ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (272) / 2015

Kinga Rak,

YOUTUBE ROZŁOŻONY NA CZYNNIKI PIERWSZE (MARTA MAJOREK: 'KOD YOUTUBE')

A A A
Nowe media stały się elementem naszej codzienności. Trudno uchwycić ich specyfikę, ponieważ zmiany zachodzą bardzo dynamicznie. Internet sprzed pięciu lat kompletnie różni się od internetu, z którego korzystamy dziś. Powstają nowe aplikacje, serwisy i sposoby wymiany informacji, które niezauważenie zmieniają schematy komunikacyjne. Procesy następują bardzo dynamicznie, a nauki humanistyczne raczej za nimi nie nadążają. Wciąż brakuje wielu opracowań, których celem byłyby opis i analiza poszczególnych zjawisk. Tym bardziej, że przeprowadzenie badań naukowych, przygotowanie publikacji i jej wydanie są czasochłonne i często spotykamy się z nowościami wydawniczymi, które opisują historię internetu (a raczej jego etap, który można uznać za zakończony), nie zapewniając pogłębionego oglądu zjawisk. Dlatego bardziej ufam publikacjom, które skupiają się na pojedynczym zjawisku i podejmują szeroką analizę. Tak jak w przypadku książki „Kod YouTube. Od kultury partycypacji do kultury kreatywności”, wydanej przez krakowski Universitas.

Bardzo się cieszę, że taka publikacja pojawiła się na polskim rynku. Wydaje mi się, że już nie trzeba udowadniać, iż platforma YouTube jest ważnym miejscem sieciowej komunikacji. Dodatkowo, trendy kojarzone z YouTube’em (wirale, vlogi, videorecenzje, videomemy, internetowe stand-upy i programy komediowe) wpływają mocno na pozostałą część sieci i komunikację w ogóle. Warto zastanowić się, jak często w naszych rozmowach używamy zwrotów zaczerpniętych z YouTube’a, rozmawiamy o filmikach i kiedy ostatnio domówka nie przekształciła się w tzw. YouTube party (gdzie każdy chciał puścić z tego serwisu ulubioną piosenkę albo pokazać śmieszny filmik). YouTube wrósł w naszą rzeczywistość tak samo jak Facebook i Twitter, więc cieszę się, że poświęcono temu serwisowi refleksję naukową, której stanowczo brakowało. Tym bardziej, że autorka powzięła na cel szeroką analizę zjawiska – fenomenu serwisu, związków platformy z działaniami marketingowymi, edukacją, problemy genderowe i videomemów, przyszłość telewizji, kwestię kultury kreatywności oraz twórczości amatorskiej. To na pewno lepsze rozwiązanie niż skupianie się na poszczególnych trendach, występujących w ramach platformy lub próbie opisu fenomenu. Nawet gdy YouTube przejdzie z czasem kolejne zmiany (co jest pewne), większość tez i spostrzeżeń powinna zostać aktualna, ponieważ autorka analizuje zjawisko amatorskich filmów w bardzo szerokim zakresie, skupiając się na schematach komunikacyjnych.

Mam jednak wobec tej książki wiele wątpliwości i trudno mi ją jednoznacznie ocenić. Z jednej strony, jak pisałam wcześniej, świetnie, że luka wydawnicza została uzupełniona. Jednak tekst jest dość mętny, wiele w nim powtórzeń, konstrukcja poszczególnych rozdziałów (jak i tomu) wydaje się nieprzemyślana, tak jak sam tytuł. Sugeruje on, że głównym problemem książki jest przejście „od kultury partycypacji do kultury kreatywności”, chociaż ten problem pojawia się dopiero w przedostatnim rozdziale. Można sprawę tytułu uznać za błahą, ale wskazuje on na nieprzemyślaną koncepcję. I chociaż sprawa nietrafnych, niewyjaśniających tytułów książek naukowych jest większym problemem, wciąż uważam, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.

