ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (239) / 2013

Olga Knapek,

WSPÓŁBRZMIENIE ?MIĘDZY STYLAMI?

A A A
Nie warto chyba wyliczać zespołów z lat 80., do których brzmienia możemy porównać zespół Haim. Target sióstr z Los Angeles to młoda gwardia, która nie zaprząta sobie głowy klasyką tamtego okresu.

Wszystko, co przynależne do „złotego wieku” lat 80., kojarzyło się do tej pory z kiczem, brakiem gustu i stylu. Nylony, cekiny, błyskające barwy, szarpane wokale, za mocne bity – wszystko to współczesna kultura wykorzystuje na swoją korzyść. Nieco przearanżowana moda tamtego okresu dziś święci tryumfy na pierwszych stronach Vogue’a czy Harper’s Bazar. Kilka lat temu wyświetlono serię remake’ów słynnych z tamtego okresu musicali „Fame” i „Flashdance”. Teraz przyszedł czas na grupy wokalne.

Królowa tamtego okresu, Madonna, od długiego czasu odcinała się muzycznie od swojej barwnej przeszłości. Powracała momentami w odpowiedniej stylizacji (fryzura, kostium) na m.in. „Confessions on a Dance Floor” (2005). Celem nie była jednak restauracja poprzedniej epoki, ale przedstawienie samej wokalistki w scenerii implikującej jej młodość i świeżość. Muzyka była raczej nowoczesna, lekko stylizowana na klubową. Lata 80. nadal pozostały szczelnie zamknięte w gramofonie czasów. Przyszła na nie pora dopiero teraz. Płyta sióstr Haim jest tego najlepszym dowodem. Dziewczyny wydały w tym roku album, który nie boi się nawiązań czy kontynuacji brzmień epoki Kylie Minogue.

To, co charakteryzuje płytę „Days Are Gone”, to specyficzny, urywany wokal. Również bit jest dosyć szarpany – mimo iż w jednym, statecznym rytmie. W tle pobrzmiewają syntezatory i klawisze. Nie jest jednak zbyt tłoczno. Wokal jednej z sióstr jest bardzo dobrze wyodrębniony z muzycznego tła. Dzięki temu można doskonale usłyszeć subtelności linii melodycznej. Haim pozwalają sobie na specyficzne wyciszanie końcówek wyrazów, połykanie fraz i zastępowanie ich spazmatycznymi wykrzyknieniami w innych miejscach. Przypomina to właśnie manierę Madonny z pierwszych płyt. Piękne damskie chórki (w wykonaniu pozostałych sióstr) sprawiają, że w porę pojawia się łagodny pogłos jak uspokajający główny nurt. Dzięki fajnym kompozycjom można odnieść nawet wrażenie muzycznych tików nerwowych. Dziewczyny grają tak, jakby nie liczyły się trochę z jednym stylem muzycznym. Ich wcześniejsze perypetie, kiedy każda grała czy śpiewała gdzie indziej (Edward Sharpe and the MagneticZeros, The Henry Clay People, Ke$ha i w końcu Mumford& Sons i Florence and the Machine) składają się na niesamowitą mozaikę wpływów i stylów. Mimo jednolitości płyty „Days Are Gone” można tam usłyszeć po trochu wszystko. W osadzeniu na głębokim bicie pobrzmiewają echa R&B i muzyki klubowej. Chórki, syntezatory i mocne klawisze przywołują momentami Florence and the Machine. Rockowa maniera wokalna i ogólny styl lat 80. – tam mieści się wymieszana reszta stylów.

Gdyby fraza nie była zajęta, można by spokojnie stwierdzić, że dziewczyny są „między stylami”. Przerzucając zaś porównania z pola literackiego na to bardziej muzyczne, Haim określić można słowem „współbrzmienie”. Najważniejsze że absolutnie wszystkie piosenki na pierwszej, pełnometrażowej płycie dziewczyn są świetnymi kompozycjami. Charakteryzują się łatwą i przyjemną melodią, która szybko zapada w ucho. Pewne odejście od normy, czy też raczej głównego nurtu muzycznego sprawia, że Haim jest tym bardziej rozpoznawalny. Siostry sytuują się gdzieś pomiędzy popem a indie rockiem. Brzmią nieźle. Oby tylko nie dołączyły do grona słynnych rodzinnych historii w dziejach muzyki. Te nie zwykły kończyć się dobrze. Ale nikt do tej pory nie brzmiał jak Haim.
Haim: "Days Are Gone" [Columbia, 2013].