ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (272) / 2015

Krystian Buczek,

BYĆ JAK INGMAR BERGMAN (SILS MARIA)

A A A
W „Sils Marii” reżyser Olivier Assayas nawarstwia wizualne metafory oraz mnoży nazwiska fikcyjnych bohaterów, aktorów, dramaturgów i reżyserów, sugerując, że w głowach bardziej obeznanych widzów powinny one uruchomić ciągi skojarzeń. „Sils Maria”, dumna jak „Largo” Haendla, które akompaniuje obrazom majestatycznych alpejskich szczytów, próbuje nas przekonać, że oto mamy do czynienia z dziełem głębokim, wyjętym wprost ze złotej epoki filmowego modernizmu, idącym w ślady największego z jego mistrzów – Ingmara Bergmana. Niestety, rozrzucane przez Assayasa tropy pozostają pustymi znakami, nowoczesność, której przygląda się reżyser, potraktowana została powierzchownie, a film pozostawia wiele wątpliwości natury realizacyjnej.

Gwiazda filmowa Maria Enders (Juliette Binoche) razem ze swoją asystentką Valentine (Kristen Stewart) jedzie na festiwal poświęcony twórczości Wilhelma Melchiora, dramaturga i reżysera filmowego, któremu zawdzięcza swój sukces. Informacja o nagłym zgonie twórcy zastaje bohaterki w pociągu. Śmierć szybko staje się wiadomością dnia, a Maria obiektem medialnej gorączki. Na festiwal przyjeżdża także młody, rozchwytywany reżyser teatralny, który po raz kolejny namawia Marię do zagrania w scenicznej adaptacji sztuki Melchiora, tej samej, która rozpoczęła jej aktorską karierę. Przed laty w „Wężu z Maloja”, opowieści o destrukcyjnej relacji dwóch kobiet, Maria wcieliła się w rolę młodej, niedoświadczonej Sigrid. Tym razem miałaby zagrać starszą, władczą Helenę. Choć zamiana ról budzi w aktorce złe przeczucia, przyjmuje propozycję wystąpienia w sztuce.

Przełączanie się między kilkoma smartfonami i tabletem – już pierwsze sceny płynnie przenoszą widza w świat nowych mediów, bezustannej konieczności trzymania ręki na pulsie. To także pierwsze zetknięcie z Valentine, która pilnuje, by negatywnie nastawiona do Internetu, zdezorientowana natłokiem informacji Maria dotarła tam, gdzie powinna i zrobiła to, co ma zapisane w grafiku. Kristen Stewart porzuca powielany od czasów sagi „Zmierzch” wizerunek płaczliwej, niezdecydowanej nastolatki i zaskakująco sprawnie rozwija postać silnej, niepokornej asystentki.

W „Sils Marii” zobaczymy fragment talk-show odtworzonego z YouTube’a, scenę z filmu science fiction, którą bohaterki oglądają w kinie, a także wycinek starego filmu dokumentalnego na ekranie telewizora. Za każdym razem, gdy obrazy z wyświetlaczy usytuowanych w przestrzeni diegetycznej (takiej, w której widzimy np. zarówno telewizor, jak i wyświetlany przezeń obraz) migrują w przestrzeń ekranową (niejako poza świat filmu), przejście wydaje się sztuczne i zaburza nastrój filmu.

Efemeryczny Internet – to, w jaki sposób o nim rozmawiamy i z niego korzystamy – trudno pokazać w kinie. Przeciętny użytkownik sieci wie, że komentarzy lepiej nie czytać na głos, by „nie karmić” internetowych trolli. W jednej z kluczowych scen Maria, długo po przyjęciu angażu, wpisuje nazwisko kontrowersyjnej gwiazdki, z którą ma grać w sztuce, w wyszukiwarkę Google. Jak widać, bohaterce nie przyszło do głowy, by wcześniej zrobić najprostszy research albo zlecić go asystentce.

„Sils Maria” to opowieść autotematyczna – począwszy od wątku zmarłego Melchiora, w swoim zarysie przypominającego Bergmana (szwedzki reżyser również zaczynał jako dramaturg, a centralne miejsce w wielu jego filmach zajmowały relacje między kobietami), po rozmowy o aktorstwie i skandalach w świecie show-biznesu. Niestety, obraz aktorskiego światka swoją  powierzchownością i zanurzeniem w stereotypach przypomina środowisko finansjery nakreślone w „Żądzy bankiera”, ostatnim filmie Costy-Gavrasa.

„Mam dosyć wiszenia na linie na tle greenscreenu” – żali się asystentce Maria i odrzuca rolę w kolejnej odsłonie „X-Menów”. Gdy razem z Val ogląda w kinie superprodukcję science fiction, dystansuje się do filmu: „Gardzę takimi postaciami z ich pop psychologią”. Wydaje się, że przeciw hollywoodzkiej maszynie wytoczono ciężkie działa, ale to tylko pozory. Chcąc ośmieszyć jakieś zjawisko, trzeba je zrozumieć. To udało się w „Birdmanie” Alejandro Iñárritu, w którym szaleństwo komiksowych ekranizacji zostało sparodiowane celnie i warsztatowo nienagannie. To natomiast, co w „Sils Marii” widzimy na kinowym ekranie jako scenę z hollywoodzkiej produkcji, nie nadawałoby się do amatorskiego internetowego serialu. Korytarze z dykty, pstrokate kostiumy, absurdalne monologi i kiepskie efekty specjalne – jeśli tak według Assayasa wyglądają współczesne blockbustery, to reżyser „Sils Marii” najwyraźniej żadnego nie widział. Nie lepiej prezentuje się oglądany przez Marię talk-show. Tanie dekoracje i śmiech z taśmy po każdym słowie to kolejne przykłady realizacyjnej nieudolności i ignorancji.

Powracające w „Birdmanie” kwestie z „Co mówimy, kiedy mówimy o miłości” Raymonda Carvera pozwalały aktorom walczyć o dominację i tę walkę wynieść poza teatralną scenę. Dialogi między Marią a Valentine wywołują tymczasem tylko frustrację u widzów, nie podgrzewając relacji między kobietami. Teksty z „Węża z Maloja” brzmią jak fragmenty wyciągniętego z szuflady taniego romansu korporacyjnego, połączonego z „Obcym ciałem” Krzysztofa Zanussiego. Nużący dialog idzie w parze z niefortunnymi decyzjami montażowymi – niemal każda scena „Sils Marii” kończy się wyciemnieniem. Z kolei jedno z niewielu ostrych cięć następuje w środku monologu żony Melchiora, zupełnie zaburzając rytm jazdy kamery.

Wąż z Maloja, o czym w filmie przypomina nam się kilkukrotnie, to rzadkie zjawisko atmosferyczne, zapowiadające nadejście złej pogody. Nazwa ma odzwierciedlać wijący się kształt, który przyjmują chmury, „wpełzając” między alpejskie szczyty. Gdy następuje dramatyczny finał, reżyser raczy nas, oczywiście komputerowym, obrazem „pełznących” obłoków. Dla tych, dla których wizualna metafora nie byłaby wystarczająco czytelna, chmury układają się w kształt otwartej wężowej paszczy. Dosłowność mówi wszystko o mało subtelnej „Sils Marii”.
„Sils Maria” („Clouds of Sils Maria”). Scenariusz i reżyseria: Olivier Assayas. Obsada: Juliette Binoche, Kristen Stewart, Chloë Grace Moretz i in. Gatunek: dramat. Produkcja: Francja / Niemcy / Szwajcaria / USA 2014, 125 min.