IN VITRO W SŁUŻBIE NARODU (KAROLINA DOMAGALSKA: 'NIE PRZEPROSZĘ, ŻE URODZIŁAM')
A
A
A
Lekturę reportaży Karoliny Domagalskiej należałoby zacząć od końca. Dlaczego? Z prostego powodu: na końcu „Nie przeproszę, że urodziłam” autorka umieszcza słownik pojęć związanych z kwestią in vitro oraz bibliografię i źródła internetowe. Bez słownika i źródeł ani rusz w lekturze, ale też w debacie, która obecnie toczy się w Polsce. Co prawda teksty zebrane w publikacji wydanej przez Czarne nie są nowe, w ciągu ostatnich lat ukazywały się na łamach „Dużego Formatu”, dzięki czemu wielu czytelników i czytelniczek mogło zapoznać się z opisywanymi przez Domagalską historiami. Jeśli jednak popatrzy się na poziom medialnej debaty, szybko okaże się, że reportaże Domagalskiej nie zostały wówczas przeczytane, a wiedza czytelników dotycząca kwestii in vitro czy surogacji nadal jest w Polsce niska. Wprost przeciwnie do temperatury emocji, które wzbudza choćby próba debaty na temat uporządkowania kwestii prawnych związanych z tymi zagadnieniami.
Zagadnień związanych z praktyką in vitro nie przemyśleli polscy politycy, nie przemyślały ich też polskie feministki. Wyraźne stanowisko prezentują tylko lekarze oraz rodzice korzystający z zapłodnienia pozaustrojowego i ich dzieci. Niemniej wyraźne stanowisko prezentuje polski Kościół instytucjonalny. Napięcia przebiegają więc na linii ekspertów od ciała oraz ekspertów od duszy. Głos samych zainteresowanych – rodziców i dzieci – jest raczej niesłyszalny. Swoistą ambasadorką kwestii in vitro stała się w Polsce Agnieszka Ziółkowska, przez media papierowe i elektroniczne przedziera się także głos przedstawicieli stowarzyszenia Nasz Bocian. Wydaje się, że to wciąż za mało.
Szukając informacji na temat in vitro, najłatwiej skorzystać z wyszukiwarki internetowej. To odruch, który towarzyszy też większej części bohaterek i bohaterów narracji spisanych przez Domagalską. Znaczna część rodziców, z którymi rozmawia reporterka, szukając informacji, ale też wsparcia, odnajdowała je na internetowych forach jednoczących tych i te, którzy starali się lub starają o potomstwo. Wskazane źródło – wirtualna sieć – ujawnia też aktualność narracji spisanych przez Domagalską. Autorka, tworząc pełny obraz problemu, zarysowuje ramy medycznej historii zapłodnienia pozaustrojowego, ale przede wszystkim skupia się na indywidualnych narracjach matek i ojców, którzy w ostatnich latach próbowali lub próbują powiększyć swoje rodziny. Narracja Domagalskiej jest jasna – jej zaletę stanowi brak dyskusji wyznaniowych, światopoglądowych. Jeśli takowe nawiązania się pojawiają, to tylko w kontekście prywatnej rozmowy, w cztery oczy, indywidualnej decyzji, rozpatrywania rozterek, które nie muszą mieć zakorzenienia w żadnych ustaleniach hierarchów kościelnych czy odgórnej etyki. Każdorazowo są to jednostkowe emocje i decyzje. Decyzje podejmowane w oddali od hierarchicznych założeń nie stają się jednak, jak chcieliby je widzieć ich przeciwnicy, prostym, mechanicznym działaniem zrównanym z poranną toaletą czy kontrolną wizytą u dentysty.
Prezentowane przez Domagalską decyzje o rodzicielstwie nie mają też nic wspólnego z przywoływanymi antyutopijnymi wizjami projektowania nowego wspaniałego dziecka, wyboru najlepszego materiału genetycznego i hodowania przyszłej noblistki. Ostatni zarzut, choć nigdy nie wprost, wielokrotnie rozbrajany jest na kartach „Nie przeproszę, że urodziłam” poprzez opisy zasad pracy banków nasienia i klinik zajmujących się zapłodnieniem pozaustrojowym. Bazy dawców nasion nie przypominają baz z portali randkowych. Informacje w nich zawarte są ograniczone, a sami dawcy mogą na zawsze pozostać anonimowi. W ten sposób żaden z nich może nie dostąpić przyjemności ani odpowiedzialności bycia ojcem. Przynajmniej nie dzięki bankowi nasienia. Szczegółowe przepisy dotyczące medycznych procedur w wieloraki sposób samodzielnie regulują poszczególne państwa. Jednak nawet w przypadku chęci ujawnienia większej ilości własnych danych, dawcy nasion dalecy są od wizerunku ojców. Podobnie dzieje się w przypadku dawczyń komórek. Dzięki temu ustami swoich bohaterek Domagalska mówi nam, że ojcostwo i macierzyństwo to nie (tylko) biologia, to bliskość, którą zapewniają opieka, wychowanie i uczucia żywione do dziecka. Przy okazji omawiania procesów medycznych odsłania jednak jeszcze jeden aspekt in vitro, aspekt ekonomiczny. Dawstwo mężczyzn i kobiet bywa też ratunkiem dla tych, dla których oddawanie komórek i spermy staje się możliwością spłacenia zobowiązań czy opłacenia edukacji. Przecięcie obu kontekstów – posiadania dziecka i systemu ekonomiczno-społecznego – staje się głównym problemem dla ekspertów zajmujących się medycyną reprodukcyjną. To na tym polu i na dylematach, które odsłania, skupiać powinny się analizy etyczne. Owe ekspertyzy dotyczyć powinny także źródeł finansowania samych zabiegów, ponieważ biorcy, przyszli rodzice, walcząc o potomstwo, częstokroć zmuszeni są do wielu wyrzeczeń.
Pisząc „Nie przeproszę, że urodziłam”, Domagalska przełamuje wiele schematów myślowych. Nie tylko te związane z etyczną i ekonomiczną oceną in vitro, ale też te dotyczące potencjalnej wiedzy biologicznej projektowanych czytelników i czytelniczek. W jednym z fragmentów przywołuje słowa profesora Krzysztofa Łukaszuka, który mówi: „Gdy mężczyźni twierdzą, że oni w połowie dają życie, to zawsze biorę długopis do ręki i mówię: Gdyby wyobrazić sobie, że pokój, w którym siedzimy, jest komórką jajową, to ten mały przedmiot może symbolizować to, co pan dokłada do niej ze swojej strony (…). Komórka jajowa ma wszystko. Ma cytoplazmę, z której powstanie prawie cały człowiek. Ma mitochondria zapewniające energię, ma wrzeciona kariokinetyczne, odpowiednią ilość białek i kwasów nukleinowych, które pozwalają na kilka początkowych podziałów zarodka. W tym kontekście plemnik wnosi niewiele (…). Plemnik ma mitochondria między główką a witką, które sprawiają, że ogonek się rusza. (…) Najważniejsza cecha plemnika: posiada materiał genetyczny (…). Niestety często jest on podniszczony. (…) Na szczęście niektóre młode komórki jajowe potrafią takie zniszczone DNA naprawić” (s. 115). Dalej lekarz porównuje komórkę jajową do komputera, ma ona swój podstawowy system operacyjny, a plemnik go aktywuje. Ów zmetaforyzowany opis przeczy powszechnemu przekładaniu społecznych stereotypów na świat biologii, orzekaniu, że ciąża to wynik pracy sprytnego, ruchliwego plemnika i biernej komórki.
Jeśli jednak traktować narrację Domagalskiej jako otwierającą, to szybko okaże się, że jej najmocniejszym tematem stanie się polityka rodzinna i państwowa Izraela. W jednym z rozdziałów reporterka napisze: „Po pierwsze: kontekst kulturowy. Izrael jest krajem, w którym ten, kto nie ma dzieci, nie jest w pełni sobą. Judaizm zobowiązuje do rozmnażania i nawet niereligijni Żydzi czują ten imperatyw. Holokaust, utrata jednej trzeciej ludności, wpływa na chęć reprodukowania, ponadto Izrael znajduje się w permanentnym konflikcie wojennym. Po drugie: jaki jest cel bycia razem, jeśli nie ma dzieci? Gdy mężczyzna i kobieta żyją razem, z tej miłości rodzi się dziecko. To naturalne. A gdy dwóch mężczyzn żyje razem, co robią po dwóch, trzech latach? Każdej nocy patrzą na siebie i myślą: Co robimy dzisiaj? W końcu ile razy można pójść na imprezę?” (s. 160). To słowa Ziva, jednego z ojców trójki synów, których wychowuje wraz ze swoim partnerem. Domagalska usłyszała je, goszcząc w ich domu. Powyższa perspektywa recepcję wątków związanych z medycyną reprodukcyjną, in vitro i surogactwem stawia w zupełnie innym świetle niż publiczna debata w Polsce. Dobro państwa, narodu, dobro rodziców, dobro dzieci, religia, wiara, wszystko to skłoniło rząd Izraela do wprowadzenia praw, wedle których polityka reprodukcyjna nie jest wykluczająca i restrykcyjna wobec obywateli i obywatelek. Czy polscy politycy i hierarchowie nie dbają dokładnie o to samo, o dobro państwa, narodu, rodziny? Ot, pytanie retoryczne.
Zbiór reportaży Domagalskiej ukazuje konteksty, których nie prezentuje polski spór dotyczący kwestii in vitro. Rozmawiając z interlokutorami i interlokutorkami z różnych państw, z rodzicami, dawcami, surogatkami i lekarzami specjalistami, autorka książki pokazuje najważniejsze i najbliższe dla opisywanej kwestii perspektywy. „Nie przeproszę, że urodziłam” to po prostu spotkanie z podmiotami, nie przedmiotem dyskusji.
Zagadnień związanych z praktyką in vitro nie przemyśleli polscy politycy, nie przemyślały ich też polskie feministki. Wyraźne stanowisko prezentują tylko lekarze oraz rodzice korzystający z zapłodnienia pozaustrojowego i ich dzieci. Niemniej wyraźne stanowisko prezentuje polski Kościół instytucjonalny. Napięcia przebiegają więc na linii ekspertów od ciała oraz ekspertów od duszy. Głos samych zainteresowanych – rodziców i dzieci – jest raczej niesłyszalny. Swoistą ambasadorką kwestii in vitro stała się w Polsce Agnieszka Ziółkowska, przez media papierowe i elektroniczne przedziera się także głos przedstawicieli stowarzyszenia Nasz Bocian. Wydaje się, że to wciąż za mało.
Szukając informacji na temat in vitro, najłatwiej skorzystać z wyszukiwarki internetowej. To odruch, który towarzyszy też większej części bohaterek i bohaterów narracji spisanych przez Domagalską. Znaczna część rodziców, z którymi rozmawia reporterka, szukając informacji, ale też wsparcia, odnajdowała je na internetowych forach jednoczących tych i te, którzy starali się lub starają o potomstwo. Wskazane źródło – wirtualna sieć – ujawnia też aktualność narracji spisanych przez Domagalską. Autorka, tworząc pełny obraz problemu, zarysowuje ramy medycznej historii zapłodnienia pozaustrojowego, ale przede wszystkim skupia się na indywidualnych narracjach matek i ojców, którzy w ostatnich latach próbowali lub próbują powiększyć swoje rodziny. Narracja Domagalskiej jest jasna – jej zaletę stanowi brak dyskusji wyznaniowych, światopoglądowych. Jeśli takowe nawiązania się pojawiają, to tylko w kontekście prywatnej rozmowy, w cztery oczy, indywidualnej decyzji, rozpatrywania rozterek, które nie muszą mieć zakorzenienia w żadnych ustaleniach hierarchów kościelnych czy odgórnej etyki. Każdorazowo są to jednostkowe emocje i decyzje. Decyzje podejmowane w oddali od hierarchicznych założeń nie stają się jednak, jak chcieliby je widzieć ich przeciwnicy, prostym, mechanicznym działaniem zrównanym z poranną toaletą czy kontrolną wizytą u dentysty.
Prezentowane przez Domagalską decyzje o rodzicielstwie nie mają też nic wspólnego z przywoływanymi antyutopijnymi wizjami projektowania nowego wspaniałego dziecka, wyboru najlepszego materiału genetycznego i hodowania przyszłej noblistki. Ostatni zarzut, choć nigdy nie wprost, wielokrotnie rozbrajany jest na kartach „Nie przeproszę, że urodziłam” poprzez opisy zasad pracy banków nasienia i klinik zajmujących się zapłodnieniem pozaustrojowym. Bazy dawców nasion nie przypominają baz z portali randkowych. Informacje w nich zawarte są ograniczone, a sami dawcy mogą na zawsze pozostać anonimowi. W ten sposób żaden z nich może nie dostąpić przyjemności ani odpowiedzialności bycia ojcem. Przynajmniej nie dzięki bankowi nasienia. Szczegółowe przepisy dotyczące medycznych procedur w wieloraki sposób samodzielnie regulują poszczególne państwa. Jednak nawet w przypadku chęci ujawnienia większej ilości własnych danych, dawcy nasion dalecy są od wizerunku ojców. Podobnie dzieje się w przypadku dawczyń komórek. Dzięki temu ustami swoich bohaterek Domagalska mówi nam, że ojcostwo i macierzyństwo to nie (tylko) biologia, to bliskość, którą zapewniają opieka, wychowanie i uczucia żywione do dziecka. Przy okazji omawiania procesów medycznych odsłania jednak jeszcze jeden aspekt in vitro, aspekt ekonomiczny. Dawstwo mężczyzn i kobiet bywa też ratunkiem dla tych, dla których oddawanie komórek i spermy staje się możliwością spłacenia zobowiązań czy opłacenia edukacji. Przecięcie obu kontekstów – posiadania dziecka i systemu ekonomiczno-społecznego – staje się głównym problemem dla ekspertów zajmujących się medycyną reprodukcyjną. To na tym polu i na dylematach, które odsłania, skupiać powinny się analizy etyczne. Owe ekspertyzy dotyczyć powinny także źródeł finansowania samych zabiegów, ponieważ biorcy, przyszli rodzice, walcząc o potomstwo, częstokroć zmuszeni są do wielu wyrzeczeń.
Pisząc „Nie przeproszę, że urodziłam”, Domagalska przełamuje wiele schematów myślowych. Nie tylko te związane z etyczną i ekonomiczną oceną in vitro, ale też te dotyczące potencjalnej wiedzy biologicznej projektowanych czytelników i czytelniczek. W jednym z fragmentów przywołuje słowa profesora Krzysztofa Łukaszuka, który mówi: „Gdy mężczyźni twierdzą, że oni w połowie dają życie, to zawsze biorę długopis do ręki i mówię: Gdyby wyobrazić sobie, że pokój, w którym siedzimy, jest komórką jajową, to ten mały przedmiot może symbolizować to, co pan dokłada do niej ze swojej strony (…). Komórka jajowa ma wszystko. Ma cytoplazmę, z której powstanie prawie cały człowiek. Ma mitochondria zapewniające energię, ma wrzeciona kariokinetyczne, odpowiednią ilość białek i kwasów nukleinowych, które pozwalają na kilka początkowych podziałów zarodka. W tym kontekście plemnik wnosi niewiele (…). Plemnik ma mitochondria między główką a witką, które sprawiają, że ogonek się rusza. (…) Najważniejsza cecha plemnika: posiada materiał genetyczny (…). Niestety często jest on podniszczony. (…) Na szczęście niektóre młode komórki jajowe potrafią takie zniszczone DNA naprawić” (s. 115). Dalej lekarz porównuje komórkę jajową do komputera, ma ona swój podstawowy system operacyjny, a plemnik go aktywuje. Ów zmetaforyzowany opis przeczy powszechnemu przekładaniu społecznych stereotypów na świat biologii, orzekaniu, że ciąża to wynik pracy sprytnego, ruchliwego plemnika i biernej komórki.
Jeśli jednak traktować narrację Domagalskiej jako otwierającą, to szybko okaże się, że jej najmocniejszym tematem stanie się polityka rodzinna i państwowa Izraela. W jednym z rozdziałów reporterka napisze: „Po pierwsze: kontekst kulturowy. Izrael jest krajem, w którym ten, kto nie ma dzieci, nie jest w pełni sobą. Judaizm zobowiązuje do rozmnażania i nawet niereligijni Żydzi czują ten imperatyw. Holokaust, utrata jednej trzeciej ludności, wpływa na chęć reprodukowania, ponadto Izrael znajduje się w permanentnym konflikcie wojennym. Po drugie: jaki jest cel bycia razem, jeśli nie ma dzieci? Gdy mężczyzna i kobieta żyją razem, z tej miłości rodzi się dziecko. To naturalne. A gdy dwóch mężczyzn żyje razem, co robią po dwóch, trzech latach? Każdej nocy patrzą na siebie i myślą: Co robimy dzisiaj? W końcu ile razy można pójść na imprezę?” (s. 160). To słowa Ziva, jednego z ojców trójki synów, których wychowuje wraz ze swoim partnerem. Domagalska usłyszała je, goszcząc w ich domu. Powyższa perspektywa recepcję wątków związanych z medycyną reprodukcyjną, in vitro i surogactwem stawia w zupełnie innym świetle niż publiczna debata w Polsce. Dobro państwa, narodu, dobro rodziców, dobro dzieci, religia, wiara, wszystko to skłoniło rząd Izraela do wprowadzenia praw, wedle których polityka reprodukcyjna nie jest wykluczająca i restrykcyjna wobec obywateli i obywatelek. Czy polscy politycy i hierarchowie nie dbają dokładnie o to samo, o dobro państwa, narodu, rodziny? Ot, pytanie retoryczne.
Zbiór reportaży Domagalskiej ukazuje konteksty, których nie prezentuje polski spór dotyczący kwestii in vitro. Rozmawiając z interlokutorami i interlokutorkami z różnych państw, z rodzicami, dawcami, surogatkami i lekarzami specjalistami, autorka książki pokazuje najważniejsze i najbliższe dla opisywanej kwestii perspektywy. „Nie przeproszę, że urodziłam” to po prostu spotkanie z podmiotami, nie przedmiotem dyskusji.
Karolina Domagalska: „Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2015 [seria: Reportaż].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |