INEDITA PAWŁA TARGIELA (PAWEŁ TARGIEL: 'O TYLE WIĘCEJ')
A
A
A
Tom w większości niepublikowanych dotąd wierszy Pawła Targiela, wybranych przez Wacława Tkaczuka i wydanych przez Instytut Mikołowski, tworzy spójną i ciekawą całość. Tkaczuk w przedmowie do „O tyle więcej” usiłuje przybliżyć historię oraz czas powstania zebranych liryków, rozpoczynając opowieść od odrzuconego przez wydawcę w 1981 roku tomiku „Przymierze”. Uwzględnił on także te wiersze, które wchodziły w skład debiutu prasowego Targiela w latach siedemdziesiątych, oraz nowsze, ostatnie propozycje poety. W efekcie dostajemy zbiór tekstów stanowiący zapis poetyckiej, często zupełnie nieznanej drogi zmarłego autora, a będącej przede wszystkim uzupełnieniem tego, co Targiel zdążył sam po sobie pozostawić. W tym kontekście przedmowa Tkaczuka, ów znaczący redaktorski gest, to wprowadzenie czytelniczek/czytelników w świat poety dojrzewającego do swojej roli. To efekt tropienia ruchu jego myśli, potrzeba hołdu, ale i bliskości. Układ wierszy pozwala nam na snucie pewnych domysłów i przypuszczeń dotyczących strategii obranej przez ich autora, ustawiając przy tym naszą interpretację czy sposób lektury w stanie trwałego podejrzenia. W zasadzie dzięki ułożeniu liryków „tylko w przybliżeniu odtwarza chronologię [ich – M.B] powstania”, umożliwia nam to symboliczne czytanie całego zbioru. Dlatego możemy przyjąć, że podzielony na dwie części tomik poezji Targiela otwiera wyprowadzony jakby poza nawias wiersz „O nic”, którego ostatnie zdanie „O tyle więcej” stanowi tytuł całego projektu. Jest to tekst krótki, oszczędny, zapisany na marginesie strony, ale zwracający uwagę urwaną frazą, szybkim rytmem. To tekst-motto, a zarazem poetyckie credo, w którym jednocześnie zawiera się nieuchronne przeczucie śmierci i nieśmiertelności, jak w wierszu *** „A co jest rzeczywiste”: „[…] jestem / Pół śmiercią / Pół bogiem”. „O nic” jest więc poetyckim spoiwem wyprzedzającym to, co po nim następuje.
Część I
Nie wszystkie liryki Targiela cechuje skrajny minimalizm formy, choć i takich w „O tyle więcej” znajdziemy sporo. Oszczędność składni, nierzadko sprowadzonej wyłącznie do podmiotu i orzeczenia, kontrastuje, a zarazem koresponduje z ontologiczną rozprawką poety o własnym „ja”. Dlatego główną oś kompozycyjną pierwszej części zbioru Targiela buduje powtarzane z uporem: „jestem”, a zaraz po nim domyślne pytanie: „kim?” Jednak wyraźną odpowiedź uniemożliwia tutaj poetycka wyobraźnia, co rusz podsuwająca czytelnikom/czytelniczkom obrazy rozpadu. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy usiłuje załagodzić ją delikatna liryka spokoju: „Co do mnie / Lubię noce jasne / I ciepłe i przestronne […] / Wtedy jestem w zgodzie ze swoim istnieniem” („Ugoda”). Owo „porozumienie” sugeruje rozdźwięk pomiędzy „jestem” a „istnieję”, ujawniając przy tym pewien rodzaj dramatycznej fiksacji poety zmierzającego uparcie w stronę wewnętrznego pojednania lub przynajmniej potwierdzenia siebie. Poszukiwanie to nabiera charakteru niekończącej się wymiany, która w tej poezji sprowadza cielesność (ciało) do roli synekdochy: „Zabierają po kolei / Odcinają uszy nogi / Wyłupują oczy / I wynoszą pusty kadłub / W zamkniętej szafie” (*** „Przychodzą do ciebie i zabierają”). Ostatecznie okazuje się, że pokawałkowanie, rozczłonkowanie i ukryta pod tymi obrazami poetycka wyobraźnia ujawniają niemożność osiągnięcia wspomnianej całości. Poezja nie służy więc integracji tożsamości podmiotu, a akt pisania nie tworzy z niej scalającego lustra, lecz raczej surrealistyczne pejzaże, w których wszystko ulega mimowolnej dezintegracji.
W poezji Targiela toczy się walka o suwerenność podmiotu, walka, w której konsekwentne akcentowanie „ja” nie przynosi jej rozstrzygnięcia. W wierszu o znamiennym tytule „Ja”, gdzie siła mówienia podmiotu zostaje sprowadzona do środka, odsyłając nas jednocześnie do trzech istotnych filozoficznych kontekstów („We mnie / I Ty Platonie / I Ty Plotynie / I Ty Kancie / I Ty Święty Święty Święty / Stojąc w szeregu czekacie na rozstrzelanie”). Wyliczenie to przywołuje dość oczywiste konotacje, stając się zarzutem wobec utrwalonego w świecie cielesno-duchowego dualizmu, a wraz z tym niepoznawalności istnienia. Na ten niepokój poezja Targiela, zdaje się, nie ma odpowiedzi, zmierzając raczej do pogłębienia tego strachu. Zaś w wierszu „Ja i Ja i Ja” spojrzenie podmiotu na siebie potwierdza tylko jego hermetyczny status: „Ja i Ja i Ja / Nie Ty / Nie Oni / Nie My / Pusty korab snu / Wspina się na najwyższą falę”. Nasuwająca się tu na myśl gombrowiczowska wykładnia w pisaniu Targiela realizuje się nie w opozycji podmiotu do innych, ale w jego relacji do własnego miejsca. „Ja” zwraca się w stronę swojego „Ja”: siebie więzi, a zarazem siebie pragnie. Użyte w każdym z przykładów trzykrotne powtórzenie to realizacja platońskiej idei nieskończoności, początku-środka-końca. Stąd wspomniane rozczłonkowanie podmiotu mogłoby stanowić dla czytelników/czytelniczek bodziec do ponownego przemyślenia kategorii ciała w wierszach Targiela. Zwłaszcza w momentach, w których jego poezja dąży do wyraźnego odsłonięcia doświadczenia wieczności: „Jestem jak świecący punkt / Tu naprzeciw siebie / Źródłem / Tryskającym / W nieskończoność” („Źródło”).
Warta uwagi w „O tyle więcej” jest również przestrzeń, w której dochodzi do wzmocnienia paraleli pomiędzy „byciem” a „istnieniem”. To ciekawy trop, który podczas lektury pierwszej części wybranych przez Tkaczuka wierszy powoduje dziwny czytelniczy dyskomfort. Z jednej strony istnieją bowiem w tej poezji momenty odsłaniające „jestem” jako formę aktywności lub pewien rodzaj stanu skupienia: „Wrastasz ciszą w przestrzeni / Nagi / Miękki / Ciepły / Dziewiczy” – jest to zazwyczaj działanie, proces wskazujący już na jakąś ułomność: „Na spienionym wierzchowcu / Śpieszę się / Wierzgając kikutami / W rozwarty obraz świata” („Podskoki”). Jednak z drugiej, Targiel nadał przestrzeni wartość oksymoronu. Wpisał w nią zarówno rozpad podmiotu, a poprzez to (paradoksalnie) szansę na jakąś wolność, jak i wrażenie ciasnej klaustrofobicznej klatki, w której „życie” urządza się jak „ w więziennym powietrzu”. To odbijanie się od jednej perspektywy i ciążenie ku drugiej, od zamknięcia do otwarcia, od łagodności do brutalności, tworzy ciekawą poetykę kontrastu. Chyba właśnie na tym Targiel budował własną strategię uprawiania poezji, dzięki czemu zminimalizowana forma i oszczędna materia słowa jednocześnie zatrzaskują i uruchamiają znaczenia. Również Tkaczuk w przedmowie do „O tyle więcej” podkreślał charakterystyczne dla tego okresu twórczego „impulsywność” oraz „przetasowanie motywów”. Jak pisze, nie spotkało się to wówczas z aprobatą czytelniczek/czytelników. Faktycznie nerwowość dykcji zdecydowanie lepiej przystaje do współczesnej, skondensowanej i fragmentarycznej rzeczywistości, w której „ja” rozpada się jeszcze bardziej.
Poetycka strategia Targiela w pierwszej części tomiku opierałaby się więc na budowaniu wrażenia zdystansowanej bliskości. Przestrzenie dzielą się tu na „geograficzne” w tym sensie, że ich odległość od siebie jest wówczas pozornie ukonkretniona („Między Manhattanem / A Karkowskim Przedmieściem /Jest tysiąc mil powietrza / Między Jerozolimą / A Mikołowem/ Jest kilka tysięcy lat […] / Oceany wciąż oceany” [„Przestrzenie”]), ale równocześnie są one pretekstem do opowiedzenia o innym porządku ? kształtem wymagającym wypełnienia przez przemijającą historię, tradycję i czas. Efekt ten został uzyskany dzięki przerzutniom, umożliwiającym grę skojarzeń opartą na zasadzie wykluczenia. Innymi słowy, we wczesnych wierszach poety dominuje tendencja, żeby wszystko to, co w jakiś sposób wydaje się w nich czytelniczce/czytelnikowi zmaterializowane czy określone, przestało takim być: „Przechodziłem w powietrzu / ulice / i zobaczyłem tramwaj pełen śmierci / autobus z mięsem / W kościele ludzkiego ciała / wyrasta trup (***Przechodziłem w powietrzu…). Stąd uzasadnionym wydaje się zamknięcie tej części tomiku frazą: „Wciąż nie ja” („Pieczęć”).
Część II
Tkaczuk w przedmowie do „O tyle więcej” pisze o tym, że jednym z powodów udaremnienia debiutu Targiela w latach osiemdziesiątych mógł być brak wyraźnych odniesień do czytanych przez niego autorów. Nie znaczy to jednak, że jego wcześniejsza poezja, jak również ta bardziej współczesna, pozbawiona jest jakichkolwiek literackich nawiązań. Tkaczuk wspomina o inspiracji Targiela frazą Różewicza, jego odwołaniach do Mickiewicza czy filozoficznych kontekstach, które można odnaleźć w tej poezji. Niemniej druga część tomiku staje się kontynuacją początkowego etapu twórczości poety, ale równocześnie proponuje zupełnie odmienne rozwiązania. Jednak zarówno wtedy, jak i dużo później, to, co kształtowało poezję Targiela, pozostaje poza bezpośrednią artykulacją. Nie na tym, zdaje się, poecie zależało, aby stawiać czy burzyć pomniki, ale na odnalezieniu i wypracowaniu własnego języka. Widać to chociażby na przykładzie tych tekstów, które w „O tyle więcej” stanowią wariant biblijnych stylizacji, przejawiany chociażby w częstych trzykrotnych powtórzeniach. Z kolei nacisk kładziony na mówienie w pierwszej osobie sugeruje mocną potrzebę wyjścia poza tę estetykę i konstruowania własnego poetyckiego idiomu.
Drugą część zbioru, którą zasilają teksty Targiela ogłoszone krótko po ukazaniu się tomiku „Halsem” (2007), otwiera wiersz „Zadanie”. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że poeta starał się nadać wyraźne kontury temu, co w poprzedniej części zostało rozmyte. Można przy tym zauważyć kilka punktów stycznych pomiędzy poszczególnymi motywami zaproponowanymi w „O tyle więcej”. Niewątpliwie do takich należy poetyckie wyobrażenie autora na temat wieczności: „Przebrnąć skutecznie / Trwać / Nabierając tła / Wyżej jak niżej / Rzeczownie / Przemieniając strony w światło […] / Oczom zostawiając miejsce wypatrzeń / Słowom geometrię brzmień / Chwilom odpoczynek / Wieczności czas” („Zadanie”). W części drugiej, wyraźniej niż w pierwszej, akcentowany jest zwrot podmiotu w stronę jakiegoś „ty”. Choć należy podkreślić, że i w tekstach z lat osiemdziesiątych, pomimo mocnego głosu „ja”, odnajdziemy takie próby. Pytanie tylko czy są to świadome poetyckie strategie, czy też wynikają one z iluzji wyprowadzenia podmiotu poza obręb własnego „jestem”? Gdyby przyjąć tę drugą wersję, mielibyśmy do czynienia z poezją, której wewnętrzna struktura przypomina grę z własnym odbiciem.
Także i w tych wierszach Targiel kształtował swój styl w nawiązaniu do biblijnej wykładni. Czytelnik/czytelniczka może łatwo sobie to zobrazować ciągiem skojarzeń: słowo–ciało– tekst. ‘Słowo’ ma w tej poezji stanowić siłą sprawczą, jednak poeta sprawdzając jego możliwości, odsłania z pozoru błahą prawdę, że za tą językową konstrukcją nie kryje się zupełnie nic. ‘Słowo’ – rozumiane jako symboliczny początek istnienie – to pole, które bez konkretnego odniesienia przestaje mówić/działać, ale też uzupełnione o kolejne znaczenia niewiele wyjaśnia: „Zaglądasz w przestrzeń słowa / A słowo ciałem / A słowo wodą / A słowo krwią / A słowo „śmierć” („Zaglądasz”). Wydaje się, że Targiel stworzył zabawną tautologię pustki, rozmontowując przy tym materię języka. Gdyby tak było, to musielibyśmy liczyć się z tym, że rozpad zdania pociągałby za sobą rozpad całego poetyckiego świata. Niemniej lektura drugiej części „O tyle więcej” sugeruje, iż ten etap czy okres twórczości poety naznaczony był łagodniejszym piórem i bardziej otwartą wyobraźnią. Nerwowość ustąpiła ciszy i „przestrzeniom powietrza”. Nieuchronność, makabryczność śmierci obecne w poprzednich wierszach autora, w tekstach bardziej nam współczesnych przekształciły się w małą makabreskę, liryczną uszczypliwość: „A że miłość jest przymiarką / Kop mi grób / A że w grobie kołderka jest i mus / Kop mi grób” („Kop mi”). Pomimo złagodzenia frazy, budulcem poezji czy poetyckiej wyobraźni wciąż pozostają fragmenty i strzępy. Widać to doskonale w ostatnim, zamykającym tomik wierszu „Wersy”. Tekst składa się z 38 podwójnych akapitów, z których każdy przypomina osobne zdanie. Razem tworzą one pewnego rodzaju rozsypankę, w obrębie której możliwa jest zabawa poszczególnymi segmentami. To, co spaja je ze sobą, jest trudną do wypracowania interpretacją, zawierającą ledwo uchwytny sens: „Nie ośmielisz się mnie trzymać / Nie jesteś gotów więc zostaw” („Wersy”).
Część I
Nie wszystkie liryki Targiela cechuje skrajny minimalizm formy, choć i takich w „O tyle więcej” znajdziemy sporo. Oszczędność składni, nierzadko sprowadzonej wyłącznie do podmiotu i orzeczenia, kontrastuje, a zarazem koresponduje z ontologiczną rozprawką poety o własnym „ja”. Dlatego główną oś kompozycyjną pierwszej części zbioru Targiela buduje powtarzane z uporem: „jestem”, a zaraz po nim domyślne pytanie: „kim?” Jednak wyraźną odpowiedź uniemożliwia tutaj poetycka wyobraźnia, co rusz podsuwająca czytelnikom/czytelniczkom obrazy rozpadu. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy usiłuje załagodzić ją delikatna liryka spokoju: „Co do mnie / Lubię noce jasne / I ciepłe i przestronne […] / Wtedy jestem w zgodzie ze swoim istnieniem” („Ugoda”). Owo „porozumienie” sugeruje rozdźwięk pomiędzy „jestem” a „istnieję”, ujawniając przy tym pewien rodzaj dramatycznej fiksacji poety zmierzającego uparcie w stronę wewnętrznego pojednania lub przynajmniej potwierdzenia siebie. Poszukiwanie to nabiera charakteru niekończącej się wymiany, która w tej poezji sprowadza cielesność (ciało) do roli synekdochy: „Zabierają po kolei / Odcinają uszy nogi / Wyłupują oczy / I wynoszą pusty kadłub / W zamkniętej szafie” (*** „Przychodzą do ciebie i zabierają”). Ostatecznie okazuje się, że pokawałkowanie, rozczłonkowanie i ukryta pod tymi obrazami poetycka wyobraźnia ujawniają niemożność osiągnięcia wspomnianej całości. Poezja nie służy więc integracji tożsamości podmiotu, a akt pisania nie tworzy z niej scalającego lustra, lecz raczej surrealistyczne pejzaże, w których wszystko ulega mimowolnej dezintegracji.
W poezji Targiela toczy się walka o suwerenność podmiotu, walka, w której konsekwentne akcentowanie „ja” nie przynosi jej rozstrzygnięcia. W wierszu o znamiennym tytule „Ja”, gdzie siła mówienia podmiotu zostaje sprowadzona do środka, odsyłając nas jednocześnie do trzech istotnych filozoficznych kontekstów („We mnie / I Ty Platonie / I Ty Plotynie / I Ty Kancie / I Ty Święty Święty Święty / Stojąc w szeregu czekacie na rozstrzelanie”). Wyliczenie to przywołuje dość oczywiste konotacje, stając się zarzutem wobec utrwalonego w świecie cielesno-duchowego dualizmu, a wraz z tym niepoznawalności istnienia. Na ten niepokój poezja Targiela, zdaje się, nie ma odpowiedzi, zmierzając raczej do pogłębienia tego strachu. Zaś w wierszu „Ja i Ja i Ja” spojrzenie podmiotu na siebie potwierdza tylko jego hermetyczny status: „Ja i Ja i Ja / Nie Ty / Nie Oni / Nie My / Pusty korab snu / Wspina się na najwyższą falę”. Nasuwająca się tu na myśl gombrowiczowska wykładnia w pisaniu Targiela realizuje się nie w opozycji podmiotu do innych, ale w jego relacji do własnego miejsca. „Ja” zwraca się w stronę swojego „Ja”: siebie więzi, a zarazem siebie pragnie. Użyte w każdym z przykładów trzykrotne powtórzenie to realizacja platońskiej idei nieskończoności, początku-środka-końca. Stąd wspomniane rozczłonkowanie podmiotu mogłoby stanowić dla czytelników/czytelniczek bodziec do ponownego przemyślenia kategorii ciała w wierszach Targiela. Zwłaszcza w momentach, w których jego poezja dąży do wyraźnego odsłonięcia doświadczenia wieczności: „Jestem jak świecący punkt / Tu naprzeciw siebie / Źródłem / Tryskającym / W nieskończoność” („Źródło”).
Warta uwagi w „O tyle więcej” jest również przestrzeń, w której dochodzi do wzmocnienia paraleli pomiędzy „byciem” a „istnieniem”. To ciekawy trop, który podczas lektury pierwszej części wybranych przez Tkaczuka wierszy powoduje dziwny czytelniczy dyskomfort. Z jednej strony istnieją bowiem w tej poezji momenty odsłaniające „jestem” jako formę aktywności lub pewien rodzaj stanu skupienia: „Wrastasz ciszą w przestrzeni / Nagi / Miękki / Ciepły / Dziewiczy” – jest to zazwyczaj działanie, proces wskazujący już na jakąś ułomność: „Na spienionym wierzchowcu / Śpieszę się / Wierzgając kikutami / W rozwarty obraz świata” („Podskoki”). Jednak z drugiej, Targiel nadał przestrzeni wartość oksymoronu. Wpisał w nią zarówno rozpad podmiotu, a poprzez to (paradoksalnie) szansę na jakąś wolność, jak i wrażenie ciasnej klaustrofobicznej klatki, w której „życie” urządza się jak „ w więziennym powietrzu”. To odbijanie się od jednej perspektywy i ciążenie ku drugiej, od zamknięcia do otwarcia, od łagodności do brutalności, tworzy ciekawą poetykę kontrastu. Chyba właśnie na tym Targiel budował własną strategię uprawiania poezji, dzięki czemu zminimalizowana forma i oszczędna materia słowa jednocześnie zatrzaskują i uruchamiają znaczenia. Również Tkaczuk w przedmowie do „O tyle więcej” podkreślał charakterystyczne dla tego okresu twórczego „impulsywność” oraz „przetasowanie motywów”. Jak pisze, nie spotkało się to wówczas z aprobatą czytelniczek/czytelników. Faktycznie nerwowość dykcji zdecydowanie lepiej przystaje do współczesnej, skondensowanej i fragmentarycznej rzeczywistości, w której „ja” rozpada się jeszcze bardziej.
Poetycka strategia Targiela w pierwszej części tomiku opierałaby się więc na budowaniu wrażenia zdystansowanej bliskości. Przestrzenie dzielą się tu na „geograficzne” w tym sensie, że ich odległość od siebie jest wówczas pozornie ukonkretniona („Między Manhattanem / A Karkowskim Przedmieściem /Jest tysiąc mil powietrza / Między Jerozolimą / A Mikołowem/ Jest kilka tysięcy lat […] / Oceany wciąż oceany” [„Przestrzenie”]), ale równocześnie są one pretekstem do opowiedzenia o innym porządku ? kształtem wymagającym wypełnienia przez przemijającą historię, tradycję i czas. Efekt ten został uzyskany dzięki przerzutniom, umożliwiającym grę skojarzeń opartą na zasadzie wykluczenia. Innymi słowy, we wczesnych wierszach poety dominuje tendencja, żeby wszystko to, co w jakiś sposób wydaje się w nich czytelniczce/czytelnikowi zmaterializowane czy określone, przestało takim być: „Przechodziłem w powietrzu / ulice / i zobaczyłem tramwaj pełen śmierci / autobus z mięsem / W kościele ludzkiego ciała / wyrasta trup (***Przechodziłem w powietrzu…). Stąd uzasadnionym wydaje się zamknięcie tej części tomiku frazą: „Wciąż nie ja” („Pieczęć”).
Część II
Tkaczuk w przedmowie do „O tyle więcej” pisze o tym, że jednym z powodów udaremnienia debiutu Targiela w latach osiemdziesiątych mógł być brak wyraźnych odniesień do czytanych przez niego autorów. Nie znaczy to jednak, że jego wcześniejsza poezja, jak również ta bardziej współczesna, pozbawiona jest jakichkolwiek literackich nawiązań. Tkaczuk wspomina o inspiracji Targiela frazą Różewicza, jego odwołaniach do Mickiewicza czy filozoficznych kontekstach, które można odnaleźć w tej poezji. Niemniej druga część tomiku staje się kontynuacją początkowego etapu twórczości poety, ale równocześnie proponuje zupełnie odmienne rozwiązania. Jednak zarówno wtedy, jak i dużo później, to, co kształtowało poezję Targiela, pozostaje poza bezpośrednią artykulacją. Nie na tym, zdaje się, poecie zależało, aby stawiać czy burzyć pomniki, ale na odnalezieniu i wypracowaniu własnego języka. Widać to chociażby na przykładzie tych tekstów, które w „O tyle więcej” stanowią wariant biblijnych stylizacji, przejawiany chociażby w częstych trzykrotnych powtórzeniach. Z kolei nacisk kładziony na mówienie w pierwszej osobie sugeruje mocną potrzebę wyjścia poza tę estetykę i konstruowania własnego poetyckiego idiomu.
Drugą część zbioru, którą zasilają teksty Targiela ogłoszone krótko po ukazaniu się tomiku „Halsem” (2007), otwiera wiersz „Zadanie”. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że poeta starał się nadać wyraźne kontury temu, co w poprzedniej części zostało rozmyte. Można przy tym zauważyć kilka punktów stycznych pomiędzy poszczególnymi motywami zaproponowanymi w „O tyle więcej”. Niewątpliwie do takich należy poetyckie wyobrażenie autora na temat wieczności: „Przebrnąć skutecznie / Trwać / Nabierając tła / Wyżej jak niżej / Rzeczownie / Przemieniając strony w światło […] / Oczom zostawiając miejsce wypatrzeń / Słowom geometrię brzmień / Chwilom odpoczynek / Wieczności czas” („Zadanie”). W części drugiej, wyraźniej niż w pierwszej, akcentowany jest zwrot podmiotu w stronę jakiegoś „ty”. Choć należy podkreślić, że i w tekstach z lat osiemdziesiątych, pomimo mocnego głosu „ja”, odnajdziemy takie próby. Pytanie tylko czy są to świadome poetyckie strategie, czy też wynikają one z iluzji wyprowadzenia podmiotu poza obręb własnego „jestem”? Gdyby przyjąć tę drugą wersję, mielibyśmy do czynienia z poezją, której wewnętrzna struktura przypomina grę z własnym odbiciem.
Także i w tych wierszach Targiel kształtował swój styl w nawiązaniu do biblijnej wykładni. Czytelnik/czytelniczka może łatwo sobie to zobrazować ciągiem skojarzeń: słowo–ciało– tekst. ‘Słowo’ ma w tej poezji stanowić siłą sprawczą, jednak poeta sprawdzając jego możliwości, odsłania z pozoru błahą prawdę, że za tą językową konstrukcją nie kryje się zupełnie nic. ‘Słowo’ – rozumiane jako symboliczny początek istnienie – to pole, które bez konkretnego odniesienia przestaje mówić/działać, ale też uzupełnione o kolejne znaczenia niewiele wyjaśnia: „Zaglądasz w przestrzeń słowa / A słowo ciałem / A słowo wodą / A słowo krwią / A słowo „śmierć” („Zaglądasz”). Wydaje się, że Targiel stworzył zabawną tautologię pustki, rozmontowując przy tym materię języka. Gdyby tak było, to musielibyśmy liczyć się z tym, że rozpad zdania pociągałby za sobą rozpad całego poetyckiego świata. Niemniej lektura drugiej części „O tyle więcej” sugeruje, iż ten etap czy okres twórczości poety naznaczony był łagodniejszym piórem i bardziej otwartą wyobraźnią. Nerwowość ustąpiła ciszy i „przestrzeniom powietrza”. Nieuchronność, makabryczność śmierci obecne w poprzednich wierszach autora, w tekstach bardziej nam współczesnych przekształciły się w małą makabreskę, liryczną uszczypliwość: „A że miłość jest przymiarką / Kop mi grób / A że w grobie kołderka jest i mus / Kop mi grób” („Kop mi”). Pomimo złagodzenia frazy, budulcem poezji czy poetyckiej wyobraźni wciąż pozostają fragmenty i strzępy. Widać to doskonale w ostatnim, zamykającym tomik wierszu „Wersy”. Tekst składa się z 38 podwójnych akapitów, z których każdy przypomina osobne zdanie. Razem tworzą one pewnego rodzaju rozsypankę, w obrębie której możliwa jest zabawa poszczególnymi segmentami. To, co spaja je ze sobą, jest trudną do wypracowania interpretacją, zawierającą ledwo uchwytny sens: „Nie ośmielisz się mnie trzymać / Nie jesteś gotów więc zostaw” („Wersy”).
Paweł Targiel: „O tyle więcej”. Instytut Mikołowski. Mikołów 2014.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |