JAKA KULTURA, TAKI SEKS
A
A
A
Książka Reay Tannahill „Sex in History” ukazała się w Anglii w 1980 roku, a w wersji poprawionej i rozszerzonej w 1989 roku. Polski czytelnik otrzymał ją z opóźnieniem (pierwsze wydanie ukazało się w 2001 roku), a w dodatku pod o wiele bardziej jednoznacznym tytułem „Historia seksu”. W języku polskim słowo „seks” odnosi się jedynie do erotyki, życia intymnego, natomiast w języku angielskim obejmuje zarówno sprawy łóżkowe, jak i płeć. Autorka odwołuje się do szerszego znaczenia tytułu swojej publikacji, opisując nie tylko rodzaje miłości fizycznej preferowane przez poszczególne formacje kulturowe na przestrzeni dziejów, ale również poniekąd związane z nimi relacje mężczyzn i kobiet oraz walkę tych drugich o równouprawnienie nie tylko w sypialni, ale również w życiu społecznym i politycznym.
Porywając się na tak obszerny temat, Tannahill musiała dokonać pewnych uproszczeń, skrótów, wyboru spośród obszernego materiału. Zdecydowała się zatem na przedstawienie stosunku do seksu w paleolicie i neolicie, a następnie w największych starożytnych cywilizacjach, jak Mezopotamia, Babilonia, Izrael, Egipt, Grecja, Rzym, Chiny, Indie, imperium Inków, Majów, Azteków, Indian Moche. Autorka starała się zbadać wpływ tych kultur, jak również wpływ chrześcijaństwa i islamu na stosunek do erotyki w dawnej oraz współczesnej Europie i Ameryce, skupiając się głównie na takich krajach, jak Francja, Anglia i USA.
Już wcześniej powstawały podobne prace, jak chociażby słynna „Historia seksualności” Michela Foucaulta skupiająca się na stosunku do erotyki na Zachodzie. Tannahill okazuje się mniej odkrywcza i rewolucyjna od Foucaulta, ale też bada temat na znacznie szerszym obszarze czasoprzestrzennym. W przeciwieństwie zaś do publikacji Zdzisława Wróbla „Erotyzm w religiach świata” z 1990 roku nie tylko pokazuje, jak poszczególne kultury odmiennie podchodzą do spraw alkowy, ale też stara się je porównać i odkryć ich wzajemne oddziaływania. Wiele zjawisk opisywanych przez autorkę jest już znanych z innych prac – jak chociażby wymagające nie lada wygimnastykowania pozycje miłosne z Kamasutry czy wpływ wiktoriańskiego modelu damy na wzrost zapotrzebowania na perwersyjne prostytutki i „utrzymanki”. Są to jednak sprawy ciekawe, o których zawsze warto raz jeszcze poczytać i je przemyśleć.
„Historia seksu” napisana została lekkim, przystępnym językiem, bez nadmiaru nazwisk, trudnych terminów i przypisów, co czyni zeń przyjemną, aczkolwiek dającą do myślenia lekturę. Przewijają się przez nią zabawne anegdoty i zajmujące dociekania, jak na przykład te nad egipskimi środkami antykoncepcyjnymi: „W papirusie z Kahun, w którym znajdujemy najstarsze ze znanych receptur, zaleca się mieszaninę krokodylego łajna i pasty (kremu?) o nazwie ayut. Czym był ayut – nie wiemy, wiemy tylko, że miksturę należało wsunąć w głąb pochwy jak tampon. Zalecano także mieszaninę miodu z sodą amoniakową (weglanem sodu) oraz gumę ayut. Łatwo sobie wyobrazić, jaką to musiało rozsiewać woń! Ale to i tak nic w porównaniu z innym propozycjami w staroegipskiej farmakologii. Ważniejsze, czy zalecane środki rzeczywiście działały. Trudno to stwierdzić. Ówcześni farmaceuci, podobnie jak twórcy przepisów kulinarnych, nie zawracali sobie głowy podawaniem właściwych proporcji poszczególnych składników. Zagadek zresztą jest więcej. Weźmy środek na bazie krokodylego łajna. Może gotowa mikstura miała konsystencję gąbki i umieszczona w pochwie mogła rzeczywiście wchłaniać ejakulat, zabezpieczając kobietę przed konsekwencjami stosunku? Jeśli z kolei przyjąć, że mieszanina łajna i ayut miała gęstszą konsystencję i pewne właściwości elastyczne, to mogła funkcjonować jako rodzaj diafragmy albo kapturka dopochwowego” (s. 72). Niezależnie od tego, że tajemnica pasty ayut odkryta nie została, autorce należy poczytać za zasługę, że odkładając na bok ewentualne uprzedzenia, w ogóle się nad nią pochyliła.
Nie zawsze jednak Tannahill pozostawała w swoim wywodzie wolna od uprzedzeń. Uległa na przykład stereotypowi rozwrzeszczanej, nienawidzącej mężczyzn feministki i dlatego już w przedmowie zarzekła się, że jej książka „nie jest ani dziełem feministki, ani manifestem antyfeministki. Pod tym względem jest to praca neutralna” (s. 8). Jeszcze kilkukrotnie na łamach swojego dzieła autorka wypowiadała się negatywnie o feminizmie, jednocześnie przyznając, że przez wieki mężczyźni tłamsili kobiety i że obu płciom należą się równe prawa w kwestiach politycznych i społecznych. Za wadę „Historii seksu” można też poczytywać jej heteronormatywność, co dziwi tym bardziej, że autorka oburza się na homofobię, która każe odmawiać pomocy ofiarom AIDS, „gejowskiej zarazy” (s. 429), a swoją książkę kończy słowami: „Wiele wskazuje na to, że pomimo głośnych haseł i spektakularnych rebelii przeciw konwenansom w ostatnich dwudziestu latach, w sferze płci korzystać będziemy tylko z jednego prawa – prawa do swobodnych działań w ramach tego, na co państwo i opinia publiczna zechcą wyrazić zgodę. Sto lat temu John Stuart Mill w eseju »O wolności« twierdził: »Władza może ingerować w sprawy jednostki wbrew jej woli, lecz tylko wtedy i tylko po to, by uchronić inną jednostkę przed szkodą. Nie może ani nie powinna naruszać suwerenności jednostki pod pretekstem działania w imię jej dobra. Każdy człowiek jest swoim suwerenem«. Być może nadejdzie kiedyś czas, gdy ta maksyma znajdzie zastosowanie w praktyce. Ale chyba nieprędko” (s. 435-436).
Z drugiej strony jednak autorka nieraz prowadzi swój wywód tak, jakby pociąg do przedstawicieli własnej płci w ogóle nie istniał. Seksualność prehistorycznego człowieka przedstawia w duchu darwinowskim i socjobiologicznym, sprowadzając wybór poligamii bądź monogamii do tego, który z modeli w danych warunkach przyrodniczych bardziej sprzyjał przetrwaniu gatunku, a pomijając całkowicie kategorię przyjemności płynącej z kontaktu erotycznego. Autorka przypomina sobie o homoseksualizmie jedynie chwilami, na przykład przy opisie obyczajów starożytnej Grecji czy odrazy chrześcijaństwa do rozkoszy bez reprodukcji, a zwłaszcza do grzechu sodomii. Zwykle też wzmiankuje jedynie o gejach, pomijając lesbijki. Nawet gdy Tannahill zauważa, że również kultura, którą akurat bada, tak czyniła, to nie wyciąga stąd żadnego wniosku, a już na pewno nie takiego, do jakiego doszła Marie Jo Bonnet w „Związkach miłosnych między kobietami” – że przez wieki seks utożsamiano z penetracją i ejakulacją, a panie uznawano za stworzone do pasywnej roli przy stosunku i niezdolne do orgazmu, stąd też lekceważenie lesbijek. „Historia seksu” niejednokrotnie nazywa bi- i homoseksualistów „kochającymi inaczej” oraz przedstawia ich upodobania w taki sposób, jakby mogły się one pojawić wyłącznie „z konieczności”, w społecznościach jednopłciowych – jak klasztor, harem, szkoła z internatem itd. – a nie wynikać z osobistych predyspozycji i upodobań: „Dopiero w latach siedemdziesiątych XX stulecia, kiedy o tych sprawach można było mówić w miarę otwarcie, wyszło na jaw, że angielskie instytucje oświaty dla elit to de facto wylęgarnia homoseksualistów. Zrozumiano też, jak dalece ów system zagrażał bezpieczeństwu poszczególnych osób i państwa. Wychowankowie Etonów i Winchesterów zajmowali z reguły wysokie stanowiska w rządzie, dyplomacji i administracji i stawali się łatwym celem wszelkiej maści szantażystów” (s. 379). Analizując popularność heteroseksualnego stosunku analnego wśród Indian Moche, autorka szuka rozmaitych wyjaśnień, poza takim, że po prostu mógł on być przyjemny dla obu stron lub przynajmniej dla mężczyzny, podniecającego się kobiecą pupą: „Co do stosunków analnych, nie można wykluczyć, że cała tajemnica sprowadza się do antykoncepcji – bo to najprostszy i najbardziej dostępny sposób uniknięcia niechcianej ciąży. Możliwe też, że chodziło o pozycję satysfakcjonującą partnera, gdy pochwa traciła elastyczność na skutek licznych porodów. Równie prawdopodobne jest też inne wyjaśnienie. Otóż przy dość prymitywnej technice obrzezania mogło dochodzić do uszkodzenia szczególnie wrażliwej tkanki w okolicach żołędzi i jurny Peruwiańczyk doznawał satysfakcji tylko w zetknięciu z silnym mięśniem okrężnym odbytnicy” (s. 293). Mimo tego typu niedoskonałości i uprzedzeń Tannahill, „Historia seksu” z pewnością jest lekturą wartą uwagi i dobrze się stało, że po dwunastu latach jej polskie wydanie zostało wznowione.
Porywając się na tak obszerny temat, Tannahill musiała dokonać pewnych uproszczeń, skrótów, wyboru spośród obszernego materiału. Zdecydowała się zatem na przedstawienie stosunku do seksu w paleolicie i neolicie, a następnie w największych starożytnych cywilizacjach, jak Mezopotamia, Babilonia, Izrael, Egipt, Grecja, Rzym, Chiny, Indie, imperium Inków, Majów, Azteków, Indian Moche. Autorka starała się zbadać wpływ tych kultur, jak również wpływ chrześcijaństwa i islamu na stosunek do erotyki w dawnej oraz współczesnej Europie i Ameryce, skupiając się głównie na takich krajach, jak Francja, Anglia i USA.
Już wcześniej powstawały podobne prace, jak chociażby słynna „Historia seksualności” Michela Foucaulta skupiająca się na stosunku do erotyki na Zachodzie. Tannahill okazuje się mniej odkrywcza i rewolucyjna od Foucaulta, ale też bada temat na znacznie szerszym obszarze czasoprzestrzennym. W przeciwieństwie zaś do publikacji Zdzisława Wróbla „Erotyzm w religiach świata” z 1990 roku nie tylko pokazuje, jak poszczególne kultury odmiennie podchodzą do spraw alkowy, ale też stara się je porównać i odkryć ich wzajemne oddziaływania. Wiele zjawisk opisywanych przez autorkę jest już znanych z innych prac – jak chociażby wymagające nie lada wygimnastykowania pozycje miłosne z Kamasutry czy wpływ wiktoriańskiego modelu damy na wzrost zapotrzebowania na perwersyjne prostytutki i „utrzymanki”. Są to jednak sprawy ciekawe, o których zawsze warto raz jeszcze poczytać i je przemyśleć.
„Historia seksu” napisana została lekkim, przystępnym językiem, bez nadmiaru nazwisk, trudnych terminów i przypisów, co czyni zeń przyjemną, aczkolwiek dającą do myślenia lekturę. Przewijają się przez nią zabawne anegdoty i zajmujące dociekania, jak na przykład te nad egipskimi środkami antykoncepcyjnymi: „W papirusie z Kahun, w którym znajdujemy najstarsze ze znanych receptur, zaleca się mieszaninę krokodylego łajna i pasty (kremu?) o nazwie ayut. Czym był ayut – nie wiemy, wiemy tylko, że miksturę należało wsunąć w głąb pochwy jak tampon. Zalecano także mieszaninę miodu z sodą amoniakową (weglanem sodu) oraz gumę ayut. Łatwo sobie wyobrazić, jaką to musiało rozsiewać woń! Ale to i tak nic w porównaniu z innym propozycjami w staroegipskiej farmakologii. Ważniejsze, czy zalecane środki rzeczywiście działały. Trudno to stwierdzić. Ówcześni farmaceuci, podobnie jak twórcy przepisów kulinarnych, nie zawracali sobie głowy podawaniem właściwych proporcji poszczególnych składników. Zagadek zresztą jest więcej. Weźmy środek na bazie krokodylego łajna. Może gotowa mikstura miała konsystencję gąbki i umieszczona w pochwie mogła rzeczywiście wchłaniać ejakulat, zabezpieczając kobietę przed konsekwencjami stosunku? Jeśli z kolei przyjąć, że mieszanina łajna i ayut miała gęstszą konsystencję i pewne właściwości elastyczne, to mogła funkcjonować jako rodzaj diafragmy albo kapturka dopochwowego” (s. 72). Niezależnie od tego, że tajemnica pasty ayut odkryta nie została, autorce należy poczytać za zasługę, że odkładając na bok ewentualne uprzedzenia, w ogóle się nad nią pochyliła.
Nie zawsze jednak Tannahill pozostawała w swoim wywodzie wolna od uprzedzeń. Uległa na przykład stereotypowi rozwrzeszczanej, nienawidzącej mężczyzn feministki i dlatego już w przedmowie zarzekła się, że jej książka „nie jest ani dziełem feministki, ani manifestem antyfeministki. Pod tym względem jest to praca neutralna” (s. 8). Jeszcze kilkukrotnie na łamach swojego dzieła autorka wypowiadała się negatywnie o feminizmie, jednocześnie przyznając, że przez wieki mężczyźni tłamsili kobiety i że obu płciom należą się równe prawa w kwestiach politycznych i społecznych. Za wadę „Historii seksu” można też poczytywać jej heteronormatywność, co dziwi tym bardziej, że autorka oburza się na homofobię, która każe odmawiać pomocy ofiarom AIDS, „gejowskiej zarazy” (s. 429), a swoją książkę kończy słowami: „Wiele wskazuje na to, że pomimo głośnych haseł i spektakularnych rebelii przeciw konwenansom w ostatnich dwudziestu latach, w sferze płci korzystać będziemy tylko z jednego prawa – prawa do swobodnych działań w ramach tego, na co państwo i opinia publiczna zechcą wyrazić zgodę. Sto lat temu John Stuart Mill w eseju »O wolności« twierdził: »Władza może ingerować w sprawy jednostki wbrew jej woli, lecz tylko wtedy i tylko po to, by uchronić inną jednostkę przed szkodą. Nie może ani nie powinna naruszać suwerenności jednostki pod pretekstem działania w imię jej dobra. Każdy człowiek jest swoim suwerenem«. Być może nadejdzie kiedyś czas, gdy ta maksyma znajdzie zastosowanie w praktyce. Ale chyba nieprędko” (s. 435-436).
Z drugiej strony jednak autorka nieraz prowadzi swój wywód tak, jakby pociąg do przedstawicieli własnej płci w ogóle nie istniał. Seksualność prehistorycznego człowieka przedstawia w duchu darwinowskim i socjobiologicznym, sprowadzając wybór poligamii bądź monogamii do tego, który z modeli w danych warunkach przyrodniczych bardziej sprzyjał przetrwaniu gatunku, a pomijając całkowicie kategorię przyjemności płynącej z kontaktu erotycznego. Autorka przypomina sobie o homoseksualizmie jedynie chwilami, na przykład przy opisie obyczajów starożytnej Grecji czy odrazy chrześcijaństwa do rozkoszy bez reprodukcji, a zwłaszcza do grzechu sodomii. Zwykle też wzmiankuje jedynie o gejach, pomijając lesbijki. Nawet gdy Tannahill zauważa, że również kultura, którą akurat bada, tak czyniła, to nie wyciąga stąd żadnego wniosku, a już na pewno nie takiego, do jakiego doszła Marie Jo Bonnet w „Związkach miłosnych między kobietami” – że przez wieki seks utożsamiano z penetracją i ejakulacją, a panie uznawano za stworzone do pasywnej roli przy stosunku i niezdolne do orgazmu, stąd też lekceważenie lesbijek. „Historia seksu” niejednokrotnie nazywa bi- i homoseksualistów „kochającymi inaczej” oraz przedstawia ich upodobania w taki sposób, jakby mogły się one pojawić wyłącznie „z konieczności”, w społecznościach jednopłciowych – jak klasztor, harem, szkoła z internatem itd. – a nie wynikać z osobistych predyspozycji i upodobań: „Dopiero w latach siedemdziesiątych XX stulecia, kiedy o tych sprawach można było mówić w miarę otwarcie, wyszło na jaw, że angielskie instytucje oświaty dla elit to de facto wylęgarnia homoseksualistów. Zrozumiano też, jak dalece ów system zagrażał bezpieczeństwu poszczególnych osób i państwa. Wychowankowie Etonów i Winchesterów zajmowali z reguły wysokie stanowiska w rządzie, dyplomacji i administracji i stawali się łatwym celem wszelkiej maści szantażystów” (s. 379). Analizując popularność heteroseksualnego stosunku analnego wśród Indian Moche, autorka szuka rozmaitych wyjaśnień, poza takim, że po prostu mógł on być przyjemny dla obu stron lub przynajmniej dla mężczyzny, podniecającego się kobiecą pupą: „Co do stosunków analnych, nie można wykluczyć, że cała tajemnica sprowadza się do antykoncepcji – bo to najprostszy i najbardziej dostępny sposób uniknięcia niechcianej ciąży. Możliwe też, że chodziło o pozycję satysfakcjonującą partnera, gdy pochwa traciła elastyczność na skutek licznych porodów. Równie prawdopodobne jest też inne wyjaśnienie. Otóż przy dość prymitywnej technice obrzezania mogło dochodzić do uszkodzenia szczególnie wrażliwej tkanki w okolicach żołędzi i jurny Peruwiańczyk doznawał satysfakcji tylko w zetknięciu z silnym mięśniem okrężnym odbytnicy” (s. 293). Mimo tego typu niedoskonałości i uprzedzeń Tannahill, „Historia seksu” z pewnością jest lekturą wartą uwagi i dobrze się stało, że po dwunastu latach jej polskie wydanie zostało wznowione.
Reay Tannahill: „Historia seksu”. Tłumaczył Grzegorz Woźniak. Wydawnictwo Aletheia. Warszawa 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |