NAJBARDZIEJ FEMINISTYCZNY ZWIĄZEK CHEMICZNY
A
A
A
„Wagina. Nowa biografia” to jedna z tych rzadkich książek, które pochłania się jednym tchem, zarazem nie robiąc tego bezrefleksyjnie, ani nie zapominając o ich treści natychmiast po odłożeniu na półkę. Czytelnicy, a zwłaszcza czytelniczki, do których przede wszystkim skierowana jest ta pozycja, w trakcie lektury mogą doświadczyć silnych emocji oraz częstych konkluzji: „Faktycznie, tak jest, chociaż nie wiedziałam, jak to wyrazić”. Siłą publikacji okazuje się harmonijny splot wiedzy medycznej i humanistycznej z osobistym doświadczeniem autorki oraz z jej – niepozbawionym nieufności i dystansu – otwarciem na mistycyzm rodem z Dalekiego Wschodu. Naomi Wolf pisze lekko, przystępnie, starając się w możliwie najprostszy sposób wyjaśnić złożone kwestie kobiecej anatomii i psychiki, zarazem okraszając swój wywód dużą dawką emocjonalności i przykładów z własnego życia. Jej sposób konstruowania tekstu przypomina nieco prace Adrienne Rich, również oscylujące między naukowością a osobistym doświadczeniem.
Podstawową tezą zawartą na kartach „Waginy” okazuje się przekonanie o różnorodności żeńskiej seksualności przy jednoczesnej próbie odnalezienia jak największej ilości cech wspólnych między poszczególnymi paniami, przynajmniej tymi heteroseksualnymi (jak zauważa autorka, seksualność lesbijek i biseksualistek zasługuje na osobne opracowanie). Naomi Wolf zaznacza, że każda kobieta posiada genitalny AUN (autonomiczny układ nerwowy), znacznie bardziej skomplikowany i wrażliwy na uszkodzenia oraz znacznie bardziej zależny od mózgu od układu męskiego. To właśnie subtelne różnice między o należącymi do poszczególnych pań decydują nie tylko o tym, czy mają one orgazm łechtaczkowy oraz waginalny i który przeżywają silniej, ale również, na ile wrażliwe są w ich wypadku poszczególne fragmenty wulwy, warg sromowych, wejścia do pochwy i jej wnętrza, krocza i odbytu oraz w jaki sposób powinny być pieszczone, aby dostarczyć maksymalnej satysfakcji. Autorka zdecydowanie odrzuca Freudowską tezę o niższości orgazmu łechtaczkowego od waginalnego, sprzeciwia się też postulatowi radykalnego feminzimu spod znaku Andrei Dworkin, jakoby kobiety w rzeczywistości odczuwały wyłącznie rozkosz na zewnątrz genitaliów, a przyjemność płynąca z penetracji została im wmówiona przez patriarchat. Naomi Wolf podkreśla, że seksualność każdej kobiety jest indywidualna, ponadto może się zmieniać wraz z upływem lat i że nie powinna być podporządkowana żadnej ideologii.
Tym, co łączy autonomiczne układy nerwowe poszczególnych pań okazuje się ich delikatność oraz ścisła współpraca z mózgiem i docierającymi doń sygnałami. Nerwy mogą zostać uszkodzone na skutek porodu, zwłaszcza przy rozcinaniu krocza, na skutek urazów kręgosłupa czy nawet stresu powodującego silne napięcie całego ciała. Stres ów może być wywołany konfliktami w związku, jak też bardziej traumatycznymi przeżyciami, na przykład bardzo brutalnym seksem, gwałtem lub innymi formami przemocy, również słownej. Zaburzenie pracy AUN skutkuje zaś niechęcią do seksu bądź czerpaniem zeń niepełnej satysfakcji, czego doświadczyła sama autorka, której uszkodzony kręgosłup uciskał nerwy dochodzące do waginy: „Miałam czterdzieści sześć lat i mężczyznę, który pasował do mnie pod każdym względem. (…) Nigdy nie przeżywałam problemów z pobudzeniem seksualnym, teraz też nie miałam na co narzekać. Ale zauważyłam pewną ledwo dostrzegalną zmianę. Zawsze miewałam orgazmy łechtaczkowe, po trzydziestce nauczyłam się orgazmów mieszanych i waginalnych, a to otworzyło przede mną zupełnie inny wymiar doznań. Po stosunku zawsze czułam się świetnie fizycznie i emocjonalnie. Im byłam starsza, tym częściej po orgazmie kolory wydawały mi się żywsze, a piękno świata, ze wszystkimi jego szczegółami, przemawiało do mnie z większą siłą. (…) Jednak w pewnym momencie zauważyłam, że to się stopniowo zmienia. (…) Po fizycznej rozkoszy, której bez wątpienia doświadczałam, nie pojawiło się poczucie witalności i zadowolenia z siebie, brakowało strumienia kreatywnej energii wypełniającej każdą żywą istotę. (…) Choć w moim życiu i w moim związku wszystko układało się pomyślnie, coraz częściej wpadałam w przygnębienie, a potem, gdzieś pod tym wszystkim, pojawiła się rozpacz. (…) Już nie mogłam sobie tłumaczyć, że coś mi się wydaje.” (s. 21-22)
Niektóre tezy zawarte na kartach „Waginy” są nienowe, można je znaleźć w wielu poradnikach na temat życia seksualnego, a jednak wciąż zdają się nieutrwalone w społeczeństwie. Jak zauważa autorka, kobieca seksualność, aczkolwiek bywa różnorodna i zmienna, okazuje się odmienna od tej przedstawianej w filmach pornograficznych, a kobiety rzadko są w stanie czerpać satysfakcję z szybkiego stosunku, opartego wyłącznie lub prawie wyłącznie na penetracji. Panie na ogół podniecają się i osiągają rozkosz wolniej od panów, ich punkty erogenne są znacznie liczniejsze, a na doznawanie przez nie rozkoszy wpływa to, czy czują się podczas seksu bezpieczne i rozluźnione. Naomi Wolf zachwyca się starochińskim i staroindyjskim łóżkowym savoir-vivre'em, który nakazywał długie pieszczenie wulwy przed odbyciem stosunku, ponadto zachęca panów do dbania o inne części ciała swoich partnerek oraz o poprzedzające seks czułość, flirt, stworzenie romantycznej atmosfery, co okazuje się istotne również w długoletnich związkach. Nowatorstwo „Waginy” polega nie na powtarzaniu tych skądinąd już świetnie znanych, chociaż wciąż nie w pełni realizowanych zaleceń, ale na odejściu od zerojedynkowego systemu, wedle którego orgazm jest równoznaczny z zaspokojeniem: „W przypadku kobiet pełne uwolnienie emocji, także seksualnych, zależy od czegoś, co w debacie na temat seksu praktycznie się nie pojawia – od poziomu aktywacji. Stanem idealnym jest aktywacja całego układu autonomicznego – przyspieszony oddech, nawilżenie, bicie serca – która wywołuje przekrwienie i obrzęk waginy, skurcz mięśni i orgazmiczne uwolnienie. To z kolei prowadzi do zwiększonego wydzielania dopaminy, oksytocyny i opoidów, które w efekcie wpływają na mózg. Niestety, większość ludzi wychowanych w naszej kulturze nie zwraca uwagi na poziom pobudzenia u kobiety ani na reakcje AUN. Mimo ignorowania reakcji AUN kobieta może odbyć stosunek, może nawet osiągnąć orgazm. Nie doświadczy jednak uwolnienia, nie przeniesie się w inny stan, nie poczuje przepływu miłości, bowiem akt seksualny obejmie jedynie wąski, powierzchowny wycinek jej potencjału” (s. 36).
Wielką zaletą książki Naomi Wolf okazuje się połączenie opisów mistycznych stanów, jakich doświadcza kobieta podczas udanego stosunku z uzasadnieniem ich w sposób naukowy, przy zastosowaniu specjalistycznej terminologii, która jednak zostaje użyta w sposób zrozumiały dla odbiorczyń i odbiorców. Sporo uwagi autorka poświęca dopaminie, nazywanej przez siebie „najważniejszym feministycznym związkiem chemicznym” (s. 67). Potocznie za „hormon szczęścia” uznaje się wydzielaną podczas seksu serotoninę i to właśnie z jej pomocą leczy się depresję, zwłaszcza u kobiet, jednak serotonina, aczkolwiek niezbędna do dobrego samopoczucia, okazuje się substancją, która wiąże się z poczuciem sytości, senności i rozleniwienia. Jej nadmiar obniża libido i uniemożliwia osiąganie orgazmu, ponadto zmniejsza motywację do działania. Dopamina, która również wydziela się podczas podniecenia seksualnego i samego stosunku, działa w przeciwny sposób, pobudza do aktywności, do osiągania celów, a co ważniejsze – dodaje wiary w możliwość ich realizacji. To właśnie brak odpowiedniej ilości dopaminy, wywołany uszkodzeniem AUN autorki, sprawił, że w pewnym momencie seks zaczął dawać jej ograniczoną przyjemność i że pojawiło się u niej zniechęcenie do życia oraz apatia, gdyż, jak zauważa: „Kobieta z niskim poziomem dopaminy będzie miała niskie libido i stany depresyjne. Z kolei kobieta, u której wydzielanie dopaminy osiąga poziom optymalny, będzie pewna siebie, twórcza i towarzyska. Będzie miała własne przekonania, będzie umiała stawiać granice i będzie dumna ze swojej pracy. Będzie odczuwała zadowolenie z życia, konsekwentnie realizowała swoje cele; będzie podejmowała stanowcze decyzje i będzie miała realistyczne oczekiwania. A są to cechy, które prezesi największych przedsiębiorstw uważają za kluczowe dla podejmowania działań nowatorskich i zmieniających świat.” (s. 65) Analizując życie i twórczość wielu artystek, zauważa Naomi Wolf, że ich najwybitniejsze osiągnięcia przypadają na okresy, w których doświadczały one satysfakcjonujących relacji erotycznych, a zatem dostarczyły swojemu umysłowi odpowiednich ilości dopaminy. Zdaniem autorki, wyczuwając intuicyjnie związek udanego seksu z pewnością siebie i osiąganiem celów w innych dziedzinach, od wieków despotyczni władcy, pragnący ograniczyć aktywność i potencjał kobiet, odmawiają im prawa do rozkoszy oraz wyrażają się obelżywie o ich genitaliach. Dlatego też wciąż stosuje się brutalny gwałt wojenny jako najskuteczniejszy środek podboju i ujarzmienia.
Bardzo często prace naukowe, szczególnie feministyczne, docierają do naszego kraju z dużym opóźnieniem. Dobrze, że tym razem stało się inaczej i że polskie wydanie „Waginy” ukazało się już w rok po amerykańskim. Jest to bowiem ważna i napisana przystępnym językiem książka, która może pomóc kobietom odnaleźć język, jakim mogłyby mówić o swoich potrzebach, a mężczyznom lepiej te potrzeby zrozumieć.
Podstawową tezą zawartą na kartach „Waginy” okazuje się przekonanie o różnorodności żeńskiej seksualności przy jednoczesnej próbie odnalezienia jak największej ilości cech wspólnych między poszczególnymi paniami, przynajmniej tymi heteroseksualnymi (jak zauważa autorka, seksualność lesbijek i biseksualistek zasługuje na osobne opracowanie). Naomi Wolf zaznacza, że każda kobieta posiada genitalny AUN (autonomiczny układ nerwowy), znacznie bardziej skomplikowany i wrażliwy na uszkodzenia oraz znacznie bardziej zależny od mózgu od układu męskiego. To właśnie subtelne różnice między o należącymi do poszczególnych pań decydują nie tylko o tym, czy mają one orgazm łechtaczkowy oraz waginalny i który przeżywają silniej, ale również, na ile wrażliwe są w ich wypadku poszczególne fragmenty wulwy, warg sromowych, wejścia do pochwy i jej wnętrza, krocza i odbytu oraz w jaki sposób powinny być pieszczone, aby dostarczyć maksymalnej satysfakcji. Autorka zdecydowanie odrzuca Freudowską tezę o niższości orgazmu łechtaczkowego od waginalnego, sprzeciwia się też postulatowi radykalnego feminzimu spod znaku Andrei Dworkin, jakoby kobiety w rzeczywistości odczuwały wyłącznie rozkosz na zewnątrz genitaliów, a przyjemność płynąca z penetracji została im wmówiona przez patriarchat. Naomi Wolf podkreśla, że seksualność każdej kobiety jest indywidualna, ponadto może się zmieniać wraz z upływem lat i że nie powinna być podporządkowana żadnej ideologii.
Tym, co łączy autonomiczne układy nerwowe poszczególnych pań okazuje się ich delikatność oraz ścisła współpraca z mózgiem i docierającymi doń sygnałami. Nerwy mogą zostać uszkodzone na skutek porodu, zwłaszcza przy rozcinaniu krocza, na skutek urazów kręgosłupa czy nawet stresu powodującego silne napięcie całego ciała. Stres ów może być wywołany konfliktami w związku, jak też bardziej traumatycznymi przeżyciami, na przykład bardzo brutalnym seksem, gwałtem lub innymi formami przemocy, również słownej. Zaburzenie pracy AUN skutkuje zaś niechęcią do seksu bądź czerpaniem zeń niepełnej satysfakcji, czego doświadczyła sama autorka, której uszkodzony kręgosłup uciskał nerwy dochodzące do waginy: „Miałam czterdzieści sześć lat i mężczyznę, który pasował do mnie pod każdym względem. (…) Nigdy nie przeżywałam problemów z pobudzeniem seksualnym, teraz też nie miałam na co narzekać. Ale zauważyłam pewną ledwo dostrzegalną zmianę. Zawsze miewałam orgazmy łechtaczkowe, po trzydziestce nauczyłam się orgazmów mieszanych i waginalnych, a to otworzyło przede mną zupełnie inny wymiar doznań. Po stosunku zawsze czułam się świetnie fizycznie i emocjonalnie. Im byłam starsza, tym częściej po orgazmie kolory wydawały mi się żywsze, a piękno świata, ze wszystkimi jego szczegółami, przemawiało do mnie z większą siłą. (…) Jednak w pewnym momencie zauważyłam, że to się stopniowo zmienia. (…) Po fizycznej rozkoszy, której bez wątpienia doświadczałam, nie pojawiło się poczucie witalności i zadowolenia z siebie, brakowało strumienia kreatywnej energii wypełniającej każdą żywą istotę. (…) Choć w moim życiu i w moim związku wszystko układało się pomyślnie, coraz częściej wpadałam w przygnębienie, a potem, gdzieś pod tym wszystkim, pojawiła się rozpacz. (…) Już nie mogłam sobie tłumaczyć, że coś mi się wydaje.” (s. 21-22)
Niektóre tezy zawarte na kartach „Waginy” są nienowe, można je znaleźć w wielu poradnikach na temat życia seksualnego, a jednak wciąż zdają się nieutrwalone w społeczeństwie. Jak zauważa autorka, kobieca seksualność, aczkolwiek bywa różnorodna i zmienna, okazuje się odmienna od tej przedstawianej w filmach pornograficznych, a kobiety rzadko są w stanie czerpać satysfakcję z szybkiego stosunku, opartego wyłącznie lub prawie wyłącznie na penetracji. Panie na ogół podniecają się i osiągają rozkosz wolniej od panów, ich punkty erogenne są znacznie liczniejsze, a na doznawanie przez nie rozkoszy wpływa to, czy czują się podczas seksu bezpieczne i rozluźnione. Naomi Wolf zachwyca się starochińskim i staroindyjskim łóżkowym savoir-vivre'em, który nakazywał długie pieszczenie wulwy przed odbyciem stosunku, ponadto zachęca panów do dbania o inne części ciała swoich partnerek oraz o poprzedzające seks czułość, flirt, stworzenie romantycznej atmosfery, co okazuje się istotne również w długoletnich związkach. Nowatorstwo „Waginy” polega nie na powtarzaniu tych skądinąd już świetnie znanych, chociaż wciąż nie w pełni realizowanych zaleceń, ale na odejściu od zerojedynkowego systemu, wedle którego orgazm jest równoznaczny z zaspokojeniem: „W przypadku kobiet pełne uwolnienie emocji, także seksualnych, zależy od czegoś, co w debacie na temat seksu praktycznie się nie pojawia – od poziomu aktywacji. Stanem idealnym jest aktywacja całego układu autonomicznego – przyspieszony oddech, nawilżenie, bicie serca – która wywołuje przekrwienie i obrzęk waginy, skurcz mięśni i orgazmiczne uwolnienie. To z kolei prowadzi do zwiększonego wydzielania dopaminy, oksytocyny i opoidów, które w efekcie wpływają na mózg. Niestety, większość ludzi wychowanych w naszej kulturze nie zwraca uwagi na poziom pobudzenia u kobiety ani na reakcje AUN. Mimo ignorowania reakcji AUN kobieta może odbyć stosunek, może nawet osiągnąć orgazm. Nie doświadczy jednak uwolnienia, nie przeniesie się w inny stan, nie poczuje przepływu miłości, bowiem akt seksualny obejmie jedynie wąski, powierzchowny wycinek jej potencjału” (s. 36).
Wielką zaletą książki Naomi Wolf okazuje się połączenie opisów mistycznych stanów, jakich doświadcza kobieta podczas udanego stosunku z uzasadnieniem ich w sposób naukowy, przy zastosowaniu specjalistycznej terminologii, która jednak zostaje użyta w sposób zrozumiały dla odbiorczyń i odbiorców. Sporo uwagi autorka poświęca dopaminie, nazywanej przez siebie „najważniejszym feministycznym związkiem chemicznym” (s. 67). Potocznie za „hormon szczęścia” uznaje się wydzielaną podczas seksu serotoninę i to właśnie z jej pomocą leczy się depresję, zwłaszcza u kobiet, jednak serotonina, aczkolwiek niezbędna do dobrego samopoczucia, okazuje się substancją, która wiąże się z poczuciem sytości, senności i rozleniwienia. Jej nadmiar obniża libido i uniemożliwia osiąganie orgazmu, ponadto zmniejsza motywację do działania. Dopamina, która również wydziela się podczas podniecenia seksualnego i samego stosunku, działa w przeciwny sposób, pobudza do aktywności, do osiągania celów, a co ważniejsze – dodaje wiary w możliwość ich realizacji. To właśnie brak odpowiedniej ilości dopaminy, wywołany uszkodzeniem AUN autorki, sprawił, że w pewnym momencie seks zaczął dawać jej ograniczoną przyjemność i że pojawiło się u niej zniechęcenie do życia oraz apatia, gdyż, jak zauważa: „Kobieta z niskim poziomem dopaminy będzie miała niskie libido i stany depresyjne. Z kolei kobieta, u której wydzielanie dopaminy osiąga poziom optymalny, będzie pewna siebie, twórcza i towarzyska. Będzie miała własne przekonania, będzie umiała stawiać granice i będzie dumna ze swojej pracy. Będzie odczuwała zadowolenie z życia, konsekwentnie realizowała swoje cele; będzie podejmowała stanowcze decyzje i będzie miała realistyczne oczekiwania. A są to cechy, które prezesi największych przedsiębiorstw uważają za kluczowe dla podejmowania działań nowatorskich i zmieniających świat.” (s. 65) Analizując życie i twórczość wielu artystek, zauważa Naomi Wolf, że ich najwybitniejsze osiągnięcia przypadają na okresy, w których doświadczały one satysfakcjonujących relacji erotycznych, a zatem dostarczyły swojemu umysłowi odpowiednich ilości dopaminy. Zdaniem autorki, wyczuwając intuicyjnie związek udanego seksu z pewnością siebie i osiąganiem celów w innych dziedzinach, od wieków despotyczni władcy, pragnący ograniczyć aktywność i potencjał kobiet, odmawiają im prawa do rozkoszy oraz wyrażają się obelżywie o ich genitaliach. Dlatego też wciąż stosuje się brutalny gwałt wojenny jako najskuteczniejszy środek podboju i ujarzmienia.
Bardzo często prace naukowe, szczególnie feministyczne, docierają do naszego kraju z dużym opóźnieniem. Dobrze, że tym razem stało się inaczej i że polskie wydanie „Waginy” ukazało się już w rok po amerykańskim. Jest to bowiem ważna i napisana przystępnym językiem książka, która może pomóc kobietom odnaleźć język, jakim mogłyby mówić o swoich potrzebach, a mężczyznom lepiej te potrzeby zrozumieć.
Naomi Wolf: „Wagina. Nowa biografia”. Tłum. Elżbieta Smoleńska. Wydawnictwo Czarna Owca. Warszawa 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |