ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (253) / 2014

Sławomir Iwasiów,

DZIWNY OPÓR ŚWIATA (GEORGES PEREC: 'KONDOTIER')

A A A
„Kondotier” to kilkakrotnie odrzucany przez oficyny wydawnicze, zaginiony i po trzydziestu latach po śmierci pisarza odnaleziony „debiut” Georgesa Pereca (1936–1982), autora, między innymi, docenionych przez krytykę książek „Człowiek, który śpi” oraz „Życie. Instrukcja obsługi”. Perec, rozpoczynający pisarską karierę w latach 50. XX wieku, próbował dotrzeć do szerszego grona odbiorców i szukał wydawcy dla młodzieńczych, pisanych w okolicach dwudziestego roku życia wprawek literackich. Wśród nich znajdował się manuskrypt kryminału, w którym morderca, zawodowy fałszerz obrazów Gaspard Winckler, przed własnym sumieniem próbuje rozstrzygnąć, dlaczego popełnił zbrodnię. Rys powieści przedstawia się następująco: Winckler zabija Maderę, pośrednika, który powierzył mu wykonanie podróbki tytułowego obrazu autorstwa Antonella de Messiny, a potem ukrywa się na miejscu zbrodni, w pracowni malarskiej. Narracja „Kondotiera”, mimo prostoty głównego wątku fabularnego, jest zagmatwana, pełna powtórzeń, nawiązań i motywów nie znajdujących satysfakcjonującego rozwiązania – większą część książki zajmują rozmyślania Gasparda na temat życia, malarstwa, fałszerstwa, sensu morderstwa i oczywiście interpretacji samego dzieła sztuki renesansowego malarza. Być może dlatego – z powodu „dziurawej” fabuły i w gruncie rzeczy „antykryminalnego” przebiegu akcji – młody pisarz miał początkowo problemy z wydaniem tej, jak sam twierdził, „pierwszej skończonej powieści”.

Dzisiaj trudno czytać „Kondotiera” z pominięciem słynnych książek francuskiego pisarza – z tej trudności lekturowej zdaje sprawę w „Przedmowie” Claude Burgelin, omawiając „Kondotiera” między innymi w perspektywie „Człowieka, którego nie było”. Utwór Pereca jest nie tylko „mglisty” fabularnie, ale także zawiera sporo nawiązań do innych dzieł i kojarzyć się powinien z klasyką literatury europejskiej, choćby ze „Zbrodnią i karą” Dostojewskiego czy „Portretem Doriana Graya” Wilde’a, a także z dociekaniami egzystencjalistycznymi, jakie prowadzili Jean-Paul Sartre w „Mdłościach” oraz Albert Camus w „Obcym”. Burgelin zwraca uwagę, że to w gruncie rzeczy interesująca sytuacja, ponieważ dzisiaj, z tych samych powodów, z jakich „Kondotier” nie został wydany w latach 50. i 60., łatwo uznać tę powieść za arcydzieło. Prosta historia, niedokończone wątki, skomplikowany moralnie bohater, wewnętrzne monologi, mnogość cytatów i autocytatów – z tych cech Perec jest znany i dlatego współczesna interpretacja „Kondotiera” podwyższa, a może nawet zawyża wartość tego utworu. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że posiadamy w pamięci późniejsze dokonania i znamy główne cechy prozy Pereca – Burgelin podkreśla, że w książkach autora „Człowieka, którego nie było” musi być na przykład obecne jakieś „pęknięcie” (s. 16). Takiego pęknięcia szukamy zatem, czytając wczesną prozę Pereca, zawierającą zaczątki wielu pomysłów i motywów, z których pisarz korzystał również w późniejszych utworach. To trochę tak, jakby „Kondotier” zapowiadał swoją własną przeszłość – obecnie można uznać tę książkę za znakomity wstęp do wybitnej twórczości pisarza, spóźniony o ponad pół wieku „debiut” (s. 11).

„Kondotier” to w dużej mierze, jak wspomniałem, wewnętrzna walka Gasparda Wincklera z samym sobą i ze światem stawiającym na każdym kroku opór. „Pęknięcie” polega tu na tym, że powieść została zbudowana na zasadzie napięcia – w najnowszej literaturze i kulturze popularnej już dość oczywistego, chyba nawet nadużywanego w narracjach kryminalnych – pomiędzy monologiem wewnętrznym, prowadzonym na miejscu zbrodni, a chłodnym zeznaniem odbywającym się po jakimś czasie.

Bohatera poznajemy w momencie dla kryminału krytycznym – kiedy popełnia przestępstwo, próbuje zatrzeć ślady i ukrywa się w pracowni swojego zleceniodawcy. Pierwsze zdanie powieści jest wymowne: „Madera był ciężki” (s. 23), co zapowiada egzystencjalne trudności głównego bohatera. Madera waży przynajmniej tyle, ile wcale nie najlżejsze rozmyślania Gasparda: „I na co się zdało to wszystko. Policzył szybko w myśli: całe pieniądze wydane na urządzenie pracowni, materiały, reprodukcje – zdjęcia, makrozdjęcia, zdjęcia rentgenowskie, zdjęcia w ultrafiolecie, zdjęcia w świetle równoległym – reflektory, podróże po muzeach Europy, utrzymanie... cała ta bajońska suma na nic, na to groteskowe zakończenie... (s. 25). Ten fragment oddaje, mniej więcej, styl ponad pięćdziesięciu procent narracji książki, która charakteryzuje się urywanymi zdaniami, rozpoczynanymi co chwilę nowymi myślami, stawianymi tu i ówdzie pytaniami retorycznymi.

Przed Gaspardem rosną dwie zagadki moralne do rozwikłania: pierwsza dotyczy zabójstwa, a druga – fałszerstwa. Im głębiej wchodzimy w tok jego myśli, tym bardziej te dwie kategorie zaczynają się ze sobą splatać, przy czym problem fałszerstwa jest, w moim odczuciu, ciekawszy niż problem morderstwa (choć jeden bez drugiego mógłby stracić sens). Gaspard uważa, że kopia obrazu Antonella de Messiny to jedynie nędzna próba zbliżenia się do doskonałości oryginału. Dlaczego zabił Maderę? Czy dlatego, że jako fałszerz nie mógł przez lata znaleźć własnego stylu? Czy musiał dopuścić się radykalnego czynu, żeby zaznaczyć swoją podmiotowość? To zabójstwo przeczy zdrowemu rozsądkowi (czy w ogóle zabójstwo może być rozsądne?), ponieważ Madera jest pracodawcą zapewniającym kolejne, dobrze płatne zlecenia do wykonania. Skąd zatem wściekłość? Czy wynika z nagłej potrzeby zmiany, chęci odrzucenia dotychczasowego trybu życia, czy ma swoje źródło w znużeniu, jakby nie było, odtwórczą pracą?

Wszystkie te pytania mają w powieści swoje miejsce i Gaspard zadaje je raz po raz, niekoniecznie znajdując satysfakcjonujące odpowiedzi. Bohater wielokrotnie wraca myślami do momentu zabicia Madery, przypomina sobie narzędzie zbrodni (nóż), swoje ruchy, krew. Odtwarza tę sytuację na podobnej zasadzie, jak musi odtwarzać kopiowane obrazy – kawałek po kawałku, w różnym oświetleniu, z rozmaitych perspektyw. „Kondotier” to zatem także opowieść o tym, jak się konstruuje opowieść, kopię świata rzeczywistego, a nawet próba analizy samej natury konstruowania świata (historii, przeżyć, obrazów itp.): „Wiesz co, zabiłeś człowieka. Popełniłeś morderstwo. Uważasz, że to pestka. Otóż nie. Uważasz, że miało sens popełnienie morderstwa? Otóż nie. Uważasz, że łatwo jest machnąć Kondotiera. Otóż nie. Nic nie jest łatwe. Nic nie jest dane. Wszystko jest fałszem” (s. 35). Trudno stwierdzić, czy Gaspard myśli zdroworozsądkowo, czy zupełnie pogubił się w zeznaniach, ponieważ on sam nie wierzy w prawdziwość świata, w jego niezaprzeczalność i jednoznaczność. Mówi jakby znajomymi słowami, jak postmodernista, który zrozumiał, że świat jest kopią kopii: „I oto wszystko do tego się sprowadza i nie istnieje na świecie nic poza tym uporem i tą cierpliwością, tą maniakalną cierpliwością w obliczu wszystkiego. Cézanne. Gauguin. Świat zaciera się...” (s. 60).

W jakimś sensie walka Gasparda ze światem i z portretem tajemniczego mężczyzny z blizną nad wargą to także nawiązanie do utworu Oskara Wilde’a: obraz nie tylko reprezentuje rzeczywistość, ale także zaczyna żyć własnym życiem, staje się „lustrem” dla swojego autora i pokazuje jego różne, niekoniecznie takie same oblicza: „Nie było już dowódcy spoglądającego ponad malarzem na świat, z całą ironią, całym okrucieństwem, całą beznamiętnością sumienia doskonale adekwatnego, nie było już malarza ujmującego ponad modelem w doskonały ład całą stabilność, wieczną i racjonalną, epoki zwanej Renesansem, była podwójna, potrójna, poczwórna gra fałszerza pastiszującego swój pastisz, wykraczającego poza swój pastisz, odkrywającego, ponad swoja ambicją, jedynie mętną dwuznaczność własnego spojrzenia” (s. 74). Czy w związku z tym świat, jak go widzi Gaspard, okrył się nieprzeniknioną mgłą fikcji i rozpłynął w mnogości następujących po sobie kopii? A jeśli świata nie da się z całą pewnością opisać w kategoriach prawdy/fałszu, to czy morderstwo ma jakiekolwiek znaczenie?

Wiemy przy tym, że Gaspard relacjonuje komuś detale swoich czynów, niejako spowiada się z popełnionego przestępstwa i wyraźnie daje do zrozumienia, że sytuacja przerosła jego siły: „Pogubiłem się, Streten. Nic już nie rozumiem. Wszystko poszło na marne, mam wrażenie, że wszystko straciłem, że wszystko runęło, że nie mam już nic. Nie wiem, co chciałem zrobić, nie wiem, w jakim punkcie jestem. Tak jakby sprawy potoczyły się o wiele za szybko, jakby mnie przegoniły, jakbym nie zdążył zrobić niczego innego, jakby wszystko wydarzyło się poza mną, pojmujesz?” (s. 75). I to jest miejsce, w którym narracja Pereca „pęka” – jest jakby dwóch Gaspardów, ten bijący się z myślami zaraz po zamordowaniu Madery, i ten „późniejszy”, bardziej chłodny i opanowany, analizujący to, co zrobił. Uderzający jest chyba fakt, że „obaj” są w dużej mierze przegrani, nie mają odwrotu, nie mogą cofnąć biegu zdarzeń. Dlaczego Gaspard zabił Maderę? Czy wygra walkę ze swoim sumieniem? Czy będzie jeszcze kiedyś malował? Oto pytania, które pozostają nierozwikłane aż do ostatnich stron tej powieści.
Georges Perec: „Kondotier”. Przedmowa Claude Burgelin. Przeł. Marzena Chrobak. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kraków 2014.