ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (274) / 2015

Małgorzata Wosnitzka,

COURBET I ŹRÓDŁA (PRZEJRZYSTE ŹRÓDŁO)

A A A
Niech się dzieje, co chce.

To wspaniała pora. Zawsze zdążę dać nogę.

Gustave’owi Courbetowi (1819–1877), ojcu realizmu w malarstwie europejskim, poświęcono wiele badań. Na polskim rynku pojawiły się m.in. publikacje: „Courbet: nie ułuda, lecz prawda” Marie Luise Kaschnitz, „Początek świata. Historia obrazu Gustave’a Courbeta” Thierry’ego Savatiera, wspomnienia „Courbet w oczach własnych i w oczach przyjaciół” w opracowaniu Pierre’a Courthiona oraz szereg rozdziałów w podręcznikach akademickich, wiele artykułów naukowych i publicystycznych. Jednak w badaniach nad życiem i twórczością artysty najczęściej pomija się siedem ostatnich lat jego życia, okres ważny dla niego samego, a interesujący dla odbiorcy. W 2013 roku politolog i literaturoznawca David Bosc napisał „Przejrzyste źródło”, wypełniając wspomnianą lukę w dziejach malarza, choć zaznaczyć trzeba, że jego książka nie jest dobrą propozycją dla zagorzałych fanów literatury faktu. Próżno szukać tu chronologii, logicznego ciągu zdarzeń i skutków. Mimo to z biografią książka ta ma wiele wspólnego. O tym jednak nieco później.

Od czego zaczął się ten tajemniczy siedmioletni okres życia artysty? Otóż od petycji Courbeta skierowanej do Rządu Obrony Narodowej w sprawie demontażu kolumny z placu Vendôme w Paryżu, „pomnika wzniesionego na cześć barbarzyństwa, symbolu brutalnej siły i fałszywej chwały, apologii żołdactwa, negacji prawa międzynarodowego, trwałej zniewagi rzuconej w twarz pokonanym przez butnych zwycięzców” (s. 7). W wyniku działań Komuny Paryskiej kolumna została doszczętnie zniszczona, za co po rozgromieniu ówczesnej władzy odpowiedział właśnie Courbet: „Skazany na odbudowanie na koszt własny kolumny z placu Vendôme, znienawidzony przez władze Courbet musi szukać schronienia w Szwajcarii, gdzie umiera w 1877 roku” (s. 11). Zmiana miejsca pobytu artysty komentowana jest dzisiaj jako początek okresu bezpłodnego artystycznie. Odmiennego zdania jest David Bosc, który kreśli zupełnie inne oblicze „wygnanego” malarza. Opisując krajobrazy La Tour-de-Peilz, autor przybliża czytelnikom życie i sposób postrzegania rzeczywistości przez Courbeta. I tutaj zasadniczo zaczyna się rola specyficznie skonstruowanej przez Bosca biografii – autor posługuje się bowiem impresją, a więc formą najlepiej wyrażającą chwilowość, doznanie i wrażeniowość; więcej: forma ta odpowiednia jest dla dwóch gałęzi sztuki: malarstwa i literatury, co dla Courbeta ma ogromne znaczenie. Sam artysta dbał bowiem o powinowactwo obu tych sztuk, przyjaźnił się z wieloma literatami, m.in. z Baudelairem, którego umieścił w znanym dziele „Atelier” z 1855 roku obok wielbicieli sztuki: Bruyas, Chafleury, Promayet, Proudhon. Bosc nie tworzy wyłącznie własnej inscenizacji, formę literacką podsunął mu sam Courbet. Na każdej niemal stronie znajdujemy nową myśl autora. Kolejny akapit, kolejne wcięcie w tekście to koniec jednej historii i początek drugiej, bez szczegółów. Kompozycja „Przejrzystego źródła” przypomina obraz, na który patrzy się w jednej chwili, naraz, patrzy się i czeka na powoli wychodzący spod symbolicznej warstwy sens. Bosc komponuje w sposób malarski.

Kilkuletnia tułaczka Courbeta to ciągłe poznawanie nowych miejsc i środowisk, stąd w „Przejrzystym źródle” tak wiele miejscowości i jeszcze więcej nazwisk, na każdej stronie inne, nowe i nieznane, do których nie można się przyzwyczaić. Taka mozaika może sprawiać wrażenie chaosu, którego nie sposób uporządkować nawet po lekturze, jednak istotniejsze od uszeregowania ciągu zdarzeń są wrażenia, które pozostają, i poznanie sposobu patrzenia na rzeczywistość przez malarza.

Czego więc można dowiedzieć się z „Przejrzystego źródła”, oprócz faktów dotyczących oskarżenia Courbeta o zniszczenie kolumny na placu Vendôme? Przede wszystkim uczymy się odbioru jego malarstwa. Bosc przypomina nam jedną z najważniejszych pasji artysty – miłość do źródeł. Courbet uwielbiał pływać. W książce znajduje się mnóstwo pięknych opisów jego największej, obok malarstwa, pasji: „W przełomach rzeki na wysokości Nouailles, między miasteczkiem Lods i Mouthier-Hautepierre, Courbet rzucił worek na ziemię i zdjął z siebie ubranie. (…) Pędził całkiem nagi – nagość ludzi otyłych jest jakby mniej rażąca – ścieżką usianą drobnymi kamykami, omijając osty, wystające korzenie, biegł, jakby wciąż miał na nogach saboty. (…) wskoczył do wody, tak jak to robią konie, unosząc nos do góry i z wypiętą piersią” (s. 14-15). Bosc dostrzega, że miłość do kąpieli i talent malarski Courbeta w pewnym momencie się spotykają. Barwy, których używa malarz, są zbliżone do tych rysujących się na tafli wody, otchłani mieszającej to, co się w niej odbija, z tym, co jest w niej zanurzone. Rzeki, jeziora, lasy były dla niego inspiracją w doborze barw, wszak – jak podkreśla autor „Przejrzystego źródła” – Courbet kpił z malarzy używających gotowych barwników. Jednak tej silnej przynależności, bliskości do natury nie komentował zbyt pochlebnie, nie chwalił symbolu i tajemnicy – chciał bowiem o naturze mówić… naturalnie, tworzyć ją taką, jaką jest, bez ozdobników, z całym jej swoistym wdziękiem. W 1858 roku kupił dom nad jeziorem. Nazwał go „Bon Port”, a więc „Bezpieczna Przystań”, gdzie obok jeziora jest już tylko spokój. Po śmierci malarza w domu tym znaleziono niewiele rzeczy, a doktor Paul Collin w protokole potwierdzającym zgon artysty zawarł ujmujący szczegół – łóżko z „jednym tylko materacem” (s. 51). Artysta żył skrajnie ubogo, o czym publicznie dyskutowano i komentowano to jako konsekwencję podjętego przez niego wyboru. Wystarczała mu woda tuż obok domu i malowniczy krajobraz, z którym tworzył nierozłączny duet.

Książka Bosca mówi o artyście dalekim od Akademii, pozostającym w silnym sporze z Salonem i polityką, z Komuną Paryską, a raczej z tym, co po niej zostało („miłość umarła”, s. 73). Autor starannie pokazuje, jak bohater jego książki daleki był od współczesnych mu twórców, zaabsorbowany wyłącznie tym, co go otacza. Courbet malował tak, aby z portretu można było wyczytać charakter, wnętrze człowieka i prawdę o nim. Malował uśmiercone zwierzęta łowne, martwą naturę w sensie dosłownym; tworzone przez niego akty przekazywały znacznie więcej niż tylko piękno ludzkiego ciała; niezwykle cenił pracę fizyczną ubogich i prostotę, o której nie chciał mówić.

„Przejrzyste źródło” to książka ciekawa dla historyka sztuki, ponieważ traktuje o twórcy realizmu, kanonicznym malarzu, którego urzekała wyłącznie nieoczywistość. To dobra propozycja również dla literaturoznawcy, ponieważ forma, którą przyjął Bosc, a więc impresja, jest interesująca pod względem genologicznym – doskonale wyjaskrawia temat i pięknie łączy literaturę z malarstwem. Przede wszystkim jednak jest to dobra książka dla miłośników nieoczywistości, burzliwych scen z życia niezapomnianych artystów.
David Bosc: „Przejrzyste źródło”. Tłum. Jacek Giszczak. Wydawnictwo Noir Sur Blanc. Warszawa 2015.