ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (268) / 2015

Małgorzata Lebda,

ODCZAROWANIE

A A A
Wernisaż wystawy „Kombucha”, zorganizowanej w przestrzeniach Galerii Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie, zgromadził tłumy. Jestem w tym tłumie i udziela mi się tego tłumu przejęcie i poruszenie. „Co zobaczę? Czym mnie zaskoczą? Czy można mnie jeszcze zaskoczyć?” – rozmyślam. Organizatorzy – by tradycji stało się zadość – zwlekają z rozpoczęciem kilkanaście minut. Napięcie wzrasta, a ciekawość sprawia, że kieruję wzrok na to, co widać z perspektywy holu. Dostrzegam czarne napisy na białych ścianach, czytam:

- Który idealny przedmiot był pierwszy?

- Sushi z Lidla. Z przyczyn praktycznych.

Sushi wydało mi się bardzo trudne do

sfotografowania, a bardzo łatwe do kupienia.

Kosztuje 10 zł. Kupiłem je i sfotografowałem.

I dalej:

Moja kuzynka wyrzuciła swojego misia, którego dostała

od dziadka dwadzieścia kilka lat temu. Wrzuciła go do

rzeki, potem się opamiętała i popłynęła za nim.

I już mam pewność, że to wystawa właśnie dla mnie. Zaczyna się. Głos zabierają kuratorzy i organizatorzy, którzy zapraszają do wystąpienia na środek artystów biorących udział w tworzeniu wystawy. Pojawia się kilkadziesiąt osób. Widać, że to zgrany team, a praca przy organizacji ekspozycji zbliżyła do siebie jego członków. Jest w tym energia i radość (z tych autentycznych radości: „Fajnie, że coś się udało, to był naprawdę dobrze spędzony wspólnie czas”). Kurator Bartosz Przybył Ołowski trzyma w dłoni książkę, która okazuje się również kluczem do pełnego doświadczenia wystawy. „Ku Afryce/Into Africa, Poznawać, Działać, Dzielić się”, wydana przez Fundację Razem Pamoja i Le Monde Diplomatiqu (Książka i Prasa 2014) – jak mówi – jest skromną próbą pozytywnego rozumienia Afryki. Pozytywnego nie w sensie wartościowania, lecz produkcji poznawczego i komunikacyjnego naddatku. Książka ta może podjąć tego rodzaju dyskurs nie tylko dlatego, że jest zapisem wielu różnych komunikacji – między uczniami ze slumsów w Nairobi a ich rówieśnikami z miasta na południu Polski, między nimi a ich nauczycielami, między mieszkańcami Afryki a jej badaczami. „Ku Afryce” stanowi source book dla wystawy „Kombucha” w tym sensie, że zawiera metodologiczne i polityczne uzasadnienie dla działań podjętych wokół wystawy.

„Poznawać, Działać, Dzielić się” – zapamiętuję. Przekonuje mnie to, a tymczasem moje nogi zahaczają o ogromne gniazdo, w którym leży ubrana na biało postać. W pierwszym odruchu myślę, że to manekin, ale ciało podnosi się i opada. Oddycha. To praca autorstwa Małgorzaty Król. Zaczyna się intrygująco. Idę dalej, w głąb. Moje oczy rejestrują kolejne napisy na ścianach:

Pytam mojego głuchoniemego kuzyna

o jego świat idealny. Powiedział, że idzie

na operację ósemki. „Ale jaki to ma

związek, do diabła?” pytam go, a on mi

odpowiada, że tym się teraz przejmuje,

a w ogóle to chciałby mieć krowę i to jest

dla niego świat idealny. Istnieje takie

naiwne myślenie, że wszyscy chcą mieć to

samo, a ktoś chce mieć po prostu krowę.

I dalej:

Chciałam zrobić coś bliżej natury. Pojawił się

pomysł na drzewo, które odzwierciedlałoby moje

wnętrze, ale nie moje marzenia. I wtedy Elka

mówiła o tym, że w dzieciństwie chciała mieć

drzewo, na którym rosłyby różne rodzaje owoców.

Pomyślałam, że jedyną rzeczą, której mi zawsze

brakowało, było bezpieczne miejsce.

Tak. W trakcie pierwszych kilkunastu minut wystawa dezorientuje. Czuję, że wymaga się ode mnie uruchomienia najwyższej czułości, pełnego zaangażowania wzroku, dotyku. „Żeby tylko niczego nie przeoczyć, żeby dotknąć to, co do dotknięcia” – myślę. Poruszam się z tłumem, by za moment odnaleźć własny rytm. I to jest przyjemne. To, co widzę, pobudza i niepokoi. Ile tu się dzieje! „Ale czy nie za dużo?” – nachodzą mnie wątpliwości. „Nie” – rozsądzam ostatecznie. Wyobrażam sobie, że spaceruję po czyimś śnie, po czyimś wyobrażonym świecie, ale – co odkrywam ze zdziwieniem – jest to też moje. Doświadczam zatem sytuacji, w której rodzi się das Unheimliche. Tak, jak chciałby tego Freud: znajduję się w sytuacji „niesamowitego”, w której następuje powrót tego, co wyparła moja świadomość, a to w konsekwencji powoduje poczucie dziwności i niezwykłości istnienia.

Będąc w środku wystawy, uczestnicząc w niej, czytając, oglądając, szyjąc (tak, szyjąc), myślałam o tytule „Kombucha”. Odsyła on do symbiozy drożdży i bakterii, do galaretowatej substancji o niezwykłych właściwościach oczyszczających i regenerujących organizm, pobudzających układ odpornościowy, przywracających naturalną równowagę. I taka jest ta wystawa – to symbioza różnorodnych tkanek artystycznych, przestrzeń, w której dochodzi do przedefiniowania pojęcia sztuki, do zbliżenia jej ku widzowi, do zadania pytania o granicę między amatorstwem i profesjonalizmem. Jest jeszcze i tytuł warsztatów, podczas których tworzono tę wystawę: „Odczarowywanie metody twórczej”. Pytam o to „odczarowanie” Bartosza Przybyła Ołowskiego: „Odczarowywanie metody twórczej polegało na stworzeniu sytuacji działania, doświadczenia siebie samego, poznawania możliwości własnej metody od nowa, bez teorii na jej temat, bez przeszłości. Odczarowywania odbywały się w teraźniejszości, w teraz zarówno w warstwie narracji, rozmowy, jak i działania, tworzenia pracy na wystawę. Oczywiście możliwość pokazania swojej pracy w publicznej galerii uzasadniało przewartościowanie metody twórczej stosowanej dotychczas”.

Odnoszę wrażenie, że owo „odczarowanie” dotyka i mnie jako widza, spacerując bowiem po muzealniczej przestrzeni, podążam śladami drogi twórczej, jaką przeszli uczestnicy warsztatów, a ostatecznie ukonstytuowani poprzez wystawę artyści. Wpływa na to fakt, że ekspozycja została podzielona na tzw. „przestrzeń procesu” i „przestrzeń wynikłą z procesu”. W pierwszej z nich widzę książki wykorzystywane podczas warsztatów, zdjęcia Dawida Misiornego i Joanny Piotrowskiej, studencki standem z Nairobi oraz teksty na ścianach, które są wynikiem wywiadów przeprowadzonych przez kuratorów z uczestnikami „Odczarowywań metody twórczej” w trakcie pracy nad obiektami na wystawę. To właśnie te teksty są tu cytowane: naiwne, natchnione, zabawne, przerażające, poruszające. Z przestrzeni tej płynnie wkraczam do sali z pracami, które wynikły z procesu. Bartosz Przybył Ołowski dopowiada: „Widz podąża w ślad za twórcami, może włączyć się w odczarowywania, wyobrażając sobie swoją pracę na wystawie. To bardzo egalitarna sytuacja. W pewnym sensie każdy mógł wziąć udział w tej wystawie i każdy jeszcze może. Prace kenijskie i polskie odczarowują się też nawzajem. Lepiej je widać w relacjach niż same w sobie. Wystawa zaprasza do działania, poznawania, dzielenia się”.

W tej przestrzeni staję przed pracą Agnieszki Berezowskiej zatytułowaną „Szelest”. Na czarną kwadratową powierzchnię naklejono cukierki w srebrnych papierkach. „To musi być mieszanka krakowska, rozpoznaję po kształcie” – słyszę komentarz młodego mężczyzny stojącego obok. Podchodzę bliżej. Wszystko wskazuje na to, że ma rację. „Patrzeć tylko czy częstować się?” – tłumię pokusę i idę dalej. Wracając później do tej pracy, przekonałam się, że wielu widzów poszło za impulsem. Na czarnym tle pozostały srebrne papierki, ale właśnie o takie uczestnictwo chodziło, o ten szelest! Dalej wpadam na prace Johna Njoroge Kamau „Mototalizmany”. Misternie skonstruowane talizmany zwisają pośrodku sali. Składają się na nie skrawki materiałów, kości, fragmenty opon, guma, nakrętki plastikowych butelek, piłki do tenisa zimnego. Drugie życie śmieci? Symboliczne, wymowne. Moją uwagę przykuwa stół, przy którym widzę grupę ludzi trzymających w dłoniach skrawki materiału i igły. To projekt Magdaleny Żmijewskiej i Moniki Stolarskiej zatytułowany „Biały patchwork”. Każdy może usiąść przy stole i spróbować doszyć swój kawałek, podzielić się sobą, porozmawiać. O tę interakcję, o rozmowę, o wspólną pracę tu chodzi. Tak to widzę i tak tego doświadczam. Ale obserwuję też skupienie na twarzach ludzi, którzy chwycili za igły. Każdy doświadcza przy tym stole (ale i poprzez wystawę) tego, czego aktualnie potrzebuje. Przekonuje mnie to.       

Mój wzrok wędruje po ścianach, czytam słowa, które mogłyby być moimi, właśnie w chwili, kiedy muszę opuścić sale krakowskiego Bunkra Sztuki:

Chciałabym tu zostać dłużej.

Nie zrobiłem wszystkiego, co chciałem zrobić.
„Kombucha”. Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie. 12.02.- 15.03.2015. Uczestnicy: Iddi Bahir, Asia Baś, Agnieszka Berezowska, Jakub Bolewski, Elżbieta Ciępka, Szymon Cisek, Paul Gitagia, John Njoroge Kamau, Andrzej Karoń, Hiram Ngaithe Kinuthia, Joanna Klich, Filip Kogut, Kacper Kordus, Dawid Kosacki, Katarzyna Kościelniak, Małgorzata Król, Krzysztof Maciaszek, KadriNoormets, Edwin Mainagathu, Perric Mugambiok, Kennedy Oluoch, George Ouma, Anna Poduszyńska, Aleksandra Powalacz, Prekariat, Klaudia Quaranta, Agata Reichert, Vero Rodowicz, Tamara Rohe, Anna Sadowska, Karolina Spyrka, Monika Stolarska, Anna Szarwiło, Joane Wangari, Asia Warchał, Tomasz Wiech, Agnieszka Wilczyńska-Jaroch, Ewelina Zając, Magdalena Zawieracz, Magda Żmijowska, z gościnnym udziałem Dawida Misiornego, Joanny Piotrowskiej i Thomasa Hirschhorna Kuratorzy: Bartosz Przybył Ołowski, Ewa Tatar. Współpraca kuratorska: Anna Batko, Kamil Kuitkowski, Przemysław Branas, Agnieszka Doniec, Nick Hobbs, Mikołaj Moskal, Tomasz Węgorzewski.