STRACH MA (NIE)WIELKIE OCZY
A
A
A
Chyba każdy fan przebierającego się w „roboczy” strój Bruce’a Wayne’a ma swój ulubiony aspekt postaci Batmana. Dla niektórych będzie on jednym z najlepszych na świecie detektywów, dla innych bohaterem zmagającym się z groźnymi, czasem wręcz przerażającymi przeciwnikami. Sam należę do grupy czytelników, dla których Zamaskowany Krzyżowiec jest przede wszystkim postacią tragiczną, spowitą mrokiem, bez przerwy balansującą na granicy szaleństwa. Bardziej od otoczenia Wayne’a (jego adwersarzy i zagadek, jakie musi rozwiązać w danym epizodzie swoich przygód) interesuje mnie stan umysłu bohatera oraz fakt, że pod pewnymi względami jest on niepokojąco podobny do tych, z którymi walczy.
W „Technikach zastraszania” Tony’ego S. Daniela nie znajdziemy żadnego z wyżej wymienionych obliczy obrońcy Gotham. Owszem, są widowiskowe sceny walk oraz kolorowi przeciwnicy. Trzeba przyznać, że wiele ilustracji prezentuje się rewelacyjnie, a oglądanie tego albumu to spora przyjemność, pomijając fakt, że nie jestem przekonany, czy style prezentowane przez niektórych rysowników oraz postać Batmana powinny iść ze sobą w parze. Przyjmuję do wiadomości, że to „Nowe DC Comics”, nowe czasy, a ja być może jestem jedną z osób, które w kwestii Człowieka Nietoperza narzekają niemal na wszystko, co ukazało się w ostatnich latach właśnie dlatego, że jest inne od kanonu – od komiksów, do których przyzwyczailiśmy się w dzieciństwie. Z drugiej strony, po lekturze tomów „Trybunał Sów” i „Miasto Sów” Scotta Snydera (pomimo braku szczególnego entuzjazmu) nie czułem, że to „nie mój Batman”.
Czytając „Techniki zastraszania”, chwilami odnosiłem wrażenie, że komiks nie potrafi uchwycić specyfiki (nie tylko) tej postaci. Występujących w nim bohaterów i łotrów można byłoby przebrać w zupełnie inne stroje, wymyślić im nowe imiona. Autor napisał po prostu kilka krótkich opowieści o mścicielu w masce, a to, że akurat występuje w nich Batman, jest zupełnym przypadkiem, bo naprawdę mógłby to być ktoś zupełnie inny. Nie jest tak we wszystkich epizodach „Technik zastraszania”, jednak nawet ciekawsze rozdziały albumu Daniela nie są w stanie zatrzeć wrażenia, że mamy do czynienia z dość przeciętnym komiksem. Kiedy „Sowy przejmują Arkham”, widać niewykorzystane możliwości oraz różnicę klasy pomiędzy Danielem a Snyderem, nawet biorąc pod uwagę to, że „Trybunał Sów” nie jest wybitnym dziełem. To po prostu jeszcze jeden z wielu komiksów o Batmanie, ale zapamiętam go choćby ze względu na interesujący pomysł. „Techniki zastraszania” oraz poprzednia część cyklu, „Oblicza śmierci”, z pewnością nie pozostaną w mojej pamięci na dłużej.
Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Egmont Polska dość regularnie publikuje komiksy o Zamaskowanym Krzyżowcu. Szkoda tylko, że postawiło przede wszystkim na (fakt, że nie zawsze tak pozbawione wyrazu jak „Techniki zastraszania”) „The New 52”. Polski czytelnik wciąż nie miał okazji przeczytać rodzimych wersji tylu klasycznych opowieści o tym bohaterze. „Długie Halloween” zaprezentowane nam przez oficynę Mucha Comics pokazało, że można. Poza tym zgodzę się z opinią, że niejeden krótki zeszyt opublikowany na początku lat 90. przez TM-Semic wyciągał z postaci Batmana dużo więcej niż Tony S. Daniel w liczącym ponad dwieście stron albumie. I nie potrzebował do tego twardej oprawy czy dobrego papieru. Bo nawet jeśli moja krytyka „Technik zastraszania” w dużym stopniu wypływa z sentymentu oraz starczych narzekań na wszystko, co nowe, to i tak uważam, że „tamten” Mroczny Rycerz miał duszę, której „nowy” niestety nie posiada.
W „Technikach zastraszania” Tony’ego S. Daniela nie znajdziemy żadnego z wyżej wymienionych obliczy obrońcy Gotham. Owszem, są widowiskowe sceny walk oraz kolorowi przeciwnicy. Trzeba przyznać, że wiele ilustracji prezentuje się rewelacyjnie, a oglądanie tego albumu to spora przyjemność, pomijając fakt, że nie jestem przekonany, czy style prezentowane przez niektórych rysowników oraz postać Batmana powinny iść ze sobą w parze. Przyjmuję do wiadomości, że to „Nowe DC Comics”, nowe czasy, a ja być może jestem jedną z osób, które w kwestii Człowieka Nietoperza narzekają niemal na wszystko, co ukazało się w ostatnich latach właśnie dlatego, że jest inne od kanonu – od komiksów, do których przyzwyczailiśmy się w dzieciństwie. Z drugiej strony, po lekturze tomów „Trybunał Sów” i „Miasto Sów” Scotta Snydera (pomimo braku szczególnego entuzjazmu) nie czułem, że to „nie mój Batman”.
Czytając „Techniki zastraszania”, chwilami odnosiłem wrażenie, że komiks nie potrafi uchwycić specyfiki (nie tylko) tej postaci. Występujących w nim bohaterów i łotrów można byłoby przebrać w zupełnie inne stroje, wymyślić im nowe imiona. Autor napisał po prostu kilka krótkich opowieści o mścicielu w masce, a to, że akurat występuje w nich Batman, jest zupełnym przypadkiem, bo naprawdę mógłby to być ktoś zupełnie inny. Nie jest tak we wszystkich epizodach „Technik zastraszania”, jednak nawet ciekawsze rozdziały albumu Daniela nie są w stanie zatrzeć wrażenia, że mamy do czynienia z dość przeciętnym komiksem. Kiedy „Sowy przejmują Arkham”, widać niewykorzystane możliwości oraz różnicę klasy pomiędzy Danielem a Snyderem, nawet biorąc pod uwagę to, że „Trybunał Sów” nie jest wybitnym dziełem. To po prostu jeszcze jeden z wielu komiksów o Batmanie, ale zapamiętam go choćby ze względu na interesujący pomysł. „Techniki zastraszania” oraz poprzednia część cyklu, „Oblicza śmierci”, z pewnością nie pozostaną w mojej pamięci na dłużej.
Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Egmont Polska dość regularnie publikuje komiksy o Zamaskowanym Krzyżowcu. Szkoda tylko, że postawiło przede wszystkim na (fakt, że nie zawsze tak pozbawione wyrazu jak „Techniki zastraszania”) „The New 52”. Polski czytelnik wciąż nie miał okazji przeczytać rodzimych wersji tylu klasycznych opowieści o tym bohaterze. „Długie Halloween” zaprezentowane nam przez oficynę Mucha Comics pokazało, że można. Poza tym zgodzę się z opinią, że niejeden krótki zeszyt opublikowany na początku lat 90. przez TM-Semic wyciągał z postaci Batmana dużo więcej niż Tony S. Daniel w liczącym ponad dwieście stron albumie. I nie potrzebował do tego twardej oprawy czy dobrego papieru. Bo nawet jeśli moja krytyka „Technik zastraszania” w dużym stopniu wypływa z sentymentu oraz starczych narzekań na wszystko, co nowe, to i tak uważam, że „tamten” Mroczny Rycerz miał duszę, której „nowy” niestety nie posiada.
Tony S. Daniel: „Batman-Detective Comics. Vol. 2: Techniki zastraszania” („Batman: Detective Comics. Vol. 2: Scare Tactics”). Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |