Maja Baczyńska, Dobrawa Czocher, Hania Raniszewska,
STUDIOWANIE PIĘKNA
A
A
A
Maja Baczyńska: Łączenie muzyki klasycznej z muzyką popularną dla jednych jest pomysłem kapitalnym, a dla drugich świętokradztwem. Dlaczego dyskusje na ten temat wciąż są tak żywe? Nie obawiałyście się reakcji tzw. „środowiska akademickiego” na Wasze klasyczne aranżacje piosenek Grzegorza Ciechowskiego?
Dobrawa Czocher: Każdy ma prawo do własnego zdania i to naturalne, że odbiorcy dzielą się na tych, którzy uwielbiają rocka, i na tych, którzy słuchają muzyki klasycznej. Nie ma nic dziwnego w tym, że ktoś, kto jest miłośnikiem klasyki, może w pierwszym momencie nieufnie podejść do projektu takiego jak nasz. Ten sam mechanizm działa i w drugą stronę. Są też tacy, którzy nie zamykają się na jeden rodzaj muzyki. Do tej grupy należymy my i nasz projekt, w którym staramy się łączyć wszystko to, czego nauczyło nas klasyczne wykształcenie, i to, co czerpiemy z muzyki rozrywkowej. Nie obawiałyśmy się krytyki, ponieważ od samego początku to, co tworzymy, staramy się utrzymać na jak najwyższym poziomie. I co najważniejsze – po prostu robimy coś, co daje nam ogromną radość.
M.B.: Grzegorz Ciechowski to legenda polskiej sceny muzycznej. Pewnie sięgnięcie po repertuar kogoś, kto do dziś cieszy się ogromną popularnością i ma rzesze fanów, było wyzwaniem. Znów – dla jednych to doskonały sposób na pozyskanie szerszego grona odbiorców, a dla najbardziej zagorzałych fanów Republiki – właśnie świętokradztwo. Z jakimi reakcjami odbiorców Wy się spotkałyście?
D.C.: Najczęściej spotykamy się z bardzo ciepłym i entuzjastycznym podejściem, również ze strony fanów Republiki. To bardzo miłe. Czasami zdarzają się osoby, które nie wiedząc, co dokładnie tworzymy, są negatywnie nastawione, ale tym bardziej cieszy nas, kiedy dostaniemy od takiej osoby wiadomość, w której reflektuje się i pisze, że nie spodziewała się czegoś takiego i bardzo jej się to, co robimy, podoba.
M.B.: Podobno nim nagrałyście płytę w Radiu Gdańsk, występowałyście z projektem „Ciechowski klasycznie” m.in. w rodzinnym mieście wokalisty, Tczewie. To właśnie tam się wszystko zaczęło. Proszę, opowiedzcie tę historię.
D.C.: Cała przygoda z projektem zaczęła się właśnie wtedy w Tczewie. Urodziłam się w tym mieście i zostałam poproszona przez organizatora In memoriam (festiwal pamięci Grzegorza Ciechowskiego) o zaaranżowanie paru utworów lidera Republiki, ale – w klasycznej odsłonie. O pomoc poprosiłam Hanię, która zaaranżowała wtedy trzy utwory na wiolonczelę i fortepian. Pokochałyśmy ten repertuar, a na nasze szczęście tczewskiemu występowi przysłuchiwał się redaktor Radia Gdańsk, Kamil Wicik, który parę miesięcy później zaprosił nas do wzięcia udziału w audycji poświęconej Grzegorzowi Ciechowskiemu. W Radiu Gdańsk wykonałyśmy osiem utworów. Reakcja publiczności była tylko dalszą zachętą do rozwijania projektu.
M.B.: Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Waszym projekcie, pomyślałam, że to fenomenalny pomysł i że aż dziwne, że nikt dotąd na to nie wpadł. Aranżacji utworów Ciechowskiego wprawdzie było już sporo, ale nie na wiolonczelę i fortepian. Czy jako młode artystki z projektem „samograjem” w rękawie nie miałyście większych problemów z dotarciem i przekonaniem do Was odbiorców, pedagogów, krytyków, mediów, wytwórni?
D.C.: Chyba rzeczywiście można nazwać ten projekt „samograjem”, skoro znalazło się tylu jego entuzjastów. Pedagodzy chwalą to, co robimy, wspierają nas, od publiczności dostałyśmy chyba najcenniejszy skarb, czyli zaufanie, gdy tak wiele osób dofinansowało nas na portalu wspieramkulture.pl. Teraz – już po wydaniu płyty – dostajemy masę ciepłych słów i komentarzy, wytwórnia zgłosiła się do nas sama. Krytyków też póki co miałyśmy przychylnych, jak będzie dalej – zobaczymy. Wydaje mi się, że kiedy siłą napędową do tworzenia muzyki, czy jakiegokolwiek projektu, są radość i zapał, jaki w niego wkładamy, ludzie to wyczuwają i chcą w tym uczestniczyć. Myślę, że stąd taki dobry odbiór naszych działań.
M.B.: Efektem Waszej trzyletniej działalności jest płyta, która powstała dzięki dofinansowaniu na crowdfundingu. Kiedy ta metoda dopiero wchodziła na polski rynek i każdy podchodził do niej „jak do jeża”, łatwiej było dotrzeć do tzw. „ludzi dobrej woli” ze swoją ideą. Dziś o „cegiełkę” w zamian za autograf czy płytę prosi bardzo wielu debiutujących artystów. Jak dokonałyście tego, że mimo potężnej konkurencji, to właśnie Wam się udało? Domyślam się, że towarzyszyły temu ogromne emocje.
Hania Raniszewska: Nasza płyta to przede wszystkim podsumowanie trzyletniej pracy nad tym projektem – a więc trochę historia naszego rozwoju muzycznego, inspiracji i preferencji w tym okresie. Fajne jest to, że jedne aranżacje pozostały w nienaruszonym stanie od ich powstania (np. „Śmierć na pięć”), a inne były zmieniane i powtórnie opracowywane. Niektóre zaś są zupełnie nowe i można je usłyszeć po raz pierwszy dopiero na naszym krążku („Tak tak to ja”, „Republika marzeń”). Do tego pozwoliłyśmy sobie na dodanie pięciu własnych kompozycji, które prawdopodobnie jeszcze więcej mówią o tym, co nas w muzyce interesuje. To taki oddech pomiędzy utworami Ciechowskiego, wprowadzenie czegoś nowego i – mamy nadzieję – zaskakującego. Płyta jest jednak spójną historią, co się zauważa, słuchając jej od początku do końca. Podobne założenie lubimy przyjmować na naszych koncertach, gdy staramy się grać raczej sety, niż dziesięć pojedynczych, przerywanych oklaskami utworów. Wydaje mi się, że muzyka, jaką reprezentuje nasz krążek, to ani muzyka klasyczna, ani rockowa, czy filmowa. To po prostu duża dawka emocji i... bardzo kobiece podejście do świata (śmiech).
M.B.: Czy muzyka klasyczna dalej zajmuje pierwszoplanowe miejsce w Waszym życiu?
D.C.: Muzyka klasyczna zajmuje pierwsze miejsce w naszym życiu, ponieważ wciąż studiujemy grę na naszych instrumentach. Cały czas doskonalimy warsztat i nasze rozumienie muzyki. Ale to nie znaczy, że wszystkie inne gatunki muzyczne są gdzieś w tyle. Tak jak już wcześniej wspomniałam, wydaje mi się, że wspaniale jest łączyć swoje doświadczenia muzyczne i artystyczne w ogóle. Nasz projekt bardzo pomógł mi np. „otworzyć się” na scenie podczas wykonywania muzyki czysto klasycznej. Mam teraz większą swobodę wykonywania, zrozumiałam, jak ważny jest słuchacz, odbiorca, a nie tylko moja własna satysfakcja z tego, czy udało mi się perfekcyjnie zagrać dane miejsce w utworze, czy nie. Niemniej muzyka klasyczna – oprócz sprawy podstawowej, czyli umiejętności grania na instrumencie – wykształciła w nas wrażliwość ,jakiej moim zdaniem nie jest w stanie uruchomić żaden inny gatunek muzyczny. Bo my od siódmego roku życia codziennie za pomocą naszych instrumentów studiujemy... piękno.
M.B.: A jakie są Wasze dalsze plany? Planujecie poszerzyć repertuar o aranżacje innych znanych polskich piosenek?
H.R.: Przede wszystkim chcemy teraz zagrać jak najwięcej koncertów, bo żywy kontakt ze słuchaczem to jest coś, co kochamy najbardziej, a scena to miejsce, gdzie chyba czujemy się najlepiej. Chcemy też wyfrunąć również za granicę. Muzyka, jaką gramy, wydaje się uniwersalna, więc mamy nadzieję, że uda się te marzenia zrealizować. Jeżeli chodzi o samo aranżowanie utworów, to – praktycznie non stop – powstaje coś nowego. A czy będzie z tego także nowa płyta? Kto wie? Trudno mi powiedzieć, czy zostaniemy w duecie, czy raczej powiększymy skład (jak to czasem lubimy robić). W każdym razie materia porusza się u nas nieustannie i wstępnie myślę, że nasze następne projekty jedynie pozytywnie zaskoczą słuchaczy. Już teraz mamy na koncie nowe opracowania pieśni Dowlanda na kwartet smyczkowy, współpracę nad albumami innych artystów, muzykę do filmu, czy do sztuki teatralnej. Jak widać pole działania jest dość szerokie i miejmy nadzieję, że ta tendencja się utrzyma (śmiech).
M.B.: Czy jeśli wydacie kolejną płytę, znajdzie się na niej jeszcze więcej kompozycji własnych?
H.R.: Na pewno, ale zjawisko aranżacji lub „przekomponowania” jest dla nas na tyle fascynującą sprawą, że będzie pojawiać się nadal w naszych działaniach. I to zarówno jeśli chodzi o muzykę klasyczną, jak i rozrywkową. Naszą wielką inspiracją jest twórczość takich postaci jak np. Max Richter czy Nils Frahm. Jednak własna twórczość to na pewno coś, do czego dąży każdy artysta.
M.B.: Czy któraś z piosenek Ciechowskiego łączy się dla Was z jakimś szczególnym, osobistym wspomnieniem?
D.C.: Muszę przyznać, że piosenki Ciechowskiego to moje dzieciństwo. Teraz oczywiście wszystkie utwory nabrały nowego znaczenia za sprawą ich wielokrotnego wykonywania. Niektóre z nich kojarzą mi się z konkretnymi emocjami związanymi z koncertami, czy migawkami ze wspólnych wyjazdów. Ponadto do niektórych utworów wyobrażam sobie konkretne historie, ale to zmienia się w zależności od dnia, w którym dany utwór wykonuję. Jest jednak jeden utwór, przy którym niezmiennie słyszę tekst napisany przez Grzegorza Ciechowskiego, jest to „Nie pytaj o Polskę”.
M.B.: Gdzie w sezonie 2015/16 będzie można Was usłyszeć i czy płyta „Biała flaga” będzie dostępna w szerszej sprzedaży?
H.R.: Płyta od dziesiątego października będzie dostępna już wszędzie (do dziewiątego października patronat i wyłączność miały księgarnie Empik). Z koncertami ruszymy w grudniu – zagramy wtedy w Szczecinie, Toruniu, Poznaniu, Warszawie, Tczewie i być może w Gdańsku. Następna większa „trasa” szykuje się na przełom lutego i marca, i mam nadzieję, że uda nam się odwiedzić jak najwięcej miejsc w Polsce. Na każdym koncercie będzie oczywiście można kupić płytę, ale również winyl, który pojawi się w sprzedaży za kilka dni, oraz specjalne wydanie wszystkich naszych dotychczasowych aranżacji i kompozycji w formie albumu z nutami. Bardzo jesteśmy podekscytowane na myśl o tym wydawnictwie. Dodatkowo czwartego i piątego listopada zapraszamy na spektakle „Dialog lustra” z naszą muzyką w Warszawskiej Operze Kameralnej. Polecamy też regularnie odwiedzać nasz profil na Facebooku, gdzie informujemy o wszystkich aktualnościach i planach koncertowych.
M.B.: Dziękuję za rozmowę.
Hania Rani & Dobrawa Czocher:
Muzyczny projekt Hani (fortepian) i Dobrawy (wiolonczela) to dowód na to, że dwa akustyczne instrumenty w zupełności wystarczą, aby wypełnić album płytowy po brzegi muzyką, a także uszy słuchaczy paletą emocji i wzruszeń. Ich pierwszy album „Biała flaga” poświęcony jest twórczości wybitnego polskiego artysty Grzegorza Ciechowskiego, którego kompozycje stały się inspiracją do powstania nowych aranżacji, a także własnych utworów. Interpretacje dziewczyn to mieszanka wielu gatunków, zaczynając od ich miłości do muzyki klasycznej, a kończąc na poszukiwaniu nowych brzmień i form wyrazu. Dowód na to, że czasami słowa są zbędne i muzyka przemówi sama za siebie.
Dobrawa Czocher: Każdy ma prawo do własnego zdania i to naturalne, że odbiorcy dzielą się na tych, którzy uwielbiają rocka, i na tych, którzy słuchają muzyki klasycznej. Nie ma nic dziwnego w tym, że ktoś, kto jest miłośnikiem klasyki, może w pierwszym momencie nieufnie podejść do projektu takiego jak nasz. Ten sam mechanizm działa i w drugą stronę. Są też tacy, którzy nie zamykają się na jeden rodzaj muzyki. Do tej grupy należymy my i nasz projekt, w którym staramy się łączyć wszystko to, czego nauczyło nas klasyczne wykształcenie, i to, co czerpiemy z muzyki rozrywkowej. Nie obawiałyśmy się krytyki, ponieważ od samego początku to, co tworzymy, staramy się utrzymać na jak najwyższym poziomie. I co najważniejsze – po prostu robimy coś, co daje nam ogromną radość.
M.B.: Grzegorz Ciechowski to legenda polskiej sceny muzycznej. Pewnie sięgnięcie po repertuar kogoś, kto do dziś cieszy się ogromną popularnością i ma rzesze fanów, było wyzwaniem. Znów – dla jednych to doskonały sposób na pozyskanie szerszego grona odbiorców, a dla najbardziej zagorzałych fanów Republiki – właśnie świętokradztwo. Z jakimi reakcjami odbiorców Wy się spotkałyście?
D.C.: Najczęściej spotykamy się z bardzo ciepłym i entuzjastycznym podejściem, również ze strony fanów Republiki. To bardzo miłe. Czasami zdarzają się osoby, które nie wiedząc, co dokładnie tworzymy, są negatywnie nastawione, ale tym bardziej cieszy nas, kiedy dostaniemy od takiej osoby wiadomość, w której reflektuje się i pisze, że nie spodziewała się czegoś takiego i bardzo jej się to, co robimy, podoba.
M.B.: Podobno nim nagrałyście płytę w Radiu Gdańsk, występowałyście z projektem „Ciechowski klasycznie” m.in. w rodzinnym mieście wokalisty, Tczewie. To właśnie tam się wszystko zaczęło. Proszę, opowiedzcie tę historię.
D.C.: Cała przygoda z projektem zaczęła się właśnie wtedy w Tczewie. Urodziłam się w tym mieście i zostałam poproszona przez organizatora In memoriam (festiwal pamięci Grzegorza Ciechowskiego) o zaaranżowanie paru utworów lidera Republiki, ale – w klasycznej odsłonie. O pomoc poprosiłam Hanię, która zaaranżowała wtedy trzy utwory na wiolonczelę i fortepian. Pokochałyśmy ten repertuar, a na nasze szczęście tczewskiemu występowi przysłuchiwał się redaktor Radia Gdańsk, Kamil Wicik, który parę miesięcy później zaprosił nas do wzięcia udziału w audycji poświęconej Grzegorzowi Ciechowskiemu. W Radiu Gdańsk wykonałyśmy osiem utworów. Reakcja publiczności była tylko dalszą zachętą do rozwijania projektu.
M.B.: Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Waszym projekcie, pomyślałam, że to fenomenalny pomysł i że aż dziwne, że nikt dotąd na to nie wpadł. Aranżacji utworów Ciechowskiego wprawdzie było już sporo, ale nie na wiolonczelę i fortepian. Czy jako młode artystki z projektem „samograjem” w rękawie nie miałyście większych problemów z dotarciem i przekonaniem do Was odbiorców, pedagogów, krytyków, mediów, wytwórni?
D.C.: Chyba rzeczywiście można nazwać ten projekt „samograjem”, skoro znalazło się tylu jego entuzjastów. Pedagodzy chwalą to, co robimy, wspierają nas, od publiczności dostałyśmy chyba najcenniejszy skarb, czyli zaufanie, gdy tak wiele osób dofinansowało nas na portalu wspieramkulture.pl. Teraz – już po wydaniu płyty – dostajemy masę ciepłych słów i komentarzy, wytwórnia zgłosiła się do nas sama. Krytyków też póki co miałyśmy przychylnych, jak będzie dalej – zobaczymy. Wydaje mi się, że kiedy siłą napędową do tworzenia muzyki, czy jakiegokolwiek projektu, są radość i zapał, jaki w niego wkładamy, ludzie to wyczuwają i chcą w tym uczestniczyć. Myślę, że stąd taki dobry odbiór naszych działań.
M.B.: Efektem Waszej trzyletniej działalności jest płyta, która powstała dzięki dofinansowaniu na crowdfundingu. Kiedy ta metoda dopiero wchodziła na polski rynek i każdy podchodził do niej „jak do jeża”, łatwiej było dotrzeć do tzw. „ludzi dobrej woli” ze swoją ideą. Dziś o „cegiełkę” w zamian za autograf czy płytę prosi bardzo wielu debiutujących artystów. Jak dokonałyście tego, że mimo potężnej konkurencji, to właśnie Wam się udało? Domyślam się, że towarzyszyły temu ogromne emocje.
Hania Raniszewska: Nasza płyta to przede wszystkim podsumowanie trzyletniej pracy nad tym projektem – a więc trochę historia naszego rozwoju muzycznego, inspiracji i preferencji w tym okresie. Fajne jest to, że jedne aranżacje pozostały w nienaruszonym stanie od ich powstania (np. „Śmierć na pięć”), a inne były zmieniane i powtórnie opracowywane. Niektóre zaś są zupełnie nowe i można je usłyszeć po raz pierwszy dopiero na naszym krążku („Tak tak to ja”, „Republika marzeń”). Do tego pozwoliłyśmy sobie na dodanie pięciu własnych kompozycji, które prawdopodobnie jeszcze więcej mówią o tym, co nas w muzyce interesuje. To taki oddech pomiędzy utworami Ciechowskiego, wprowadzenie czegoś nowego i – mamy nadzieję – zaskakującego. Płyta jest jednak spójną historią, co się zauważa, słuchając jej od początku do końca. Podobne założenie lubimy przyjmować na naszych koncertach, gdy staramy się grać raczej sety, niż dziesięć pojedynczych, przerywanych oklaskami utworów. Wydaje mi się, że muzyka, jaką reprezentuje nasz krążek, to ani muzyka klasyczna, ani rockowa, czy filmowa. To po prostu duża dawka emocji i... bardzo kobiece podejście do świata (śmiech).
M.B.: Czy muzyka klasyczna dalej zajmuje pierwszoplanowe miejsce w Waszym życiu?
D.C.: Muzyka klasyczna zajmuje pierwsze miejsce w naszym życiu, ponieważ wciąż studiujemy grę na naszych instrumentach. Cały czas doskonalimy warsztat i nasze rozumienie muzyki. Ale to nie znaczy, że wszystkie inne gatunki muzyczne są gdzieś w tyle. Tak jak już wcześniej wspomniałam, wydaje mi się, że wspaniale jest łączyć swoje doświadczenia muzyczne i artystyczne w ogóle. Nasz projekt bardzo pomógł mi np. „otworzyć się” na scenie podczas wykonywania muzyki czysto klasycznej. Mam teraz większą swobodę wykonywania, zrozumiałam, jak ważny jest słuchacz, odbiorca, a nie tylko moja własna satysfakcja z tego, czy udało mi się perfekcyjnie zagrać dane miejsce w utworze, czy nie. Niemniej muzyka klasyczna – oprócz sprawy podstawowej, czyli umiejętności grania na instrumencie – wykształciła w nas wrażliwość ,jakiej moim zdaniem nie jest w stanie uruchomić żaden inny gatunek muzyczny. Bo my od siódmego roku życia codziennie za pomocą naszych instrumentów studiujemy... piękno.
M.B.: A jakie są Wasze dalsze plany? Planujecie poszerzyć repertuar o aranżacje innych znanych polskich piosenek?
H.R.: Przede wszystkim chcemy teraz zagrać jak najwięcej koncertów, bo żywy kontakt ze słuchaczem to jest coś, co kochamy najbardziej, a scena to miejsce, gdzie chyba czujemy się najlepiej. Chcemy też wyfrunąć również za granicę. Muzyka, jaką gramy, wydaje się uniwersalna, więc mamy nadzieję, że uda się te marzenia zrealizować. Jeżeli chodzi o samo aranżowanie utworów, to – praktycznie non stop – powstaje coś nowego. A czy będzie z tego także nowa płyta? Kto wie? Trudno mi powiedzieć, czy zostaniemy w duecie, czy raczej powiększymy skład (jak to czasem lubimy robić). W każdym razie materia porusza się u nas nieustannie i wstępnie myślę, że nasze następne projekty jedynie pozytywnie zaskoczą słuchaczy. Już teraz mamy na koncie nowe opracowania pieśni Dowlanda na kwartet smyczkowy, współpracę nad albumami innych artystów, muzykę do filmu, czy do sztuki teatralnej. Jak widać pole działania jest dość szerokie i miejmy nadzieję, że ta tendencja się utrzyma (śmiech).
M.B.: Czy jeśli wydacie kolejną płytę, znajdzie się na niej jeszcze więcej kompozycji własnych?
H.R.: Na pewno, ale zjawisko aranżacji lub „przekomponowania” jest dla nas na tyle fascynującą sprawą, że będzie pojawiać się nadal w naszych działaniach. I to zarówno jeśli chodzi o muzykę klasyczną, jak i rozrywkową. Naszą wielką inspiracją jest twórczość takich postaci jak np. Max Richter czy Nils Frahm. Jednak własna twórczość to na pewno coś, do czego dąży każdy artysta.
M.B.: Czy któraś z piosenek Ciechowskiego łączy się dla Was z jakimś szczególnym, osobistym wspomnieniem?
D.C.: Muszę przyznać, że piosenki Ciechowskiego to moje dzieciństwo. Teraz oczywiście wszystkie utwory nabrały nowego znaczenia za sprawą ich wielokrotnego wykonywania. Niektóre z nich kojarzą mi się z konkretnymi emocjami związanymi z koncertami, czy migawkami ze wspólnych wyjazdów. Ponadto do niektórych utworów wyobrażam sobie konkretne historie, ale to zmienia się w zależności od dnia, w którym dany utwór wykonuję. Jest jednak jeden utwór, przy którym niezmiennie słyszę tekst napisany przez Grzegorza Ciechowskiego, jest to „Nie pytaj o Polskę”.
M.B.: Gdzie w sezonie 2015/16 będzie można Was usłyszeć i czy płyta „Biała flaga” będzie dostępna w szerszej sprzedaży?
H.R.: Płyta od dziesiątego października będzie dostępna już wszędzie (do dziewiątego października patronat i wyłączność miały księgarnie Empik). Z koncertami ruszymy w grudniu – zagramy wtedy w Szczecinie, Toruniu, Poznaniu, Warszawie, Tczewie i być może w Gdańsku. Następna większa „trasa” szykuje się na przełom lutego i marca, i mam nadzieję, że uda nam się odwiedzić jak najwięcej miejsc w Polsce. Na każdym koncercie będzie oczywiście można kupić płytę, ale również winyl, który pojawi się w sprzedaży za kilka dni, oraz specjalne wydanie wszystkich naszych dotychczasowych aranżacji i kompozycji w formie albumu z nutami. Bardzo jesteśmy podekscytowane na myśl o tym wydawnictwie. Dodatkowo czwartego i piątego listopada zapraszamy na spektakle „Dialog lustra” z naszą muzyką w Warszawskiej Operze Kameralnej. Polecamy też regularnie odwiedzać nasz profil na Facebooku, gdzie informujemy o wszystkich aktualnościach i planach koncertowych.
M.B.: Dziękuję za rozmowę.
Hania Rani & Dobrawa Czocher:
Muzyczny projekt Hani (fortepian) i Dobrawy (wiolonczela) to dowód na to, że dwa akustyczne instrumenty w zupełności wystarczą, aby wypełnić album płytowy po brzegi muzyką, a także uszy słuchaczy paletą emocji i wzruszeń. Ich pierwszy album „Biała flaga” poświęcony jest twórczości wybitnego polskiego artysty Grzegorza Ciechowskiego, którego kompozycje stały się inspiracją do powstania nowych aranżacji, a także własnych utworów. Interpretacje dziewczyn to mieszanka wielu gatunków, zaczynając od ich miłości do muzyki klasycznej, a kończąc na poszukiwaniu nowych brzmień i form wyrazu. Dowód na to, że czasami słowa są zbędne i muzyka przemówi sama za siebie.
Fot. Álfheiður Erla Guðmundsdóttir.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |