
ZAGRAJ COŚ INNEGO, SAM
A
A
A
Esej „Kultura karaoke” Dubravki Ugrešić ukazał się w 2010 roku i – szybko przetłumaczony na kilka języków europejskich – od razu zrobił karierę, potwierdzoną otrzymaniem nagrody Jean Améry Essay Prize 2011. Z zainteresowaniem sięgnąłem więc po polskie wydanie tego nieco ponad 100-stronicowego dziełka, opublikowanego w ramach serii „Linia krytyczna” Korporacji Ha!art. Ugrešić należy do moich ulubionych pisarzy (i pisarek), z wielką wrażliwością portretujących to, co z braku lepszego określenia nazwać by można „rozpadem całości”, który w jej przypadku wiąże się ściśle z upadkiem byłej Jugosławii. Kontekst polityczny, choć ważny, nie ogranicza jednak pisarstwa Chorwatki, gdyż często stanowi asumpt do nieco bardziej rozległych – egzystencjalnych, filozoficznych, zawsze zaangażowanych – refleksji.
W ten nurt wpisuje się również „Kultura karaoke”. Nietrudno byłoby znaleźć tradycję myślową, do której nawiązuje tu Ugrešić – chodzi o krytykę kultury w najlepszym wydaniu. Jak pisze autorka, „krytycy kultury to ludzie, którzy w modzie na tatuaże widzą coś więcej niż tylko modę. Sama też należę do tego podejrzanego gatunku” (s. 6). I trzeba przyznać, że niewątpliwą zasługą Ugrešić (nie tylko „Kultury karaoke”, także, na przykład, „Kultury kłamstwa”) jest oczyszczenie tej tradycji z patyny staroświeckości poprzez dostosowanie jej do czasów współczesnych. O ile bowiem na przykład przedstawiciele Szkoły Frankfurckiej – ostatni wielcy krytycy kultury – występowali z pozycji wysokomodernistycznych, ostrzegając przed unifikacją, zanikiem hierarchii, spłaszczeniem i spłyceniem kultury, o tyle Ugrešić przemawia jako krytyczka po-ponowoczesności czy też, jak ujmuje to za Alanem Kirbym ona sama, „pseudomodernizmu”: „W odróżnieniu od neurozy modernizmu i narcyzmu postmodernizmu pseudonowoczesność znosi świat, kreując nowe, nieważkie nigdzie niemego autyzmu” (s. 17).
Obrazowemu opisowi miałkiego świata strukturowanego przez ciągłą potrzebę ucieczki przed światem służyć ma tytułowa metafora „karaoke”. W słowie tym (znaczącym, ni mniej, ni więcej, „pustą orkiestrę”) Ugrešić dostrzega coś więcej niż określenie zwykłej zabawy polegającej na anonimowym odśpiewaniu wybranej piosenki jakiegoś popularnego wykonawcy. Autorka „Ministerstwa Bólu” czyni z niego nazwę całego paradygmatu współczesnej kultury, zredukowanej właściwie do kultury popularnej. Wśród charakterystycznych cech świata karaoke Ugrešić wymienia właśnie anonimowość, a także kult amatorstwa, które to w połączeniu działają „zwalniająco”: bezimienność oznacza bowiem również nieodpowiedzialność, brak autorskiego podpisu warunkuje nieponoszenie konsekwencji własnych czynów. Karaoke odbija bowiem w krzywym zwierciadle demokratyczną ideę „każdy może, jeśli chce”, karykaturując ją pod postacią „każdy chce, skoro może” (s. 7).
A to, że „każdy może”, związane jest oczywiście z technologicznym rozwojem szeroko pojętego świata Zachodu. Bez niego kultura karaoke nie miałaby prawa zaistnieć, gdyż nie zaistniałyby warunki jej możliwości. Ugrešić nie poprzestaje jednak na tak banalnej diagnozie, śledzi bowiem o wiele głębsze – kulturowe, filozoficzne, socjologiczne – przyczyny nastania „pseudomodernizmu”: „Ale by puszka Pandory z naszymi wypartymi pragnieniami naprawdę została otwarta, musiało wydarzyć się wiele rzeczy. Musiał umrzeć Bóg, żeby nasza ingerencja w boskie dzieło przeszła bezkarnie. Musiała nastać epoka wielkich odkryć. Musiał narodzić się komunizm (…). Musiał przyjść na świat Freud. (…) Musiały się zdarzyć modernizm, radio, telewizja, konsumeryzm, komputer, kultura mass mediów, postmodernizm, feminizm, postkolonializm, telefon komórkowy, Internet” (s. 14). Internet okazuje się więc jedynie wierzchołkiem góry lodowej, swego rodzaju „megakaraoke”, gdzie każdy – rzecz jasna, anonimowo – odśpiewać może wybraną piosenkę. Przy czym nieistotne, jaka to piosenka. Ważny jest sam śpiew.
Wynalazek Internetu odpowiada na podstawową, zdaniem Ugrešić, potrzebę kultury karaoke, czyli kompulsywne pragnienie zaspokojenia krótkotrwałych, efemerycznych, wciąż zmieniających się zachcianek. Autorka porusza tu, choć jedynie implicytnie i w sposób niewystarczający, bardzo ciekawy wątek, który można by określić zmianą paradygmatu kulturowego. Jak bowiem wiadomo, jednym z naczelnych ideałów nowoczesności było autentyczne, wewnętrznie spójne i całościowe ukształtowanie i wyrażenie podmiotu. Problem autonomii jednostki, czy też samostanowienia indywiduum, właściwie nie istniał nigdy wcześniej i jako taki jest wynalazkiem nowoczesnym, o czym przekonują na przykład pisma Charlesa Taylora czy Anthony’ego Giddensa. Wyrażała go zaś najpełniej romantyczna koncepcja twórczości jako autokreacji, przeciwstawiona koncepcji naśladownictwa, mimesis. Tymczasem kultura karaoke, jak wynika z rozważań Ugrešić, całkowicie wypaczyła ów ideał. Nie idzie w niej już bynajmniej o autentyczne „bycie sobą” (jakkolwiek rozumiane), ale o coś dokładnie przeciwnego – o ucieczkę przed sobą i przed światem: „JA stało się nudne i należy do innej kultury. Możliwości transformacji, metamorfozy i teleportacji w coś lub kogoś innego są ciekawsze od grzebania we własnym wnętrzu” (s. 9). Dlatego właśnie kulturą karaoke nie rządzi sygnatura autorska, ale to, co autorka określa mianem „AA”: anonimowość i amatorstwo. W świecie tym „nie ma już artystów, jest gest” (s. 64), a ów gest – gest karaoke – zawsze pozostaje dwuznaczny: stanowi docenienie idola i zbliżenie z nim („wybrałem twoją piosenkę”), ale jednocześnie zmienia samego idola w parodię, odbiera mu status wyjątkowości, strąca go z piedestału („też mogę to zaśpiewać”).
Do podwójnego „A” dodać trzeba jednak jeszcze jedno, trzecie – amnezję. Kultura karaoke oferuje bowiem coraz więcej coraz szybciej starzejących się, coraz bardziej krótkotrwałych możliwości zaspokojenia. Wszystkie one pozwalają nam „jechać” przez życie z dużą prędkością, a jednocześnie gwarantują, notabene, zwolnienie od podmiotowego wymiaru naszych działań – któż chciałby brać odpowiedzialność za swoje czyny, skoro „nie mamy czasu, by obejrzeć się za minionym dniem” (s. 17)? Tutaj z kolei Ugrešić potwierdza słuszność diagnozy postawionej już kilka dziesięcioleci temu przez Odona Marquarda. Jak twierdził niemiecki hermeneuta, do charakterystycznych cech nowoczesności należy radykalne przyspieszenie życia, jakie dokonało się m.in. za sprawą postępu techniki. O ile jednak autor „Apologii przypadkowości” zastanawiał się jeszcze nad wynajdywaniem „kompensacyjnych ciągłości” stabilizujących ów przepływ, o tyle Ugrešić – jak się zdaje – przekonuje, że nikomu już na takiej kompensacji nie zależy.
Argumentacji na rzecz tak postawionej diagnozy dotyczącej współczesnego świata służyć ma niezwykle bogaty inwentarz przykładów. Autorka z dużą pieczołowitością stara się pokazać działanie kultury karaoke w praktyce, tropi jej przejawy w wielu miejscach i na wielu płaszczyznach. Dokonuje więc, na przykład, typologii „ludzi karaoke”, do których należą wannabes, czyli quasi-sobowtóry swoich idoli, fani, skupieni wokół fandomów, porozumiewający się za pomocą fanspeak i tworzący fanziny, a wreszcie – awatary, alternatywne osobowości w alternatywnych światach w rodzaju Second Life, które w każdej chwili możemy zresetować/usunąć. Ugrešić podaje także przykłady „literatury karaoke”, zaczynając od opisu stosunkowo już „oswojonego” przez dyskurs teoretyczny fan fiction – twórczości fanowskiej, polegającej na dopisywaniu ciągów dalszych do ulubionych książek, miksowaniu ich z kulturą popularną, „interwencjach” zmieniających (a z perspektywy Autora: wypaczających) sens utworów. Z książki Ugrešić dowiedzieć się jednak można (chyba, że wiedziało się już wcześniej – kultura karaoke z istoty cechuje się tym, że mało kto za nią nadąża), że istnieją także cell novels – powieści komórkowe pisane przez młodych, niewykształconych ludzi, którzy pragną realizować swoje „prawo do głosu”; a nawet twitterature, czyli historia literatury światowej w pigułce, podana w akronimicznym języku Twittera, a jednocześnie uwalniająca nas od trudu czytania.
Także w gestach wysokoartystycznych, takich jak namalowanie przez Andy’ego Warhola puszki zupy Campbell, dostrzega Ugrešić zapowiedź nadejścia kultury karaoke. Tym jednak, co różniło je w sposób zasadniczy od współczesnych działań, był podpis autorski oraz świadoma gra z konwencjami. W dzisiejszym świecie dostrzec można natomiast całkowity zanik hierarchii: „mało kto odróżnia mistrza od amatora, dobrą literaturę od złej, bo nikt już nie ośmiela się ustanawiać kryteriów. Tych hierarchii nie uświadamiają nikomu wydawcy, bo jest niemal pewne, że na dobrym pisarzu stracą pieniądze. Tych hierarchii nie ustanawiają krytycy, bo się boją, że zostaną oskarżeni o elitaryzm” (s. 68). Niby nic nowego – chciałoby się powiedzieć. Ugrešić kładzie jednak nacisk nie tyle na samą zapaść podziału na „wysokie” i „niskie”, lecz na swoistą zamianę ról – oto okazuje się, że artyści, krytycy, naukowcy utracili swoją legitymizację, nikt nie chce ich już słuchać. O tym, co i jak się robi, co się pisze i czyta, jak się żyje, decydują teraz amatorzy wypowiadający się w imię swojego „prawa do głosu”. I ta sytuacja szczególnie boli autorkę, która wypowiada się tutaj z zaskakująco „elitarystycznej” pozycji: „Dzisiaj to ja kręcę się wokół mojego dawnego domu. Po tym domu – literaturze – łażą dzisiaj jacyś inni mieszkańcy” (s. 84). Na tym jednak nie koniec. Okazuje się, że ci, którzy rządzą kulturą karaoke – bezimienni, konformistyczni, narcystyczni, ekshibicjonistyczni AA – wcale nie potrzebują naszej akceptacji, aby przeżyć. Przeciwnie – „AA zobowiązuje nas do nawiązania komunikacji. W przeciwnym razie wykluczy nas ze swego pola widzenia. Zapamiętajcie, to nie wy jesteście mu potrzebni, to on potrzebny jest wam” (s. 94). W pewnym sensie więc wszyscy jesteśmy niewolnikami kultury karaoke, i to także przeraża autorkę.
Nie ulega wątpliwości, że diagnoza postawiona przez Dubravkę Ugrešić jest w najogólniejszych zarysach trafna. Jak przystało na krytyka (krytyczkę) kultury, z wielką uwagą i ze wzmożoną podejrzliwością śledzi ona podstawowe przejawy świata karaoke, poddając je surowej ocenie. Mimo to jej esej budzi kilka wątpliwości. Po pierwsze więc, zastanowić się można, na ile trafna jest sama metafora „karaoke”. Ugrešić przyznaje, że chodzi raczej o proste, intuicyjne i doraźne określenie, dalekie od ambicji powszechnego obowiązywania. Pytanie jednak, czy zabawa w karaoke posłużyć może jako punkt wyjścia do rozważań nad współczesną kulturą – czy jest ona wystarczająco nośna, wystarczająco powszechna, a przede wszystkim, czy jest rzeczywiście tak „groźna”, jak ją przedstawia autorka? Nie mam co do tego pewności, także dlatego, że w świecie poddanym ciągłym ucieczkom od własnej osobowości ku wciąż nowym pragnieniom zaspokojenia zabawa w karaoke jawić się musi jako już nieco… staroświecka, trudno więc, żeby posłużyła za nazwę dla całej formacji kulturowej.
Po drugie, lektura niektórych fragmentów eseju wywołuje nieodparte wrażenie, że Ugrešić podziela przypadłość wielu krytyków kultury, jaką jest swego rodzaju katastrofizm. Już same motta do książki zdradzają postawę autorki, którą tylko potwierdzają kolejne rozdziały. Kultura karaoke urasta w jej opinii do miana powszechnie obowiązującego paradygmatu całkowicie degenerującego wielkie dziedzictwo kultury Zachodu. I o ile zgodzić się można, a nawet trzeba, z jakościowym aspektem diagnozy Ugrešić, o tyle wątpliwość budzi jej aspekt ilościowy. Czy rzeczywiście jest tak, że miałki świat karaoke całkowicie wyparł kulturę wysoką? Czy rzeczywiście jest tak, że w kulturze wysokiej partycypowało niegdyś więcej uczestników niż dziś? Czy karnawalizacja, popularyzacja, trywializacja nie towarzyszyły twórczości wysokoartystycznej od zawsze? Najogólniejsze pytanie brzmi więc, na ile Ugrešić opisuje kulturę współczesną jako taką, a na ile jedynie jej wycinek, kulturę popularną, obok której spokojnie egzystuje sobie – cóż z tego, że na marginesach – kultura wyższa?
Po trzecie wreszcie, pozycja, z jakiej przypuszcza swój atak Ugrešić, sprawia – niezamierzone, jak mi się zdaje – wrażenie dość konserwatywnej czy też, jak już wspomniałem, elitarystycznej. Być może taka rola krytyka kultury, aby wyostrzać tony katastroficzne i ostrzegać przed niebezpieczeństwami pauperyzacji naszych praktyk życiowych, jednak kiedy pisarka z perspektywy instytucjonalnej broni hierarchii i profesjonalizmu artystycznego, brzmi nieco niewiarygodnie. Nie tylko trąci to resentymentem, ale także implicytnie konserwuje status quo, wstrzymując żywą praktykę kulturową. Krytyk kultury nieuchronnie wpleciony jest w podobną dialektykę i – aby był przekonujący – musi sobie jakoś z nią poradzić. Tego elementu uporania się z dwuznacznością własnej postawy zabrakło mi w eseju Ugrešić.
Moje wątpliwości nie oznaczają jednak, że nie zgadzam się z tezami „Kultury karaoke”. Przeciwnie, książka ta wydaje mi się niezwykle istotnym głosem w debacie nad stanem współczesnej kultury, a pod jej tezami chętnie bym się podpisał. W nieco bardziej rozległej perspektywie, niż czyni to sama autorka, uznać by ją można za kontynuację wielu ważnych prac podejmujących namysł nad kondycją nowoczesną (w szerokim rozumieniu), którą kultura karaoke nie tylko trywializuje, ale wręcz karykaturyzuje. Niewątpliwym atutem eseju Ugrešić jest uzupełnienie rozważań o całe spektrum przykładów pochodzących z krajów postkomunistycznych, dzięki czemu uzyskujemy dodatkowy kontekst wpływający na nasze postrzeganie współczesnego świata. I jeśli nie do końca przemawia do mnie całościowa wymowa „Kultury karaoke”, to chyba właśnie ze względu na swą nadmierną aktualność, która – w ostatecznym rozrachunku – sprawia wrażenie nadmiernej doraźności. Na gorąco stara się ona portretować i poddawać krytycznej analizie takie przejawy kultury, które być może okażą się po prostu efemerydami i nie odcisną głębszego piętna na naszym byciu w świecie. Innymi słowy, choć podzielam negatywną opinię Dubravki Ugrešić na temat kultury popularnej, to nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek całkowicie wyparła ona kulturę „wyższą”, przy czym tę ostatnią prawdopodobnie już zawsze będziemy musieli brać w cudzysłów.
W ten nurt wpisuje się również „Kultura karaoke”. Nietrudno byłoby znaleźć tradycję myślową, do której nawiązuje tu Ugrešić – chodzi o krytykę kultury w najlepszym wydaniu. Jak pisze autorka, „krytycy kultury to ludzie, którzy w modzie na tatuaże widzą coś więcej niż tylko modę. Sama też należę do tego podejrzanego gatunku” (s. 6). I trzeba przyznać, że niewątpliwą zasługą Ugrešić (nie tylko „Kultury karaoke”, także, na przykład, „Kultury kłamstwa”) jest oczyszczenie tej tradycji z patyny staroświeckości poprzez dostosowanie jej do czasów współczesnych. O ile bowiem na przykład przedstawiciele Szkoły Frankfurckiej – ostatni wielcy krytycy kultury – występowali z pozycji wysokomodernistycznych, ostrzegając przed unifikacją, zanikiem hierarchii, spłaszczeniem i spłyceniem kultury, o tyle Ugrešić przemawia jako krytyczka po-ponowoczesności czy też, jak ujmuje to za Alanem Kirbym ona sama, „pseudomodernizmu”: „W odróżnieniu od neurozy modernizmu i narcyzmu postmodernizmu pseudonowoczesność znosi świat, kreując nowe, nieważkie nigdzie niemego autyzmu” (s. 17).
Obrazowemu opisowi miałkiego świata strukturowanego przez ciągłą potrzebę ucieczki przed światem służyć ma tytułowa metafora „karaoke”. W słowie tym (znaczącym, ni mniej, ni więcej, „pustą orkiestrę”) Ugrešić dostrzega coś więcej niż określenie zwykłej zabawy polegającej na anonimowym odśpiewaniu wybranej piosenki jakiegoś popularnego wykonawcy. Autorka „Ministerstwa Bólu” czyni z niego nazwę całego paradygmatu współczesnej kultury, zredukowanej właściwie do kultury popularnej. Wśród charakterystycznych cech świata karaoke Ugrešić wymienia właśnie anonimowość, a także kult amatorstwa, które to w połączeniu działają „zwalniająco”: bezimienność oznacza bowiem również nieodpowiedzialność, brak autorskiego podpisu warunkuje nieponoszenie konsekwencji własnych czynów. Karaoke odbija bowiem w krzywym zwierciadle demokratyczną ideę „każdy może, jeśli chce”, karykaturując ją pod postacią „każdy chce, skoro może” (s. 7).
A to, że „każdy może”, związane jest oczywiście z technologicznym rozwojem szeroko pojętego świata Zachodu. Bez niego kultura karaoke nie miałaby prawa zaistnieć, gdyż nie zaistniałyby warunki jej możliwości. Ugrešić nie poprzestaje jednak na tak banalnej diagnozie, śledzi bowiem o wiele głębsze – kulturowe, filozoficzne, socjologiczne – przyczyny nastania „pseudomodernizmu”: „Ale by puszka Pandory z naszymi wypartymi pragnieniami naprawdę została otwarta, musiało wydarzyć się wiele rzeczy. Musiał umrzeć Bóg, żeby nasza ingerencja w boskie dzieło przeszła bezkarnie. Musiała nastać epoka wielkich odkryć. Musiał narodzić się komunizm (…). Musiał przyjść na świat Freud. (…) Musiały się zdarzyć modernizm, radio, telewizja, konsumeryzm, komputer, kultura mass mediów, postmodernizm, feminizm, postkolonializm, telefon komórkowy, Internet” (s. 14). Internet okazuje się więc jedynie wierzchołkiem góry lodowej, swego rodzaju „megakaraoke”, gdzie każdy – rzecz jasna, anonimowo – odśpiewać może wybraną piosenkę. Przy czym nieistotne, jaka to piosenka. Ważny jest sam śpiew.
Wynalazek Internetu odpowiada na podstawową, zdaniem Ugrešić, potrzebę kultury karaoke, czyli kompulsywne pragnienie zaspokojenia krótkotrwałych, efemerycznych, wciąż zmieniających się zachcianek. Autorka porusza tu, choć jedynie implicytnie i w sposób niewystarczający, bardzo ciekawy wątek, który można by określić zmianą paradygmatu kulturowego. Jak bowiem wiadomo, jednym z naczelnych ideałów nowoczesności było autentyczne, wewnętrznie spójne i całościowe ukształtowanie i wyrażenie podmiotu. Problem autonomii jednostki, czy też samostanowienia indywiduum, właściwie nie istniał nigdy wcześniej i jako taki jest wynalazkiem nowoczesnym, o czym przekonują na przykład pisma Charlesa Taylora czy Anthony’ego Giddensa. Wyrażała go zaś najpełniej romantyczna koncepcja twórczości jako autokreacji, przeciwstawiona koncepcji naśladownictwa, mimesis. Tymczasem kultura karaoke, jak wynika z rozważań Ugrešić, całkowicie wypaczyła ów ideał. Nie idzie w niej już bynajmniej o autentyczne „bycie sobą” (jakkolwiek rozumiane), ale o coś dokładnie przeciwnego – o ucieczkę przed sobą i przed światem: „JA stało się nudne i należy do innej kultury. Możliwości transformacji, metamorfozy i teleportacji w coś lub kogoś innego są ciekawsze od grzebania we własnym wnętrzu” (s. 9). Dlatego właśnie kulturą karaoke nie rządzi sygnatura autorska, ale to, co autorka określa mianem „AA”: anonimowość i amatorstwo. W świecie tym „nie ma już artystów, jest gest” (s. 64), a ów gest – gest karaoke – zawsze pozostaje dwuznaczny: stanowi docenienie idola i zbliżenie z nim („wybrałem twoją piosenkę”), ale jednocześnie zmienia samego idola w parodię, odbiera mu status wyjątkowości, strąca go z piedestału („też mogę to zaśpiewać”).
Do podwójnego „A” dodać trzeba jednak jeszcze jedno, trzecie – amnezję. Kultura karaoke oferuje bowiem coraz więcej coraz szybciej starzejących się, coraz bardziej krótkotrwałych możliwości zaspokojenia. Wszystkie one pozwalają nam „jechać” przez życie z dużą prędkością, a jednocześnie gwarantują, notabene, zwolnienie od podmiotowego wymiaru naszych działań – któż chciałby brać odpowiedzialność za swoje czyny, skoro „nie mamy czasu, by obejrzeć się za minionym dniem” (s. 17)? Tutaj z kolei Ugrešić potwierdza słuszność diagnozy postawionej już kilka dziesięcioleci temu przez Odona Marquarda. Jak twierdził niemiecki hermeneuta, do charakterystycznych cech nowoczesności należy radykalne przyspieszenie życia, jakie dokonało się m.in. za sprawą postępu techniki. O ile jednak autor „Apologii przypadkowości” zastanawiał się jeszcze nad wynajdywaniem „kompensacyjnych ciągłości” stabilizujących ów przepływ, o tyle Ugrešić – jak się zdaje – przekonuje, że nikomu już na takiej kompensacji nie zależy.
Argumentacji na rzecz tak postawionej diagnozy dotyczącej współczesnego świata służyć ma niezwykle bogaty inwentarz przykładów. Autorka z dużą pieczołowitością stara się pokazać działanie kultury karaoke w praktyce, tropi jej przejawy w wielu miejscach i na wielu płaszczyznach. Dokonuje więc, na przykład, typologii „ludzi karaoke”, do których należą wannabes, czyli quasi-sobowtóry swoich idoli, fani, skupieni wokół fandomów, porozumiewający się za pomocą fanspeak i tworzący fanziny, a wreszcie – awatary, alternatywne osobowości w alternatywnych światach w rodzaju Second Life, które w każdej chwili możemy zresetować/usunąć. Ugrešić podaje także przykłady „literatury karaoke”, zaczynając od opisu stosunkowo już „oswojonego” przez dyskurs teoretyczny fan fiction – twórczości fanowskiej, polegającej na dopisywaniu ciągów dalszych do ulubionych książek, miksowaniu ich z kulturą popularną, „interwencjach” zmieniających (a z perspektywy Autora: wypaczających) sens utworów. Z książki Ugrešić dowiedzieć się jednak można (chyba, że wiedziało się już wcześniej – kultura karaoke z istoty cechuje się tym, że mało kto za nią nadąża), że istnieją także cell novels – powieści komórkowe pisane przez młodych, niewykształconych ludzi, którzy pragną realizować swoje „prawo do głosu”; a nawet twitterature, czyli historia literatury światowej w pigułce, podana w akronimicznym języku Twittera, a jednocześnie uwalniająca nas od trudu czytania.
Także w gestach wysokoartystycznych, takich jak namalowanie przez Andy’ego Warhola puszki zupy Campbell, dostrzega Ugrešić zapowiedź nadejścia kultury karaoke. Tym jednak, co różniło je w sposób zasadniczy od współczesnych działań, był podpis autorski oraz świadoma gra z konwencjami. W dzisiejszym świecie dostrzec można natomiast całkowity zanik hierarchii: „mało kto odróżnia mistrza od amatora, dobrą literaturę od złej, bo nikt już nie ośmiela się ustanawiać kryteriów. Tych hierarchii nie uświadamiają nikomu wydawcy, bo jest niemal pewne, że na dobrym pisarzu stracą pieniądze. Tych hierarchii nie ustanawiają krytycy, bo się boją, że zostaną oskarżeni o elitaryzm” (s. 68). Niby nic nowego – chciałoby się powiedzieć. Ugrešić kładzie jednak nacisk nie tyle na samą zapaść podziału na „wysokie” i „niskie”, lecz na swoistą zamianę ról – oto okazuje się, że artyści, krytycy, naukowcy utracili swoją legitymizację, nikt nie chce ich już słuchać. O tym, co i jak się robi, co się pisze i czyta, jak się żyje, decydują teraz amatorzy wypowiadający się w imię swojego „prawa do głosu”. I ta sytuacja szczególnie boli autorkę, która wypowiada się tutaj z zaskakująco „elitarystycznej” pozycji: „Dzisiaj to ja kręcę się wokół mojego dawnego domu. Po tym domu – literaturze – łażą dzisiaj jacyś inni mieszkańcy” (s. 84). Na tym jednak nie koniec. Okazuje się, że ci, którzy rządzą kulturą karaoke – bezimienni, konformistyczni, narcystyczni, ekshibicjonistyczni AA – wcale nie potrzebują naszej akceptacji, aby przeżyć. Przeciwnie – „AA zobowiązuje nas do nawiązania komunikacji. W przeciwnym razie wykluczy nas ze swego pola widzenia. Zapamiętajcie, to nie wy jesteście mu potrzebni, to on potrzebny jest wam” (s. 94). W pewnym sensie więc wszyscy jesteśmy niewolnikami kultury karaoke, i to także przeraża autorkę.
Nie ulega wątpliwości, że diagnoza postawiona przez Dubravkę Ugrešić jest w najogólniejszych zarysach trafna. Jak przystało na krytyka (krytyczkę) kultury, z wielką uwagą i ze wzmożoną podejrzliwością śledzi ona podstawowe przejawy świata karaoke, poddając je surowej ocenie. Mimo to jej esej budzi kilka wątpliwości. Po pierwsze więc, zastanowić się można, na ile trafna jest sama metafora „karaoke”. Ugrešić przyznaje, że chodzi raczej o proste, intuicyjne i doraźne określenie, dalekie od ambicji powszechnego obowiązywania. Pytanie jednak, czy zabawa w karaoke posłużyć może jako punkt wyjścia do rozważań nad współczesną kulturą – czy jest ona wystarczająco nośna, wystarczająco powszechna, a przede wszystkim, czy jest rzeczywiście tak „groźna”, jak ją przedstawia autorka? Nie mam co do tego pewności, także dlatego, że w świecie poddanym ciągłym ucieczkom od własnej osobowości ku wciąż nowym pragnieniom zaspokojenia zabawa w karaoke jawić się musi jako już nieco… staroświecka, trudno więc, żeby posłużyła za nazwę dla całej formacji kulturowej.
Po drugie, lektura niektórych fragmentów eseju wywołuje nieodparte wrażenie, że Ugrešić podziela przypadłość wielu krytyków kultury, jaką jest swego rodzaju katastrofizm. Już same motta do książki zdradzają postawę autorki, którą tylko potwierdzają kolejne rozdziały. Kultura karaoke urasta w jej opinii do miana powszechnie obowiązującego paradygmatu całkowicie degenerującego wielkie dziedzictwo kultury Zachodu. I o ile zgodzić się można, a nawet trzeba, z jakościowym aspektem diagnozy Ugrešić, o tyle wątpliwość budzi jej aspekt ilościowy. Czy rzeczywiście jest tak, że miałki świat karaoke całkowicie wyparł kulturę wysoką? Czy rzeczywiście jest tak, że w kulturze wysokiej partycypowało niegdyś więcej uczestników niż dziś? Czy karnawalizacja, popularyzacja, trywializacja nie towarzyszyły twórczości wysokoartystycznej od zawsze? Najogólniejsze pytanie brzmi więc, na ile Ugrešić opisuje kulturę współczesną jako taką, a na ile jedynie jej wycinek, kulturę popularną, obok której spokojnie egzystuje sobie – cóż z tego, że na marginesach – kultura wyższa?
Po trzecie wreszcie, pozycja, z jakiej przypuszcza swój atak Ugrešić, sprawia – niezamierzone, jak mi się zdaje – wrażenie dość konserwatywnej czy też, jak już wspomniałem, elitarystycznej. Być może taka rola krytyka kultury, aby wyostrzać tony katastroficzne i ostrzegać przed niebezpieczeństwami pauperyzacji naszych praktyk życiowych, jednak kiedy pisarka z perspektywy instytucjonalnej broni hierarchii i profesjonalizmu artystycznego, brzmi nieco niewiarygodnie. Nie tylko trąci to resentymentem, ale także implicytnie konserwuje status quo, wstrzymując żywą praktykę kulturową. Krytyk kultury nieuchronnie wpleciony jest w podobną dialektykę i – aby był przekonujący – musi sobie jakoś z nią poradzić. Tego elementu uporania się z dwuznacznością własnej postawy zabrakło mi w eseju Ugrešić.
Moje wątpliwości nie oznaczają jednak, że nie zgadzam się z tezami „Kultury karaoke”. Przeciwnie, książka ta wydaje mi się niezwykle istotnym głosem w debacie nad stanem współczesnej kultury, a pod jej tezami chętnie bym się podpisał. W nieco bardziej rozległej perspektywie, niż czyni to sama autorka, uznać by ją można za kontynuację wielu ważnych prac podejmujących namysł nad kondycją nowoczesną (w szerokim rozumieniu), którą kultura karaoke nie tylko trywializuje, ale wręcz karykaturyzuje. Niewątpliwym atutem eseju Ugrešić jest uzupełnienie rozważań o całe spektrum przykładów pochodzących z krajów postkomunistycznych, dzięki czemu uzyskujemy dodatkowy kontekst wpływający na nasze postrzeganie współczesnego świata. I jeśli nie do końca przemawia do mnie całościowa wymowa „Kultury karaoke”, to chyba właśnie ze względu na swą nadmierną aktualność, która – w ostatecznym rozrachunku – sprawia wrażenie nadmiernej doraźności. Na gorąco stara się ona portretować i poddawać krytycznej analizie takie przejawy kultury, które być może okażą się po prostu efemerydami i nie odcisną głębszego piętna na naszym byciu w świecie. Innymi słowy, choć podzielam negatywną opinię Dubravki Ugrešić na temat kultury popularnej, to nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek całkowicie wyparła ona kulturę „wyższą”, przy czym tę ostatnią prawdopodobnie już zawsze będziemy musieli brać w cudzysłów.
Dubravka Ugrešić: „Kultura karaoke”. Przełożyła Dorota Jovanka Ćirlić. Korporacja Ha!art. Kraków 2013 [seria: Linia krytyczna].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |