
NOWOŚCI
A
A
A
Juliusz Gabryel: „Laboratoria”. Kraków, Biblioteka Studium, 2006
Pierwsze, drugie okrążenie. Czytam nowe wiersze Juliusza Gabryela i jestem pełen podziwu. Skróty i przeskoki myślowe oszałamiają jak niespodziewane odkształcenia perspektywy. Obrazy rozkładają się na części pierwsze i pozwalają na wielokrotne złożenia. Opaczna logika snu wytrąca czytelnikowi z ręki każdą broń, tę najniewinniejszą i tę najbardziej wymyślną. „Jestem zmuszony wędrować z cudzym paszportem”, powiada autor, a ja mogę tylko przytaknąć i życzyć mu dalszych poetyckich peregrynacji. Bo to, myślę, wiersze na dłuższą metę. (Jacek Gutorow)
Podróżnik
Podróżnik na skraju gilotyny
wyrusza w obie przeciwległe strony,
zaokrągla srebro odbijające słońce,
srebro ujawnione poniewczasie,
gdy przetarto skórę osłaniającą kręgosłup.
I pięciu zbirów kopało jego ciało
w bramie do królestwa hodowców pleśni.
Co tam przed nami schowałeś?
Pytali go, a on im odpowiedział.
Śmierć jest niczym
wobec wieczności, którą przeżywamy teraz,
wobec najjaśniejszego szkiełka
zarastającego dzikim mięsem
zasypiających płaszczyzn.
Bóg jest malutki, przyjaciele.
***
Dziewczyna zawieszona na dźwigni
ożywionego drewna upuściła dłoń.
Mruganie oczami jak tasowanie kart,
załamywanie się świateł na tkankach
dotkniętych do żywego mięsa. Ktoś
uśmiercał psa, żeby zmartwychwstały
wszystkie zwierzęta, obracał się
wokół własnej osi, wyświetlał
zewnętrzne więzienia koordynujące
zakrzywienie przestrzeni w palcu
probówki. Centrum dowodzenia
wysyłało alarmy kopiujące płaszczyzny
wyszlifowane piaskiem. Ktoś poruszał
ziemią w gardle, wyrywając kwiat.
Gwiazdy lekko podniosły się nad nim.
Pingwin
Wchodzisz, a tam żadnych klientów. Proszę
mnie krótko ostrzyc, tylko samymi nożyczkami.
Ale fryzjerka zaczyna golić twoją szyję jak
gdyby nigdy nic i jesteś o włos od śmierci,
na łokieć od miłości.
Zabierasz ją do kina, kupujesz prażoną
kukurydzę, łysego królika przed wejściem.
Rząd przed tobą siwy mężczyzna zaczyna
strasznie kaszleć. Zaraz wracam – szepczesz
słodko. Wychodzisz stamtąd jak gdyby nigdy
nic. Udajesz się do pobliskiego baru, gdzie
siadasz do wszystkich tyłem. Przychodzi
kelner, zamawiasz piwo z lodówki. Tej
właściwej lodówki, pełnej brylantów,
probówek.
Juliusz Gabryel – ur. w 1979 roku. Student filozofii na Uniwersytecie w Opolu. Wiersze publikował w „Studium”, „Frazie”, „Odrze”, „Toposie”, „Kresach”, „Fa-arcie”, „Kursywie”, „Portrecie”, „Undergruncie”, „Nowej Okolicy Poetów”. Autor tomu „Hemoglobina” (2003).
Pierwsze, drugie okrążenie. Czytam nowe wiersze Juliusza Gabryela i jestem pełen podziwu. Skróty i przeskoki myślowe oszałamiają jak niespodziewane odkształcenia perspektywy. Obrazy rozkładają się na części pierwsze i pozwalają na wielokrotne złożenia. Opaczna logika snu wytrąca czytelnikowi z ręki każdą broń, tę najniewinniejszą i tę najbardziej wymyślną. „Jestem zmuszony wędrować z cudzym paszportem”, powiada autor, a ja mogę tylko przytaknąć i życzyć mu dalszych poetyckich peregrynacji. Bo to, myślę, wiersze na dłuższą metę. (Jacek Gutorow)
Podróżnik
Podróżnik na skraju gilotyny
wyrusza w obie przeciwległe strony,
zaokrągla srebro odbijające słońce,
srebro ujawnione poniewczasie,
gdy przetarto skórę osłaniającą kręgosłup.
I pięciu zbirów kopało jego ciało
w bramie do królestwa hodowców pleśni.
Co tam przed nami schowałeś?
Pytali go, a on im odpowiedział.
Śmierć jest niczym
wobec wieczności, którą przeżywamy teraz,
wobec najjaśniejszego szkiełka
zarastającego dzikim mięsem
zasypiających płaszczyzn.
Bóg jest malutki, przyjaciele.
***
Dziewczyna zawieszona na dźwigni
ożywionego drewna upuściła dłoń.
Mruganie oczami jak tasowanie kart,
załamywanie się świateł na tkankach
dotkniętych do żywego mięsa. Ktoś
uśmiercał psa, żeby zmartwychwstały
wszystkie zwierzęta, obracał się
wokół własnej osi, wyświetlał
zewnętrzne więzienia koordynujące
zakrzywienie przestrzeni w palcu
probówki. Centrum dowodzenia
wysyłało alarmy kopiujące płaszczyzny
wyszlifowane piaskiem. Ktoś poruszał
ziemią w gardle, wyrywając kwiat.
Gwiazdy lekko podniosły się nad nim.
Pingwin
Wchodzisz, a tam żadnych klientów. Proszę
mnie krótko ostrzyc, tylko samymi nożyczkami.
Ale fryzjerka zaczyna golić twoją szyję jak
gdyby nigdy nic i jesteś o włos od śmierci,
na łokieć od miłości.
Zabierasz ją do kina, kupujesz prażoną
kukurydzę, łysego królika przed wejściem.
Rząd przed tobą siwy mężczyzna zaczyna
strasznie kaszleć. Zaraz wracam – szepczesz
słodko. Wychodzisz stamtąd jak gdyby nigdy
nic. Udajesz się do pobliskiego baru, gdzie
siadasz do wszystkich tyłem. Przychodzi
kelner, zamawiasz piwo z lodówki. Tej
właściwej lodówki, pełnej brylantów,
probówek.
Juliusz Gabryel – ur. w 1979 roku. Student filozofii na Uniwersytecie w Opolu. Wiersze publikował w „Studium”, „Frazie”, „Odrze”, „Toposie”, „Kresach”, „Fa-arcie”, „Kursywie”, „Portrecie”, „Undergruncie”, „Nowej Okolicy Poetów”. Autor tomu „Hemoglobina” (2003).
Zrealizowano dzięki wsparciu finansowemu: Samorzadu Województwa Slaskiego, Fundacji - Otwarty Kod Kultury | ![]() |
![]() |