POEZJA ROŚNIE W OGRODZIE
A
A
A
Ogród jest w Milanówku, poeta w ogrodzie. Oprócz niego są tam bardzo zwykłe rzeczy – jabłoń, żuki, żaba, ślimaki, hortensje, koty, jeż, szopa, jarzębina, szerszeń, oset, kompost, furtka, bluszcz, gawrony, pokrzywy, kret, wiewiórki, rdesty, brzózki, karmnik, dzięcioł, gołębie, sikorki, deszcz oraz altana. Jeżeli coś tu nie pasuje, to właśnie poeta. Winien być raczej na odczycie, spotkaniu autorskim, w bibliotece, w księgarni, a najlepiej w natchnieniu. Ale on przebywa tutaj, gdzie „jest to coś co dostrzega wyłącznie poeta”.
Spojrzenie Rymkiewicza wynajduje w ogrodzie to, czego pozornie tam nie ma. Co kryje się pod liśćmi, za drzewem, w karmniku. Okazuje się, że jest to miejsce pełne niezwykłych zjawisk – tam mieszka ostatni Bóg, jeż jest kulawym żołnierzem, ropucha to oczywiście zaklęta księżniczka, coś kona w szopie, pojawiają się widma, kondukt kotów niesie trumnę, czarny sobowtór bohatera wisi na powrozie, osa przylatuje z innego wszechświata, przepełzają przedsokratejskie ślimaki i tak dalej. Do swojego świata autor wprowadza baśniowość, ale nie tylko tę infantylną, pogodną, dziecinną. Bo też mroczną, przerażającą, pogańską.
Wątki pogańskie, czy raczej animistyczne, są szczególnie wyraziste wszędzie tam, gdzie Rymkiewicz pisze o Bogu – ostatni Bóg, Bóg Jałowiec – pogrobowiec Dawnych Bogów, Bóg jesieni, Bóg kret lub Bóg krecica, Bóg gawron, Bóg jeż, bo „Bóg był zwierzęciem i niech tak zostanie / Tylko takiemu da się postawić pytanie // takiemu Bogu który nie myśli logicznie(...)”. Pojawia się też Bóg „dojrzały”, monoteistyczny, intelektualny i spójny. Jednak na tle swoich praprzodków wypada dość marnie. „Kot poluje na ptaszki i to są problemy / Patrzy na to Bóg Ojciec jest kompletnie niemy // Prawdopodobnie głuchy i niepełnosprawny / Właśnie dlatego ten świat jest taki zabawny // Głuchy niepełnosprawny i nic go nie kręci / Wielki mózg pozbawiony kompletnie pamięci // Wielki mózg ale przy tym mało pomysłowy / Milczy bo nie pojmuje swojej własnej mowy (...)”.
Lao-Tsy nauczał, że mędrzec nie podróżuje – on poznaje świat, nie wychodząc z domu. Autor „Żmutu” przestrzega tego przykazania. Kontempluje nie więcej niż własny ogród. I tyle wystarczy. Dzięki spostrzegawczości oraz wyobraźni mogą się w niewielkim miejscu spotykać rzeczy zwyczajne i niezwykłe, czasy obecne i dawne, bogowie odmiennych epok i regionów. Okazuje się, że ogród jest sercem wszechświata. Bo gdzie on leży? To znaczy – gdzie oprócz tego, że w Milanówku? Poeta podaje dokładną lokalizację – w ekologicznej niszy, w środku bytu, we śnie, nad otchłanią, na istnienia ciemnym dnie. A za nim rozciąga się czarny las, w którym jest mogilnik braci kotów. Natomiast „za furtką w lewo potem wprost (...) W tym miejscu które widzę stąd (...) nicość tworzy Wielki Kąt”.
Wszystko to Rymkiewicz poddaje poetyckiemu opisowi. Jest jednocześnie ironiczny i patetyczny, liryczny i drastyczny, ascetyczny i pełen ornamentyki, sowizdrzalski i poważny. Jeśli miałbym wskazać patrona tych wierszy, przywołałbym Leśmiana z jego zaświatami, ale to oczywiste. O wiele bardziej interesujące wydają się związki liryki Rymkiewicza z poezją rosyjską – Madelsztamem, Lermontowem, Achmatową czy Tiutczewem. Właśnie ze wschodu przywiewa tę nostalgię, ową uroczą melancholijną nutę, którą przepojony jest tomik „Do widzenia gawrony”.
Jeszcze erotyka. Nie jest jej wiele – pojawia się w zaledwie sześciu wierszach na blisko czterdzieści utworów, które zawiera książka. Ale wbija się w pamięć. Niepokoi. Prawie zawsze ociera się nawet nie o wulgarność, ale o przemoc. Rymkiewicz wykazuje się podziwu godną odwagą. Taką, na jaką może sobie pozwolić chyba jedynie starzec. W jego strofach rozgaszczają się najmroczniejsze rejony ludzkiej popędowości. Miejsca, gdzie Eros z Tanatosem splatają się w miłosnym uścisku. Pojawia się motyw zgwałconej dziewczyny – „Na podłodze leżała zgwałcona dziewczyna / W gazecie było foto – we krwi trup Rywina”. Gdzie indziej podmiot odkrywa w sobie tęsknotę za dziecięcym ciałem – „Na leżaku dziewczynka leży obnażona // Dotyczy to dziewczynki oraz jej podbrzusza”. Albo: „Na leżakach śpią koty i nagie dziewczynki”.
Erotyka nawiązująca do przekazów starożytnych (Księga Judyty – apokryf Starego Testamentu, mitologia) wręcz ocieka krwią. „Judyta niemal dziecko nożykiem ucina / Głowę Holofrenesa prześliczna dziewczyna (...) Judyta biegnie z głową (...) Widać jej gołe łydki i nawet kolano (...) Myśli włochata głowa: – Może mi się uda / Wejść między te pachnące gładkie ciepłe uda”. Gdzie indziej Ariadna „Na tanecznej podłodze we krwi na wpół żywa / Kiedy Bóg ją od tyłu straszliwie rozrywa (...) Ostatni siódmy orgazm miała tuż przed świtem / Bo to był Bóg orgazmów Bóg z białym kopytem”.
Ale tylko momentami impulsywność bierze górę nad rozumem oraz metafizyką. W opowieściach Rymkiewicza przeważają te ostatnie. Bo też poeta siedzący w ogrodzie, poeta – któremu patronuje Lao-Tsy – odgaduje zaświaty, brata się ze śmiercią, dopisuje komentarze do tekstów Wittgensteina, Nietzschego czy Heideggera. Panuje spokój i zaduma. Cicha kontemplacja. To jest piękny ogród. Trochę okiełznany, ale trochę dziki. Nie ma w nim nic niezwykłego. Wszystko jest niezwykłe.
Spojrzenie Rymkiewicza wynajduje w ogrodzie to, czego pozornie tam nie ma. Co kryje się pod liśćmi, za drzewem, w karmniku. Okazuje się, że jest to miejsce pełne niezwykłych zjawisk – tam mieszka ostatni Bóg, jeż jest kulawym żołnierzem, ropucha to oczywiście zaklęta księżniczka, coś kona w szopie, pojawiają się widma, kondukt kotów niesie trumnę, czarny sobowtór bohatera wisi na powrozie, osa przylatuje z innego wszechświata, przepełzają przedsokratejskie ślimaki i tak dalej. Do swojego świata autor wprowadza baśniowość, ale nie tylko tę infantylną, pogodną, dziecinną. Bo też mroczną, przerażającą, pogańską.
Wątki pogańskie, czy raczej animistyczne, są szczególnie wyraziste wszędzie tam, gdzie Rymkiewicz pisze o Bogu – ostatni Bóg, Bóg Jałowiec – pogrobowiec Dawnych Bogów, Bóg jesieni, Bóg kret lub Bóg krecica, Bóg gawron, Bóg jeż, bo „Bóg był zwierzęciem i niech tak zostanie / Tylko takiemu da się postawić pytanie // takiemu Bogu który nie myśli logicznie(...)”. Pojawia się też Bóg „dojrzały”, monoteistyczny, intelektualny i spójny. Jednak na tle swoich praprzodków wypada dość marnie. „Kot poluje na ptaszki i to są problemy / Patrzy na to Bóg Ojciec jest kompletnie niemy // Prawdopodobnie głuchy i niepełnosprawny / Właśnie dlatego ten świat jest taki zabawny // Głuchy niepełnosprawny i nic go nie kręci / Wielki mózg pozbawiony kompletnie pamięci // Wielki mózg ale przy tym mało pomysłowy / Milczy bo nie pojmuje swojej własnej mowy (...)”.
Lao-Tsy nauczał, że mędrzec nie podróżuje – on poznaje świat, nie wychodząc z domu. Autor „Żmutu” przestrzega tego przykazania. Kontempluje nie więcej niż własny ogród. I tyle wystarczy. Dzięki spostrzegawczości oraz wyobraźni mogą się w niewielkim miejscu spotykać rzeczy zwyczajne i niezwykłe, czasy obecne i dawne, bogowie odmiennych epok i regionów. Okazuje się, że ogród jest sercem wszechświata. Bo gdzie on leży? To znaczy – gdzie oprócz tego, że w Milanówku? Poeta podaje dokładną lokalizację – w ekologicznej niszy, w środku bytu, we śnie, nad otchłanią, na istnienia ciemnym dnie. A za nim rozciąga się czarny las, w którym jest mogilnik braci kotów. Natomiast „za furtką w lewo potem wprost (...) W tym miejscu które widzę stąd (...) nicość tworzy Wielki Kąt”.
Wszystko to Rymkiewicz poddaje poetyckiemu opisowi. Jest jednocześnie ironiczny i patetyczny, liryczny i drastyczny, ascetyczny i pełen ornamentyki, sowizdrzalski i poważny. Jeśli miałbym wskazać patrona tych wierszy, przywołałbym Leśmiana z jego zaświatami, ale to oczywiste. O wiele bardziej interesujące wydają się związki liryki Rymkiewicza z poezją rosyjską – Madelsztamem, Lermontowem, Achmatową czy Tiutczewem. Właśnie ze wschodu przywiewa tę nostalgię, ową uroczą melancholijną nutę, którą przepojony jest tomik „Do widzenia gawrony”.
Jeszcze erotyka. Nie jest jej wiele – pojawia się w zaledwie sześciu wierszach na blisko czterdzieści utworów, które zawiera książka. Ale wbija się w pamięć. Niepokoi. Prawie zawsze ociera się nawet nie o wulgarność, ale o przemoc. Rymkiewicz wykazuje się podziwu godną odwagą. Taką, na jaką może sobie pozwolić chyba jedynie starzec. W jego strofach rozgaszczają się najmroczniejsze rejony ludzkiej popędowości. Miejsca, gdzie Eros z Tanatosem splatają się w miłosnym uścisku. Pojawia się motyw zgwałconej dziewczyny – „Na podłodze leżała zgwałcona dziewczyna / W gazecie było foto – we krwi trup Rywina”. Gdzie indziej podmiot odkrywa w sobie tęsknotę za dziecięcym ciałem – „Na leżaku dziewczynka leży obnażona // Dotyczy to dziewczynki oraz jej podbrzusza”. Albo: „Na leżakach śpią koty i nagie dziewczynki”.
Erotyka nawiązująca do przekazów starożytnych (Księga Judyty – apokryf Starego Testamentu, mitologia) wręcz ocieka krwią. „Judyta niemal dziecko nożykiem ucina / Głowę Holofrenesa prześliczna dziewczyna (...) Judyta biegnie z głową (...) Widać jej gołe łydki i nawet kolano (...) Myśli włochata głowa: – Może mi się uda / Wejść między te pachnące gładkie ciepłe uda”. Gdzie indziej Ariadna „Na tanecznej podłodze we krwi na wpół żywa / Kiedy Bóg ją od tyłu straszliwie rozrywa (...) Ostatni siódmy orgazm miała tuż przed świtem / Bo to był Bóg orgazmów Bóg z białym kopytem”.
Ale tylko momentami impulsywność bierze górę nad rozumem oraz metafizyką. W opowieściach Rymkiewicza przeważają te ostatnie. Bo też poeta siedzący w ogrodzie, poeta – któremu patronuje Lao-Tsy – odgaduje zaświaty, brata się ze śmiercią, dopisuje komentarze do tekstów Wittgensteina, Nietzschego czy Heideggera. Panuje spokój i zaduma. Cicha kontemplacja. To jest piękny ogród. Trochę okiełznany, ale trochę dziki. Nie ma w nim nic niezwykłego. Wszystko jest niezwykłe.
Jarosław Marek Rymkiewicz: „Do widzenia gawrony”. Sic!, Warszawa 2006.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |