ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (69) / 2006

Kamil Dąbrowski,

OOIOO

A A A
„Taiga”. Thrill Jockey, 2006.
Piątym, studyjnym albumem żeński kwartet OOIOO powraca w szamańsko-rockowym stylu. To płyta, którą zainteresują się wszyscy, którzy kochają muzykę z kraju kojarzonego z Akirą Kurosawą, serialem „Shogun”, gejszami i samurajami. To wycieczka nie tylko na inny kontynent. To podróż do innego stanu świadomości i mentalności.

OOIOO to projekt poboczny Yoshimi P-We (właściwie Yoshimi Yokota), perkusistki jednych z bardziej znanych rockowych zespołów z Kraju Kwitnącej Wiśni, Boredoms oraz U.F.O. or Die. Powstał w 1996 roku i był początkowo… fikcyjnym zespołem powołanym do życia na potrzeby artykułu w magazynie muzycznym. Dopiero później, w 1997 roku podczas trasy Sonic Youth po Japonii, gdy OOIOO otwierał koncerty nowojorczyków, narodziła się idea tworzenia grupy na stałe. Zresztą to nie pierwszy side project Yoshimi P-We, która udziela się także w Saicobaba (w stylu raga), Yoshimi & Yuka (ambient) oraz supergrupie Free Kitten (indie).

Osiem utworów zawartych na krążku to niezwykła podróż do krainy, w której na rodzimą tradycję nakładają się wpływy kultury Zachodu. Pierwszy utwór „UMA” to perfekcyjnie zagrana kompozycja w duchu bębniarzy taiko i noise’u Boredoms. Podobnie rzecz ma się w przedostatnim kawałku „UMO”, z tymże przypomina raczej jakąś pieśń obrzędową, która może wprowadzić słuchaczy w trans. Teksty natomiast zostały wyśpiewane (a raczej wykrzyczane) przez członkinie zespołu z manierą szalonych nastolatek. Charakterystyczne jest już dla Japonek, że śpiewają w takim nieco infantylnym stylu. Przykładami mogą być np. Shonen Knife czy Haruko Nishimura z Buttersprites. W „KMS” słyszymy sporą dawkę prog rocka, który zaczyna się monumentalnie gitarą jako żywo przypominającą wczesny okres King Crimson. W „UJA” gdzieś w środku kompozycji mieszają się klimaty klubowe z minimalizmem i elektroniką. Wyraźnie uwidacznia się tutaj brak jednolitej struktury, która łączyłaby muzykę OOIOO w jakąś spójną całość. Z jednej strony słyszymy muzykę przypominającą dziecięce zabawy, jakieś organki, cymbałki, piski i pokrzykiwania. Z drugiej, mamy do czynienia z solidnym warsztatem muzycznym. Artystki z OOIOO potrafiły bowiem stworzyć oryginalną alternatywę dla coraz większej liczby wykonawców poszukujących nowych, nie przynoszących niczego interesującego brzmień.

Tytuł płyty, z japońskiego, oznacza „wielka rzekę”, natomiast nam, fonetycznie, kojarzy się z tajgą, wielkimi lasami, w większości pokrywającymi Syberię. Dla niektórych słuchaczy może okazać się kosmosem pełnym muzyki. Muzyki wypełnionej przestrzenią i nieokiełznaną naturą.