ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (261) / 2014

Wojciech Sitek,

MARAZM CZARNO-BIAŁEGO ŚWIATA (ZEBRA CROSSING)

A A A
Winą za londyńskie zamieszki z 2011 roku (jeszcze w ich trakcie!) pospiesznie obarczono enigmatyczne „złamane społeczeństwo” (broken society). Za czynnik sprawczy starć premier David Cameron uznał nie dezaprobatę względem polityki rządu (i rozszerzanego wówczas systemu kompleksowych cięć budżetowych), lecz powszechną demoralizację, liberalne prawo i ogólny brak zdyscyplinowania (wynikający z wypaczeń edukacji). W sukurs podobnej retoryce od kilku już lat przychodzi popkultura, relacjonująca (czy raczej kreująca) moralną dekadencję młodych ludzi pozbawionych autorytetów, zagrożonych problemami rodzinnymi i podatnych na oddziaływanie negatywnych (hedonistycznych) wzorców. Świadectwem skali zjawiska jest ilość powstałych w ostatniej dekadzie realizacji z nurtu broken Britain (m.in. „Eden Lake”, 2008; „Chuligani”, 2010; „Lista płatnych zleceń”, 2011; „Tyranozaur”, 2011; „Ill Manors”, 2012;). Choć nadużyciem byłoby powoływanie się na socjologiczną perspektywę w przypadku quasi-autentycznej filmowej rzeczywistości, to niezaprzeczalnie może ona stać się analitycznym wytrychem, służącym rozpoznaniu zagadnienia.

„Zebra Crossing” podejmuje wątek społecznych wypaczeń nie z mentorskiej perspektywy starszej generacji utyskującej na przestępczość wśród nieletnich, lecz z punktu widzenia młodych chuliganów. Pochodzący z kryminogennego środowiska nastoletni (anty)bohaterowie debiutanckiego filmu Sama Hollanda zamieszkują okryte złą sławą osiedle Zebra Crossing, zlokalizowane na zurbanizowanych przedmieściach Londynu. Niedefiniowalne zbiorowisko anonimowych lokatorów odstręczających żelbetowych molochów sygnalizuje drugorzędną rolę jednostki w tym ponurym konglomeracie. Hollanda nie interesuje zresztą statystyczny mieszkaniec blokowiska – z zapałem akcentuje on problematykę porachunków między młodzieżowymi grupami oraz niechęci wobec mniejszości seksualnych i imigrantów, uwydatniając przy tym mechanizmy powstawania społecznych patologii. Choć relacjonując postępującą degrengoladę, twórca w pewnym stopniu dokonuje prób usprawiedliwiania nagannych aktywności bohaterów, jego zabiegi czasem trudno uznać za przekonywujące.

Egzemplifikację pokolenia straceńców stanowi czwórka kompanów, którym przewodzi nierozłączny duet: Justin i Tommy. Obiektyw kamery towarzyszy im w wędrówce po bliżej nieznanych ulicach Londynu, podczas której uzewnętrznia się światopogląd nastolatków i dochodzi do permanentnej eskalacji homofobii, rasizmu i dość drastycznie pojmowanego mizoginizmu. Bohaterowie bez problemu odnajdują się w posępnej brytyjskiej rzeczywistości – działają brutalnie i bezkompromisowo, parają się kradzieżami, dążąc do zdobycia środków na zakup narkotyków, oraz walczą z konkurencyjnymi gangami o (opacznie rozumiany) szacunek.

Gdyby nie częste przebitki montażowe w postaci onirycznych obrazów prezentujących odrealnione wizje Justina, można by uznać, iż w pewnym stopniu film zapośrednicza poetykę popularnego w latach 60. nurtu kitchen sink drama. Naczelnej idei obrazu, związanej z młodzieńczą demoralizacją, Holland podporządkowuje realistyczny styl demonstrowania zdarzeń, a rys fabularny sprowadza do pretekstowej roli, prezentując życie codzienne w optyce szerszego tła społecznego (już nie wyłącznie rodziny skupionej wokół „kuchennego zlewu”). Jednocześnie na socjologicznym tle wyraźnie odznaczają się wpływy neo-noiru, które – choć dość pretensjonalne – są nieodłącznym elementem całego nurtu broken Britain (dość wspomnieć o podobnym zapleczu chwytów wizualnych, manifestowanych między innymi w filmach „Buty nieboszczyka”, 2004 i „Harry Brown”, 2009), przejawiającego powinowactwo nie tylko z amerykańskim antenatem, ale też skandynawskim nordic noir.

Wydarzenia przedstawione w „Zebra Crossing” pozwalają wypracować sobie pogląd na temat fatalnego położenia, w jakim znaleźli się towarzysze. Wciąż jesteśmy świadkami kolejnych wątpliwych moralnie czynów. Nie ma jednak w tej wspólnej podróży nic z wojeryzmu i percepcji przestraszonego, „zafirankowego” obserwatora. Przyjmujemy tu raczej perspektywę kompana, który ma okazję przyjrzeć się wydarzeniom z dwóch punktów widzenia: zmierzającego do samozagłady nihilisty i socjopaty Tommy’ego oraz – reprezentującego od pewnego momentu diametralnie odmienne podejście – Justina, poszukującego drogi ucieczki z zastanej rzeczywistości. W przypadku tego drugiego katalizatorem zmian staje się nie tylko dążność do wyzwolenia od destruktywnych uczuć względem despotycznego ojca i presji wywieranej przez popadających w coraz poważniejsze tarapaty przyjaciół, ale też próba zakwestionowania własnego (patologicznego) „przeznaczenia”.

Pomimo iż walka o własną tożsamość i wolność stają się naczelnymi aspiracjami Justina, to bohater, emocjonalnie związany z poważnie chorą siostrą, nie jest w stanie opuścić „klatki” blokowiska. Słowo „klatka” nie jest w tym kontekście przypadkowe. W trakcie otwierającej film sekwencji spojrzenie na stojące w równych odstępach wieżowce budzi jednoznaczne skojarzenie z równoległymi, monochromatycznymi pasami tytułowego przejścia dla pieszych, co w konsekwencji generuje też asocjację z wyobrażeniem więziennych krat. Wątek „zebry” można zresztą poprowadzić znacznie dalej i nie tylko związać go ze sposobem realizacji filmu, lecz także rozszerzyć o najbardziej literalne znaczenie przejścia dla pieszych, życia ulicy oraz – co bardziej ryzykowne – połączyć go z manichejską wizją świata. W tej zdegenerowanej rzeczywistości nie uznaje się kompromisów. Próba rozpoczęcia nowego życia wiąże się z jedynym możliwym responsem ze strony grupy. Nowy, samozwańczy lider Tommy nie godzi się z decyzją kolegi, zaś efektem myślenia w kategoriach opartych na wyraźnej dwudzielności jest postawienie ultimatum według wzorca: „jesteś z nami w komitywie albo stoisz po przeciwnej stronie barykady”.

Nie sposób nie wspomnieć o powinowactwie filmu z francuskim obrazem Mathieu Kassovitza „Nienawiść” (1995). Podobieństwo nie kończy się tu na kwestiach estetycznych i realizacyjnych. Choć Holland eksploruje odmienne wątki, to wykorzystuje pewne elementy fabularnej otoczki francuskiego protoplasty swojego dzieła. Wyraźne inspiracje „Nienawiścią” nie powinny jednak przeszkadzać w zgłębianiu realiów angielskich przedmieść. W defetystycznej atmosferze spowijającej Wielką Brytanię drugiej kategorii bohaterowie podejmują jałowe próby przełamywania barier i wymknięcia się szkodliwemu środowisku. Szczęśliwie, pomimo wykorzystania utartych schematów (rozdarcie Justina między brutalnym ojcem alkoholikiem i wymagającą opieki siostrą), reżyser unika formowania wyświechtanych dychotomii typu „destruktywne środowisko – kojące przestrzenie kościoła”. Choć zatem Justin poszukuje oparcia w wierze, będący jego mentorem kapłan nie staje się remedium na toczącą nastolatka chorobę. Funkcjonując w oderwaniu od życia ulicy (czyli „prawdziwego życia”), duchowny poprzestaje na szermowaniu banalną (i bezużyteczną) myślą: „życie to zabawa w milimetry i centymetry. Niektóre rzeczy są tak blisko, a jednak tak daleko”. Jak się okazuje, bliższa prawdy jest druga część owej mieszającej porządki sentencji. O pozbawionej szczęścia przyszłości bohaterów decydują bowiem nie starannie wyliczone odległości, lecz niedookreślone pojęcia czasu i przestrzeni, oddalające bohaterów od wymarzonej harmonii.
„Zebra Crossing”. Scenariusz i reżyseria: Sam Holland. Obsada: Lee Turnbull, Greg Wakeham, Kyle Treslove, Aaron White, Nick Bartlett i in. Gatunek: dramat. Produkcja: Wielka Brytania 2011, 93 min.