronić się sam.
Stąd też tomik wierszy Moniki Brągiel „Kim się nie jest” uznałabym za liryczne poszukiwania owej taktyki, zarówno na poziomie ontologicznych egzemplifikacji, jak również retorycznych doświadczeń. Przy czym, co warto podkreślić, tytułowe „Kim się nie jest” to nie pytanie, to słowny paradoks, sugerujący brak rozwiązania problemu. To raczej rodzaj osobowego kwestionariusza, z którego wyklucza się błędne odpowiedzi. I tak w zasadzie bez końca.
Polifoniczność poezji
Od pierwszych wersów w poezji Brągiel mamy do czynienia ze słownym kolażem. Z pozoru luźnym ciągiem skojarzeń, który przywołuje mniej lub bardziej znane konteksty współczesnej literatury i kultury. Znajdziemy wśród nich nazwiska poetów amerykańskich; są to m.in. Archie Randolph Ammons, Marvin Bell, Walt Whitman, natkniemy się również na fragmenty wiersza Elizabeth Bishop „Ta jedna sztuka” (tłum. S. Barańczak). Nie brakuje tu odwołań do twórców z rodzimego podwórka: Stanisława Barańczaka, Tadeusza Różewicza, Krzysztofa Siwczyka i innych. Ich obecność posiada w poezji Brągiel formę tematycznej wariacji, która przybiera albo postać dedykacji („Raczkowanie” – Tadeuszowi Różewiczowi), albo tytułu i bohatera zarazem („Jerzy Pilch mierzwi grzywy”), albo – co najważniejsze – autonomicznej wypowiedzi literackiej („Stanisławowi Barańczakowi w dniu urodzin Elizabeth Bishop”). Przykładem tego typu zabiegów jest tekst otwierający tomik, o dość znaczącym tytule „Klisze”, który z kolei poprzedza króciutki cytat wiersza A. R. Ammonsa „Visits” z tomu „Corsons Inlet” (1965): „tell your man to look for it, / the dumb have clear sight and free / of visions” (zwłaszcza słowo „the dumb”, czyli „idiotyczny”, „głupkowaty”, w bardziej potocznym użyciu „niemy”, które doskonale oddaje w pozostałych wierszach relację: podmiot, wyobraźnia, język). Zestawienie to z powodzeniem, można traktować jako swego rodzaju interpretacyjny drogowskaz do odczytań realizacji formy oraz treści liryków u Brągiel. W związku z tym cytat z wiersza Ammonsa dzięki „Kliszom” zyskuje nowy poetycki kontekst, będąc jednocześnie dla tego kontekstu wstępem: „Okrucieństwo gestów. Nikogo nie obchodzi, / jak długo trwało twoje pierwsze spadanie/ z mostu zawieszonego nad łańcuchem spojrzeń, /okrucieństwo gestów. (…) Znalazłeś się w sytuacji bez wejścia, czyli sam / ostatecznie szczęśliwszy niż cztery strony świata / bo nic okrutniejszego niż przyzwyczajenie”. Czyta się jedno poprzez drugie. Przy czym interpretacja wzbogacona o cytat w oryginale, powoduje dodatkowe nałożenie (i „zniekształcenie”) sensu. Mechanizm spirali doskonale ilustruje wikłanie się podmiotu w bezmiar „cytowań”, w użycie mowy złożonej nie z własnych zdań. W schematy gestów, role potwierdzane w cudzych spojrzeniach. W poczucie pozornie rzeczywistego bezpieczeństwa, z czasem popadającego w stagnację i przyzwyczajenie. Nic w konfrontacji z tą poezją nie wybrzmiewa w pełni „indywidualnie” . Wszystko miesza się ze sobą jak w Bachtinowskiej koncepcji „karnawału”. I tak to, co wydaje się oczywiste, nagle w formie zwięzłego kalamburu traci swoją dosłowność. Cytat staje się kontekstem, kontekst cytatem, bohater wierszem, wiersz bohaterem, życie fikcją, fikcja życiem itd. W zasadzie wszystko tutaj może być pretekstem, jak również tematem przewodnim.
