ZDRAWSTWUJTIE, TAWARISZ SUPERMAN (SUPERMAN. CZERWONY SYN)
A
A
A
Na początek przypomnijmy sobie jeden z ważniejszych mitów zachodniej popkultury: kapsuła ratunkowa z małym Kal-Elem na pokładzie opuszcza umierający Krypton, mknąc ku niepewnemu przeznaczeniu. Pojazd wchodzi w ziemską atmosferę, rozbijając się na amerykańskiej prowincji. Tam obdarzony nadludzkimi zdolnościami osesek trafia w opiekuńcze ramiona Marthy i Jonathana Kentów, którzy, nadając mu imię Clark, wychowują w Smallville kosmiczne dziecię na jednostkę o silnym kośćcu (także) moralnym. Po latach młodzian staje się superbohaterską ikoną Stanów Zjednoczonych, nie bez kozery przywdziewając trykot budzący skojarzenia z barwami gwiaździstego sztandaru.
A teraz pomyślmy o nieco innym wariancie tej doskonale znanej opowieści. Co by się stało, gdyby pojazd Kryptończyka zakończył lot w ukraińskim kołchozie, a chłopcem (zdradzającym po pewnym czasie nadnaturalne talenty) zainteresował się sam towarzysz Stalin? Czy temperatura zimnej wojny podskoczyłaby do góry, gdyby na szachownicę międzynarodowej polityki wkroczył heros z sowieckim symbolem sierpa i młota na piersi? A gdyby oddany komunistycznym ideałom Superman – toczący nieustający bój o globalne rozszerzenie Układu Warszawskiego – stanął na czele imperium, to czy konsekwencją byłaby promocja socjalizmu z ludzką twarzą czy bezduszna tyrania czerwonej gwiazdy?
Te i inne pytania stanowią punkt wyjścia komiksu Marka Millara, w którym szkocki scenarzysta twórczo reinterpretuje mit Człowieka ze Stali, nie pomijając przy tym klasycznych wątków oraz wprowadzając na scenę sprawdzonych aktorów (Lex Luthor, Lois Lane, Wonder Woman, Batman, Hal „Green Lantern” Jordan, Brainiac czy Bizarro), dając im szansę na nieco mniej kanoniczne odegranie ich zwyczajowych ról. Współtwórca „Kick-Assa” powierza obowiązki narratora głównemu bohaterowi dramatu, którego przebieg przypomina mistrzowską partię szachów. Dodajmy do tego wiarygodnych pod względem psychologicznym protagonistów, bezbłędnie napisane dialogi, idealnie wyważony humor oraz wartkie tempo akcji (bynajmniej nie działające na szkodę refleksyjnego aspektu dzieła), a otrzymamy komiks będący czymś więcej niż tylko kapitalną rozrywką.
Bo „Superman: Czerwony Syn” da się bez problemu odczytać jako kostiumowe studium starcia dwóch ideologii (kapitalizmu i komunizmu) w równym stopniu ukazujących swoje totalitarne inklinacje, uniwersalna w swej wymowie opowieść o potrzebie przynależności, o konflikcie między zdegenerowaną ambicją a nie zawsze właściwie pojmowaną odpowiedzialnością za innych, o dochowywaniu wierności własnym przekonaniom (bez względu na okoliczności) oraz cenie, jaką trzeba za to zapłacić. W natchnionym duchem prozy George’a Orwella albumie tytułowy bohater zyskuje profil Wielkiego Brata – widzącego i słyszącego dosłownie wszystko strażnika (jedynego słusznego) prawa i porządku, który pomimo swej omnipotencji jest boleśnie ludzki, szczególnie gdy upada pod ciężarem popełnianych przez siebie błędów, wypływających zresztą z jak najbardziej szlachetnych pobudek. Błędów, których skalę paradoksalnie uświadamia bohaterowi jego osobiste nemezis, Lex Luthor – najmądrzejszy człowiek na Ziemi (w tej wersji chlubiący się ponadto rudą czupryną).
Komiksowy moralitet scenarzysty „The Authority” to nie tylko świetna fabuła, lecz także idealnie współgrająca z nią oprawa wizualna. Amerykański grafik Dave Johnson (autor okładek legendarnej serii „100 naboi” oraz dyrektor artystyczny „Ligi Sprawiedliwości bez granic”) wraz z irlandzkim artystą Kilianem Plunkettem (ilustrator „Aliens: Labirynt” i główny projektant animowanej serii „Wojna klonów”) stworzyli prace przywołujące ducha zarówno starych kreskówek rodem z Fleischer Studios, jak i propagandowych plakatów utrzymanych w poetyce realnego socjalizmu. Solidne wsparcie ze strony inkerów Andrew Robinsona i Waldena Wonga, jak i kolorysty Paula Mountsa zadecydowało o bardzo klimatycznej estetyce recenzowanego tomu, po który powinni sięgnąć nie tylko fani Człowieka ze Stali.
A teraz pomyślmy o nieco innym wariancie tej doskonale znanej opowieści. Co by się stało, gdyby pojazd Kryptończyka zakończył lot w ukraińskim kołchozie, a chłopcem (zdradzającym po pewnym czasie nadnaturalne talenty) zainteresował się sam towarzysz Stalin? Czy temperatura zimnej wojny podskoczyłaby do góry, gdyby na szachownicę międzynarodowej polityki wkroczył heros z sowieckim symbolem sierpa i młota na piersi? A gdyby oddany komunistycznym ideałom Superman – toczący nieustający bój o globalne rozszerzenie Układu Warszawskiego – stanął na czele imperium, to czy konsekwencją byłaby promocja socjalizmu z ludzką twarzą czy bezduszna tyrania czerwonej gwiazdy?
Te i inne pytania stanowią punkt wyjścia komiksu Marka Millara, w którym szkocki scenarzysta twórczo reinterpretuje mit Człowieka ze Stali, nie pomijając przy tym klasycznych wątków oraz wprowadzając na scenę sprawdzonych aktorów (Lex Luthor, Lois Lane, Wonder Woman, Batman, Hal „Green Lantern” Jordan, Brainiac czy Bizarro), dając im szansę na nieco mniej kanoniczne odegranie ich zwyczajowych ról. Współtwórca „Kick-Assa” powierza obowiązki narratora głównemu bohaterowi dramatu, którego przebieg przypomina mistrzowską partię szachów. Dodajmy do tego wiarygodnych pod względem psychologicznym protagonistów, bezbłędnie napisane dialogi, idealnie wyważony humor oraz wartkie tempo akcji (bynajmniej nie działające na szkodę refleksyjnego aspektu dzieła), a otrzymamy komiks będący czymś więcej niż tylko kapitalną rozrywką.
Bo „Superman: Czerwony Syn” da się bez problemu odczytać jako kostiumowe studium starcia dwóch ideologii (kapitalizmu i komunizmu) w równym stopniu ukazujących swoje totalitarne inklinacje, uniwersalna w swej wymowie opowieść o potrzebie przynależności, o konflikcie między zdegenerowaną ambicją a nie zawsze właściwie pojmowaną odpowiedzialnością za innych, o dochowywaniu wierności własnym przekonaniom (bez względu na okoliczności) oraz cenie, jaką trzeba za to zapłacić. W natchnionym duchem prozy George’a Orwella albumie tytułowy bohater zyskuje profil Wielkiego Brata – widzącego i słyszącego dosłownie wszystko strażnika (jedynego słusznego) prawa i porządku, który pomimo swej omnipotencji jest boleśnie ludzki, szczególnie gdy upada pod ciężarem popełnianych przez siebie błędów, wypływających zresztą z jak najbardziej szlachetnych pobudek. Błędów, których skalę paradoksalnie uświadamia bohaterowi jego osobiste nemezis, Lex Luthor – najmądrzejszy człowiek na Ziemi (w tej wersji chlubiący się ponadto rudą czupryną).
Komiksowy moralitet scenarzysty „The Authority” to nie tylko świetna fabuła, lecz także idealnie współgrająca z nią oprawa wizualna. Amerykański grafik Dave Johnson (autor okładek legendarnej serii „100 naboi” oraz dyrektor artystyczny „Ligi Sprawiedliwości bez granic”) wraz z irlandzkim artystą Kilianem Plunkettem (ilustrator „Aliens: Labirynt” i główny projektant animowanej serii „Wojna klonów”) stworzyli prace przywołujące ducha zarówno starych kreskówek rodem z Fleischer Studios, jak i propagandowych plakatów utrzymanych w poetyce realnego socjalizmu. Solidne wsparcie ze strony inkerów Andrew Robinsona i Waldena Wonga, jak i kolorysty Paula Mountsa zadecydowało o bardzo klimatycznej estetyce recenzowanego tomu, po który powinni sięgnąć nie tylko fani Człowieka ze Stali.
Mark Millar, Dave Johnson, Kilian Plunkett i in.: „Superman. Czerwony Syn” („Superman: Red Son”). Tłumaczenie: Jakub Syty. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |