ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (250) / 2014

Michał Chudoliński,

ZBRODNIA I MEDYCYNA

A A A
Warto było czekać na polski przekład „Monstera” Naokiego Urasawy. Choć tom otwierający cykl nie przekonuje tak jak pierwsza odsłona „Pluto”, nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z solidną, zajmującą mieszanką thrillera oraz dramatu obyczajowego. Historia neurochirurga niesłusznie podejrzanego o serię morderstw stawia przed czytelnikiem wiele istotnych pytań o pielęgnowane przez nas wartości, zasadność ich podtrzymywania oraz te szczególne wyjątki od reguły, przez które nasze życie może wywrócić się do góry nogami. Muszę przyznać, że byłem podekscytowany na myśl o lekturze „Monstera”. Futurystyczne „Pluto”, konsekwentnie wydawane u nas przez Hanami, jest – obok „Akiry” i mang Osamu Tezuki – jednym z najlepszych tytułów, jeżeli chodzi o japoński komiks. Subtelność, z jaką Urasawa potrafił przechodzić od posthumanistycznych tematów do atmosfery kryminału, jednocześnie poruszając kwestie filozoficzne, a nawet polityczne (odwołując się do amerykańskiej wojny z terrorem), były wprost onieśmielające. Za pomocą tej dziewięciotomowej serii doskonale oddał esencję człowieczeństwa, ukazując poruszające historie o robotach starających się przetrwać w świecie nie do końca oswojonym z ich obecnością.

Podobnie jak Alan Moore w „Strażnikach”, Urasawa prowadził swoją misterną intrygę tylko po to, by powiedzieć coś ważnego o ludzkiej naturze i porządku świata, z naciskiem jednakże na istotę pacyfizmu oraz konsekwencje wynikające z traum wojennych, które (nieprzepracowane) mogą skutkować tragicznymi następstwami. Mówiąc krótko: „Pluto” zauroczyło mnie do tego stopnia, że mógłbym za Urasawą iść w ogień. Ufam jego wrażliwości, poczuciu estetyki i umiejętności wyczucia momentów dramatyzmu, napięcia. Nadzieje co do „Monstera” były zatem niemałe. Manga została bardzo dobrze przyjęta w Japonii i uznawana jest powszechnie za opus magnum Urasawy, tuż obok „20th Century Boys”. Na podstawie osiemnastoczęściowego cyklu stworzono w 2004 roku serial anime, który przedłużył żywotność starszego o dziesięć lat mangowego pierwowzoru oraz spopularyzował twórczość artysty w USA, gdzie świeci triumfy na tamtejszym rynku mangi. Co więcej, laureat Pulitzera Junot Díaz tak zauroczył się „Monsterem”, że nazwał Urasawę skarbem narodowym Japonii. Nic zatem dziwnego, że pojawienie się owej mangi na rodzimym ryneczku komiksowym stanowiło dla mnie jedno z ważniejszych wydarzeń tego roku i wielką niewiadomą zarazem. Jedyne rozczarowanie wynikało z faktu, że bardziej spodziewałem się gekigi (manga dla dorosłych z prawdziwego zdarzenia) od seinen-mangi (komiks japoński dla młodych mężczyzn w wieku pomiędzy 18 a 30 lat).

Komiks rozpoczyna się dość niewinnie. RFN, druga połowa lat 80. ubiegłego wieku. Japoński lekarz robi karierę w prestiżowym szpitalu w Düsseldorfie. Zamierza ożenić się z córką dyrektora placówki. Ten z kolei traktuje bohatera niczym swojego pupila, który rzetelnie wykonuje pracę oraz wszelkie polecenia, nie stawiając przy tym zbytecznych pytań. Problemy pojawiają się w chwili, gdy protagonista ma dość faworyzowania pewnych pacjentów (sławniejszych lub bogatszych) kosztem innych. Wyznając zasadę, że życie każdego człowieka jest tyle samo warte, decyduje się zoperować chłopca zamiast burmistrza Düsseldorfu. Bunt ma swoją cenę. Z „gwiazdy” szpitala bohater staje się szarą eminencją, której zamknięto wszelkie drogi awansu. Czuwając przy łóżku uratowanego przez siebie pacjenta, zdegradowany neurochirurg stara się pogodzić z niesprawiedliwością świata. Nie przeczuwa jednak, że los znów doświadczy go serią dramatycznych zdarzeń, o których znamienności przekona się dopiero dziewięć lat później, będąc już… ordynatorem szpitala.

Po ukończeniu lektury pierwszego tomu „Monstera” miałem wrażenia podobne do tych towarzyszących mi po seansie  „Człowieka ze Stali” Zacka Snydera. Czułem, że historia jest przeładowana i właściwie złożona z dwóch opowieści, z czego jedną porzucono już na  poziomie fundamentów. Jak się potem okazało, owo przeczucie było w pełni uzasadnione, gdyż Hanami opublikowało u nas „Monstera” w rozszerzonym wydaniu, spajającym dwa tomy w jeden integral. Do komiksu Urasawy przekonała mnie postać głównego bohatera. Dylematy, z jakimi się on boryka, oraz rozczarowanie światem, z którym się mierzy, autor ukazuje wiarygodnie, z dużą dozą przenikliwości. Naoki Urasawa dobitnie przekonuje, że polityka nie jest jedynie domeną parlamentu, publicznych debat oraz sporów, jakie serwuje telewizja informacyjna. Doświadczamy jej w najróżniejszych dziedzinach życia, zarówno w skali makro, jak i mikro. Najsilniej odczuwalna jest w instytucjach-molochach (takich jak chociażby szpital) opierających się na odgórnych autorytetach. Japoński artysta przypomina, że w takich przypadkach jednostkowa wolność (pomijając fakt wykonywania zawodu, który się lubi) jest mocno ograniczona przez osoby stojące wyżej w hierarchii, swoistych władców marionetek, których spontaniczne decyzje realnie wpływają na zawodowy status podwładnych.

Charakter historii ulega diametralnej zmianie (ewoluując w stronę dreszczowca) wraz z pojawieniem się tytułowego potwora – brutalnego, chłodnie kalkulującego mordercy, dziwnie powiązanego z ocalonym przez lekarza chłopcem. Jego obecność oraz prawdziwa tożsamość zmusi głównego bohatera do postawienia wielkiego znaku zapytania nad swoim powołaniem i sensem dotychczasowych sukcesów. Od tego momentu fabuła po trosze przypomina „Ściganego” Andrew Davisa, tyle że mniejszy nacisk położony jest na akcję i pościgi, a większy na warstwę psychologiczną oraz elementy budujące grozę. Choć tempo opowieści ulega widocznej zmianie względem początkowych rozdziałów, to równocześnie wzrasta poziom przerysowania, a nawet humoru sytuacyjnego. Widać, że opowieść dopiero się rozwija, zaś w rękawie autora pozostało sporo asów. Przed nami jeszcze osiem liczących ponad 400 stron tomów, w których historia z pewnością rozrośnie się do monstrualnych rozmiarów i zapętli w intrygujący sposób. Póki co otrzymujemy satysfakcjonującą porcję lektury budzącą apetyt na więcej. Wybieramy się bowiem w podróż z człowiekiem spoglądającym w ciemność i nicość. Obserwując jego poczynania, zastanawiamy się, czy uda mu się powstrzymać seryjnego mordercę, czy też sam zostanie pochłonięty przez mrok? A co będzie, jeśli to wszystko jest wyłącznie koszmarem paranoika? Od tego momentu fabuła „Monstera” może rozwijać się w najróżniejszych kierunkach, co należy poczytać za solidny atut tej publikacji.
Naoki Urasawa: „Monster”. Tom 1. Tłumaczenie: Radosław Bolałek. Wydawnictwo Hanami. Warszawa 2014.