… nie jest się sobą
Strategia kolażu, poetyckiej mozaiki nie jest niczym nowym. Szerokie spektrum literackich cytowań i wątków może budzić podziw, choć bardziej dla rozeznania czy wiedzy autorki niż dla wartości samej poezji. Dobrze że przynajmniej momentami poetka sygnalizuje do tego dystans, świadomość absurdu oraz lekką ironię, traktując zbiór gotowych sentencji jak podręczny rekwizyt na wypadek, niezbyt zręcznej ciszy: „Na wszelki wypadek antologia nowej poezji brytyjskiej. /Żeby posłużyć się cytatem: Na wszelki wypadek” („W usta”). To, co według mnie jest najbardziej wartościowe w tomiku „Kim się nie jest”, to przejście od ukazania uniwersalnych mechanizmów języka w stronę indywidualnej historii. Można odnieść wrażenie, że „gadatliwość” czy „hałaśliwość” poszczególnych wierszy, podparta licznymi aluzjami, służy przysłonięciu jakiejś intymnej warstwy tekstu. Opowieści o ludzkiej porażce wzajemnego zro/poro/zumienia: „Moi bohaterowie się gubią. Widzę ich odbicia / w szybach. Twoja fotografia z pierwszej klasy podstawówki. / Masz na sobie niećwiczone kwestie. Niedokończone, bo scenarzysta odszedł od nas z braku pieniędzy i wiary / przewidywalnej jak pierwsze czereśnie w maju. Nigdy / do siebie nie doszliśmy. Jak moi bohaterowie, którzy / byli sobie bliscy dopóki nie zaczęli zastanawiać się, / dlaczego? („Dwoje dzieci w środku nocy”). Zagadnienie bliskie filozofii dialogu, w takim czy innym wariancie myślowym, tutaj sprowadza się do tożsamości kształtowanej w relacyjnym dramacie „ja” – „ty”. Roi się więc w poezji Brągiel od komunikatów, zwrotów do „kogoś”, które pozostają bez odpowiedzi. Brak siebie, innych, ciepłej i żywej obecności. Co pozostaje? Bezradność, odgrywanie schematów: „Znów tysięczna i znów pierwsza. Zmiana ról, /dekoracje w pudłach, na ramionach” („Kim się nie jest”). Widowiskowa sztuka cierpienia: „tandetna prawda podpełza mi pod stopy, sprzedałam jej bajkę /o potrzebie bliskości” („Mów”). Pozostaje: „non stop show” („Zjawianie się, znikanie”).
Poezja przeciągów, progów, drzwi i końca
Jednak od czasu do czasu pojawia się zmęczenie, natrętna duszność i życiowa wegetacja: „(…) co się nie / powtarza, nie wydarza się nawet jako wyjątek. Z wyjątkiem umierania. Tak, ono się powtarza. / Za drzwiami lub w tłumie, w sukience, w koszuli” („Nic z tego albo ballada o trwodze”). Posępny letarg, w wierszach Brągiel, przypomina trochę oczekiwanie na śmierć: autentyczną, ostateczną i wyzwalającą „ja” od siebie oraz innych (patrz „Nieba”).
Przełamanie klaustrofobicznego klimatu następuje wówczas, gdy dość (wbrew pozorom) powściągliwe frazy wiersza zakłócone zostają nie przez cytaty, ale przez pauzy. Głównym poetyckim budulcem w „Kim się nie jest” są przerzutnie. To one w połączeniu z metaforyką „przeciągów”, „podmuchów” i „drzwi” wprowadzają odbiorców w stan lekkiej dezorientacji. Miejsca puste, miejsca wypełnione powietrzem to klęska międzyludzkiej komunikacji, ale również wolna od nieporozumień cisza: „Od teraz będziemy się rozumieć bez słowa, nie mamy / innego wyjścia.” („Jest jakiś kontakt” ).
Jednak pomimo przerw, porozbijanych zdań czy retorycznego rozgardiaszu tomik Brągiel prezentuje spójną, w formie i treści, całość. Jednocześnie, co należy pamiętać, pojęcie kompletności nie dotyczy tożsamości podmiotu. Tę można dostrzec śladowo, mimochodem i zwykle w tych motywach, które wydają się być mniej ważne od poetyckiej erudycji. Wszak prezentuje się nam show, sceniczne rekwizyty, usiłuje odwrócić uwagę. Jeśli uda się nam zachować przytomność, nie popadniemy w zniechęcenie i docenimy elementy spowalniające zdania, to zobaczymy jeszcze kilka innych, wartych prześledzenia figur jak dom, matka, ojciec. Wszystko w ramach czytelniczego wysiłku, który z pewnością propozycja Brągiel wymaga. Propozycja to mniej lub bardziej eksperymentalna, mniej lub bardziej zaskakująca. I owszem, wysiłek ten może zostać wynagrodzony o tyle, o ile tekst – zamiast się bronić i wzbudzać niepokój – nie zacznie irytować.
Stąd też tomik wierszy Moniki Brągiel „Kim się nie jest” uznałabym za liryczne poszukiwania owej taktyki, zarówno na poziomie ontologicznych egzemplifikacji, jak również retorycznych doświadczeń. Przy czym, co warto podkreślić, tytułowe „Kim się nie jest” to nie pytanie, to słowny paradoks, sugerujący brak rozwiązania problemu. To raczej rodzaj osobowego kwestionariusza, z którego wyklucza się błędne odpowiedzi. I tak w zasadzie bez końca.
Polifoniczność poezji
Od pierwszych wersów w poezji Brągiel mamy do czynienia ze słownym kolażem. Z pozoru luźnym ciągiem skojarzeń, który przywołuje mniej lub bardziej znane konteksty współczesnej literatury i kultury. Znajdziemy wśród nich nazwiska poetów amerykańskich; są to m.in. Archie Randolph Ammons, Marvin Bell, Walt Whitman, natkniemy się również na fragmenty wiersza Elizabeth Bishop „Ta jedna sztuka” (tłum. S. Barańczak). Nie brakuje tu odwołań do twórców z rodzimego podwórka: Stanisława Barańczaka, Tadeusza Różewicza, Krzysztofa Siwczyka i innych. Ich obecność posiada w poezji Brągiel formę tematycznej wariacji, która przybiera albo postać dedykacji („Raczkowanie” – Tadeuszowi Różewiczowi), albo tytułu i bohatera zarazem („Jerzy Pilch mierzwi grzywy”), albo – co najważniejsze – autonomicznej wypowiedzi literackiej („Stanisławowi Barańczakowi w dniu urodzin Elizabeth Bishop”). Przykładem tego typu zabiegów jest tekst otwierający tomik, o dość znaczącym tytule „Klisze”, który z kolei poprzedza króciutki cytat wiersza A. R. Ammonsa „Visits” z tomu „Corsons Inlet” (1965): „tell your man to look for it, / the dumb have clear sight and free / of visions” (zwłaszcza słowo „the dumb”, czyli „idiotyczny”, „głupkowaty”, w bardziej potocznym użyciu „niemy”, które doskonale oddaje w pozostałych wierszach relację: podmiot, wyobraźnia, język). Zestawienie to z powodzeniem, można traktować jako swego rodzaju interpretacyjny drogowskaz do odczytań realizacji formy oraz treści liryków u Brągiel. W związku z tym cytat z wiersza Ammonsa dzięki „Kliszom” zyskuje nowy poetycki kontekst, będąc jednocześnie dla tego kontekstu wstępem: „Okrucieństwo gestów. Nikogo nie obchodzi, / jak długo trwało twoje pierwsze spadanie/ z mostu zawieszonego nad łańcuchem spojrzeń, /okrucieństwo gestów. (…) Znalazłeś się w sytuacji bez wejścia, czyli sam / ostatecznie szczęśliwszy niż cztery strony świata / bo nic okrutniejszego niż przyzwyczajenie”. Czyta się jedno poprzez drugie. Przy czym interpretacja wzbogacona o cytat w oryginale, powoduje dodatkowe nałożenie (i „zniekształcenie”) sensu. Mechanizm spirali doskonale ilustruje wikłanie się podmiotu w bezmiar „cytowań”, w użycie mowy złożonej nie z własnych zdań. W schematy gestów, role potwierdzane w cudzych spojrzeniach. W poczucie pozornie rzeczywistego bezpieczeństwa, z czasem popadającego w stagnację i przyzwyczajenie. Nic w konfrontacji z tą poezją nie wybrzmiewa w pełni „indywidualnie” . Wszystko miesza się ze sobą jak w Bachtinowskiej koncepcji „karnawału”. I tak to, co wydaje się oczywiste, nagle w formie zwięzłego kalamburu traci swoją dosłowność. Cytat staje się kontekstem, kontekst cytatem, bohater wierszem, wiersz bohaterem, życie fikcją, fikcja życiem itd. W zasadzie wszystko tutaj może być pretekstem, jak również tematem przewodnim.
… nie jest się sobą
Strategia kolażu, poetyckiej mozaiki nie jest niczym nowym. Szerokie spektrum literackich cytowań i wątków może budzić podziw, choć bardziej dla rozeznania czy wiedzy autorki niż dla wartości samej poezji. Dobrze że przynajmniej momentami poetka sygnalizuje do tego dystans, świadomość absurdu oraz lekką ironię, traktując zbiór gotowych sentencji jak podręczny rekwizyt na wypadek, niezbyt zręcznej ciszy: „Na wszelki wypadek antologia nowej poezji brytyjskiej. /Żeby posłużyć się cytatem: Na wszelki wypadek” („W usta”). To, co według mnie jest najbardziej wartościowe w tomiku „Kim się nie jest”, to przejście od ukazania uniwersalnych mechanizmów języka w stronę indywidualnej historii. Można odnieść wrażenie, że „gadatliwość” czy „hałaśliwość” poszczególnych wierszy, podparta licznymi aluzjami, służy przysłonięciu jakiejś intymnej warstwy tekstu. Opowieści o ludzkiej porażce wzajemnego zro/poro/zumienia: „Moi bohaterowie się gubią. Widzę ich odbicia / w szybach. Twoja fotografia z pierwszej klasy podstawówki. / Masz na sobie niećwiczone kwestie. Niedokończone, bo scenarzysta odszedł od nas z braku pieniędzy i wiary / przewidywalnej jak pierwsze czereśnie w maju. Nigdy / do siebie nie doszliśmy. Jak moi bohaterowie, którzy / byli sobie bliscy dopóki nie zaczęli zastanawiać się, / dlaczego? („Dwoje dzieci w środku nocy”). Zagadnienie bliskie filozofii dialogu, w takim czy innym wariancie myślowym, tutaj sprowadza się do tożsamości kształtowanej w relacyjnym dramacie „ja” – „ty”. Roi się więc w poezji Brągiel od komunikatów, zwrotów do „kogoś”, które pozostają bez odpowiedzi. Brak siebie, innych, ciepłej i żywej obecności. Co pozostaje? Bezradność, odgrywanie schematów: „Znów tysięczna i znów pierwsza. Zmiana ról, /dekoracje w pudłach, na ramionach” („Kim się nie jest”). Widowiskowa sztuka cierpienia: „tandetna prawda podpełza mi pod stopy, sprzedałam jej bajkę /o potrzebie bliskości” („Mów”). Pozostaje: „non stop show” („Zjawianie się, znikanie”).
Poezja przeciągów, progów, drzwi i końca
Jednak od czasu do czasu pojawia się zmęczenie, natrętna duszność i życiowa wegetacja: „(…) co się nie / powtarza, nie wydarza się nawet jako wyjątek. Z wyjątkiem umierania. Tak, ono się powtarza. / Za drzwiami lub w tłumie, w sukience, w koszuli” („Nic z tego albo ballada o trwodze”). Posępny letarg, w wierszach Brągiel, przypomina trochę oczekiwanie na śmierć: autentyczną, ostateczną i wyzwalającą „ja” od siebie oraz innych (patrz „Nieba”).
Przełamanie klaustrofobicznego klimatu następuje wówczas, gdy dość (wbrew pozorom) powściągliwe frazy wiersza zakłócone zostają nie przez cytaty, ale przez pauzy. Głównym poetyckim budulcem w „Kim się nie jest” są przerzutnie. To one w połączeniu z metaforyką „przeciągów”, „podmuchów” i „drzwi” wprowadzają odbiorców w stan lekkiej dezorientacji. Miejsca puste, miejsca wypełnione powietrzem to klęska międzyludzkiej komunikacji, ale również wolna od nieporozumień cisza: „Od teraz będziemy się rozumieć bez słowa, nie mamy / innego wyjścia.” („Jest jakiś kontakt” ).
Jednak pomimo przerw, porozbijanych zdań czy retorycznego rozgardiaszu tomik Brągiel prezentuje spójną, w formie i treści, całość. Jednocześnie, co należy pamiętać, pojęcie kompletności nie dotyczy tożsamości podmiotu. Tę można dostrzec śladowo, mimochodem i zwykle w tych motywach, które wydają się być mniej ważne od poetyckiej erudycji. Wszak prezentuje się nam show, sceniczne rekwizyty, usiłuje odwrócić uwagę. Jeśli uda się nam zachować przytomność, nie popadniemy w zniechęcenie i docenimy elementy spowalniające zdania, to zobaczymy jeszcze kilka innych, wartych prześledzenia figur jak dom, matka, ojciec. Wszystko w ramach czytelniczego wysiłku, który z pewnością propozycja Brągiel wymaga. Propozycja to mniej lub bardziej eksperymentalna, mniej lub bardziej zaskakująca. I owszem, wysiłek ten może zostać wynagrodzony o tyle, o ile tekst – zamiast się bronić i wzbudzać niepokój – nie zacznie irytować.
Monika Brągiel: „Kim się nie jest”. Stowarzyszenie Literackie im K.K. Baczyńskiego. Łódź 2012.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |