ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (248) / 2014

Weronika Górska,

PROBLEM Z "HISTORIAMI Z ŻYCIA WZIĘTYMI"

A A A
Czy „historie z życia wzięte” powinny być eksploatowane przez media? Czy społeczeństwo rzeczywiście ich potrzebuje? Może wzbudzają one jedynie niepotrzebną sensację, żerując na ludzkim nieszczęściu? I czy poważnemu dziennikarzowi, współpracującemu z prezydentami i premierami, wypada zajmować się podobną tematyką, czy raczej powinien zostawić ją prasie brukowej? „Tajemnica Filomeny” stawia wszystkie te pytania, na szczęście nie udzielając na żadne z nich zdecydowanej, jednoznacznej odpowiedzi.

Tytułowa bohaterka, nieuświadomiona seksualnie nastolatka z irlandzkiej prowincji (Sophie Kennedy Clark), zaszła w ciążę po płomiennej nocy z nieznajomym. Przygarnięta przez zakonnice, była zmuszana przez nie do niewolniczej pracy w pralni, szykanowana za swój „grzech”, izolowana od synka, a wreszcie nakłoniona do pisemnego zrzeczenia się praw rodzicielskich w ramach „pokuty”. Chłopca oddano do adopcji, matka zaś została pielęgniarką i założyła rodzinę, wciąż ukrywając traumatyczne przeżycia młodości. Dopiero po pięćdziesięciu latach Filomena (Judi Dench) wyznała córce, że ma brata, ta zaś postanowiła pomóc matce go odnaleźć. W poszukiwania został zaangażowany Martin Sixsmith (Steve Coogan), wcześniej dziennikarz i rzecznik prasowy usunięty z gabinetu Tony’ego Blaira.

Postać Martina wprowadza do „historii z życia wziętej”, na jakiej bazuje fabuła filmu Stephena Frearsa, wątek autotematyczny. Wątpliwości dziennikarza związane z tym, czy opowiadanie o losach naiwnego dziewczęcia, niecnie wykorzystanego przez chciwe zakonnice, jest moralne i czy nie postawi go w jednym rzędzie z autorami tanich romansideł pochłanianych przez Filomenę, jak również naciski ze strony żądnej sensacji redakcji sprawiają, że widzowie zaczynają się zastanawiać nad fenomenem „historii z życia wziętych”. Czy rzeczywiście ich opisywanie i czytanie jest w złym tonie, świadczy o wścibstwie i upajaniu się cudzym cierpieniem? Może jest wręcz przeciwnie, może zachowania te dowodzą wrażliwości, umiłowania sprawiedliwości i prawdy?

Kontrast między Filomeną, nieobytą, gadatliwą, religijną irlandzką staruszką, a Martinem, powściągliwym racjonalistą i angielskim dżentelmenem w każdym calu, wprowadza do filmu liczne akcenty humorystyczne. Może się wydawać, że to dziennikarz, który nie daje się zwieść fałszywej pobożności zakonnic i którego redakcja finansuje podróż w poszukiwaniu utraconego syna bohaterki, jest przewodnikiem Filomeny w świecie intryg, pieniędzy i polityki. Jednak reakcje emerytowanej pielęgniarki na odkrywanie kolejnych prawd o pierworodnym sprawiają, że zarówno sam Martin, jak i widzowie nabierają wobec tej postaci szacunku, a nawet podziwu. Pod względem etyki oraz emocjonalnej dojrzałości Filomena góruje nie tylko nad jednocześnie demoniczną i groteskową postacią siostry Hildegardy (Barbara Jefford), dla której chrześcijaństwo sprowadza się do obsesji „czystości” i pokuty, ale również nad Martinem, absolwentem Oxfordu obracającym się wśród możnych tego świata. Jej postawa każe na nowo zastanowić się nad sensem jakże istotnych dla katolików wartości, takich jak miłość bliźniego, praca nad własnym charakterem, wybaczenie, pokora, sprawiedliwość i prawda.

„Tajemnica Filomeny” do samego końca trzyma widzów w napięciu i oferuje zaskakujące rozwiązania fabularne. Poza chwytliwą „historią z życia wziętą” jest też jednak opowieścią autotematyczną, skłaniającą do refleksji nie tylko nad postępowaniem bohaterów, ale również nad własnymi gustami i preferencjami literacko-filmowymi. Lekkości nadaje filmowi humorystyczne zderzenie głównych postaci, uzyskane dzięki sprawnie napisanym dialogom oraz wspaniałej grze aktorskiej Judi Dench i Steve’a Coogana.
„Tajemnica Filomeny” („Philomena”). Reżyseria: Stephen Frears. Scenariusz: Steve Coogan, Jeff Pope. Obsada: Judi Dench, Sophie Kennedy Clark, Steve Coogan, Barbara Jefford i in. Gatunek: dramat. Produkcja: Francja / USA / Wielka Brytania 2013, 94 min.