Kolejna kwestia to brak polskiego internetu w książce. Omawiane zjawiska, filmiki są w większości amerykańskie. Brakuje polskich przykładów zastosowania YouTube’a. Rozumiem, że platforma jest międzynarodowa i zasady rządzące komunikacją w jej ramach są podobne na całym świecie, jednak nie można pomijać specyfiki polskiego YouTube’a. Problem staje się szczególnie widoczny w rozdziale „Polityka na YouTubie”, gdzie Marta Majorek tłumaczy: „(…) w rozważaniach pominięte też zostaną rodzime kampanie, a to przez wzgląd na fakt, że dla zobrazowania zagadnienia wystarczy posiłkowanie się przykładami zagranicznymi, w szczególności z USA, a próba szerszej analizy przekroczyłaby ramy tego opracowania” (s. 38). Z tym stwierdzeniem bardzo trudno się zgodzić. Po pierwsze, nie trzeba szczególnie śledzić polskich kampanii prezydenckich lub sejmowych, by zauważyć, że brakuje im rozmachu, zaangażowania społeczności i inwestowania w nowe media, jak ma to miejsce w USA. Wielu kandydatów na prezydenta RP nie tweetowało, nie wykorzystywało Facebooka ani YouTube’a tak dynamicznie, jak ich amerykańscy koledzy. Polskie kampanie wyborcze na YouTubie nie doczekały się jeszcze wielu opracowań, więc szkoda, że ten problem nie został zbadany.

Nie trafia też do mnie argumentacja, że zabrakłoby miejsca na takie opracowanie. Książeczka ma zaledwie 200 stron, więc wierzę, że rozbudowanie jej o kolejny rozdział nie byłoby niemożliwe. Konstrukcja całości prezentuje się następująco: „Przedmowa”, „Fenomen YouTube’a” (historia serwisu, zasady korzystania), „Polityka na YouTubie”, „YouTube jako narzędzie marketingu wiralnego”, „Edukacja na YouTubie”, „Kobieca Tuba”, „YouTube jako medium społecznościowe. Videoblog jako narzędzie wspomagania autoekspresji i umacniania więzi społecznych”, „YouTube jako przestrzeń powstawania videomemów”, „W kierunku kultury kreatywności. YouTube jako przestrzeń rozwoju amatorskiej twórczości”, „Telewizja vs. YouTube. W stronę ponowoczesnego audytorium?” oraz zakończenie. Układ jest pozornie jasny i wygląda na to, że książka powstała początkowo jako praca dyplomowa. Skąd ten wniosek? Przedmowa tłumaczy sens badań – wydaje mi się, że czytelnika sięgającego po publikację, raczej nie trzeba przekonywać, iż analiza YouTube’ama sens. Po drugie, widać, że kolejne części powstawały w pewnych odstępach czasu – w książce„Kod YouTube” znajduje się pełno powtórzeń najbardziej podstawowych tez, a każdy rozdział przypomina odkrywanie fenomenu platformy na nowo. Jak pierwsze zdania w rozdziale VI: „(…) serwis YouTube w ciągu ostatnich lat stał się najpopularniejszym wirtualnym miejscem, które umożliwia swobodne zamieszczanie i tym samym dzielenie się z innymi użytkownikami plikami video” (s. 132). Sądzę, że czytelnik doskonale o tym wie, ponieważ autorka pisała o tym w każdym poprzedzającym rozdziale, prowadząc analizę tego fenomenu, zaczynając już od wstępu. Takich najbardziej podstawowych powtórzeń tez jest więcej, a dochodzi do tego kolejna kwestia – każdy rozdział rozpoczyna zreferowanie stanu badań, odpowiedniego dla dziedziny, w relację z którą wchodzi YouTube. Kuriozalna sytuacja ma miejsce w wypadku części dotyczącej edukacji. Z dwudziestostronicowego rozdziału zaledwie sześć stron poświęconych jest edukacji na platformie wideo (a i tak kompletnie pominięto kwestie tutoriali, stanowiących istotną część serwisu), pozostała część dotyczy i historii edukacji, i wykluczenia cyfrowego, jest też trochę o Edisonie oraz o wykładowcach uniwersyteckich, puszczających slajdy na zajęciach. Nie lepiej wygląda sytuacja w pozostałych rozdziałach, gdzie poza zbędnymi teoriami znajdują się również błędy rzeczowe albo tezy takie jak: „(…) wirtualna przestrzeń, wydawać się mogło, dająca możliwość wyabstrahowania od kwestii płciowości, wraz z rozwojem przekazu fotografii i video online także stała się interesującym obszarem analizy” (w tym momencie krytyczki feministyczne łapią się za głowy lub współczują naiwności: dlaczego internet miałby się rządzić innymi prawami, niż pozostałe przestrzenie publiczne?) (s. 110) lub „(…) proporcje rozkładają się następująco: mężczyźni tworzący vlogi to około 60% ogółu, zaś reprezentacja kobiet waha się w granicach ponad 30%” (s. 116) (moja matematyka nie jest najlepsza, ale w tym rachunku coś się nie zgadza; jeśli autorka nie uwzględniła vlogujących kotów, to może wypadałoby wyjaśnić brakujące 10%?).

Rozdział poświęcony kobiecej stronie YouTube’a może jednak niejednym fragmentem wprawić w poważne osłupienie. Autorka wyszła chyba z powszechnego założenia, że internet, tak samo jak każda przestrzeń publiczna, dzieli się na tę dla ludzi i dla kobiet, stąd warto o tej drugiej, bardziej egzotycznej, porozmawiać. Jednak kobiety nie muszą czuć się takim stanem zaniepokojone, bo Majorek dalej donosi, że „Rakow i Wackwitz wskazują, że kobietom wcale nie jest obce posługiwanie się technologiami komunikacyjnymi, wręcz przeciwnie, od dziesięcioleci z nich korzystają, lecz głównie w celu wykonania pracy zawodowej. Przykładem może być profesja maszynistki czy kobiety pracującej w centrali telefonicznej” (s. 114). Dalej jeszcze możemy przeczytać, że nagrywanie filmu na YouTube’a nie jest trudniejsze od programowania pralki, więc kobiety powinny sobie w internecie poradzić. Przyznam, że w tym momencie miałam ochotę publikację odłożyć. Rozdział jest przepełniony stereotypami, brakiem znajomości podstawowej literatury przedmiotu. Już lepiej byłoby się zająć vlogami makijażowymi i parentingowymi (jedne z popularniejszych gatunków we vlogach kobiecych) niż powieleniem kolejnych stereotypów w naukowej otoczce.

Jedyne wytłumaczenie, jakie mogę znaleźć dla niepotrzebnego streszczania teorii, błędów merytorycznych i podsumowań (niekoniecznie podsumowujących wcześniejszy fragment tekstu), jest dyplomowy charakter pracy. Nie można znać się na każdej dziedzinie wiedzy, a nowych mediów, marketingu, edukacji i feminizmu nie łączy aż tak wiele. Pewnie autorka czuła potrzebę usankcjonowania przedmiotu badań, szkoda jednak, że tekst poszedł w streszczanie teorii, nie zaś przywoływanie i omawianie nowych trendów i przypadków.

Praca jest bardzo odtwórcza. Większość rozdziałów to po prostu streszczenie anglojęzycznych publikacji, a rola autorki kończy się na ich skomentowaniu. Inaczej jest w ostatnich trzech rozdziałach, dotyczących mediów społecznościowych, videomemów i twórczości amatorskiej. Majorek wysnuwa tezę o końcu masowego odbiorcy, podsumowuje zmiany komunikacyjne związane z popularnością YouTube’a i zwraca uwagę, że młodsi użytkownicy wolą to medium od telewizji. Pisze również, że społeczność decyduje o popularności i rozwoju zjawisk w sieci, a nie byłoby to możliwe bez aktywności samych użytkowników, tak samo chętnie tworzących, jak i odbierających materiały dostępne w internecie. Zauważa, że najpopularniejszą formą komunikacji jest obraz wideo, który nazywa innym rodzajem tekstu. Wszystkie zjawiska dopasowuje do koncepcji kultury kreatywności, która tłumaczy fenomen tworzenia amatorskich obrazów. Podoba mi się tok tej analizy i przyznam, że w ostatnich trzech rozdziałach spostrzeżenia Majorek są inspirujące i wyjaśniają fenomen YouTube’a bardziej niż początkowe rozdziały. Z chęcią przeczytałabym więcej na ten temat, ponieważ dopiero osadzenie platformy w szerszej, społeczno-kulturowej perspektywie pomaga zrozumieć jej wpływ na rzeczywistość oraz przemiany społeczne z tym związane.

Rozdział poświęcony memom rozpoczyna się od teorii Dawkinsa, związanej z ewolucją i wpływem genów. Majorek pisze: „(…) zagłębiając się dalej w zagadnienie, wypada nam rozważyć, czy tak rozumiane memy mają podobną, skuteczną zdolność do replikacji, jak to jest w przypadku genów. Memy powielają się poprzez naśladownictwo, jednakże możliwości reprodukcyjne poszczególnych memów są wysoce zróżnicowane. Możliwe jest zatem wysnucie tezy, że podobnie jak to jest w przypadku genów, także mem musi mieć konkretną cechę, która zadecyduje o tym, czy dana jednostka przetrwa, czy też zostanie w końcu zapomniana” (s. 157). Teza jest bardzo ciekawa i myślę, że można ją zastosować również do innych gatunków internetowych. Dzięki rozłożeniu gatunku na cechy, łatwiej przeanalizować popularność danego zjawiska, chociaż równie dobrze genetyczna metodologia mogłaby zostać zastąpiona swojską szkołą komunikacji literackiej.

Warto dla ostatnich trzech rozdziałów przebrnąć przez całą publikację, której poziom jest bardzo nierówny. Rozdziały poświęcone polityce, edukacji i kobietom zostawiają wiele do życzenia, jednak ostatnie ratują książkę przez ostateczną, negatywną oceną.

Wydaje mi się, że problem tej pracy wynika w pewnym stopniu z praktyki wydawniczej Universitasu. Czytając inną publikację – „Literaturę doby internetu. Interaktywność i multimedialność tekstu” Małgorzaty Janusiewicz (http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=197&artykul=4254) – miałam podobne uwagi. Dużo powtórzeń, niejasny układ książki, sztywny, naukowy język. Sądzę, że „Kod YouTube” zyskałby, gdyby wspomniane ostatnie rozdziały przenieść na początek, a później skupić się na analizie poszczególnych zjawisk. Od szerszej do węższej perspektywy. Również dobra redakcja pomogłaby w uniknięciu zbędnych powtórzeń. Zastanawiam się dodatkowo, dlaczego teksty naukowe o internecie pisane są suchym, akademickim językiem? Moja ulubiona publikacja poświęcona sieci, „Printisdead. Books in ourdigitalage” Jeffa Gomeza (Palgrave Macmillian, 2007), napisana jest luźnym, niemalże eseistycznym językiem. Rozumiem, że badania internetu muszą być rzetelne i pewnie wielu badaczy spotyka się z zarzutem nienaukowości, jednak warto sięgnąć po nieco lżejszy styl. Dyskurs naukowy na tym nie straci, a tekst zyska na dynamice i klarowności. W przeciwnym wypadku dochodzi do sytuacji, gdzie o zabawnych memach z chytrą babą z Radomia piszemy śmiertelnie poważnym językiem, co niejako przeczy zasadzie decorum i wywołuje niezamierzony komizm.

Podsumowując, po książkę Majorek warto sięgnąć i przebrnąć przez początkowe rozdziały (lub po prostu je opuścić) streszczające amerykańskie filmiki i obce opracowania. Jest to niekompletne opracowanie zjawisk na YouTubie, zasługujące jednak na uwagę wnikliwą analizą schematów komunikacyjnych, rozpracowaniem zasad rządzących memami i szerokim spojrzeniem, obejmującym przemiany w komunikacji, do których przyczyniła się platforma.
Marta Majorek: „Kod YouTube. Od kultury partycypacji do kultury kreatywności”. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2015.