ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (273) / 2015

Gabriel Krawczyk,

KONTEMPLACJE W CHAOSIE (WĘDRÓWKA NA ZACHÓD)

A A A
Po Marsylii spaceruje mnich. W jednym zdaniu streściłem właśnie cały film i, co gorsza, zdradziłem jego finał. Co za niestosowność! Całe szczęście, że tylko pozorna. Premierowa „Wędrówka na Zachód” ma bowiem to do siebie, że nawet najzłośliwsi miłośnicy spoilowania pozostaną wobec niej bezsilni. Nie w opowiadanych wydarzeniach tkwi jej podstawowa siła. Mówienie w tym wypadku o opowiadaniu wydarzeń też jest zresztą przesadą. Najnowszy film ulubieńca nowohoryzontowej publiczności, Tajwańczyka Tsai Ming-lianga, to pozbawiona akcji, niby-dokumentalna pochwała kontemplacji, stanowiąca przy okazji bezwstydną prowokację wymierzoną w oczekującego zwyczajowej fabuły widza.

O godzinnym przyglądaniu się spowolnionej do granic fizycznych możliwości wędrówce ubranego w przykuwające wzrok, czerwone szaty buddyjskiego mnicha mówi się, że stanowi ono wynik zupełnie niestandardowej percepcyjnej strategii. „Wędrówka na Zachód” pozwala nacieszyć się niecodzienną czasowością pokazywanych wydarzeń, nielinealną narracją, nietypową kinetyką (poczynań postaci, dramaturgii, obrazu), odmienną, zamkniętą w jednym kącie patrzenia przestrzenią – jak gdyby galeryjnie wyjętą z rzeczywistości. Dzięki temu „wyjęciu”, dzięki tej niefilmowej (upraszczając, można powiedzieć, że pozbawionej manipulacji) sile obrazu, Tsai namawia nas do sięgnięcia po coś. Namawia do odsłonięcia prawdy, której w innych warunkach nie bylibyśmy w stanie odkryć.

Niema praca Tsaia, nieruchoma tak jak nieruchoma jest jego kamera i niemal pozbawiona montażu (bo ograniczona do kilku zaledwie ujęć), skupia uwagę na mężczyźnie pojawiającym się w kadrze i pokonującym ukazaną w nim przestrzeń nawet przez kilkanaście minut. Tym samym reżyser pozwala widzom ograniczyć działające na nich bodźce i postawić pytania, których – rozmawiając z innymi, współtworząc miejski zgiełk, korzystając z Internetu czy oglądając telewizję – nigdy by sobie nie zadali. To pytania nienachalne – bo stawiają je sobie sami widzowie. W dodatku Tsai wcale nie kwapi się do udzielania jakichkolwiek odpowiedzi. Można powiedzieć, że twórca „Buntowników neonowego Boga” unieważnia znaczenia, których wyłożenia moglibyśmy oczekiwać po tak egzotycznym filmowcu i tak oryginalnej (nie)filmowej prowokacji.

Zmierzająca nie wiadomo skąd ani dokąd, skupiona wyłącznie na swoich żółwich krokach ekranowa postać umożliwia odbiorcom oczyszczenie umysłów. I nie jest to żadne przesadnie podniosłe pustosłowie. Pozbycie się niepotrzebnych bodźców, zapomnienie o odświeżeniu Facebooka, o schowanej w kieszeni komórce, zdystansowanie się do chaosu metropolii, z której trafiliśmy do kina – takie walory oferuje Tsai.

Niemal nieruchomy mnich (grany przez stałego aktora Tsaia, Lee Kang-shenga) pozwala na nowo zadziwić się właściwością naszych codziennych poczynań, a także właściwością samej rzeczywistości. Jak w filmowym ujęciu, z którego patrzymy na świat do góry nogami – wydaje się wtedy, że Tsai, kierując kamerę w stronę lustrzanego odbicia, mocno namawia nas do spojrzenia na nowo, świeżo i inaczej na otaczającą nas przestrzeń.

W trakcie seansu pytamy sami siebie, czy gdybyśmy, jak obecni wokół niego ludzie, spotkali takiego wyłamującego się z ulicznego metrum mnicha, to spojrzelibyśmy na niego, czy raczej, zabiegani, w ogóle byśmy go nie dostrzegli…? A może zatrzymalibyśmy się jak zainteresowane niecodziennym widokiem, nieznające społecznego konwenansu dziecko z jednego z zawartych w filmie ujęć? Czy ktoś z nas odważyłby się rzucić wszystko i po prostu pójść za mnichem? Jeśli podjęłoby się taką właśnie decyzję – to po co? W jakim celu? A może dopiero tytułowa wędrówka miałaby ten sens odkryć?

Czy jesteśmy głodni tego sensu? Czy w polskich warunkach, na polskim chodniku, potraflibyśmy podjąć wezwanie, przełamać się i wtopić w wir miasta, a równocześnie, na przekór temu chaosowi, wyciszyć się wewnętrznie? Jak zostalibyśmy odebrani? Czy byłoby to w ogóle możliwe?

Niezależnie od decyzji, taka wędrówka musi odbyć się w głowie widza. Podróż wewnętrzna. Jeśli tego oczekujemy od kina, nie boimy się wyzwań lub po prostu, jakoś zmęczeni codziennością, chcemy zaczerpnąć z innego filmowego źródła, Tsai nam to zapewni.

Autor prowadzi bloga: http://kinomanhipomaniakalny.blogspot.com/.
„Wędrówka na Zachód” („Xi You”). Scenariusz i reżyseria: Tsai Ming-liang. Obsada: Lee Kang-sheng. Produkcja: Francja / Tajwan 2014, 56 min.