
GRA O TRON W GOTHAM CITY
A
A
A
Tony Daniel jest może niezłym rysownikiem, ale jego fabuły były koszmarnie chaotyczne i zwyczajnie głupiutkie. DC Comics postanowiło w końcu coś z tym zrobić, ponieważ plastyk miał w swoich rękach sztandarowy tytuł z Nietoperzem w roli głównej, który nie mógł tak boleśnie odstawać od dosyć przemyślanej odysei duetu Snyder/Capullo ukazanej w „Batmanie”. Pałeczkę przekazano więc autorowi niezwykle błyskotliwego „Chew” z Image Comics – Johnowi Laymanowi. I był to zdecydowanie dobry wybór.
Amerykanin umiejętnie łączy najjaśniejsze elementy z mitologii obrońcy Gotham: interesujących złoczyńców, aspekt detektywistyczny, wymyślne gadżety (fenomenalnie rozwiązane starcie z Poison Ivy), odpowiednio dawkowane mroczniejsze wątki oraz gangsterskie porachunki. Wszystkie powyższe motywy żeni z tymi (niesłusznie) mniej eksploatowanymi – zależnościami pomiędzy filantropijną działalnością Bruce’a Wayne’a i jego bohaterskimi eskapadami, swoistą krytyką ślepej praworządności Batmana czy życiem miejskich kryminalistów spoza pierwszej ligi.
Ostatni z wymienionych wątków jest zresztą podstawą kreacji dwóch nowych złoczyńców – Pingwina Cesarskiego oraz Marrymakera. W obu tych przypadkach Layman bawi się z oczekiwaniami czytelnika: pierwszy wydaje się banalną kopią Pingwina, ale tylko do chwili, gdy ujawnia, jak bardzo przebiegłym jest graczem. Tożsamość drugiego z kolei łotra momentalnie staje się boleśnie przewidywalna, jednak dzięki takiemu zabiegowi możemy skupić się na motywach determinujących działania tego manipulatora – zaskakująco przyziemnych w porównaniu do menażerii szaleńców i psychopatów otaczających Batmana.
Dzięki wprowadzeniu tej przeciwwagi, scenarzysta tchnął również nowe życie w skostniałego Oswalda Cobblepota – postać niezwykle trudną w prowadzeniu, będącą wzorowanym na Alu Capone reliktem dawnej epoki. W albumie dokładnie poznajemy zasady funkcjonowania jego organizacji, a także specyficzną relację łączącą go z Mrocznym Rycerzem (gangster sprawnie udaje poczciwego dobroczyńcę). Layman wprowadza sporą liczbę postaci – przewiną się tutaj jeszcze Zsasz czy nawet Clayface – ale pozorny chaos jest konsekwentnie uspokajany i finalnie wszystkie wątki łączą się w zgrabną całość.
Szczególnie imponujący jest sposób, w jaki scalono „Imperium Pingwina” z crossoverem „Batman: Śmierć Rodziny” – scenarzysta ani na chwilę nie rezygnuje ze swojej fabuły. Powrót Jokera warunkuje działania dwóch Pingwinów i Merrymakera, gdyż mogą oni w efektywny sposób wykorzystać to wydarzenie: morderczy klaun ma wpływ na ogół, ale nie zagarnia serii dla siebie, jak miało to miejsce w innych tytułach.
Rysunki Jasona Faboka i Andy’ego Clarke’a (niezwykle szczegółowe oraz skąpane w głębokiej czerni pozwalającej przypuszczać, że nad Gotham nigdy nie wschodzi słońce) dobrze się uzupełniają, nie zaburzając przy tym narracji. Czasami brakuje tutaj większej dynamiki lub zabawy z formą, ale w zamian dostajemy naprawdę postawnego bohatera będącego interesującą przeciwwagą dla sarnich oczu Wayne’a w wersji Capullo.
John Layman w „Imperium Pingwina” nie wymyśla prochu. Opiera swoją historię na klasycznych fundamentach, ale stara się postawić na nich coś oryginalnego. W ciekawy sposób wprowadza nowe postacie, umiejętnie rozpisuje postać Batmana, odświeża profil tytułowego antagonisty, stawia kilka sensownych pytań związanych z wpływem herosa na kondycję miasta i serwuje nam po prostu solidną, angażującą oraz satysfakcjonującą historię. A w czysto rozrywkowym komiksie to jest chyba najważniejsze.
Amerykanin umiejętnie łączy najjaśniejsze elementy z mitologii obrońcy Gotham: interesujących złoczyńców, aspekt detektywistyczny, wymyślne gadżety (fenomenalnie rozwiązane starcie z Poison Ivy), odpowiednio dawkowane mroczniejsze wątki oraz gangsterskie porachunki. Wszystkie powyższe motywy żeni z tymi (niesłusznie) mniej eksploatowanymi – zależnościami pomiędzy filantropijną działalnością Bruce’a Wayne’a i jego bohaterskimi eskapadami, swoistą krytyką ślepej praworządności Batmana czy życiem miejskich kryminalistów spoza pierwszej ligi.
Ostatni z wymienionych wątków jest zresztą podstawą kreacji dwóch nowych złoczyńców – Pingwina Cesarskiego oraz Marrymakera. W obu tych przypadkach Layman bawi się z oczekiwaniami czytelnika: pierwszy wydaje się banalną kopią Pingwina, ale tylko do chwili, gdy ujawnia, jak bardzo przebiegłym jest graczem. Tożsamość drugiego z kolei łotra momentalnie staje się boleśnie przewidywalna, jednak dzięki takiemu zabiegowi możemy skupić się na motywach determinujących działania tego manipulatora – zaskakująco przyziemnych w porównaniu do menażerii szaleńców i psychopatów otaczających Batmana.
Dzięki wprowadzeniu tej przeciwwagi, scenarzysta tchnął również nowe życie w skostniałego Oswalda Cobblepota – postać niezwykle trudną w prowadzeniu, będącą wzorowanym na Alu Capone reliktem dawnej epoki. W albumie dokładnie poznajemy zasady funkcjonowania jego organizacji, a także specyficzną relację łączącą go z Mrocznym Rycerzem (gangster sprawnie udaje poczciwego dobroczyńcę). Layman wprowadza sporą liczbę postaci – przewiną się tutaj jeszcze Zsasz czy nawet Clayface – ale pozorny chaos jest konsekwentnie uspokajany i finalnie wszystkie wątki łączą się w zgrabną całość.
Szczególnie imponujący jest sposób, w jaki scalono „Imperium Pingwina” z crossoverem „Batman: Śmierć Rodziny” – scenarzysta ani na chwilę nie rezygnuje ze swojej fabuły. Powrót Jokera warunkuje działania dwóch Pingwinów i Merrymakera, gdyż mogą oni w efektywny sposób wykorzystać to wydarzenie: morderczy klaun ma wpływ na ogół, ale nie zagarnia serii dla siebie, jak miało to miejsce w innych tytułach.
Rysunki Jasona Faboka i Andy’ego Clarke’a (niezwykle szczegółowe oraz skąpane w głębokiej czerni pozwalającej przypuszczać, że nad Gotham nigdy nie wschodzi słońce) dobrze się uzupełniają, nie zaburzając przy tym narracji. Czasami brakuje tutaj większej dynamiki lub zabawy z formą, ale w zamian dostajemy naprawdę postawnego bohatera będącego interesującą przeciwwagą dla sarnich oczu Wayne’a w wersji Capullo.
John Layman w „Imperium Pingwina” nie wymyśla prochu. Opiera swoją historię na klasycznych fundamentach, ale stara się postawić na nich coś oryginalnego. W ciekawy sposób wprowadza nowe postacie, umiejętnie rozpisuje postać Batmana, odświeża profil tytułowego antagonisty, stawia kilka sensownych pytań związanych z wpływem herosa na kondycję miasta i serwuje nam po prostu solidną, angażującą oraz satysfakcjonującą historię. A w czysto rozrywkowym komiksie to jest chyba najważniejsze.
John Layman, Jason Fabok, Andy Clarke: „Batman – Detective Comics: Imperium Pingwina” („Batman: Detective Comics vol. 3: Emperor Penguin”). Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2014.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |