OBEJRZYJ, JEŚLI WYTRZYMASZ (ZOSTAŃ, JEŚLI KOCHASZ)
A
A
A
Dramatyczne filmy o miłości nastolatków zawsze niosą ryzyko przesady i pretensjonalności. Gdy na dodatek nie mają w sobie nawet odrobiony humoru, zwykle trudno jest je obejrzeć do końca. Najświeższym tego przykładem jest „Zostań, jeśli kochasz” w reżyserii R.J. Cutlera.
Mia Hall wiedzie życie w zasadzie idealne. Ma kochającą, wyluzowaną rodzinę – jej mama i tata to byli rockmani, którzy porzucili muzykę na rzecz wychowywania dzieci. Sama bohaterka, chyba trochę z przekory, gra na wiolonczeli i jest w tym kierunku bardzo utalentowana. Podczas ćwiczeń zatraca się kompletnie w melodii i właśnie w takim momencie po raz pierwszy widzi ją Adam, frontman lokalnego zespołu rockowego. Młodzi szybko się w sobie zakochują, jednak wkrótce Mię czeka tragiczne w skutkach wydarzenie – wypadek samochodowy.
Jako że dziewczyna zapada w śpiączkę, trzeba było wymyślić – a raczej zaczerpnąć z powieści, na której film jest oparty – coś, co uatrakcyjniłoby fabułę. W związku z tym „Zostań, jeśli kochasz” obfituje w liczne retrospekcje, przybliżające widzowi historię Mii i Adama. Sama zaś bohaterka snuje się jako duch po szpitalu i zastanawia się co robić – odejść w stronę białego światła (bardziej kiczowatej metafory chyba nie dało się przywołać) czy zostać i liczyć na to, że wszystko będzie dobrze. Trudno powiedzieć, by którykolwiek z pomysłów, a zwłaszcza ich rozwinięcie, był świeży. Przeszłość, w której poznajemy związek Mii i Adama, zawiera wszystkie obowiązkowe etapy, od nieśmiałego poznawania się, przez szaleństwo pierwszego okresu bycia razem, po nieuniknione nieporozumienia i kłótnie oraz wielki problem na horyzoncie. Także sceny szpitalne – dodać trzeba, że znacznie bardziej pretensjonalne – zaliczają „konieczne” punkty: niepewność, co się stanie, rozmowy przy łóżku pacjenta, płacz i modlitwy. Sam motyw Mii jako ducha też nie zostaje w żaden sensowny sposób wykorzystany – nic z niego nie wynika.
Muszę przyznać, że trzeba było dużo umiejętności, by wszystko to pokazać w sposób beznamiętny i zimny. Nie będę zdradzać, jakie dokładnie przykrości spotykają Mię, powiem tylko, że każde kolejne wydarzenie wywołuje jedynie wzruszenie ramionami. Trochę (ale tylko trochę) łatwiej zaangażować się w miłosną historię bohaterów. Chociaż zawiera ona dużo lukru i mimo wszystkich przeciwności nie sposób określić jej inaczej niż jako „idealną”, generalnie jest całkiem sympatyczna i urocza. Wynika to także z faktu, że dwójka głównych wykonawców – Chloe Grace Moretz i Jamie Blakley – wykonuje powierzone im obowiązki bez zarzutów. Zwłaszcza Moretz jest ujmująca jako odkrywająca swoją pierwszą miłość nastolatka, która poza Adamem kocha również muzykę i rozdarta jest między tymi dwiema sprawami. Dzięki jej kreacji nieco łatwiej znosi się momentami idiotyczne sytuacje, jak ta po wręczeniu Mii przez Adama bransoletki z wiolonczelą i gitarą. Chłopak pyta ją: „Rozumiesz?” i nie do końca wiadomo, czy uważa za głupią swoją ukochaną, czy widza, jak gdyby ten nie zorientował się jeszcze – fragment pojawia się w 2/3 filmu – jakie są ulubione instrumenty obu postaci.
Młodzi aktorzy, niestety, niewiele jednak w ogólnym rozrachunku pomagają. Tym bardziej, że im dalej, tym gorzej ma się rzecz w kwestii pretensjonalności i przewidywalności rozwiązań. Końcówka filmu jest już po prostu koszmarnie kiczowata i trudno powstrzymać się od śmiechu. „Zostań, jeśli kochasz” R.J. Cutlera wlecze się i mimo pozornie tragicznego wyboru Mii – zdecydować się na życie czy odpuścić? – nie zostawia po sobie żadnych przemyśleń i emocji.
Mia Hall wiedzie życie w zasadzie idealne. Ma kochającą, wyluzowaną rodzinę – jej mama i tata to byli rockmani, którzy porzucili muzykę na rzecz wychowywania dzieci. Sama bohaterka, chyba trochę z przekory, gra na wiolonczeli i jest w tym kierunku bardzo utalentowana. Podczas ćwiczeń zatraca się kompletnie w melodii i właśnie w takim momencie po raz pierwszy widzi ją Adam, frontman lokalnego zespołu rockowego. Młodzi szybko się w sobie zakochują, jednak wkrótce Mię czeka tragiczne w skutkach wydarzenie – wypadek samochodowy.
Jako że dziewczyna zapada w śpiączkę, trzeba było wymyślić – a raczej zaczerpnąć z powieści, na której film jest oparty – coś, co uatrakcyjniłoby fabułę. W związku z tym „Zostań, jeśli kochasz” obfituje w liczne retrospekcje, przybliżające widzowi historię Mii i Adama. Sama zaś bohaterka snuje się jako duch po szpitalu i zastanawia się co robić – odejść w stronę białego światła (bardziej kiczowatej metafory chyba nie dało się przywołać) czy zostać i liczyć na to, że wszystko będzie dobrze. Trudno powiedzieć, by którykolwiek z pomysłów, a zwłaszcza ich rozwinięcie, był świeży. Przeszłość, w której poznajemy związek Mii i Adama, zawiera wszystkie obowiązkowe etapy, od nieśmiałego poznawania się, przez szaleństwo pierwszego okresu bycia razem, po nieuniknione nieporozumienia i kłótnie oraz wielki problem na horyzoncie. Także sceny szpitalne – dodać trzeba, że znacznie bardziej pretensjonalne – zaliczają „konieczne” punkty: niepewność, co się stanie, rozmowy przy łóżku pacjenta, płacz i modlitwy. Sam motyw Mii jako ducha też nie zostaje w żaden sensowny sposób wykorzystany – nic z niego nie wynika.
Muszę przyznać, że trzeba było dużo umiejętności, by wszystko to pokazać w sposób beznamiętny i zimny. Nie będę zdradzać, jakie dokładnie przykrości spotykają Mię, powiem tylko, że każde kolejne wydarzenie wywołuje jedynie wzruszenie ramionami. Trochę (ale tylko trochę) łatwiej zaangażować się w miłosną historię bohaterów. Chociaż zawiera ona dużo lukru i mimo wszystkich przeciwności nie sposób określić jej inaczej niż jako „idealną”, generalnie jest całkiem sympatyczna i urocza. Wynika to także z faktu, że dwójka głównych wykonawców – Chloe Grace Moretz i Jamie Blakley – wykonuje powierzone im obowiązki bez zarzutów. Zwłaszcza Moretz jest ujmująca jako odkrywająca swoją pierwszą miłość nastolatka, która poza Adamem kocha również muzykę i rozdarta jest między tymi dwiema sprawami. Dzięki jej kreacji nieco łatwiej znosi się momentami idiotyczne sytuacje, jak ta po wręczeniu Mii przez Adama bransoletki z wiolonczelą i gitarą. Chłopak pyta ją: „Rozumiesz?” i nie do końca wiadomo, czy uważa za głupią swoją ukochaną, czy widza, jak gdyby ten nie zorientował się jeszcze – fragment pojawia się w 2/3 filmu – jakie są ulubione instrumenty obu postaci.
Młodzi aktorzy, niestety, niewiele jednak w ogólnym rozrachunku pomagają. Tym bardziej, że im dalej, tym gorzej ma się rzecz w kwestii pretensjonalności i przewidywalności rozwiązań. Końcówka filmu jest już po prostu koszmarnie kiczowata i trudno powstrzymać się od śmiechu. „Zostań, jeśli kochasz” R.J. Cutlera wlecze się i mimo pozornie tragicznego wyboru Mii – zdecydować się na życie czy odpuścić? – nie zostawia po sobie żadnych przemyśleń i emocji.
„Zostań, jeśli kochasz”. Reżyseria: R.J. Cutler. Scenariusz: Sauna Cross. Obsada: Chloe Grace Moretz, Jamie Blackley, Mireille Enos, Joshua Leonard i in. Gatunek: dramat. Produkcja: USA 2014, 106 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |