A GDYBY TAK... (BATMAN. ZIEMIA JEDEN)
A
A
A
Wyobraźmy sobie, jak mogłaby wyglądać alternatywna rzeczywistość Spider-Mana. Przykładowo: ciocia May to były szpieg i utalentowana pielęgniarka, która uczyła się fachu w czasie wojny w Wietnamie, a przy okazji wie, że Peter jest Człowiekiem-Pająkiem, dzięki czemu może z powodzeniem leczyć jego rany odniesione podczas niebezpiecznych przygód. Burmistrzem Nowego Jorku – tępiącym zamaskowanych, samozwańczych stróżów sprawiedliwości – niech będzie J. Jonah Jameson. Mary Jane? Co tam, powiedzmy, że pracuje w „Daily Bugle” i za wszelką cenę stara się odkryć prawdziwą tożsamość tytułowego bohatera, jednocześnie spotykając się z Parkerem. I mógłbym tak kombinować w nieskończoność, tylko po co?
W „Ziemi Jeden” Geoff Johns przedstawił swoją wizję genezy Batmana. Mamy więc morderstwo rodziców Bruce’a Wayne’a, debiut Harveya Bullocka w gothamskiej policji oraz pierwsze próby zwalczania przestępców przez Mrocznego Rycerza. Cały wic polega na tym, że wiele wątków zostało wywróconych do góry nogami. Alfred nie jest łagodnym dżentelmenem z ironiczną czy zabawną ripostą na każdą okazję. Bullock, nowy partner nie do końca prawego Jamesa Gordona, to nie niski, gburowaty glina z problemem alkoholowym, lecz gustująca w krawatach gwiazda telewizji oraz gospodarz programu „Detektywi Hollywood”. Obowiązki burmistrza Gotham City pełni natomiast Oswald Cobblepot.
Zmian w stosunku do kanonicznej wersji pojawiło się sporo, a prawie wszystkie łączy jedno: są celem samym w sobie. Nie jestem ortodoksyjnym czytelnikiem przygód Batmana, nie mam nic przeciwko wariacjom, alternatywnym rzeczywistościom i komiksom opatrzonym etykietką elseworlds. Nie neguję scenariuszy Johnsa – jego „Forever Evil” czytałem ze sporym zainteresowaniem. Nie zmienia to faktu, że w czasie lektury „Ziemi Jeden” często zadawałem sobie pytanie: właściwie, po co to wszystko?
Niemniej jednak autor w ciekawy sposób przedstawił Mrocznego Rycerza jako zwykłego, popełniającego błędy człowieka, a nie charyzmatycznego herosa. Zamaskowany Wayne (należy nadmienić, że w komiksie dokładnie widać jego oczy) często przegrywa starcia z przeciwnikami, nie zawsze radzi sobie z obsługą swoich gadżetów, a jeśli nawet sobie radzi, to sprzęt bywa wadliwy. I choć chwilami bohater przypomina nieco komicznego pechowca, trzeba przyznać, że taki pomysł ma sens i został dobrze zrealizowany.
Chociaż komiks zawiódł moje oczekiwania (szczególnie po jak zwykle hurraoptymistycznych opiniach na ostatniej stronie okładki), trudno uznać go za dzieło bezspornie złe. Album został przecież solidnie zilustrowany przez Gary’ego Franka, zaś scenarzysta kilkukrotnie mruga porozumiewawczo okiem do czytelnika (patrz: miejsce, do którego trafia Bullock niemal na samym końcu opowieści).
Egmont Polska zadbało o to, by „Ziemia Jeden” została świetnie wydana w ramach nowego cyklu DC Deluxe. Z tego, jak i wyżej wymienionych powodów, nie mogę recenzowanego tomu jednoznacznie skreślić, co nie zmienia faktu, że od dłuższego czasu boli mnie serce, kiedy myślę o większości ukazujących się w Polsce opowieści z uniwersum Mrocznego Rycerza. Niestety, Johns wcale nie zaserwował mi środka przeciwbólowego.
W „Ziemi Jeden” Geoff Johns przedstawił swoją wizję genezy Batmana. Mamy więc morderstwo rodziców Bruce’a Wayne’a, debiut Harveya Bullocka w gothamskiej policji oraz pierwsze próby zwalczania przestępców przez Mrocznego Rycerza. Cały wic polega na tym, że wiele wątków zostało wywróconych do góry nogami. Alfred nie jest łagodnym dżentelmenem z ironiczną czy zabawną ripostą na każdą okazję. Bullock, nowy partner nie do końca prawego Jamesa Gordona, to nie niski, gburowaty glina z problemem alkoholowym, lecz gustująca w krawatach gwiazda telewizji oraz gospodarz programu „Detektywi Hollywood”. Obowiązki burmistrza Gotham City pełni natomiast Oswald Cobblepot.
Zmian w stosunku do kanonicznej wersji pojawiło się sporo, a prawie wszystkie łączy jedno: są celem samym w sobie. Nie jestem ortodoksyjnym czytelnikiem przygód Batmana, nie mam nic przeciwko wariacjom, alternatywnym rzeczywistościom i komiksom opatrzonym etykietką elseworlds. Nie neguję scenariuszy Johnsa – jego „Forever Evil” czytałem ze sporym zainteresowaniem. Nie zmienia to faktu, że w czasie lektury „Ziemi Jeden” często zadawałem sobie pytanie: właściwie, po co to wszystko?
Niemniej jednak autor w ciekawy sposób przedstawił Mrocznego Rycerza jako zwykłego, popełniającego błędy człowieka, a nie charyzmatycznego herosa. Zamaskowany Wayne (należy nadmienić, że w komiksie dokładnie widać jego oczy) często przegrywa starcia z przeciwnikami, nie zawsze radzi sobie z obsługą swoich gadżetów, a jeśli nawet sobie radzi, to sprzęt bywa wadliwy. I choć chwilami bohater przypomina nieco komicznego pechowca, trzeba przyznać, że taki pomysł ma sens i został dobrze zrealizowany.
Chociaż komiks zawiódł moje oczekiwania (szczególnie po jak zwykle hurraoptymistycznych opiniach na ostatniej stronie okładki), trudno uznać go za dzieło bezspornie złe. Album został przecież solidnie zilustrowany przez Gary’ego Franka, zaś scenarzysta kilkukrotnie mruga porozumiewawczo okiem do czytelnika (patrz: miejsce, do którego trafia Bullock niemal na samym końcu opowieści).
Egmont Polska zadbało o to, by „Ziemia Jeden” została świetnie wydana w ramach nowego cyklu DC Deluxe. Z tego, jak i wyżej wymienionych powodów, nie mogę recenzowanego tomu jednoznacznie skreślić, co nie zmienia faktu, że od dłuższego czasu boli mnie serce, kiedy myślę o większości ukazujących się w Polsce opowieści z uniwersum Mrocznego Rycerza. Niestety, Johns wcale nie zaserwował mi środka przeciwbólowego.
Geoff Johns, Gary Frank: „Batman: Ziemia Jeden” („Batman: Earth One”). Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |