
SALTO Z PANEM KONWICKIM (KATARZYNA BIELAS I JACEK SZCZERBA: 'PAMIĘTAM, ŻE BYŁO GORĄCO')
A
A
A
Tadeusz Konwicki, co nieczęsto zdarza się w środowisku pisarzy i reżyserów, chętnie udzielał wywiadów i cieszył się opinią gawędziarza. Oprócz niezliczonych materiałów prasowych ukazały się trzy książkowe zapisy rozmów z Konwickim: „Pół wieku czyśćca” (1984), gdzie z autorem rozmawiał Stanisław Bereś, „W pośpiechu” (2011), wywiad przeprowadzony przez Przemysława Kanieckiego, oraz wznowiony właśnie przez Wydawnictwo Czarne tom „Pamiętam, że było gorąco” (pierwsze wydanie: 2001), którego autorami są dziennikarze „Gazety Wyborczej”: Katarzyna Bielas i Jacek Szczerba. Zanim przejdę do omawiania tego wywiadu-rzeki, muszę wspomnieć także o filmowych tekstach kultury, których Konwicki był bohaterem. Najbardziej znane są dwa dokumenty zrealizowane przez Andrzeja Titkowa: „Przechodzień” (1984) oraz „Całkiem spora apokalipsa” (2002), jednak równie ciekawe są nowsze produkcje, takie jak „Co ja tu robię? Tadeusz Konwicki” (2009) Janusza Andermana, w którym z Konwickim rozmawiają m.in.: Tadeusz Lubelski, Adam Michnik i Stanisław Bereś, oraz „Słońce i Cień” (2007), niezwykły dokument o przyjaźniących się przez dekady Konwickim i Gustawie Holoubku, zrealizowany przez syna aktora, Jana. Jeśli do realizacji poruszających temat życia Konwickiego dodamy jeszcze trzy niekonwencjonalne autobiografie: „Kalendarz i klepsydra” (1976), „Wschody i zachody księżyca” (1982) i „Nowy Świat i okolice” (1986) to bardzo łatwo postawić sobie pytanie: czy lektura kolejnego wywiadu z autorem nie zanudzi czytelnika i czy Konwicki nie powtarza wciąż tego samego? W żadnym wypadku. Konwicki nienawidził nudy i choć często narzekał na problemy z pamięcią, to stanowił niekończące się źródło ciekawych anegdot, cytatów i przemyśleń na niemal każdy temat. Był rozmówcą idealnym, czego dowodem jest „Pamiętam, że było gorąco”.
W przywołanych rozmowach powracają wciąż te same tematy: polska kultura i historia, romantyzm, komunizm, stan wojenny, przełom 1989 roku oraz życie towarzyskie elit artystycznych i intelektualnych. Konwicki przez dziennikarzy był traktowany nie tylko jako ciekawa osobowość artystyczna, ale przede wszystkim jako intelektualista, reprezentant swojego pokolenia i komentator bieżących i minionych wydarzeń z dziejów Polski. Z drugiej strony pisarz równie chętnie opowiadał o swoich wileńskich korzeniach, nerwowym charakterze, życiu rodzinnym i towarzyskim oraz wewnętrznych lękach i przemyśleniach. Wszystkie te wątki pojawiają się w „Pamiętam, że było gorąco”, jednak głównym motywem rozmów jest filmowa działalność Konwickiego, nie tylko reżyserska i scenopisarska, ale też urzędnicza – autor przez dwanaście lat był kierownikiem literackim Zespołu Filmowego „Kadr”. Przy tak dużej liczbie wywiadów udzielonych przez pisarza zaskakuje fakt, że temat ten został poruszony po raz pierwszy, o czym Konwicki mówi z typowym dla siebie poczuciem humoru: „Właśnie. Czy Was nie dziwi, że pracując kilkadziesiąt lat w filmie jako urzędnik, jako kierownik literacki, nigdy się o tym nie rozpisywałem ani nie opowiadałem? (...) Nie opowiadałem o tym dlatego, że nie przywiązywałem do tej mojej działalności zbyt wielkiej wagi. Poza tym jako Wilnianin, człowiek honoru, usiłuję nie polepszać za wszelką cenę swojej biografii. Stać mnie na to. Bałem się mówić o swojej pracy w zespole, żeby nagle się nie okazało, że to ja stworzyłem szkołę polską, wszystkich wypromowałem, że odegrałem tu decydującą rolę” (s. 20).
Konwicki barwnie opisuje nie tylko kulisy powstawania swoich obrazów, ale także produkcję największych dzieł polskiej szkoły filmowej. W opowieści autora „Salta” najważniejsi są jednak ludzie, to opowieściom o swoich przyjaciołach i znajomych poświęca najwięcej uwagi. Bohaterami licznych anegdot są aktorzy, z którymi współpracował: Irena Laskowska, Gustaw Holoubek, Zbigniew Cybulski czy Andrzej Łapicki oraz mniej lub bardziej zaprzyjaźnieni z nim reżyserzy: Andrzej Wajda, Janusz Morgenstern, Wojciech Jerzy Has i Jerzy Kawalerowicz. „Pamiętam, że było gorąco” to robiący dziś ogromne wrażenie portret ówczesnej elity artystycznej. Konwicki z humorem opisuje wspólne spotkania, kończące się najczęściej „uderzaniem w gaz”, i wzajemną pomoc, jednak zastrzega, że wbrew temu, co zwykło się uważać na temat szkoły polskiej, nie był to kolektyw, lecz zbiór niezależnych jednostek: „»Kadr« to była grupa indywiduów. Każdy chodził swoją drogą. I ja wam wytłumaczę dlaczego: bo tylko słabi łączą się w stada. To była grupa ludzi, która czuła, że coś wykona. Wobec tego nie musieli się nawzajem popychać i wspierać” (s. 46).
„Pamiętam, że było gorąco” to opowieść o epoce i polskim życiu kulturalnym, ale też portret niezwykłego człowieka, pełnego humoru i inteligencji, szarganego jednak wątpliwościami. Konwicki nie ucieka od trudnych tematów, nie wypiera się swojej „pryszczatej” przeszłości, lecz potrafi o niej opowiadać żartobliwie i z dystansem, co widać na przykład w opowieści o powstawaniu „Kroniki wypadków miłosnych”: „Wyciągam różne rzeczy i mówię »Moje świadectwo szkolne, fotografia ojca, a tu moja legitymacja partyzancka«. Tak jest na próbie. Za chwilę Wajda woła: »Kamera«. I pan Konwicki mówi: »Moje świadectwo szkolne, fotografia ojca, a tu moja legitymacja partyjna«. Cała ekipa przewróciła się ze śmiechu” (s. 220).
W twórczości Konwickiego niezwykle ciekawy jest problem pamięci, który pojawia się także w omawianym wywiadzie-rzece. Sam tytuł zbioru – „Pamiętam, że było gorąco” – odwołuje się do anegdoty wyczytanej przez reżysera u Władysława Kopalińskiego: „starego grenadiera napoleońskiego pytano kiedyś o wyprawę na Moskwę, w tym zimnie, mrozach, gigantycznych śniegach: »Jak tam było?« A on mówi: »Nic nie pamiętam, ale pamiętam, że było gorąco«” (s. 7). Konwicki traktuje zdanie z tej historyjki jak wentyl bezpieczeństwa – gdy nie chce odpowiadać na jakieś pytanie, zasłania się problemami z pamięcią.
Postać Konwickiego-sklerotyka zgłębiał niedawno Wojciech Owczarski w zbiorze „Sennik Polski. Literatura, wyobraźnia i pamięć”. Jak wskazuje badacz: „Konwicki zresztą doskonale bawi się wizerunkiem siebie jako sklerotyka, wiedząc, że jego utyskiwania na pamięciowe luki mogą być (i bywają) uważane za uchylanie się od odpowiedzi na trudne pytania i za chęć wyparcia (się) własnej, »pryszczatej« przeszłości. (...) Ale kiedy w późnej starości wyznaje Kanieckiemu: »ja posługuję się niepamięcią nie tylko po to, żeby się wykręcać od jakiejś prawdy, ale powołuję się na nią, bo jest jednym z rysów mojej budowy psychologicznej« (...) – to mówi serio i nie ma powodów, żeby mu nie wierzyć” (Owczarski 2014: 190).
Choć Konwicki to samograj, który barwnie i wyczerpująco odpowiada na najbardziej błahe pytania, należy docenić kunszt dziennikarzy przeprowadzających wywiad. Bielas i Szczerba pozostają w cieniu i zadają krótkie i rzeczowe pytania, które pozwalają w pełni wybrzmieć gawędziarskiej części osobowości reżysera. Jakość tej rozmowy najbardziej docenimy, porównując ją ze współczesnymi wywiadami. Na przykład z przeprowadzoną dla „Dużego Formatu” rozmową Tomasza Kwaśniewskiego z reżyserem Wojciechem Smarzowskim pt. „Ten film zrobiłem sobie na trzeźwo”. Dziennikarz trochę bawi się w psychologa odwołującego się do własnych doświadczeń, trochę w moralizatora, a trochę w policjanta, który przesłuchuje podejrzanego. Smarzowski udziela lapidarnych odpowiedzi, wyraźnie zirytowany pytaniami Kwaśniewskiego, przez co wywiad przypomina raczej nieciekawą walkę, a nie rozmowę. Właśnie z tego powodu lektura „Pamiętam, że było gorąco”, choć niezwykle przyjemna, może zapewnić czytelnikowi niemałą dawkę nostalgii i tęsknoty za wysokim poziomem rozmów oraz za niezwykle interesującymi artystami, którzy zmarli w ostatnich latach, pozostawiając po sobie pustkę nie do wypełnienia.
W jednym z fragmentów Konwicki opowiada, że wróżki z różnych stron świata przepowiedziały mu długie życie: jedna stwierdziła, że będzie żył dziewięćdziesiąt dwa lata, druga, że dziewięćdziesiąt siedem. Perspektywa długiego życia dodała Konwickiemu odwagi i poczucia bezkarności wobec komunistycznego systemu, jednak w późniejszych latach starość zaczęła mu wyraźnie doskwierać: „Gdy się teraz sobie przyglądam, to myślę, że moja wewnętrzna wyporność, moja wewnętrzna potencja była zaprogramowana na – załóżmy – jakieś sześćdziesiąt pięć lat. Na tyle to obliczam. A tu natura zrobiła sobie żarcik towarzyski: biologicznie dała mi szansę na dłuższe życie. (...) Gdybym zachował się z godnością i poprzestał na sześćdziesięciu pięciu latach życia, toby się wszystko jakoś zamknęło. Końce biologii i życia intelektualnego, by się pokryły. To byłoby dla mnie dużo estetyczniejsze, wizualnie do przyjęcia. Dla otoczenia też byłoby sympatyczniejsze. Ale żyję dalej. W związku z tym wyłażą wszystkie niedogodności podeszłego wieku”. Lektura wywiadu z Konwickim, poza wymienionymi atutami, jest też lekcją pogodzenia się z życiem i ze śmiercią, z tym, co nieuchronne.
„Pamiętam, że było gorąco” to jedna z najbardziej zabawnych, mądrych i wzruszających pozycji, które ukazały się na polskim rynku w ostatnich miesiącach. Często mówi się, że czytanie książki jest substytutem rozmowy z ciekawą osobą. Wobec tego lektura wywiadu-rzeki z Konwickim jest substytutem rozmowy z całym pokoleniem ciekawych, inteligentnych i dowcipnych osób.
LITERATURA:
W przywołanych rozmowach powracają wciąż te same tematy: polska kultura i historia, romantyzm, komunizm, stan wojenny, przełom 1989 roku oraz życie towarzyskie elit artystycznych i intelektualnych. Konwicki przez dziennikarzy był traktowany nie tylko jako ciekawa osobowość artystyczna, ale przede wszystkim jako intelektualista, reprezentant swojego pokolenia i komentator bieżących i minionych wydarzeń z dziejów Polski. Z drugiej strony pisarz równie chętnie opowiadał o swoich wileńskich korzeniach, nerwowym charakterze, życiu rodzinnym i towarzyskim oraz wewnętrznych lękach i przemyśleniach. Wszystkie te wątki pojawiają się w „Pamiętam, że było gorąco”, jednak głównym motywem rozmów jest filmowa działalność Konwickiego, nie tylko reżyserska i scenopisarska, ale też urzędnicza – autor przez dwanaście lat był kierownikiem literackim Zespołu Filmowego „Kadr”. Przy tak dużej liczbie wywiadów udzielonych przez pisarza zaskakuje fakt, że temat ten został poruszony po raz pierwszy, o czym Konwicki mówi z typowym dla siebie poczuciem humoru: „Właśnie. Czy Was nie dziwi, że pracując kilkadziesiąt lat w filmie jako urzędnik, jako kierownik literacki, nigdy się o tym nie rozpisywałem ani nie opowiadałem? (...) Nie opowiadałem o tym dlatego, że nie przywiązywałem do tej mojej działalności zbyt wielkiej wagi. Poza tym jako Wilnianin, człowiek honoru, usiłuję nie polepszać za wszelką cenę swojej biografii. Stać mnie na to. Bałem się mówić o swojej pracy w zespole, żeby nagle się nie okazało, że to ja stworzyłem szkołę polską, wszystkich wypromowałem, że odegrałem tu decydującą rolę” (s. 20).
Konwicki barwnie opisuje nie tylko kulisy powstawania swoich obrazów, ale także produkcję największych dzieł polskiej szkoły filmowej. W opowieści autora „Salta” najważniejsi są jednak ludzie, to opowieściom o swoich przyjaciołach i znajomych poświęca najwięcej uwagi. Bohaterami licznych anegdot są aktorzy, z którymi współpracował: Irena Laskowska, Gustaw Holoubek, Zbigniew Cybulski czy Andrzej Łapicki oraz mniej lub bardziej zaprzyjaźnieni z nim reżyserzy: Andrzej Wajda, Janusz Morgenstern, Wojciech Jerzy Has i Jerzy Kawalerowicz. „Pamiętam, że było gorąco” to robiący dziś ogromne wrażenie portret ówczesnej elity artystycznej. Konwicki z humorem opisuje wspólne spotkania, kończące się najczęściej „uderzaniem w gaz”, i wzajemną pomoc, jednak zastrzega, że wbrew temu, co zwykło się uważać na temat szkoły polskiej, nie był to kolektyw, lecz zbiór niezależnych jednostek: „»Kadr« to była grupa indywiduów. Każdy chodził swoją drogą. I ja wam wytłumaczę dlaczego: bo tylko słabi łączą się w stada. To była grupa ludzi, która czuła, że coś wykona. Wobec tego nie musieli się nawzajem popychać i wspierać” (s. 46).
„Pamiętam, że było gorąco” to opowieść o epoce i polskim życiu kulturalnym, ale też portret niezwykłego człowieka, pełnego humoru i inteligencji, szarganego jednak wątpliwościami. Konwicki nie ucieka od trudnych tematów, nie wypiera się swojej „pryszczatej” przeszłości, lecz potrafi o niej opowiadać żartobliwie i z dystansem, co widać na przykład w opowieści o powstawaniu „Kroniki wypadków miłosnych”: „Wyciągam różne rzeczy i mówię »Moje świadectwo szkolne, fotografia ojca, a tu moja legitymacja partyzancka«. Tak jest na próbie. Za chwilę Wajda woła: »Kamera«. I pan Konwicki mówi: »Moje świadectwo szkolne, fotografia ojca, a tu moja legitymacja partyjna«. Cała ekipa przewróciła się ze śmiechu” (s. 220).
W twórczości Konwickiego niezwykle ciekawy jest problem pamięci, który pojawia się także w omawianym wywiadzie-rzece. Sam tytuł zbioru – „Pamiętam, że było gorąco” – odwołuje się do anegdoty wyczytanej przez reżysera u Władysława Kopalińskiego: „starego grenadiera napoleońskiego pytano kiedyś o wyprawę na Moskwę, w tym zimnie, mrozach, gigantycznych śniegach: »Jak tam było?« A on mówi: »Nic nie pamiętam, ale pamiętam, że było gorąco«” (s. 7). Konwicki traktuje zdanie z tej historyjki jak wentyl bezpieczeństwa – gdy nie chce odpowiadać na jakieś pytanie, zasłania się problemami z pamięcią.
Postać Konwickiego-sklerotyka zgłębiał niedawno Wojciech Owczarski w zbiorze „Sennik Polski. Literatura, wyobraźnia i pamięć”. Jak wskazuje badacz: „Konwicki zresztą doskonale bawi się wizerunkiem siebie jako sklerotyka, wiedząc, że jego utyskiwania na pamięciowe luki mogą być (i bywają) uważane za uchylanie się od odpowiedzi na trudne pytania i za chęć wyparcia (się) własnej, »pryszczatej« przeszłości. (...) Ale kiedy w późnej starości wyznaje Kanieckiemu: »ja posługuję się niepamięcią nie tylko po to, żeby się wykręcać od jakiejś prawdy, ale powołuję się na nią, bo jest jednym z rysów mojej budowy psychologicznej« (...) – to mówi serio i nie ma powodów, żeby mu nie wierzyć” (Owczarski 2014: 190).
Choć Konwicki to samograj, który barwnie i wyczerpująco odpowiada na najbardziej błahe pytania, należy docenić kunszt dziennikarzy przeprowadzających wywiad. Bielas i Szczerba pozostają w cieniu i zadają krótkie i rzeczowe pytania, które pozwalają w pełni wybrzmieć gawędziarskiej części osobowości reżysera. Jakość tej rozmowy najbardziej docenimy, porównując ją ze współczesnymi wywiadami. Na przykład z przeprowadzoną dla „Dużego Formatu” rozmową Tomasza Kwaśniewskiego z reżyserem Wojciechem Smarzowskim pt. „Ten film zrobiłem sobie na trzeźwo”. Dziennikarz trochę bawi się w psychologa odwołującego się do własnych doświadczeń, trochę w moralizatora, a trochę w policjanta, który przesłuchuje podejrzanego. Smarzowski udziela lapidarnych odpowiedzi, wyraźnie zirytowany pytaniami Kwaśniewskiego, przez co wywiad przypomina raczej nieciekawą walkę, a nie rozmowę. Właśnie z tego powodu lektura „Pamiętam, że było gorąco”, choć niezwykle przyjemna, może zapewnić czytelnikowi niemałą dawkę nostalgii i tęsknoty za wysokim poziomem rozmów oraz za niezwykle interesującymi artystami, którzy zmarli w ostatnich latach, pozostawiając po sobie pustkę nie do wypełnienia.
W jednym z fragmentów Konwicki opowiada, że wróżki z różnych stron świata przepowiedziały mu długie życie: jedna stwierdziła, że będzie żył dziewięćdziesiąt dwa lata, druga, że dziewięćdziesiąt siedem. Perspektywa długiego życia dodała Konwickiemu odwagi i poczucia bezkarności wobec komunistycznego systemu, jednak w późniejszych latach starość zaczęła mu wyraźnie doskwierać: „Gdy się teraz sobie przyglądam, to myślę, że moja wewnętrzna wyporność, moja wewnętrzna potencja była zaprogramowana na – załóżmy – jakieś sześćdziesiąt pięć lat. Na tyle to obliczam. A tu natura zrobiła sobie żarcik towarzyski: biologicznie dała mi szansę na dłuższe życie. (...) Gdybym zachował się z godnością i poprzestał na sześćdziesięciu pięciu latach życia, toby się wszystko jakoś zamknęło. Końce biologii i życia intelektualnego, by się pokryły. To byłoby dla mnie dużo estetyczniejsze, wizualnie do przyjęcia. Dla otoczenia też byłoby sympatyczniejsze. Ale żyję dalej. W związku z tym wyłażą wszystkie niedogodności podeszłego wieku”. Lektura wywiadu z Konwickim, poza wymienionymi atutami, jest też lekcją pogodzenia się z życiem i ze śmiercią, z tym, co nieuchronne.
„Pamiętam, że było gorąco” to jedna z najbardziej zabawnych, mądrych i wzruszających pozycji, które ukazały się na polskim rynku w ostatnich miesiącach. Często mówi się, że czytanie książki jest substytutem rozmowy z ciekawą osobą. Wobec tego lektura wywiadu-rzeki z Konwickim jest substytutem rozmowy z całym pokoleniem ciekawych, inteligentnych i dowcipnych osób.
LITERATURA:
- W. Owczarski: „Sennik polski. Literatura, wyobraźnia i pamięć”. Gdańsk 2014.
Katarzyna Bielas, Jacek Szczerba: „Pamiętam, że było gorąco. Rozmowa z Tadeuszem Konwickim”. Wydawnictwo Czarne. Wyd. II. Wołowiec 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |