ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (261) / 2014

Grzegorz Mucha,

ENO / HYDE: SOMEDAY WORLD

A A A
Brian Eno znów podjął się współpracy z innym twórcą, aby wyruszyć nową muzyczną ścieżką. Od czasu związania się z wydawnictwem Warp zdarzyło się to już po raz trzeci. Nie dalej, jak w 2011 roku pojawił się album „Drums Between the Bells” podpisany przez Ricka Hollanda i Briana Eno. Teraz to Karl Hyde, twórca grupy Underworld, stał się nowym artystycznym przyjacielem Eno. Hyde zaledwie w ubiegłym roku wydał swój pierwszy, oderwany od macierzystej grupy, solowy projekt „Edgeland”. Wtedy też Eno stworzył remiks utworu Hyde’a „Slummin' It for the Weekend”. No i się zaczęło…

Ale współpraca z Hyde’m nie jest zaskakującą woltą w artystycznym życiorysie Eno. Do tego spotkania musiało dojść. Wszyscy zainteresowani jego twórczością z pewnością pamiętają album „My Life In the Bush of Ghosts” zrealizowany przed laty wraz z Davidem Byrne’m. Już wtedy pojawiły się zaskakujące bliskowschodnie rytmy, orientalne zaśpiewy, nakładki dźwiękowe z otoczenia i wiele innych nowości. Całkowicie przeorientowano instrumentację. Hyde to osobowość odmienna od Byrne’a. Czasy też nie te same, ale ciągota w stronę tanecznych rytmów znów dała o sobie znać. Bo prowadzony przez Hyde’a zespół Underworld jest od lat 80. wciąż jedną z czołowych brytyjskich grup łączących pop, rock i techno. I to słychać w tym nagraniu, choć Hyde we współpracy z Eno jakby nieco powściągnął swoje stylistyczne ciągoty na rzecz śpiewania i grania na gitarze. Koronnym dowodem wydaje się utwór „Titian Bekh” z dodanej do albumu krótkiej 15-minutowej płytki. Ale wcześniej możemy wysłuchać wielu, biegnących szybkim tempem, piosenek ze znaną nam z dokonań Eno melodyką. Otwierająca album kompozycja „The Satelites” zaskakuje pełnym brzmieniem, będącym wynikiem połączenia elektroniki z brzmieniami naturalnymi. Duże wrażenie robi sekcja instrumentów dętych, w której możemy znaleźć m.in. Andy Mackay’a. Bo płyta „Someday World” nie jest stworzona wyłącznie przez duet. W nagraniu wzięli udział wspomniany Andy Mackay z Roxy Music, Will Champion z Coldplay i jego żona Marianna Champion oraz córka Eno, Darla Eno, ale także John Reynolds, Tessa Angus, Nell Catchpole, Kasia Daszykowska, Don E., Georgia Gibson i Chris Vatalaro. Jest to prawdziwe otwarcie się Eno na współpracę z większą grupą muzyków. Ba! Otwarcie na zespół, który mógłby swobodnie zacząć koncertować, jak niegdyś miało to miejsce z grupą Roxy Music, czy – prowadzoną przez Phila Manzanerę – 801. Ambientowy samotnik znów wcielił się w niemal szeregowego instrumentalistę. Nawet śpiewa wraz z pozostałymi członkami grupy. Zamieszczone na albumie kompozycje są różne. Drugi w kolejności utwór „Daddy’s Car” nie ma rozmachu poprzednika, ale dysponuje wręcz przebojową melodią. Kwestie melodyczne są potraktowane poważnie, choć w pozostałych utworach naprzód wysuwają się gęste rytmy, które wydają się nie kończyć. Słuchacz ma sporą szansę wpaść w rodzaj transu, z którego trudno wyjść po godzinie (tyle trwa podwójna wersja albumu). Muzyka z „Someday World” została wydana w maju, a już we wrześniu wydawnictwo Warp wydało kolejny wspólny album Eno i Hyde’a „High Life”. Tam role rytmu i melodii nieco się zmieniły, ale o tym napiszę przy najbliższej okazji.
Eno / Hyde: „Someday World” [Warp/ Opal, 2014].