
JARMARCZNA ROZRYWKA (WOLVERINE I X-MEN: CYRK PRZYBYŁ DO MIASTA)
A
A
A
Superbohaterska ofensywa Egmontu trwa w najlepsze. W ramach linii wydawniczej Marvel NOW! pojawiło się kilka pewniaków, takich jak zawsze cieszący się popularnością Spider-Man, opromienieni filmową sławą Avengersi i Strażnicy Galaktyki; nie mogło też zabraknąć drużyny mutantów, w dodatku w dwóch wydaniach. Do nieźle przyjętych „All New X-Men” według scenariusza Briana Michaela Bendisa dołączył drugi cykl, tym razem z fabułą Jasona Aarona i z Rosomakiem w tytule.
Lekturę już na wstępie utrudnia fakt, że mamy do czynienia z następstwami eventu Avengers vs. X-Men, na którego wydanie w Polsce musimy jeszcze chwilę poczekać. Świat Marvela nawiedziła nowa emanacja siły znanej jako Phoenix, Cyklop przeszedł na stronę radykalnych mutantów wyznających filozofię Magneto, a Profesor X nie żyje. Jakby tego było mało, „z biegu” zostajemy wprowadzeni w pomniejsze wątki rozgrywające się już od pewnego czasu: szkole dla uzdolnionych zagrażają knowania niezawodnego Hellfire Club, ktoś nie może wylizać się z odniesionych wcześniej ran, poważne problemy przeżywa też sama placówka wychowawcza.
Album „Cyrk przybył do miasta” to pierwszy ukazujący się pod szyldem Marvel NOW! tom serii przygód Wolverine’a i jego X-Menów. Problem w tym, że nie mamy do czynienia ani z resetem, ani z nowym rozdaniem. Boleśnie odczuwalne jest natomiast, że cykl dozowany jest nam od dziewiętnastego zeszytu. Niestety, komiks cierpi też z kilku powodów dość typowych dla serii o supergrupach i nawet udział Rosomaka na niewiele się zdaje. Obdarzony zdolnością regeneracji mutant występuje tu stosunkowo rzadko, zaś Aaron (mający w scenopisarskim dorobku sporo przygód z udziałem tej postaci) z trudem stara się wkomponować gburowatego brzydala w drużynę harcerzy. Brak wyrazistego protagonisty (zastąpionego bohaterem zbiorowym) sprawia, że opowieść przypomina chaotyczną, niespójną kompilację rozproszonych wątków i skądinąd ciekawych pomysłów. Szalony cyrk dowodzony przez monstrum Frankensteina, klauni-zombie czy delikwent straszący rojem swoich nazi-pszczół to bez wątpienia ciekawe akcenty, ale bardziej pasujące do filmów Roba Zombie niż do komiksowego tasiemca o uzdolnionej, lecz odtrąconej młodzieży.
Tomik Aarona rozczarowuje, choć przyswaja się go stosunkowo łatwo. Za mało Rosomaka, za dużo rozterek zmutowanych nastolatków przeplatanych nawet celnymi (świetne rozmowy kwalifikacyjne nauczycieli), ale nie do końca pasującymi do fabuły żarcikami. Na pewno nie ma powodów, aby narzekać na stronę wizualną – rysunki poszczególnych autorów trzymają poziom wychodzący ponad amerykańskie mainstreamowe rzemiosło. Zawodzi jednak scenarzysta, tryskający weną, ale z trudem panujący nad całością. Od twórców z taką renomą można stanowczo oczekiwać o wiele więcej.
Lekturę już na wstępie utrudnia fakt, że mamy do czynienia z następstwami eventu Avengers vs. X-Men, na którego wydanie w Polsce musimy jeszcze chwilę poczekać. Świat Marvela nawiedziła nowa emanacja siły znanej jako Phoenix, Cyklop przeszedł na stronę radykalnych mutantów wyznających filozofię Magneto, a Profesor X nie żyje. Jakby tego było mało, „z biegu” zostajemy wprowadzeni w pomniejsze wątki rozgrywające się już od pewnego czasu: szkole dla uzdolnionych zagrażają knowania niezawodnego Hellfire Club, ktoś nie może wylizać się z odniesionych wcześniej ran, poważne problemy przeżywa też sama placówka wychowawcza.
Album „Cyrk przybył do miasta” to pierwszy ukazujący się pod szyldem Marvel NOW! tom serii przygód Wolverine’a i jego X-Menów. Problem w tym, że nie mamy do czynienia ani z resetem, ani z nowym rozdaniem. Boleśnie odczuwalne jest natomiast, że cykl dozowany jest nam od dziewiętnastego zeszytu. Niestety, komiks cierpi też z kilku powodów dość typowych dla serii o supergrupach i nawet udział Rosomaka na niewiele się zdaje. Obdarzony zdolnością regeneracji mutant występuje tu stosunkowo rzadko, zaś Aaron (mający w scenopisarskim dorobku sporo przygód z udziałem tej postaci) z trudem stara się wkomponować gburowatego brzydala w drużynę harcerzy. Brak wyrazistego protagonisty (zastąpionego bohaterem zbiorowym) sprawia, że opowieść przypomina chaotyczną, niespójną kompilację rozproszonych wątków i skądinąd ciekawych pomysłów. Szalony cyrk dowodzony przez monstrum Frankensteina, klauni-zombie czy delikwent straszący rojem swoich nazi-pszczół to bez wątpienia ciekawe akcenty, ale bardziej pasujące do filmów Roba Zombie niż do komiksowego tasiemca o uzdolnionej, lecz odtrąconej młodzieży.
Tomik Aarona rozczarowuje, choć przyswaja się go stosunkowo łatwo. Za mało Rosomaka, za dużo rozterek zmutowanych nastolatków przeplatanych nawet celnymi (świetne rozmowy kwalifikacyjne nauczycieli), ale nie do końca pasującymi do fabuły żarcikami. Na pewno nie ma powodów, aby narzekać na stronę wizualną – rysunki poszczególnych autorów trzymają poziom wychodzący ponad amerykańskie mainstreamowe rzemiosło. Zawodzi jednak scenarzysta, tryskający weną, ale z trudem panujący nad całością. Od twórców z taką renomą można stanowczo oczekiwać o wiele więcej.
Jason Aaron, Nick Bradshaw, Steve Sanders, David Lopez: „Wolverine i X-Men: Cyrk przybył do miasta” („Wolverine and X-Men Vol. 5”). Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |