NA ROZDROŻU
A
A
A
Dzięki komiksowi „Znamy się tylko z widzenia”, czytelnicy nie mający styczności ze stroną internetową Marty Zabłockiej mogli dobrze poznać autorkę – nie tylko jako scenarzystkę i rysowniczkę, ale także osobę prywatną. Album stanowił zbiór mniej lub bardziej udanych krótkich form, ale jako całość pozostawiał po sobie dobre wrażenie. Teraz nadszedł czas na „Sierstkę”, kolejne wydawnictwo artystki, zawierające jej eksperymenty z dłuższymi formami, które – w przeciwieństwie do lapidarnych komiksów oraz ilustracji ze „Znamy się tylko z widzenia” – nie były wcześniej publikowane na blogu zycie-na-kreske.blogspot.com.
Zabłocka nie stara się na siłę przekonać czytelnika, że jej twórczość można opatrzyć etykietką „autobiografia”, niemniej nawet pobieżna lektura pozwala stwierdzić, że ukazane w historiach emocje często bliskie są samej autorce. I jest to niewątpliwy atut jej komiksów. To, co było dobre w „Znamy się tylko z widzenia”, powraca w kolejnym albumie. Niestety, artystka znów zdecydowała się na niezbyt estetyczną kreskę, jak najbardziej odpowiednią dla krótkich form, ale niekoniecznie sprawdzającą się w dłuższych fabułach. Nie pasuje ona ani do „Threesome”, ani do „Przemiany” – drugiej i zarazem lepszej oraz ważniejszej opowieści zawartej w komiksie.
Nie twierdzę, że Zabłocka powinna postawić na realizm, przydałaby się jednak jakaś odmiana. Skrajna prostota w pojedynczych kadrach i paskach z jej wcześniejszego wydawnictwa pozwalała na idealne uchwycenie chwili oraz pomagała w spuentowaniu sytuacji. Tutaj takie rozwiązanie sprawdza się tylko w przypadku niektórych fragmentów. „Sierstka” nie kuleje pod względem graficznym, ale autorka nie wykonała też kroku naprzód w stosunku do swoich wcześniejszych dokonań.
Same opowieści trudno streścić, ale to akurat kolejny atut komiksu, a właściwie jego części, bo nijaką historię „Threesome” dałoby się usunąć z albumu bez większej straty dla poziomu całości. Natomiast „Przemiana” to już Zabłocka w dobrej formie, choć zupełnie innej niż tej znanej z poprzedniego albumu. Wydarzenia opisane w komiksie dałoby się przedstawić dosłownie w kilku zdaniach, ale przecież nie chodzi w nich o mnogość wątków czy zwroty akcji, a raczej o wspomniane już emocje. Tych nie brakuje i nie jest istotne to, że czytelnik wyczuwa je podskórnie. Wydaje się, że ważniejsze od tego, co mówi oraz pokazuje scenarzystka, jest właśnie to, czego nie widać na kadrach jej komiksu, ukryte drugie dno. I za to lubię twórczość Zabłockiej.
Artystka znów potwierdza, że jest w stanie zainteresować czytelników. Poza tym udowadnia, że nie zamyka się w pojedynczych kadrach i krótkich formach, ale chce próbować nowych rzeczy, przynajmniej w kwestii opowiadania historii. Chociaż „Sierstka” nie do końca spełnia oczekiwania, jest ciekawym albumem, skłaniającym do refleksji na temat tego, w którą stronę skieruje się autorka w ramach prac nad kolejnym komiksem. A rozważaniom tym towarzyszyć będzie oczekiwanie na efekty jej pracy.
Zabłocka nie stara się na siłę przekonać czytelnika, że jej twórczość można opatrzyć etykietką „autobiografia”, niemniej nawet pobieżna lektura pozwala stwierdzić, że ukazane w historiach emocje często bliskie są samej autorce. I jest to niewątpliwy atut jej komiksów. To, co było dobre w „Znamy się tylko z widzenia”, powraca w kolejnym albumie. Niestety, artystka znów zdecydowała się na niezbyt estetyczną kreskę, jak najbardziej odpowiednią dla krótkich form, ale niekoniecznie sprawdzającą się w dłuższych fabułach. Nie pasuje ona ani do „Threesome”, ani do „Przemiany” – drugiej i zarazem lepszej oraz ważniejszej opowieści zawartej w komiksie.
Nie twierdzę, że Zabłocka powinna postawić na realizm, przydałaby się jednak jakaś odmiana. Skrajna prostota w pojedynczych kadrach i paskach z jej wcześniejszego wydawnictwa pozwalała na idealne uchwycenie chwili oraz pomagała w spuentowaniu sytuacji. Tutaj takie rozwiązanie sprawdza się tylko w przypadku niektórych fragmentów. „Sierstka” nie kuleje pod względem graficznym, ale autorka nie wykonała też kroku naprzód w stosunku do swoich wcześniejszych dokonań.
Same opowieści trudno streścić, ale to akurat kolejny atut komiksu, a właściwie jego części, bo nijaką historię „Threesome” dałoby się usunąć z albumu bez większej straty dla poziomu całości. Natomiast „Przemiana” to już Zabłocka w dobrej formie, choć zupełnie innej niż tej znanej z poprzedniego albumu. Wydarzenia opisane w komiksie dałoby się przedstawić dosłownie w kilku zdaniach, ale przecież nie chodzi w nich o mnogość wątków czy zwroty akcji, a raczej o wspomniane już emocje. Tych nie brakuje i nie jest istotne to, że czytelnik wyczuwa je podskórnie. Wydaje się, że ważniejsze od tego, co mówi oraz pokazuje scenarzystka, jest właśnie to, czego nie widać na kadrach jej komiksu, ukryte drugie dno. I za to lubię twórczość Zabłockiej.
Artystka znów potwierdza, że jest w stanie zainteresować czytelników. Poza tym udowadnia, że nie zamyka się w pojedynczych kadrach i krótkich formach, ale chce próbować nowych rzeczy, przynajmniej w kwestii opowiadania historii. Chociaż „Sierstka” nie do końca spełnia oczekiwania, jest ciekawym albumem, skłaniającym do refleksji na temat tego, w którą stronę skieruje się autorka w ramach prac nad kolejnym komiksem. A rozważaniom tym towarzyszyć będzie oczekiwanie na efekty jej pracy.
Marta Zabłocka: „Sierstka”. Wydawnictwo Centrala – Mądre Komiksy. Poznań 2014.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |