
PYTANIE O CZŁOWIEKA - JESZCZE RAZ I BEZ KOŃCA (ABRAHAM J. HESCHEL: 'KIM JEST CZŁOWIEK?')
A
A
A
Jacques Derrida napisał o autorze „Końcówki”: „Gdy czytam ze studentami niektóre teksty Becketta mógłbym wybrać trzy linijki, spędzić nad nimi dwie godziny i ostatecznie się poddać, albowiem wybór »znaczących« linijek z tekstu Becketta nie byłby ani możliwy, ani uczciwy” (Derrida 2000: 55). Każdy czytelnik nowo wydanej książki Abrahama J. Heschela, „Kim jest człowiek?” jest zmuszony dokonać tego samego. Można jedynie wybierać idee, komentować, ujawniać historyczne konteksty i, jako że książka pozbawiona jest niemal przypisów, wskazywać na jej intertekstualność. Ostatecznie trzeba jednak porzucić dany cytat i przejść do kolejnego, także ważnego i istotnego dla omawianego tekstu, gdyż – jak pisze rabin Byron Sherwin – „Heschel nie był teologiem systematycznym. Dlatego też systematyczna i analityczna prezentacja jego myśli zniekształciłaby jej istotę” (Sherwin 2003: 27).
Teologia/filozofia jako mądrość
Jednak zanim tak się stanie, konieczne jest dokonanie kilku wyjaśnień. Otóż nie mamy do czynienia z wykładem antropologii. Już pierwszy kontakt z dziełem Heschela, pobieżne nawet zapoznanie się dowolnym fragmentem lub spisem treści uświadamia nam, że nie trzymamy w rękach typowej akademickiej publikacji. Najdalej jest jej do przeglądu stanowisk. Autor przywołuje jedynie te nurty, które są mu potrzebne w jego opowieści o człowieku, inne zaś pomija lub odwołuje się do nich poprzez frazę znaną zaznajomionemu z literaturą przedmiotu czytelnikowi. Czy jest to zatem autorski projekt antropologiczny? I tutaj trudno uchwycić samą ideę, literacki i dydaktyczny pomysł żydowskiego myśliciela. Heschel przedstawia człowieka jako kogoś, kto jest otwarty na rzeczywistość nie tylko w momencie swej rozumności i poręczności, ale także w egzystencjalnym przeżyciu: pathosie, bojaźni, zdumieniu, byciu wezwanym i poproszonym, w doświadczaniu niepewności i poszukiwaniu sensu, a więc – pozostając dalej w obrębie słownika Heschela – w życiu. Można powiedzieć, że sama kompozycja książki, jej paradoksalna – bo oparta na powtarzaniu wciąż tych samych wątków – wielowarstwowość oraz jej treść próbują stać się apelem skierowanym do wielowymiarowego człowieka.
Urodzony w Warszawie potomek rabina z Opatowa, po którym odziedziczył imię, przyjmuje postawę proroka, który pragnie wniknąć w sytuację świata i odsłonić to, co nie dla wszystkich jest widoczne. Profetyczny rys dzieł Heschela nie został przywołany tu przypadkowo. To właśnie prorocy Izraela stanowili przedmiot jego wczesnych badań, jakie zaowocowały wydaną w 1936 roku w Niemczech, bo tam autor studiował filozofię, rozprawą doktorską. To głębokie zrozumienie proroctwa sprawiło, że nie możemy mówić o pozie, ale postawie właśnie. W ten sposób wykłady, jakie Heschel wygłosił w 1963 roku na uniwersytecie stanfordzkim, a które stanowią podstawę dla omawianej publikacji, nawiązują do sapiencjalnej linii uprawiania filozofii i teologii.
Sam autor, zdając sobie zapewne sprawę również z korzyści wynikających z wykorzystania tej tradycji, w lakonicznym wstępie informuje czytelnika, że wiele aspektów problemu człowieka nie zostało w „Kim jest człowiek?” omówionych. Jest to konieczna cena mądrościowego stylu filozofa. Konkluduje następnie: „Można ją [pracę] jednak potraktować jako prolegomena do bardziej wnikliwych studiów, które prowadziłem przez jakiś czas” (s. 21). Łatwo zorientować się, że chodzi o mającą kilkanaście wydań w Stanach Zjednoczonych – gdzie Heschel mieszkał od roku 1940 – książkę „Człowiek nie jest sam” oraz o wydaną pięć lat później, tj. w 1955 roku, słynną pozycję „Bóg szukający człowieka. Filozofia judaizmu”. Z obydwiema publikacjami polski czytelnik może się zapoznać. Pierwsza została wydana w „Znaku” w roku 2002, a druga w wydawnictwie „Esprit” w roku 2008. Nie są to jedyne dostępne polskie tłumaczenia. Należą do nich także „Pańska jest ziemia” (o wschodnioeuropejskich Żydach), „Szabat”, „Człowiek szukający Boga” oraz tomik wierszy „Niewypowiedziane imię Boga: człowiek”.
„Kim jest człowiek?” trafia zatem na przygotowany grunt, chociaż Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego debiutuje w roli wydawcy Heschela. W „Słowie od Wydawcy i Tłumacza”, sygnowanym przez Katarzynę Wojtkowską, czytamy, że prezentowana pozycja ma stanowić początek serii książek poświęconych tytułowemu pytaniu. Warto również nadmienić, że książkę wprowadzeniem opatrzył Stanisław Krajewski.
„Żadna myśl nie jest samotną wyspą” (s. 140)
Heschel wygłasza ten pogląd w kontekście rozważań nad integralnością władz w człowieku. Nasz sposób bycia wpływa na nasze myślenie, gdyż rodzi się ono w kontakcie ze światem. Pamiętając, że częścią tego świata jest świat pojęć i idei, można zapytać o to, skąd płyną wody, które oblewają brzegi tej wyspy; skąd pochodzą ludzie, którzy do nią docierają. Niewątpliwie są to wielkie postaci judaizmu, którym filozof poświęcił osobne opracowania: Mojżesz Majmonides, Solomon Ibn Gabirol, Don Izaak Abravanel, Mendel z Kocka. Twórcze musiało być również spotkanie z Martinem Buberem, który wyznaczył go na swojego następcę w Żydowskim Domu Studiów we Frankfurcie. Jednak w „Kim jest człowiek?” Heschel nie powołuje się na te nazwiska. Wielokrotnie przywoływany jest autor „Bycia i czasu”, Martin Heidegger. Heschel często nie wymienia jego nazwiska, ale nie ma wątpliwości, że ukrycie polemizuje lub twórczo czerpie z filozofii Heideggera. W ostatniej części książki staje się jego otwartym antagonistą. Ze względu na doniosłość tego zagadnienia zostanie ono omówione osobno.
W takim układzie warto zwrócić uwagę na inne dwa punkty odniesienia omawianego dzieła: redukcjonizm i filozofię akcentującą absurd ludzkiej egzystencji. W stosunku do pierwszego paradygmatyczne wydają się słowa: „Drzewo opisujemy jako zdrewniałą, wieloletnią roślinę mającą pojedynczą główną oś czy łodygę (pień) o wysokości przekraczającej zazwyczaj dziesięć stóp. Czy to wszystko, co jest w drzewie, przed którym stoję?” (s. 146). Taki, apologetyczny wręcz, rys wypowiedzi, a także odwołanie się do kategorii sensu, która w całości projektu Heschela ma doniosłe znaczenie, przywołuje bezpośrednie skojarzenie z logoterapią Victora Frankla, który przypomina, że istota ludzka nie jest sumą swoich funkcji, popędów, odruchów, emocji i procesów. Według Frankla człowiek należy do sfery noologicznej. W nauce – według znanego psychiatry – dokonuje się rzutowanie człowieka na przestrzeń o niższym wymiarze, która nie potrafi odzwierciedlić jego całej prawdy. Ta uwaga dobrze oddaje intencję Heschela (zob. s. 96-97).
W polskiej literaturze bliska temu ujęciu wydaje się gorzka i nieco ironiczna konstatacja Czesława Miłosza z „Ziemi Ulro”: „Człowiek, jaki ukazuje się w literaturze drugiej połowy XX wieku, nie śmie sprzeciwić się zasadom fizyki, biologii, psychologii, socjologii itd. (…) Jeżeli jednak (…) zmienił się z Króla w odmianę małp człekokształtnych, bez Edenu, bez Nieba i Piekła, bez dobra i zła, które stały się wytworem społecznych determinant – to może dojrzał do redukcji całkowitej, czyli do przekształcenia się w planetarne społeczeństwo dwunogich owadów?” (Miłosz 2000: 180-181). Fragment ten doskonale koresponduje z uwagą, na jaką natrafiamy w drugim rozdziale: „Podobno, gdy Platon zdefiniował człowieka jako dwunożne, nieopierzone zwierzę, Diogenes oskubał koguta i przyniósł go do Akademii. Zoomorficzne pojęcie człowieka pozwala nam wyznaczyć jego miejsce w świecie fizycznym, natomiast nie jest zdolne wyjaśnić nieskończonej odmienności pomiędzy człowiekiem i najbardziej rozwiniętymi zwierzętami, niższymi od niego” (s. 56).
Jednak krytyka redukcjonizmu w „Kim jest człowiek?” nie jest wymierzona jedynie w scjentyzm. Autor przedstawia człowieka jako wydarzenie, czyli takie zdarzenie, którego nie da się sprowadzić do części procesu (zob. s. 85). „Bycie ludzkim nie jest rzeczą, substancją; jest chwilą, która się wydarza; nie jest procesem, lecz serią czynów czy zdarzeń” (s. 84) – czytamy. W ten sposób jasne się staje, że książka stanowi również polemikę z taką filozofią człowieka, która wychodzi od ogólnej teorii bytu, a byt ludzki traktuje jedynie jako szczególny, ale nie wyjątkowy, rodzaj bytu, czyli z metafizyką człowieka. Dobitnie o tym świadczy już pierwszy rozdział, w którym słyszymy postulat, aby „myśleć o człowieku w kategoriach ludzkich” (s. 22). Wbrew metafizycznej zasadzie agere sequitur esse (działanie idzie za bytem), Heschel dowodzi, że bycie ludzkim jest aktem, a nie rzeczą i określane jest „przez to, co zostało zrobione z bytem” (s. 164), gdyż „stajemy się tym, co o sobie myślimy” (s. 32). W tym punkcie autor spotyka się z J.P. Sartrem, który w słynnym tekście „Egzystencjalizm jest humanizmem” daje wyraz zasadzie, że w przypadku człowieka to egzystencja wyprzedza esencję. Na koniec przywołajmy jeden cytat, który dobitnie to potwierdza: „Egzystencja nie otrzymuje swego sensu ze sfery bytu, ponieważ samo bycie jest czymś mniejszym niż bycie ludzkim. To, co ludzkie, nie pochodzi z bytu; aczkolwiek może w nim sczeznąć” (s. 121).
Powyższy cytat wyznacza również linię sporu z filozofami, którzy akcentowali ludzką beznadzieję, absurdalność życia i zaprzeczali możliwości poszukiwania i odnalezienia sensu. Jednak nie jest to systematyczna analiza przeciwnych poglądów. Argumenty są podawane niejako przy okazji, w formie raczej aforystycznej. Dla przykładu: „Człowiek jest źródłem bezmiernego sensu, a nie tylko kroplą w oceanie bytu” (s. 116). Obok Heideggera, którego Heschel czyta w perspektywie pesymistycznej, przywołany zostaje Albert Camus: „Według Alberta Camusa »jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo«. Mogę się z tym nie godzić i twierdzić, że istnieje tylko jeden prawdziwie poważny problem: a jest nim śmierć męczeńska. Czy istnieje coś, za co warto umierać?” (s. 157-158). Śmierć męczeńska staje się w ten sposób ostro obrysowanym symbolem posiadania sensu. To, co daje sens, jest tym, co transcendentne. Człowiek wykraczając ponad to, kim jest, kieruje się ku temu, czym może być, i spotyka szukający go sens (zob. s. 130). W tym kontekście zrozumiałe staje się zdanie, które na długo zapada w pamięć: „Powiedz komuś, że jest celem samym w sobie, a jego odpowiedzią będzie rozpacz” (s. 137). Sens wiąże się również z odpowiedzialnością za świat. Tragedią współczesnego człowieka Heschel nazywa samotność jego myślenia – brak związku z wszechświatem. Jedynie jedność z nim zapewnia zaistnienie sensu.
Podsumowując, Heschel jest uznawany za przedstawiciela filozofii dialogu, co uwidacznia się właśnie w tym punkcie. Jedność odrębnych i niesprowadzalnych do siebie elementów – transcendentnego (szczególnie mocno musi to wybrzmieć w perspektywie judaizmu!) Boga, człowieka żyjącego swym ludzkim życiem i świata – sprowadza się do możliwości dialogu, zbawczego reprezentowania, mówienia z Kimś i mówienia za kogoś w trosce o niego samego. Autor syntetyzuje swój pogląd w poetyckiej frazie, której początek nie sposób odczytać inaczej, jak przez pryzmat pierwszych słów „Pieśni nocnego wędrowca” Johanna Wolfganga Goethego, „Über allen Gipfeln / Ist Ruh”. Oto tekst Heschela: „Cisza zalega nad wszystkimi szczytami górskimi. Świat świeci majestatem. Każdy kwiat to wykwit miłości. Każdy byt mówi we własnym imieniu. Jedynie człowiek może mówić w imieniu wszystkich bytów. Jedynie ludzkie bycie rozgrywa tajemnicę jako dramat” (s. 135). Kiedy jednak autor przechodzi do omawiania konkretnych implikacji tej tezy, to mówi już raczej o ludzkości, a nie o człowieku jako takim. Jest to w pewien sposób konsekwencja przejścia na grunt filozofii społecznej, ale może powodować poczucie niespójności.
„Pytanie o człowieka trzeba rozważać nie tylko w aulach uniwersyteckich, lecz także w obecności więźniów obozów koncentracyjnych, czy mając przed oczami grzyb wybuchu nuklearnego” (s. 41-42)
Zdolność mówienia w imieniu innego to także zdolność mówienia w imieniu ofiary. Biografia Heschela udowadnia, że sam autor nie był głuchy na własne wołanie. Przyjaźń z Martinem Lutherem Kingiem, krytyka wojny w Wietnamie, upominanie się o los Żydów w ZSRR to jedynie wybrane przykłady realizacji tego postulatu. Mądrościowy i profetyczny charakter filozofii nakazuje brać pod uwagę historyczny kontekst prowadzonej refleksji. Tym kontekstem jest kolejna odmiana zła, jakie spotkało człowieka w XX wieku. Jeśli człowiek jest tym, czym może się stać, a równocześnie immanentnym elementem bycia ludzkim jest to, co on sam o sobie myśli, to nie można nie brać pod uwagę tego, że człowiek jest zdolny do bestialstwa, i to nie tylko teoretycznie, ale faktycznie. Szukając zatem odpowiedzi na pytanie o człowieka, pytanie o bycie ludzkim, Heschel nawołuje do przemyślenia zbrodni: „W tym wieku [XX] trudno rozmyślać o człowieku, nie doznając wstydu, cierpienia i obrzydzenia, nie można również doświadczać radości bez żalu i bezgranicznego smutku, śledzić osobiste triumfy bez męki zażenowania” (s. 43).
Problem zła w omawianej publikacji nie jest jednak tak silnie widoczny jak w przypadku dzieł innego żydowskiego filozofa, Emmanuela Levinasa. Chociaż Heschel doprowadza swoje rozumowanie do ponownego ufundowania etyki i wykorzystuje przy tym kategorię twarzy, to od Levinasa różni go możność dojrzenia w świecie Boga, który jest obecny w świecie, kiedy dla autora „Całości i nieskończoności” to relacja do drugiego człowieka jest jedynym śladem transcendencji. Na problem zła lekarstwem – według Heschela – jest otwarcie się na to, co nadaje sens ludzkiemu byciu: na Boga.
Przy tej okazji warto podjąć dwie, ostatnie już, kwestie. Pierwsza to kwestia teologiczności. Jedna z książek Heschela nosi podtytuł „Filozofia judaizmu”. Problem samego terminu „filozofia żydowska” jest bardzo złożony i posiada bardzo bogatą literaturę. Nie ma żadnej ostrej definicji, która pomogłaby stwierdzić, kiedy filozofia nosi cechę żydowskości. Filozofia judaizmu też nie może być rozumiana w sensie dopełniaczowym. Nie jest to zastosowanie jakichś, mających swoją tradycję, pojęć filozoficznych do judaizmu. W przywołanej pozycji dokonuje się proces – używając znanej frazy – myślenia z głębi metafory. Judaizm jest punktem wyjścia dla refleksji filozoficznej.
W „Kim jest człowiek?” autor ostrożnie wprowadza wątki teologiczne. Na początku są nieco ukryte i mogą ujść uwadze czytelnika. W połowie pierwszego rozdziału pojawia się zdanie: „Natura ludzka w swoim pierwotnym, niezepsutym stanie nie jest nam dana” (s. 32). Teza ta jest zasadna jedynie na gruncie opowieści o nieposłuszeństwie Adama i Ewy. Kolejne dwie tego typu, chociaż znacznie szersze znaczeniowo, uwagi znajdują się na stronie 62, gdzie słyszymy, że wobec niewiary w człowieka widocznej we współczesnych tekstach jemu poświęconych „Pan na niebiosach może okazać się jego ostatnim przyjacielem na ziemi”. Dalej podejmując ten wątek, Heschel mówi, że samodyskredytacja „wzmacnia wątpliwość, czy człowiek w ogóle zasługuje na zbawienie”. Natomiast paragraf poświęcony świętości zawiera odwołania jedynie do sacrum. Dopiero mocne przeciwstawienie kategorii życia kategorii bycia przynosi ujawnienie biblijnego tła całego tekstu (od strony 125). Przy tej okazji nie sposób omówić całości tego złożonego zagadnienia. Zwrócimy uwagę, i to w sposób zupełnie przyczynkowy, na najważniejszy element problemu teologicznego, który też pozwoli nam jednocześnie zastanowić się nad drugą zasygnalizowaną wcześniej kwestią, jaką jest stosunek Heschela do ontologii fundamentalnej Martina Heideggera.
Człowiek, o którym mówi Heschel, to człowiek biblijny, który nie tyle myśli, co jest myślany; nie tyle działa, co doświadcza działania. Dzięki temu wyjaśnieniu możemy zrozumieć, dlaczego na samym początku przywołaliśmy „bycie wezwanym i poproszonym” jako szczególne momenty bycia ludzkim. Do lepszej konceptualizacji tej intuicji może się przyczynić odwołanie się do Paula Ricoeura, który mówił o człowieku jako podmiocie biernym. Według francuskiego filozofa mogę rozpoznać siebie jako podmiot tylko w odniesieniu do tego, co inne; do czegoś, co jest poza moją władzą, co jakoś oddziałuje na mnie i czyni mnie biernym podmiotem doznawania. W ten sposób człowiek objawia się jako „przedmiot boskiej wiedzy i troski” (s. 131).
Heschel konfrontuje to rozumienie człowieka (myśl), czy też może właśnie samo tak realizowane bycie ludzkim (rzeczywistość), z wizją ontologiczną. Chociaż możemy wyróżnić kilkanaście fragmentów, których heideggerowską proweniencję zdradza słownictwo: życie autentyczne, bycie w świecie, bycie-tu-i-teraz oraz bycie ku śmierci (chociaż w tym przypadku możliwa jest również inspiracja „Gwiazdą zabawienia” Franza Rosenzweiga), a także bliskość sensu zdania (np. idea projektowania), to na końcu Heschel rzuca rękawicę Heideggerowi i wyjaśnia, że rozumienia bycia w świecie w „Byciu i czasie” jest redukcjonistyczne: „Jako czysty byt człowiek rozpuszcza się w anonimowości. Lecz człowiek nie jest tylko byciem, jest również życiem, i gdyby po prostu, zgodnie z apelem Heideggera, »poddał się byciu«, to zrzekłby się swej mocy decydowania i »zredukowałby swoje życie do bycia«” (s. 161).
Jednak decydujące zdanie pada kilka stron później: „Nie powołałem mego bytu do istnienia. Ani nie byłem wrzucony w byt. Mój byt jest posłuszny powiedzeniu »Niech się stanie«” (s. 165). Wrzucenie-w-świat (In-die-Welt-geworfen-sein) zostało skonfrontowane z biblijnym i związanym ze stwórczym i wciąż brzmiącym w stworzeniu boskim powiadaniem, z byciem-wezwanym-w-świat (zob. s. 175). W tym miejscu Heschel może zrobić użytek z wcześniej przygotowanej tezy o byciu przedmiotem myśli Boga, co my oddaliśmy poprzez podmiot bierny Ricoeura.
Rzeczą oczywistą jest, że koncepcje Heideggera i Heschela różnią się od siebie w sposób diametralny. Jednak trzeba zauważyć, że autor odwołuje się jedynie do koncepcji wrzucenia z „Bycia i czasu”, która później została poddana autorskiej reinterpretacji. Po zwrocie u Heiedeggera mamy już do czynienia nie z wrzuceniem w świat i projektowaniem bycia przez samo Dasein, ale owo wrzucenia wiąże się bezpośrednio z projektem samego bycia. Nie znosi to różnicy, ale owa reinterpretacja mogłaby stać się dla Heschela użytecznym narzędziem filozoficznym.
* * *
Wydanie książki „Kim jest człowiek” Abrahama J. Heschela należy uznać za coś bardzo pozytywnego z trzech powodów. Po pierwsze, jest to ważna część dorobku autora, której brak był odczuwany w sposób dotkliwy przez polskiego czytelnika zainteresowanego twórczością tego myśliciela. Po drugie, książka jest napisana przystępnym językiem, zatem można liczyć na to, że zapoznają się z nią również osoby nieposiadające specjalistycznej wiedzy. Po trzecie, chociaż powstała w nieco odmiennym momencie historii, to poprzez analizę zarówno ludzkiej wielkości, jak i ludzkiego bestialstwa, a także poprzez widoczne w niej równoczesne odwołania nie tylko do jednego nurtu, ale do redukcjonizmu i filozofii, która – zdaniem Heschela – pozbawia człowieka sensu i nadziei, może pomóc i nam, ludziom żyjącym w XX wieku, powiedzieć coś ważnego o nas samych.
LITERATURA:
Derrida J.: „Ta dziwna instytucja zwana literaturą. Z Jacques’em Derridą rozmawia Derek Attridge”. Przeł. M.P. Markowski. W: „Dekonstrukcja w badaniach literackich”. Red. R. Nycz. Gdańsk 2000.
Miłosz C.: „Ziemia Ulro”. Kraków 2000.
Sherwin B.: „Abraham Joshua Heschel”. Przeł. M. Kapera. Kraków 2003.
Teologia/filozofia jako mądrość
Jednak zanim tak się stanie, konieczne jest dokonanie kilku wyjaśnień. Otóż nie mamy do czynienia z wykładem antropologii. Już pierwszy kontakt z dziełem Heschela, pobieżne nawet zapoznanie się dowolnym fragmentem lub spisem treści uświadamia nam, że nie trzymamy w rękach typowej akademickiej publikacji. Najdalej jest jej do przeglądu stanowisk. Autor przywołuje jedynie te nurty, które są mu potrzebne w jego opowieści o człowieku, inne zaś pomija lub odwołuje się do nich poprzez frazę znaną zaznajomionemu z literaturą przedmiotu czytelnikowi. Czy jest to zatem autorski projekt antropologiczny? I tutaj trudno uchwycić samą ideę, literacki i dydaktyczny pomysł żydowskiego myśliciela. Heschel przedstawia człowieka jako kogoś, kto jest otwarty na rzeczywistość nie tylko w momencie swej rozumności i poręczności, ale także w egzystencjalnym przeżyciu: pathosie, bojaźni, zdumieniu, byciu wezwanym i poproszonym, w doświadczaniu niepewności i poszukiwaniu sensu, a więc – pozostając dalej w obrębie słownika Heschela – w życiu. Można powiedzieć, że sama kompozycja książki, jej paradoksalna – bo oparta na powtarzaniu wciąż tych samych wątków – wielowarstwowość oraz jej treść próbują stać się apelem skierowanym do wielowymiarowego człowieka.
Urodzony w Warszawie potomek rabina z Opatowa, po którym odziedziczył imię, przyjmuje postawę proroka, który pragnie wniknąć w sytuację świata i odsłonić to, co nie dla wszystkich jest widoczne. Profetyczny rys dzieł Heschela nie został przywołany tu przypadkowo. To właśnie prorocy Izraela stanowili przedmiot jego wczesnych badań, jakie zaowocowały wydaną w 1936 roku w Niemczech, bo tam autor studiował filozofię, rozprawą doktorską. To głębokie zrozumienie proroctwa sprawiło, że nie możemy mówić o pozie, ale postawie właśnie. W ten sposób wykłady, jakie Heschel wygłosił w 1963 roku na uniwersytecie stanfordzkim, a które stanowią podstawę dla omawianej publikacji, nawiązują do sapiencjalnej linii uprawiania filozofii i teologii.
Sam autor, zdając sobie zapewne sprawę również z korzyści wynikających z wykorzystania tej tradycji, w lakonicznym wstępie informuje czytelnika, że wiele aspektów problemu człowieka nie zostało w „Kim jest człowiek?” omówionych. Jest to konieczna cena mądrościowego stylu filozofa. Konkluduje następnie: „Można ją [pracę] jednak potraktować jako prolegomena do bardziej wnikliwych studiów, które prowadziłem przez jakiś czas” (s. 21). Łatwo zorientować się, że chodzi o mającą kilkanaście wydań w Stanach Zjednoczonych – gdzie Heschel mieszkał od roku 1940 – książkę „Człowiek nie jest sam” oraz o wydaną pięć lat później, tj. w 1955 roku, słynną pozycję „Bóg szukający człowieka. Filozofia judaizmu”. Z obydwiema publikacjami polski czytelnik może się zapoznać. Pierwsza została wydana w „Znaku” w roku 2002, a druga w wydawnictwie „Esprit” w roku 2008. Nie są to jedyne dostępne polskie tłumaczenia. Należą do nich także „Pańska jest ziemia” (o wschodnioeuropejskich Żydach), „Szabat”, „Człowiek szukający Boga” oraz tomik wierszy „Niewypowiedziane imię Boga: człowiek”.
„Kim jest człowiek?” trafia zatem na przygotowany grunt, chociaż Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego debiutuje w roli wydawcy Heschela. W „Słowie od Wydawcy i Tłumacza”, sygnowanym przez Katarzynę Wojtkowską, czytamy, że prezentowana pozycja ma stanowić początek serii książek poświęconych tytułowemu pytaniu. Warto również nadmienić, że książkę wprowadzeniem opatrzył Stanisław Krajewski.
„Żadna myśl nie jest samotną wyspą” (s. 140)
Heschel wygłasza ten pogląd w kontekście rozważań nad integralnością władz w człowieku. Nasz sposób bycia wpływa na nasze myślenie, gdyż rodzi się ono w kontakcie ze światem. Pamiętając, że częścią tego świata jest świat pojęć i idei, można zapytać o to, skąd płyną wody, które oblewają brzegi tej wyspy; skąd pochodzą ludzie, którzy do nią docierają. Niewątpliwie są to wielkie postaci judaizmu, którym filozof poświęcił osobne opracowania: Mojżesz Majmonides, Solomon Ibn Gabirol, Don Izaak Abravanel, Mendel z Kocka. Twórcze musiało być również spotkanie z Martinem Buberem, który wyznaczył go na swojego następcę w Żydowskim Domu Studiów we Frankfurcie. Jednak w „Kim jest człowiek?” Heschel nie powołuje się na te nazwiska. Wielokrotnie przywoływany jest autor „Bycia i czasu”, Martin Heidegger. Heschel często nie wymienia jego nazwiska, ale nie ma wątpliwości, że ukrycie polemizuje lub twórczo czerpie z filozofii Heideggera. W ostatniej części książki staje się jego otwartym antagonistą. Ze względu na doniosłość tego zagadnienia zostanie ono omówione osobno.
W takim układzie warto zwrócić uwagę na inne dwa punkty odniesienia omawianego dzieła: redukcjonizm i filozofię akcentującą absurd ludzkiej egzystencji. W stosunku do pierwszego paradygmatyczne wydają się słowa: „Drzewo opisujemy jako zdrewniałą, wieloletnią roślinę mającą pojedynczą główną oś czy łodygę (pień) o wysokości przekraczającej zazwyczaj dziesięć stóp. Czy to wszystko, co jest w drzewie, przed którym stoję?” (s. 146). Taki, apologetyczny wręcz, rys wypowiedzi, a także odwołanie się do kategorii sensu, która w całości projektu Heschela ma doniosłe znaczenie, przywołuje bezpośrednie skojarzenie z logoterapią Victora Frankla, który przypomina, że istota ludzka nie jest sumą swoich funkcji, popędów, odruchów, emocji i procesów. Według Frankla człowiek należy do sfery noologicznej. W nauce – według znanego psychiatry – dokonuje się rzutowanie człowieka na przestrzeń o niższym wymiarze, która nie potrafi odzwierciedlić jego całej prawdy. Ta uwaga dobrze oddaje intencję Heschela (zob. s. 96-97).
W polskiej literaturze bliska temu ujęciu wydaje się gorzka i nieco ironiczna konstatacja Czesława Miłosza z „Ziemi Ulro”: „Człowiek, jaki ukazuje się w literaturze drugiej połowy XX wieku, nie śmie sprzeciwić się zasadom fizyki, biologii, psychologii, socjologii itd. (…) Jeżeli jednak (…) zmienił się z Króla w odmianę małp człekokształtnych, bez Edenu, bez Nieba i Piekła, bez dobra i zła, które stały się wytworem społecznych determinant – to może dojrzał do redukcji całkowitej, czyli do przekształcenia się w planetarne społeczeństwo dwunogich owadów?” (Miłosz 2000: 180-181). Fragment ten doskonale koresponduje z uwagą, na jaką natrafiamy w drugim rozdziale: „Podobno, gdy Platon zdefiniował człowieka jako dwunożne, nieopierzone zwierzę, Diogenes oskubał koguta i przyniósł go do Akademii. Zoomorficzne pojęcie człowieka pozwala nam wyznaczyć jego miejsce w świecie fizycznym, natomiast nie jest zdolne wyjaśnić nieskończonej odmienności pomiędzy człowiekiem i najbardziej rozwiniętymi zwierzętami, niższymi od niego” (s. 56).
Jednak krytyka redukcjonizmu w „Kim jest człowiek?” nie jest wymierzona jedynie w scjentyzm. Autor przedstawia człowieka jako wydarzenie, czyli takie zdarzenie, którego nie da się sprowadzić do części procesu (zob. s. 85). „Bycie ludzkim nie jest rzeczą, substancją; jest chwilą, która się wydarza; nie jest procesem, lecz serią czynów czy zdarzeń” (s. 84) – czytamy. W ten sposób jasne się staje, że książka stanowi również polemikę z taką filozofią człowieka, która wychodzi od ogólnej teorii bytu, a byt ludzki traktuje jedynie jako szczególny, ale nie wyjątkowy, rodzaj bytu, czyli z metafizyką człowieka. Dobitnie o tym świadczy już pierwszy rozdział, w którym słyszymy postulat, aby „myśleć o człowieku w kategoriach ludzkich” (s. 22). Wbrew metafizycznej zasadzie agere sequitur esse (działanie idzie za bytem), Heschel dowodzi, że bycie ludzkim jest aktem, a nie rzeczą i określane jest „przez to, co zostało zrobione z bytem” (s. 164), gdyż „stajemy się tym, co o sobie myślimy” (s. 32). W tym punkcie autor spotyka się z J.P. Sartrem, który w słynnym tekście „Egzystencjalizm jest humanizmem” daje wyraz zasadzie, że w przypadku człowieka to egzystencja wyprzedza esencję. Na koniec przywołajmy jeden cytat, który dobitnie to potwierdza: „Egzystencja nie otrzymuje swego sensu ze sfery bytu, ponieważ samo bycie jest czymś mniejszym niż bycie ludzkim. To, co ludzkie, nie pochodzi z bytu; aczkolwiek może w nim sczeznąć” (s. 121).
Powyższy cytat wyznacza również linię sporu z filozofami, którzy akcentowali ludzką beznadzieję, absurdalność życia i zaprzeczali możliwości poszukiwania i odnalezienia sensu. Jednak nie jest to systematyczna analiza przeciwnych poglądów. Argumenty są podawane niejako przy okazji, w formie raczej aforystycznej. Dla przykładu: „Człowiek jest źródłem bezmiernego sensu, a nie tylko kroplą w oceanie bytu” (s. 116). Obok Heideggera, którego Heschel czyta w perspektywie pesymistycznej, przywołany zostaje Albert Camus: „Według Alberta Camusa »jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo«. Mogę się z tym nie godzić i twierdzić, że istnieje tylko jeden prawdziwie poważny problem: a jest nim śmierć męczeńska. Czy istnieje coś, za co warto umierać?” (s. 157-158). Śmierć męczeńska staje się w ten sposób ostro obrysowanym symbolem posiadania sensu. To, co daje sens, jest tym, co transcendentne. Człowiek wykraczając ponad to, kim jest, kieruje się ku temu, czym może być, i spotyka szukający go sens (zob. s. 130). W tym kontekście zrozumiałe staje się zdanie, które na długo zapada w pamięć: „Powiedz komuś, że jest celem samym w sobie, a jego odpowiedzią będzie rozpacz” (s. 137). Sens wiąże się również z odpowiedzialnością za świat. Tragedią współczesnego człowieka Heschel nazywa samotność jego myślenia – brak związku z wszechświatem. Jedynie jedność z nim zapewnia zaistnienie sensu.
Podsumowując, Heschel jest uznawany za przedstawiciela filozofii dialogu, co uwidacznia się właśnie w tym punkcie. Jedność odrębnych i niesprowadzalnych do siebie elementów – transcendentnego (szczególnie mocno musi to wybrzmieć w perspektywie judaizmu!) Boga, człowieka żyjącego swym ludzkim życiem i świata – sprowadza się do możliwości dialogu, zbawczego reprezentowania, mówienia z Kimś i mówienia za kogoś w trosce o niego samego. Autor syntetyzuje swój pogląd w poetyckiej frazie, której początek nie sposób odczytać inaczej, jak przez pryzmat pierwszych słów „Pieśni nocnego wędrowca” Johanna Wolfganga Goethego, „Über allen Gipfeln / Ist Ruh”. Oto tekst Heschela: „Cisza zalega nad wszystkimi szczytami górskimi. Świat świeci majestatem. Każdy kwiat to wykwit miłości. Każdy byt mówi we własnym imieniu. Jedynie człowiek może mówić w imieniu wszystkich bytów. Jedynie ludzkie bycie rozgrywa tajemnicę jako dramat” (s. 135). Kiedy jednak autor przechodzi do omawiania konkretnych implikacji tej tezy, to mówi już raczej o ludzkości, a nie o człowieku jako takim. Jest to w pewien sposób konsekwencja przejścia na grunt filozofii społecznej, ale może powodować poczucie niespójności.
„Pytanie o człowieka trzeba rozważać nie tylko w aulach uniwersyteckich, lecz także w obecności więźniów obozów koncentracyjnych, czy mając przed oczami grzyb wybuchu nuklearnego” (s. 41-42)
Zdolność mówienia w imieniu innego to także zdolność mówienia w imieniu ofiary. Biografia Heschela udowadnia, że sam autor nie był głuchy na własne wołanie. Przyjaźń z Martinem Lutherem Kingiem, krytyka wojny w Wietnamie, upominanie się o los Żydów w ZSRR to jedynie wybrane przykłady realizacji tego postulatu. Mądrościowy i profetyczny charakter filozofii nakazuje brać pod uwagę historyczny kontekst prowadzonej refleksji. Tym kontekstem jest kolejna odmiana zła, jakie spotkało człowieka w XX wieku. Jeśli człowiek jest tym, czym może się stać, a równocześnie immanentnym elementem bycia ludzkim jest to, co on sam o sobie myśli, to nie można nie brać pod uwagę tego, że człowiek jest zdolny do bestialstwa, i to nie tylko teoretycznie, ale faktycznie. Szukając zatem odpowiedzi na pytanie o człowieka, pytanie o bycie ludzkim, Heschel nawołuje do przemyślenia zbrodni: „W tym wieku [XX] trudno rozmyślać o człowieku, nie doznając wstydu, cierpienia i obrzydzenia, nie można również doświadczać radości bez żalu i bezgranicznego smutku, śledzić osobiste triumfy bez męki zażenowania” (s. 43).
Problem zła w omawianej publikacji nie jest jednak tak silnie widoczny jak w przypadku dzieł innego żydowskiego filozofa, Emmanuela Levinasa. Chociaż Heschel doprowadza swoje rozumowanie do ponownego ufundowania etyki i wykorzystuje przy tym kategorię twarzy, to od Levinasa różni go możność dojrzenia w świecie Boga, który jest obecny w świecie, kiedy dla autora „Całości i nieskończoności” to relacja do drugiego człowieka jest jedynym śladem transcendencji. Na problem zła lekarstwem – według Heschela – jest otwarcie się na to, co nadaje sens ludzkiemu byciu: na Boga.
Przy tej okazji warto podjąć dwie, ostatnie już, kwestie. Pierwsza to kwestia teologiczności. Jedna z książek Heschela nosi podtytuł „Filozofia judaizmu”. Problem samego terminu „filozofia żydowska” jest bardzo złożony i posiada bardzo bogatą literaturę. Nie ma żadnej ostrej definicji, która pomogłaby stwierdzić, kiedy filozofia nosi cechę żydowskości. Filozofia judaizmu też nie może być rozumiana w sensie dopełniaczowym. Nie jest to zastosowanie jakichś, mających swoją tradycję, pojęć filozoficznych do judaizmu. W przywołanej pozycji dokonuje się proces – używając znanej frazy – myślenia z głębi metafory. Judaizm jest punktem wyjścia dla refleksji filozoficznej.
W „Kim jest człowiek?” autor ostrożnie wprowadza wątki teologiczne. Na początku są nieco ukryte i mogą ujść uwadze czytelnika. W połowie pierwszego rozdziału pojawia się zdanie: „Natura ludzka w swoim pierwotnym, niezepsutym stanie nie jest nam dana” (s. 32). Teza ta jest zasadna jedynie na gruncie opowieści o nieposłuszeństwie Adama i Ewy. Kolejne dwie tego typu, chociaż znacznie szersze znaczeniowo, uwagi znajdują się na stronie 62, gdzie słyszymy, że wobec niewiary w człowieka widocznej we współczesnych tekstach jemu poświęconych „Pan na niebiosach może okazać się jego ostatnim przyjacielem na ziemi”. Dalej podejmując ten wątek, Heschel mówi, że samodyskredytacja „wzmacnia wątpliwość, czy człowiek w ogóle zasługuje na zbawienie”. Natomiast paragraf poświęcony świętości zawiera odwołania jedynie do sacrum. Dopiero mocne przeciwstawienie kategorii życia kategorii bycia przynosi ujawnienie biblijnego tła całego tekstu (od strony 125). Przy tej okazji nie sposób omówić całości tego złożonego zagadnienia. Zwrócimy uwagę, i to w sposób zupełnie przyczynkowy, na najważniejszy element problemu teologicznego, który też pozwoli nam jednocześnie zastanowić się nad drugą zasygnalizowaną wcześniej kwestią, jaką jest stosunek Heschela do ontologii fundamentalnej Martina Heideggera.
Człowiek, o którym mówi Heschel, to człowiek biblijny, który nie tyle myśli, co jest myślany; nie tyle działa, co doświadcza działania. Dzięki temu wyjaśnieniu możemy zrozumieć, dlaczego na samym początku przywołaliśmy „bycie wezwanym i poproszonym” jako szczególne momenty bycia ludzkim. Do lepszej konceptualizacji tej intuicji może się przyczynić odwołanie się do Paula Ricoeura, który mówił o człowieku jako podmiocie biernym. Według francuskiego filozofa mogę rozpoznać siebie jako podmiot tylko w odniesieniu do tego, co inne; do czegoś, co jest poza moją władzą, co jakoś oddziałuje na mnie i czyni mnie biernym podmiotem doznawania. W ten sposób człowiek objawia się jako „przedmiot boskiej wiedzy i troski” (s. 131).
Heschel konfrontuje to rozumienie człowieka (myśl), czy też może właśnie samo tak realizowane bycie ludzkim (rzeczywistość), z wizją ontologiczną. Chociaż możemy wyróżnić kilkanaście fragmentów, których heideggerowską proweniencję zdradza słownictwo: życie autentyczne, bycie w świecie, bycie-tu-i-teraz oraz bycie ku śmierci (chociaż w tym przypadku możliwa jest również inspiracja „Gwiazdą zabawienia” Franza Rosenzweiga), a także bliskość sensu zdania (np. idea projektowania), to na końcu Heschel rzuca rękawicę Heideggerowi i wyjaśnia, że rozumienia bycia w świecie w „Byciu i czasie” jest redukcjonistyczne: „Jako czysty byt człowiek rozpuszcza się w anonimowości. Lecz człowiek nie jest tylko byciem, jest również życiem, i gdyby po prostu, zgodnie z apelem Heideggera, »poddał się byciu«, to zrzekłby się swej mocy decydowania i »zredukowałby swoje życie do bycia«” (s. 161).
Jednak decydujące zdanie pada kilka stron później: „Nie powołałem mego bytu do istnienia. Ani nie byłem wrzucony w byt. Mój byt jest posłuszny powiedzeniu »Niech się stanie«” (s. 165). Wrzucenie-w-świat (In-die-Welt-geworfen-sein) zostało skonfrontowane z biblijnym i związanym ze stwórczym i wciąż brzmiącym w stworzeniu boskim powiadaniem, z byciem-wezwanym-w-świat (zob. s. 175). W tym miejscu Heschel może zrobić użytek z wcześniej przygotowanej tezy o byciu przedmiotem myśli Boga, co my oddaliśmy poprzez podmiot bierny Ricoeura.
Rzeczą oczywistą jest, że koncepcje Heideggera i Heschela różnią się od siebie w sposób diametralny. Jednak trzeba zauważyć, że autor odwołuje się jedynie do koncepcji wrzucenia z „Bycia i czasu”, która później została poddana autorskiej reinterpretacji. Po zwrocie u Heiedeggera mamy już do czynienia nie z wrzuceniem w świat i projektowaniem bycia przez samo Dasein, ale owo wrzucenia wiąże się bezpośrednio z projektem samego bycia. Nie znosi to różnicy, ale owa reinterpretacja mogłaby stać się dla Heschela użytecznym narzędziem filozoficznym.
* * *
Wydanie książki „Kim jest człowiek” Abrahama J. Heschela należy uznać za coś bardzo pozytywnego z trzech powodów. Po pierwsze, jest to ważna część dorobku autora, której brak był odczuwany w sposób dotkliwy przez polskiego czytelnika zainteresowanego twórczością tego myśliciela. Po drugie, książka jest napisana przystępnym językiem, zatem można liczyć na to, że zapoznają się z nią również osoby nieposiadające specjalistycznej wiedzy. Po trzecie, chociaż powstała w nieco odmiennym momencie historii, to poprzez analizę zarówno ludzkiej wielkości, jak i ludzkiego bestialstwa, a także poprzez widoczne w niej równoczesne odwołania nie tylko do jednego nurtu, ale do redukcjonizmu i filozofii, która – zdaniem Heschela – pozbawia człowieka sensu i nadziei, może pomóc i nam, ludziom żyjącym w XX wieku, powiedzieć coś ważnego o nas samych.
LITERATURA:
Derrida J.: „Ta dziwna instytucja zwana literaturą. Z Jacques’em Derridą rozmawia Derek Attridge”. Przeł. M.P. Markowski. W: „Dekonstrukcja w badaniach literackich”. Red. R. Nycz. Gdańsk 2000.
Miłosz C.: „Ziemia Ulro”. Kraków 2000.
Sherwin B.: „Abraham Joshua Heschel”. Przeł. M. Kapera. Kraków 2003.
Abraham Joshua Heschel: „Kim jest człowiek?”. Przeł. Katarzyna Wojtkowska. Punctum. Pracownia Oświatowo-Wydawnicza. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Warszawa-Łódź 2014.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |