POWRÓT KOSMICZNEGO AGENTA (VALERIAN. WYDANIE ZBIORCZE #2)
A
A
A
„Valerian” to seria ciesząca się dużą renomą w krajach frankofońskich. Od czasu swojego debiutu, który miał miejsce niemal pół wieku temu, ukazało się ponad 20 tomów graficznego cyklu. Do Polski dotarło zaledwie kilka zeszytów, cieszy więc konsekwencja nowego wydawcy, ukazującego w zbiorczych woluminach znane i niepublikowane dotąd historie o jedynym w swoim rodzaju agencie z przyszłości. Leciwość serii (zawarte w recenzowanym tomie odcinki drukowano pierwotnie na początku lat 70.) może rodzić zasadne pytania: czy nie mamy do czynienia z komiksową skamieliną? Zaręczam, że nie. Pomimo kilku dekad na karku dzieło duetu Christin-Mézières broni się nadzwyczaj dobrze.
Drugi integral z przygodami Valeriana i Laureliny zabiera czytelnika na kolejne trzy misje. Autorzy ponownie proponują nam lekką, sensacyjną opowieść przygodową, nie pozbawioną jednak dydaktyzmu. W sposób typowy dla wielkich dzieł SF, na kartach komiksowej opowieści pojawiają się kolejne parabole odnoszące się do problemów ludzkości, które – niestety – wciąż są aktualne. Akcja „Krainy bez gwiazd” rozgrywa się we wnętrzu asteroidy, gdzie nieustanną walkę prowadzą ze sobą dwa miasta: w jednym władzę sprawują mężczyźni, w drugim – kobiety. Pierre Christin pokazuje walkę płci w świecie, gdzie konflikt może doprowadzić do zagłady całego globu, stąd potrzebne jest osiągnięcie harmonii.
„Witajcie na Alflololu” to spotkanie z obcą rasą, w które autorzy wplatają refleksje na temat kolonializmu, ze szczególnym uwzględnieniem relacji między autochtonami a przybyszami (przejawiającymi pogardę wobec tubylców, ich zwyczajów czy zasobów naturalnych). Lektura „Władcy ptaków” zabiera nas z kolei na planetę, gdzie kosmiczni rozbitkowie (przymierając głodem) służą bezlitosnemu władcy, a zrzucić jarzmo tyranii można tylko dzięki odwołaniu się do (znanego z czasów rewolucji francuskiej) hasła braterstwa.
Scenarzysta wyposaża swoje opowieści w tak zwane drugie dno, osadzone w typowo francuskim nurcie intelektualnym. Jest tu pewna lewicowość, jednak podana całkiem wdzięcznie, gładko splatająca się z bezpretensjonalnymi fabułami, które nadają całości klimat Kina Nowej Przygody (choć było ono wówczas dopiero w powijakach). Kadry otwierające wcześniejsze albumy w rzeczonym zbiorze (przedstawiające statek kosmiczny sunący w stronę ciała niebieskiego) budzą zresztą bezpośrednie skojarzenia z pamiętnym ujęciem rozpoczynającym trylogię George’a Lucasa. Eskapistyczna aura spowijająca międzygwiezdne podróże bohaterów przypomina klimat dobrze nam znanego „Yansa”, gdzie również nie brakowało moralizatorskich tonów (vide: kwestia rasizmu czy różnic społecznych poruszana w „Mutantach z Xanai”), aczkolwiek wplatano je mniej subtelnie.
Zadziwiająco świeża pozostaje też kreska Jean-Claude’a Mézièresa, przypominająca, że dobry rysunek – w przeciwieństwie do obrazu generowanego komputerowo – po prostu się nie starzeje. Autor sprawdza się zarówno w przedstawianiu niuansów technologicznych (nad którymi unosi się lekki klimat retro), jak i artystycznych odjazdach w stronę fantasy. Jedyne, co z obecnej perspektywy może budzić zastrzeżenia, to ograniczona paleta barw (nakładanych w raczej płaski sposób), ale także na tym polega specyficzny urok starych komiksów. Historiom wchodzącym w skład drugiej „zbiorówki” trudno odmówić lekkiej naiwności i pewnego przegadania, choć pod wieloma względami nie odstają aż tak bardzo od średniego poziomu współczesnych frankofońskich serii przygodowych. Doceniam talent autorów, aczkolwiek pozostaję umiarkowanym fanem perypetii Valeriana. Niemniej nawet mnie ciekawi, jak w kolejnych dekadach zmieniały się opowieści o kosmicznych agentach. A wszystko wskazuje na to, że odpowiedź na to pytanie będzie sukcesywnie udzielana.
Drugi integral z przygodami Valeriana i Laureliny zabiera czytelnika na kolejne trzy misje. Autorzy ponownie proponują nam lekką, sensacyjną opowieść przygodową, nie pozbawioną jednak dydaktyzmu. W sposób typowy dla wielkich dzieł SF, na kartach komiksowej opowieści pojawiają się kolejne parabole odnoszące się do problemów ludzkości, które – niestety – wciąż są aktualne. Akcja „Krainy bez gwiazd” rozgrywa się we wnętrzu asteroidy, gdzie nieustanną walkę prowadzą ze sobą dwa miasta: w jednym władzę sprawują mężczyźni, w drugim – kobiety. Pierre Christin pokazuje walkę płci w świecie, gdzie konflikt może doprowadzić do zagłady całego globu, stąd potrzebne jest osiągnięcie harmonii.
„Witajcie na Alflololu” to spotkanie z obcą rasą, w które autorzy wplatają refleksje na temat kolonializmu, ze szczególnym uwzględnieniem relacji między autochtonami a przybyszami (przejawiającymi pogardę wobec tubylców, ich zwyczajów czy zasobów naturalnych). Lektura „Władcy ptaków” zabiera nas z kolei na planetę, gdzie kosmiczni rozbitkowie (przymierając głodem) służą bezlitosnemu władcy, a zrzucić jarzmo tyranii można tylko dzięki odwołaniu się do (znanego z czasów rewolucji francuskiej) hasła braterstwa.
Scenarzysta wyposaża swoje opowieści w tak zwane drugie dno, osadzone w typowo francuskim nurcie intelektualnym. Jest tu pewna lewicowość, jednak podana całkiem wdzięcznie, gładko splatająca się z bezpretensjonalnymi fabułami, które nadają całości klimat Kina Nowej Przygody (choć było ono wówczas dopiero w powijakach). Kadry otwierające wcześniejsze albumy w rzeczonym zbiorze (przedstawiające statek kosmiczny sunący w stronę ciała niebieskiego) budzą zresztą bezpośrednie skojarzenia z pamiętnym ujęciem rozpoczynającym trylogię George’a Lucasa. Eskapistyczna aura spowijająca międzygwiezdne podróże bohaterów przypomina klimat dobrze nam znanego „Yansa”, gdzie również nie brakowało moralizatorskich tonów (vide: kwestia rasizmu czy różnic społecznych poruszana w „Mutantach z Xanai”), aczkolwiek wplatano je mniej subtelnie.
Zadziwiająco świeża pozostaje też kreska Jean-Claude’a Mézièresa, przypominająca, że dobry rysunek – w przeciwieństwie do obrazu generowanego komputerowo – po prostu się nie starzeje. Autor sprawdza się zarówno w przedstawianiu niuansów technologicznych (nad którymi unosi się lekki klimat retro), jak i artystycznych odjazdach w stronę fantasy. Jedyne, co z obecnej perspektywy może budzić zastrzeżenia, to ograniczona paleta barw (nakładanych w raczej płaski sposób), ale także na tym polega specyficzny urok starych komiksów. Historiom wchodzącym w skład drugiej „zbiorówki” trudno odmówić lekkiej naiwności i pewnego przegadania, choć pod wieloma względami nie odstają aż tak bardzo od średniego poziomu współczesnych frankofońskich serii przygodowych. Doceniam talent autorów, aczkolwiek pozostaję umiarkowanym fanem perypetii Valeriana. Niemniej nawet mnie ciekawi, jak w kolejnych dekadach zmieniały się opowieści o kosmicznych agentach. A wszystko wskazuje na to, że odpowiedź na to pytanie będzie sukcesywnie udzielana.
Pierre Christin, Jean-Claude Mézières: „Valerian. Wydanie zbiorcze. Tom 2” („Valérian Intégrale tome 2”). Tłumaczenie: Wojciech Birek. Wydawnictwo Taurus Media. Warszawa 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |