
FOBIA, HISTERIA, NERWICA
A
A
A
„Hans, Dora i Wilk” to kolejny po „Blanche i Marie” spektakl Teatru Polskiego we Wrocławiu, w którym artyści mierzą się z tematyką psychoanalizy Sigmunda Freuda. Tym razem jednak nie sam psychiatra, ale jego pacjenci oraz psychoanaliza jako sposób terapii poddawane są weryfikacji. Trzy schorzenia, którymi wyjątkowo chętnie zajmował się w swoich badaniach Freud – fobia, histeria oraz nerwica – przedstawione zostają na słynnych przypadkach: Herberta Grafa, czyli Małego Hansa, Idy Bauer – Dory i Siergieja Pankiejewa, nazwanego Wilkiem. Ich losy układają się w spektaklu na szereg różnych wątków i problemów, które nie zawsze udaje się rozwikłać.
Przy wejściu każdy z widzów otrzymuje skierowanie na psychoterapię wraz z rozpoznaniem objawów i przerażającą diagnozą: „stan pacjenta tragiczny”. W ten sposób odbiorca dostaje sygnał, że równie dobrze to on mógłby znaleźć się na miejscu tytułowych bohaterów. Mimo tej sugestii, widzowie nie wchodzą w rolę uczestników terapii, a podział na widownię i aktorów zostaje zachowany. Scenografia Michała Borczucha odrzuca jednak stereotypowe wyobrażenie na temat psychoterapii odbywającej się w gabinecie lekarskim, gdyż na niezwykle szerokiej przestrzeni Dworca Świebodzkiego rozstawiono mnóstwo mebli, z których żaden nie jest kozetką. Natomiast dzięki odpowiedniemu oświetleniu obszerna scena staje się intymna, a wypowiadane przez aktorów kwestie nabierają charakteru poufnych zwierzeń. Intrygująca wydaje się forma tych zwierzeń – w wielu momentach zaciera się bowiem granica między odgrywaniem roli i wypowiadaniem kwestii a własnymi i osobistymi refleksjami, które podejmują na scenie aktorzy – wtedy już nie tylko jako postaci dramatu. Gdy dają oni dojść do głosu własnym emocjom, lękom, wątpliwościom, funkcjonowanie teatru jako gabinetu psychoterapeutycznego nabiera innego wyrazu, bo nie tylko widzowie mogą w nim rozwiązywać – a przynajmniej podejmować – swoje problemy; czynią to również aktorzy.
Spektakl rozpoczyna seria monologów dotyczących trzech tytułowych bohaterów, wygłaszanych przez nich samych (z wyjątkiem Hansa) i wprowadzających widza w problematykę przedstawienia. Hans w ogóle nie pojawia się na scenie. O chorobie i kolejnych wydarzeniach z jego życia dowiadujemy się od Hanny (Krzesisława Dubielówna) – jego siostry, która opowiada o bracie swojemu synowi (Wojciech Ziemiański). Jej relacje (na przykład stwierdzenie, że Małego Hansa dopadła „bzdura” i ta „bzdura” musiała być skonsultowana z doktorem) oraz przeplatane z nimi pytania syna pozornie wydają się naiwne i dziecinne, ale w rzeczywistości pochodzą od samego Freuda. Choć uwagi chłopca bywają zabawne, szybko można dojść do wniosku, że odsłaniają sedno sprawy i prezentują freudowskie diagnozy – dość przytoczyć podsumowanie historii o lęku Hansa przed końmi: „Wiesz dlaczego Hans bał się dużych zwierząt? Bo mają duże siusiaki, a on tak naprawdę bał się dużego siusiaka”. Narracja Hanny nabiera więc kształtu lekcji dla dzieci, w której w sposób przystępny i niezbyt szczegółowy opowiada się o trudnych kwestiach. Dzięki temu przedstawione zostaje kompendium wiedzy na temat historii choroby Hansa, a szerzej – naiwne wyobrażenia psychoanalizy jako metody leczenia. Nie jest to jednak prezentacja wartościująca ani też – co mogłoby się narzucać w przypadku powierzchownej interpretacji początkowych scen spektaklu – nie ośmiesza ona samej psychoanalizy. Nie jest przypadkiem, że to właśnie ta narracja znalazła się na początku spektaklu.
Z kolei Dora występuje w dwóch osobach: młodszą, niewinną, definiującą siebie jako „głupiutka, frywolna dziewczyna” gra Anna Ilczuk, drugą – dojrzałą i wyzywającą – Ewa Skibińska. Rozdzielenie tej roli na dwie postaci może mieć uzasadnienie w tym, że freudowskie interpretacje przypadku Dory nie wyczerpały złożoności problemu i spotkały się z krytyką. Postać grana przez Skibińską wyraźnie odróżnia się od pozostałych bohaterów: nie opowiada na początku swojej historii, nie wchodzi z nimi w relacje, a jej rola ogranicza się do rozmów z lekarzem (w przeciwieństwie do Hansa i młodszej Dory, których psychoterapia w ogóle nie zostaje ukazana na scenie). Język, jakim się posługuje, jest współczesny i odwołuje się do nowych zdobyczy cywilizacyjnych (Dora pyta na przykład, czy będzie na YouTube w związku z rejestrowaniem rozmowy przez kamerę). Poddawana psychoanalizie przez Terapeutę (Michał Majnicz), cały czas dominuje nad nim, a obecność kamery zdaje się dodatkowo prowokować ją i ośmielać. Pacjentka jest nieprzewidywalna, raz przychodzi na terapię odziana wyłącznie w futro, innym razem niszczy płytę gramofonową w gabinecie lekarza, ponieważ od dawna ją denerwowała, by za chwilę wyrazić zdziwienie swoim postępowaniem. W pewnym momencie, chcąc sprowokować terapeutę, odsłania przed kamerą łono. Dora stara się przekraczać granice, które wedle społecznie uznawanych norm powinny istnieć między lekarzem a pacjentem – a jednocześnie sprawdza, na ile może sobie pozwolić. Nawet w trakcie kilku zaprezentowanych na scenie spotkań można zaobserwować ciekawy rozwój jej ekshibicjonistycznych zapędów. Najpierw pojawia się odziana jedynie w futro, które chce zdjąć, ale po rozmowie z terapeutą rezygnuje z tego pomysłu; przy kolejnym spotkaniu po zakończeniu rozmowy rozbiera się. O ile więc dokonane pod wpływem impulsu zniszczenie płyty gramofonowej może być przejawem nerwicy, o tyle gra, jaką pacjentka toczy ze swoim terapeutą, wygląda na wyrachowane i przemyślane działanie. Właśnie z tego powodu Dora jest spośród wszystkich przedstawionych w spektaklu pacjentów najbardziej niezależna. Pozostali wydają się bowiem przytłoczeni własnym życiem i światem, w którym nie potrafią się odnaleźć. Również w przypadku Dory granica między rolą a prywatnością aktorki zostaje zachwiana, co daje efekt krępującego dla odbiorcy publicznego wywodu, jednocześnie problematycznego w odbiorze, bo momentami trudno z pełnym przekonaniem ustalić, czy wypowiada się freudowska Dora, czy już Ewa Skibińska.
Ostatnim z tytułowych bohaterów jest Wilk, któremu poświęcono najwięcej uwagi. Przez większość czasu towarzyszy mu siostra Anna (Marta Zięba), która ze względu na wielką miłość, jaką darzy brata, próbuje mu za wszelką cenę pomóc. Sama jednak również zmaga się z różnymi obsesjami. Czynione przez nią próby określenia własnej tożsamości przejawiają się w potrzebie ciągłego zmieniania ubioru i zostają skwitowane przez Wilka słowami: „Musisz się przebrać, bo wyczerpałaś się w tej kreacji”. Skłonność tę interpretować można jako objaw nerwicy – osoba chora na zaburzenia czynnościowe lub emocjonalne doznaje bowiem różnego rodzaju dolegliwości, jak chociażby uczucia duszności czy wysypki, które nie mają podłoża somatycznego. Kiedy jeden z objawów ustępuje, w jego miejsce pojawia się kolejny, co w przypadku Anny przybiera metaforyczną postać przebierania się – nakładania na siebie kolejnych objawów. Celem tego zachowania jest też chęć zwrócenia na siebie uwagi, co w przypadku problemu Anny jest o tyle widoczne, że stroje, które na siebie przywdziewa, są niezwykle barwne i krzykliwe.
Freud jednak nie zajmuje się jej przypadkiem. Jej chorobliwa skłonność kontrastuje również z nagością Wilka, który większość czasu spędza w łóżku. Niezwykle intensywne emocje łączące rodzeństwo doprowadzają ich chwilami na skraj szaleństwa, oboje stają się coraz bardziej agresywni, a kulminacją tego wszystkiego jest atak furii, w jaką wpada Wilk, skacząc po łóżku i próbując wyładować swój gniew, rozrzucając i szarpiąc pościel. Ich bratersko-siostrzane relacje wiążą się również z poszukiwaniem seksualnej tożsamości. Zostaje to zobrazowane w scenie symbolicznej zamiany płci, którą inicjuje Anna, przymierzając buty brata. Sprzeczka doprowadza do specyficznego pojedynku: Anna, mając zrobić „coś męskiego”, wykonuje serię pompek, a Wilk oddaje mocz kucając. Mimo że oboje wykonują postawione przed nimi zadania, świadomość istnienia w nich nieodkrytych pierwiastków przeciwnej płci doprowadza do szaleńczej awantury. Rodzeństwo nie potrafi pomóc sobie nawzajem, bo każde z nich nie umie poradzić sobie z własnymi problemami, ale jednocześnie są od siebie na tyle zależni, że nie mogą się rozstać. W końcowej części spektaklu wątek rodzeństwa zyskuje nowy odcień, co nie oznacza, że to, co oglądaliśmy wcześniej, zostaje wyjaśnione. Jak dowiadujemy się z opowieści Wilka, Anna wyjeżdża, zostawiając brata samego, po czym próbuje popełnić samobójstwo. Zostaje odratowana i choć wtedy budzi się w niej pragnienie życia – wkrótce umiera, co Wilk kwituje słowami: „Teraz jestem jedynym dzieckiem, teraz ojciec może kochać tylko mnie”. Kolejnym aspektem relacji Anny i Wilka jest więc potrzeba rywalizacji o względy ojca. Borczuch przedstawia kwestię popędu seksualnego, jaki Pankiejew odczuwał w stosunku do swojego ojca, od zupełnie innej strony – nie jego skutki czy przyczyny, ale wyjściowy przejaw; a więc to mogło dręczyć Wilka jeszcze zanim uświadomiony zostanie motyw seksualnej skłonności do ojca. Z drugiej jednak strony, tak jak Anna cierpiała na obsesję związaną z potrzebą zwrócenia na siebie uwagi, tak po tych słowach Wilk jawi się jako człowiek cierpiący na brak zainteresowania ze strony rodziciela. Odnaleźć można tu zatem kolejną cechę łączącą rodzeństwo.
Trzy historie zostają przekazane na różne sposoby. Poza rozpoczynającymi spektakl monologami, przedstawienia poszczególnych postaci są bardzo zróżnicowane, co z kolei wpływa na ich odbiór. Hanna, opisując sprawę Małego Hansa, nie uwalnia się od subiektywnych opinii. Historia młodszej Dory, tej z czasów Freuda, została opowiedziana przez nią samą lekko, wręcz zabawnie. Wilk początkowo mówi o sobie, gdy jednak na scenie pojawia się Anna, jego opinie na własny temat stają się mało istotne, w obliczu wprost prezentowanych zachowań. Taka konstrukcja scenariusza może być sposobem na przedstawienie tych trzech postaci w oderwaniu od jednej narracji, z góry przez lata narzucanej czytelnikom pism Freuda. Borczuch, inspirując się Freudem, staje więc po stronie jego pacjentów i pozwala wybrzmieć całej złożoności i różnorodności ich problemów. Pozwala dostrzec w nich nie tyle osoby chore, co po prostu ludzi – jednostkowych i indywidualnych. Dlatego też umożliwia aktorom tak dogłębne wczucie się w odgrywane role pacjentów, aż dochodzi do momentu krytycznego, kiedy Ewa Skibińska, Anna Ilczuk, Adam Szczyszczaj i Marta Zięba rzeczywiście tymi pacjentami się stają. Nie cierpią na konkretne choroby, bo też nie o nich Borczuch stara się opowiedzieć w swoim spektaklu, ani nie oczekują wyleczenia, lecz przejmująco opisują swoje problemy związane z funkcjonowaniem w świecie – z tej perspektywy na znaczeniu traci również to, czy rzecz dzieje się w czasach freudowskich czy współcześnie, bowiem kwestie podejmowane przez bohaterów „Hansa, Dory i Wilka” brzmią ze wszech miar ponadczasowo.
Przy wejściu każdy z widzów otrzymuje skierowanie na psychoterapię wraz z rozpoznaniem objawów i przerażającą diagnozą: „stan pacjenta tragiczny”. W ten sposób odbiorca dostaje sygnał, że równie dobrze to on mógłby znaleźć się na miejscu tytułowych bohaterów. Mimo tej sugestii, widzowie nie wchodzą w rolę uczestników terapii, a podział na widownię i aktorów zostaje zachowany. Scenografia Michała Borczucha odrzuca jednak stereotypowe wyobrażenie na temat psychoterapii odbywającej się w gabinecie lekarskim, gdyż na niezwykle szerokiej przestrzeni Dworca Świebodzkiego rozstawiono mnóstwo mebli, z których żaden nie jest kozetką. Natomiast dzięki odpowiedniemu oświetleniu obszerna scena staje się intymna, a wypowiadane przez aktorów kwestie nabierają charakteru poufnych zwierzeń. Intrygująca wydaje się forma tych zwierzeń – w wielu momentach zaciera się bowiem granica między odgrywaniem roli i wypowiadaniem kwestii a własnymi i osobistymi refleksjami, które podejmują na scenie aktorzy – wtedy już nie tylko jako postaci dramatu. Gdy dają oni dojść do głosu własnym emocjom, lękom, wątpliwościom, funkcjonowanie teatru jako gabinetu psychoterapeutycznego nabiera innego wyrazu, bo nie tylko widzowie mogą w nim rozwiązywać – a przynajmniej podejmować – swoje problemy; czynią to również aktorzy.
Spektakl rozpoczyna seria monologów dotyczących trzech tytułowych bohaterów, wygłaszanych przez nich samych (z wyjątkiem Hansa) i wprowadzających widza w problematykę przedstawienia. Hans w ogóle nie pojawia się na scenie. O chorobie i kolejnych wydarzeniach z jego życia dowiadujemy się od Hanny (Krzesisława Dubielówna) – jego siostry, która opowiada o bracie swojemu synowi (Wojciech Ziemiański). Jej relacje (na przykład stwierdzenie, że Małego Hansa dopadła „bzdura” i ta „bzdura” musiała być skonsultowana z doktorem) oraz przeplatane z nimi pytania syna pozornie wydają się naiwne i dziecinne, ale w rzeczywistości pochodzą od samego Freuda. Choć uwagi chłopca bywają zabawne, szybko można dojść do wniosku, że odsłaniają sedno sprawy i prezentują freudowskie diagnozy – dość przytoczyć podsumowanie historii o lęku Hansa przed końmi: „Wiesz dlaczego Hans bał się dużych zwierząt? Bo mają duże siusiaki, a on tak naprawdę bał się dużego siusiaka”. Narracja Hanny nabiera więc kształtu lekcji dla dzieci, w której w sposób przystępny i niezbyt szczegółowy opowiada się o trudnych kwestiach. Dzięki temu przedstawione zostaje kompendium wiedzy na temat historii choroby Hansa, a szerzej – naiwne wyobrażenia psychoanalizy jako metody leczenia. Nie jest to jednak prezentacja wartościująca ani też – co mogłoby się narzucać w przypadku powierzchownej interpretacji początkowych scen spektaklu – nie ośmiesza ona samej psychoanalizy. Nie jest przypadkiem, że to właśnie ta narracja znalazła się na początku spektaklu.
Z kolei Dora występuje w dwóch osobach: młodszą, niewinną, definiującą siebie jako „głupiutka, frywolna dziewczyna” gra Anna Ilczuk, drugą – dojrzałą i wyzywającą – Ewa Skibińska. Rozdzielenie tej roli na dwie postaci może mieć uzasadnienie w tym, że freudowskie interpretacje przypadku Dory nie wyczerpały złożoności problemu i spotkały się z krytyką. Postać grana przez Skibińską wyraźnie odróżnia się od pozostałych bohaterów: nie opowiada na początku swojej historii, nie wchodzi z nimi w relacje, a jej rola ogranicza się do rozmów z lekarzem (w przeciwieństwie do Hansa i młodszej Dory, których psychoterapia w ogóle nie zostaje ukazana na scenie). Język, jakim się posługuje, jest współczesny i odwołuje się do nowych zdobyczy cywilizacyjnych (Dora pyta na przykład, czy będzie na YouTube w związku z rejestrowaniem rozmowy przez kamerę). Poddawana psychoanalizie przez Terapeutę (Michał Majnicz), cały czas dominuje nad nim, a obecność kamery zdaje się dodatkowo prowokować ją i ośmielać. Pacjentka jest nieprzewidywalna, raz przychodzi na terapię odziana wyłącznie w futro, innym razem niszczy płytę gramofonową w gabinecie lekarza, ponieważ od dawna ją denerwowała, by za chwilę wyrazić zdziwienie swoim postępowaniem. W pewnym momencie, chcąc sprowokować terapeutę, odsłania przed kamerą łono. Dora stara się przekraczać granice, które wedle społecznie uznawanych norm powinny istnieć między lekarzem a pacjentem – a jednocześnie sprawdza, na ile może sobie pozwolić. Nawet w trakcie kilku zaprezentowanych na scenie spotkań można zaobserwować ciekawy rozwój jej ekshibicjonistycznych zapędów. Najpierw pojawia się odziana jedynie w futro, które chce zdjąć, ale po rozmowie z terapeutą rezygnuje z tego pomysłu; przy kolejnym spotkaniu po zakończeniu rozmowy rozbiera się. O ile więc dokonane pod wpływem impulsu zniszczenie płyty gramofonowej może być przejawem nerwicy, o tyle gra, jaką pacjentka toczy ze swoim terapeutą, wygląda na wyrachowane i przemyślane działanie. Właśnie z tego powodu Dora jest spośród wszystkich przedstawionych w spektaklu pacjentów najbardziej niezależna. Pozostali wydają się bowiem przytłoczeni własnym życiem i światem, w którym nie potrafią się odnaleźć. Również w przypadku Dory granica między rolą a prywatnością aktorki zostaje zachwiana, co daje efekt krępującego dla odbiorcy publicznego wywodu, jednocześnie problematycznego w odbiorze, bo momentami trudno z pełnym przekonaniem ustalić, czy wypowiada się freudowska Dora, czy już Ewa Skibińska.
Ostatnim z tytułowych bohaterów jest Wilk, któremu poświęcono najwięcej uwagi. Przez większość czasu towarzyszy mu siostra Anna (Marta Zięba), która ze względu na wielką miłość, jaką darzy brata, próbuje mu za wszelką cenę pomóc. Sama jednak również zmaga się z różnymi obsesjami. Czynione przez nią próby określenia własnej tożsamości przejawiają się w potrzebie ciągłego zmieniania ubioru i zostają skwitowane przez Wilka słowami: „Musisz się przebrać, bo wyczerpałaś się w tej kreacji”. Skłonność tę interpretować można jako objaw nerwicy – osoba chora na zaburzenia czynnościowe lub emocjonalne doznaje bowiem różnego rodzaju dolegliwości, jak chociażby uczucia duszności czy wysypki, które nie mają podłoża somatycznego. Kiedy jeden z objawów ustępuje, w jego miejsce pojawia się kolejny, co w przypadku Anny przybiera metaforyczną postać przebierania się – nakładania na siebie kolejnych objawów. Celem tego zachowania jest też chęć zwrócenia na siebie uwagi, co w przypadku problemu Anny jest o tyle widoczne, że stroje, które na siebie przywdziewa, są niezwykle barwne i krzykliwe.
Freud jednak nie zajmuje się jej przypadkiem. Jej chorobliwa skłonność kontrastuje również z nagością Wilka, który większość czasu spędza w łóżku. Niezwykle intensywne emocje łączące rodzeństwo doprowadzają ich chwilami na skraj szaleństwa, oboje stają się coraz bardziej agresywni, a kulminacją tego wszystkiego jest atak furii, w jaką wpada Wilk, skacząc po łóżku i próbując wyładować swój gniew, rozrzucając i szarpiąc pościel. Ich bratersko-siostrzane relacje wiążą się również z poszukiwaniem seksualnej tożsamości. Zostaje to zobrazowane w scenie symbolicznej zamiany płci, którą inicjuje Anna, przymierzając buty brata. Sprzeczka doprowadza do specyficznego pojedynku: Anna, mając zrobić „coś męskiego”, wykonuje serię pompek, a Wilk oddaje mocz kucając. Mimo że oboje wykonują postawione przed nimi zadania, świadomość istnienia w nich nieodkrytych pierwiastków przeciwnej płci doprowadza do szaleńczej awantury. Rodzeństwo nie potrafi pomóc sobie nawzajem, bo każde z nich nie umie poradzić sobie z własnymi problemami, ale jednocześnie są od siebie na tyle zależni, że nie mogą się rozstać. W końcowej części spektaklu wątek rodzeństwa zyskuje nowy odcień, co nie oznacza, że to, co oglądaliśmy wcześniej, zostaje wyjaśnione. Jak dowiadujemy się z opowieści Wilka, Anna wyjeżdża, zostawiając brata samego, po czym próbuje popełnić samobójstwo. Zostaje odratowana i choć wtedy budzi się w niej pragnienie życia – wkrótce umiera, co Wilk kwituje słowami: „Teraz jestem jedynym dzieckiem, teraz ojciec może kochać tylko mnie”. Kolejnym aspektem relacji Anny i Wilka jest więc potrzeba rywalizacji o względy ojca. Borczuch przedstawia kwestię popędu seksualnego, jaki Pankiejew odczuwał w stosunku do swojego ojca, od zupełnie innej strony – nie jego skutki czy przyczyny, ale wyjściowy przejaw; a więc to mogło dręczyć Wilka jeszcze zanim uświadomiony zostanie motyw seksualnej skłonności do ojca. Z drugiej jednak strony, tak jak Anna cierpiała na obsesję związaną z potrzebą zwrócenia na siebie uwagi, tak po tych słowach Wilk jawi się jako człowiek cierpiący na brak zainteresowania ze strony rodziciela. Odnaleźć można tu zatem kolejną cechę łączącą rodzeństwo.
Trzy historie zostają przekazane na różne sposoby. Poza rozpoczynającymi spektakl monologami, przedstawienia poszczególnych postaci są bardzo zróżnicowane, co z kolei wpływa na ich odbiór. Hanna, opisując sprawę Małego Hansa, nie uwalnia się od subiektywnych opinii. Historia młodszej Dory, tej z czasów Freuda, została opowiedziana przez nią samą lekko, wręcz zabawnie. Wilk początkowo mówi o sobie, gdy jednak na scenie pojawia się Anna, jego opinie na własny temat stają się mało istotne, w obliczu wprost prezentowanych zachowań. Taka konstrukcja scenariusza może być sposobem na przedstawienie tych trzech postaci w oderwaniu od jednej narracji, z góry przez lata narzucanej czytelnikom pism Freuda. Borczuch, inspirując się Freudem, staje więc po stronie jego pacjentów i pozwala wybrzmieć całej złożoności i różnorodności ich problemów. Pozwala dostrzec w nich nie tyle osoby chore, co po prostu ludzi – jednostkowych i indywidualnych. Dlatego też umożliwia aktorom tak dogłębne wczucie się w odgrywane role pacjentów, aż dochodzi do momentu krytycznego, kiedy Ewa Skibińska, Anna Ilczuk, Adam Szczyszczaj i Marta Zięba rzeczywiście tymi pacjentami się stają. Nie cierpią na konkretne choroby, bo też nie o nich Borczuch stara się opowiedzieć w swoim spektaklu, ani nie oczekują wyleczenia, lecz przejmująco opisują swoje problemy związane z funkcjonowaniem w świecie – z tej perspektywy na znaczeniu traci również to, czy rzecz dzieje się w czasach freudowskich czy współcześnie, bowiem kwestie podejmowane przez bohaterów „Hansa, Dory i Wilka” brzmią ze wszech miar ponadczasowo.
Aśka Grochulska i Michał Borczuch: „Hans, Dora i Wilk”. Inspirowane Sigmundem Freudem. Reżyseria i scenografia: Michał Borczuch. Dramaturgia: Aśka Grochulska. Kostiumy i reżyseria świateł: Katarzyna Borkowska. Muzyka: Daniel Pigoński. Obsada: Krzesisława Dubielówna, Wojciech Ziemiański, Ewa Skibińska, Adam Cywka, Anna Ilczuk, Adam Szczyszczaj, Marta Zięba, André Khorsik. Premiera: 9 marca 2012 r. w Teatrze Polskim we Wrocławiu, Scena na Świebodzkim.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |