
NAJDROŻSZA MAMUSIA (MAMA)
A
A
A
Najnowszy film Xaviera Dolana odniósł sukces w Cannes, gdzie został uhonorowany Nagrodą Jury. Z ust krytyków padały słowa: genialny, olśniewający, rewolucyjny. Osobiście uważam, że „Mama” to mieszanka znanych chwytów reżysera, który nie ma widzowi do zaproponowania nic ponad to, co mogliśmy już zobaczyć w „Zabiłem moją matkę” czy „Wyśnionych miłościach”. Skąd we mnie tyle zacietrzewienia? Wydaje mi się, że film to coś więcej niż fotogeniczni aktorzy wymachujący papierosami, ładne ujęcia w slow-motion, garść cytatów i szlagierów muzycznych.
Poprzedni film reżysera, „Tom”, wzbudził moje zainteresowanie surową estetyką i znikomą egzaltacją, której we wcześniejszych dziełach Dolana nie byłem w stanie strawić. Fabuła „Mamy” niczym jednak nie zaskakuje: również i tutaj reżyser ukazuje toksyczną relację matki z synem. Podobnie jak w „Zabiłem moją matkę”, więź łącząca bohaterów balansuje na granicy czułości i nienawiści, tyle tylko, że tym razem postępowanie bohatera – Steve’a (Antoine-Olivier Pilon) – zostało umotywowane chorobą ADHD. Chłopak jest bardziej agresywny i o wiele trudniejszy do okiełznania niż Hubert z debiutu reżysera. Umieszczany w kolejnych placówkach wychowawczych, prędko zostaje z nich usunięty. Postać mamy (Anne Dorval) też została bardziej dookreślona, skoro bowiem synuś już tyle nabroił i zatruł jej życie, to i ona może być wyluzowana, dziarska i krzykliwa.
Na dodatek znajdziemy w „Mamie” dwa wytrychy, które, jak u Czechowa, muszą znaleźć zastosowanie: pierwszy to fikcyjna ustawa (akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, czyli – uwaga – w 2015 roku), na mocy której rodzice mogą bez załatwiania formalności oddać nieznośną pociechę zagrażającą otoczeniu do placówki przeznaczonej dla trudnych przypadków; drugi to znajomość Diane, tytułowej mamy, z Kylą (Suzanne Clement), sąsiadką, której kamera z początku tylko nieśmiało się przygląda. Kyla jąka się, jest nieśmiała, ale wprowadza powiew nadziei: być może to właśnie ona naprostuje nieznośnego Steve’a. Trójka protagonistów została jednak sportretowana tak płasko i gładko, że jakakolwiek chemia między nimi wydaje się wręcz niewiarygodna. Steve i mama zawsze mają na wszystko jakąś modną, młodzieżową (tj. mającą się podobać publiczności) odzywkę, a Kyla jest tak słodka, że brakuje jej tylko kokardki we włosach i lizaka w kształcie serduszka. I znowu: włóżmy to wszystko między ujęcia w slow-motion, wzruszającą muzyczkę oraz cytaty nie najwyższych lotów, a okaże się, że taka mieszanka może doprowadzić do torsji.
Proszę mi zatem nie mówić o ewolucji czy rewolucji, bo ani jednej ani drugiej tutaj nie ma. Dziwny wydaje się fakt, że Dolan zdobył uznanie canneńskiego jury tak mało subtelnymi i ogranymi sztuczkami. Co prawda na festiwalach bywa i tak, że doceniona zostaje (niekoniecznie na właściwym etapie) wytrwałość twórcy, a nie moc jego dzieła. Należy jedynie pamiętać, czego reżyser chyba nie jest świadomy, że częste dojenie zabije w końcu i najlepszą krowę.
Poprzedni film reżysera, „Tom”, wzbudził moje zainteresowanie surową estetyką i znikomą egzaltacją, której we wcześniejszych dziełach Dolana nie byłem w stanie strawić. Fabuła „Mamy” niczym jednak nie zaskakuje: również i tutaj reżyser ukazuje toksyczną relację matki z synem. Podobnie jak w „Zabiłem moją matkę”, więź łącząca bohaterów balansuje na granicy czułości i nienawiści, tyle tylko, że tym razem postępowanie bohatera – Steve’a (Antoine-Olivier Pilon) – zostało umotywowane chorobą ADHD. Chłopak jest bardziej agresywny i o wiele trudniejszy do okiełznania niż Hubert z debiutu reżysera. Umieszczany w kolejnych placówkach wychowawczych, prędko zostaje z nich usunięty. Postać mamy (Anne Dorval) też została bardziej dookreślona, skoro bowiem synuś już tyle nabroił i zatruł jej życie, to i ona może być wyluzowana, dziarska i krzykliwa.
Na dodatek znajdziemy w „Mamie” dwa wytrychy, które, jak u Czechowa, muszą znaleźć zastosowanie: pierwszy to fikcyjna ustawa (akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, czyli – uwaga – w 2015 roku), na mocy której rodzice mogą bez załatwiania formalności oddać nieznośną pociechę zagrażającą otoczeniu do placówki przeznaczonej dla trudnych przypadków; drugi to znajomość Diane, tytułowej mamy, z Kylą (Suzanne Clement), sąsiadką, której kamera z początku tylko nieśmiało się przygląda. Kyla jąka się, jest nieśmiała, ale wprowadza powiew nadziei: być może to właśnie ona naprostuje nieznośnego Steve’a. Trójka protagonistów została jednak sportretowana tak płasko i gładko, że jakakolwiek chemia między nimi wydaje się wręcz niewiarygodna. Steve i mama zawsze mają na wszystko jakąś modną, młodzieżową (tj. mającą się podobać publiczności) odzywkę, a Kyla jest tak słodka, że brakuje jej tylko kokardki we włosach i lizaka w kształcie serduszka. I znowu: włóżmy to wszystko między ujęcia w slow-motion, wzruszającą muzyczkę oraz cytaty nie najwyższych lotów, a okaże się, że taka mieszanka może doprowadzić do torsji.
Proszę mi zatem nie mówić o ewolucji czy rewolucji, bo ani jednej ani drugiej tutaj nie ma. Dziwny wydaje się fakt, że Dolan zdobył uznanie canneńskiego jury tak mało subtelnymi i ogranymi sztuczkami. Co prawda na festiwalach bywa i tak, że doceniona zostaje (niekoniecznie na właściwym etapie) wytrwałość twórcy, a nie moc jego dzieła. Należy jedynie pamiętać, czego reżyser chyba nie jest świadomy, że częste dojenie zabije w końcu i najlepszą krowę.
„Mama” („Mommy”). Scenariusz i reżyseria: Xavier Dolan. Obsada: Anne Dorval, Xavier Dolan, Suzanne Clement i in. Gatunek: dramat. Produkcja: Kanada 2014, 140 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |