NIEBEZPIECZNA TRIADA (BATMAN. NARODZINY DEMONA)
A
A
A
Ukazujący się pod szyldem egmontowskiego DC Deluxe album „Batman. Narodziny Demona” to wyjątkowa gratka, szczególnie dla tych czytelników, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z powstającymi na przełomie ósmej i dziewiątej dekady minionego wieku trzema (niezależnymi od siebie oraz stanowiącymi zamknięte całostki) opowieściami graficznymi z udziałem Człowieka Nietoperza, Ras’ Al-Ghula oraz jego córki, Talii – trzy postaci wyznaczające kształt emocjonalnego trójkąta, w którym klarowny podział na sojuszników i antagonistów nie ma racji bytu.
Dobrym tego przykładem jest epizod „Syn Demona” (1987) Mike’a W. Barra, gdzie ranny Batman zostaje uratowany przez równie piękną, co szalenie niebezpieczną asasynkę, do dziś czującą słabość do zamaskowanego oblubieńca. A ten odwzajemnia uczucie, wyruszając na spotkanie z dawnym i (teoretycznie) nieśmiertelnym adwersarzem, dumnie noszącym imię Głowy Demona. Teraz jednak Gacek i jego „teść” muszą połączyć siły w obliczu większego zła, jakim jest terrorystyczna działalność Qayina – bezlitosnego mordercy, z którym familia Al-Ghuli musi sobie wyjaśnić niejedno.
Kryminalna intryga, niejednoznaczni bohaterowie, zimnowojenne konteksty, nieprzypadkowe nawiązania do Starego Testamentu oraz przyzwoicie poprowadzony konflikt racji wyznaczają dramaturgiczną oś tego zacnie skrojonego studium zaufania, manipulacji i zdrady. Dodajmy do tego krótki, choć znaczący refleks z przeszłości demonicznego wizjonera, jak również sceny miłosnego szczebiotu Batmana i panny Al-Ghul (zwieńczonego poczęciem Damiana), a w finale otrzymamy zaskakującą, niekanoniczną przypowiastkę, w dodatku udatnie zilustrowaną przez Jerry’ego Binghama (chłodna, stonowana kolorystyka, dynamiczne kadry plus ciekawie rozrysowane sekwencje walk i strzelanin).
W drugim segmencie recenzowanego tomu Barr wprowadza na scenę „Narzeczoną Demona” (1991), aranżując fabularne zaręczyny w odludnych plenerach amazońskiej dżungli. Wybór lokacji nie jest przypadkowy, bo tylko w tym miejscu Ras’ Al-Ghul może zbudować nową Jamę Łazarza: punkt „poboru” mistycznej mocy przywracającej młodość, witalność i realną wiarę w długowieczność. Równocześnie gustujący w powiewających pelerynach geniusz zbrodni przygotowuje się do wdrożenia (na skalę globalną) swojego machiawelicznego planu, w którym przypisaną rolę ma także doktor Carmody – błyskotliwy naukowiec samotnie wychowujący nastoletniego syna Branta.
Wątek nietuzinkowego rodzicielstwa scenarzysta rozbudowuje poprzez ciekawe zarysowanie relacji między Gackiem a Timem Drake’iem (przygotowującym się do pasowania na Robina), jak również między Talią a Głową Demona. A jakby tego było mało, także Al-Ghul nie porzucił nadziei na skosztowanie uroków późnego ojcostwa, w czym niezwykle pomocna okaże się pewna podstarzała gwiazda filmowa… Wzorowo budowana dramaturgia, wartkie tempo akcji, otwarte zakończenie oraz proekologiczny podtekst sprawiają, że lektura „Narzeczonej Demona” wciąż dostarcza niezgorszych emocji, w czym swój udział miał rysownik Tom Grindberg.
Abstrahując jednak od fabularnych osobliwości, których nie brakowało w scenariuszach Barra, ani od solidnej rzemieślniczej pracy charakteryzującej ilustracje współautorów wyżej wymienionych epizodów, w albumie „Narodziny Demona” numerem jeden bez wątpienia pozostaje patronujący wydawnictwu komiks, stworzony w 1992 roku przez Dennisa O’Neila oraz Norma Breyfogle’a. Nocne spotkanie Batmana z Talią rozgrywające się w afrykańskich plenerach, ściślej: przy połyskliwej kipieli świeżo wykopanej Jamy Łazarza, wprowadza do opowieści oniryczny, nadnaturalny klimat, konsekwentnie podtrzymywany przez szkatułkową formę opowieści (jakiej nie powstydziłyby się historie rodem z „Baśni z 1001 nocy”), ukazującej dramatyczne okoliczności prowadzące do „narodzin” Ras’ Al-Ghula.
Próba ostatecznego przezwyciężenia śmierci, rytuały inicjacyjne oraz konfrontacja z duchową emanacją zła upominającą się o najmroczniejsze aspekty ludzkiej duszy i przy okazji zsyłającą nań szaleństwo – wieloznaczny, przesycony religijną symboliką scenariusz O’Neila zyskał wspaniałą oprawę w postaci wykonanych techniką malarską prac Breyfogle’a, upajających nie tylko fantastyczną kreską i śmiałymi kompozycjami, ale także bezbłędnie dobraną paletą barw, gdzie dominują różne odcienie błękitu, żółci, zieleni oraz czerwieni.
Ambiwalentny, metaforyczny finał „Narodzin Demona” tylko potwierdza wysoką klasę tej komiksowej opowieści, którą z czystym sumieniem można zestawić w jednym rzędzie z „Ostatnimi łowami Kravena” J. M. DeMatteisa i Michaela Zecka – tytułem co prawda z nieco innej bajki, lecz osiągającym identyczną maestrię w łączeniu mainstreamu z niekwestionowanym artyzmem.
Dobrym tego przykładem jest epizod „Syn Demona” (1987) Mike’a W. Barra, gdzie ranny Batman zostaje uratowany przez równie piękną, co szalenie niebezpieczną asasynkę, do dziś czującą słabość do zamaskowanego oblubieńca. A ten odwzajemnia uczucie, wyruszając na spotkanie z dawnym i (teoretycznie) nieśmiertelnym adwersarzem, dumnie noszącym imię Głowy Demona. Teraz jednak Gacek i jego „teść” muszą połączyć siły w obliczu większego zła, jakim jest terrorystyczna działalność Qayina – bezlitosnego mordercy, z którym familia Al-Ghuli musi sobie wyjaśnić niejedno.
Kryminalna intryga, niejednoznaczni bohaterowie, zimnowojenne konteksty, nieprzypadkowe nawiązania do Starego Testamentu oraz przyzwoicie poprowadzony konflikt racji wyznaczają dramaturgiczną oś tego zacnie skrojonego studium zaufania, manipulacji i zdrady. Dodajmy do tego krótki, choć znaczący refleks z przeszłości demonicznego wizjonera, jak również sceny miłosnego szczebiotu Batmana i panny Al-Ghul (zwieńczonego poczęciem Damiana), a w finale otrzymamy zaskakującą, niekanoniczną przypowiastkę, w dodatku udatnie zilustrowaną przez Jerry’ego Binghama (chłodna, stonowana kolorystyka, dynamiczne kadry plus ciekawie rozrysowane sekwencje walk i strzelanin).
W drugim segmencie recenzowanego tomu Barr wprowadza na scenę „Narzeczoną Demona” (1991), aranżując fabularne zaręczyny w odludnych plenerach amazońskiej dżungli. Wybór lokacji nie jest przypadkowy, bo tylko w tym miejscu Ras’ Al-Ghul może zbudować nową Jamę Łazarza: punkt „poboru” mistycznej mocy przywracającej młodość, witalność i realną wiarę w długowieczność. Równocześnie gustujący w powiewających pelerynach geniusz zbrodni przygotowuje się do wdrożenia (na skalę globalną) swojego machiawelicznego planu, w którym przypisaną rolę ma także doktor Carmody – błyskotliwy naukowiec samotnie wychowujący nastoletniego syna Branta.
Wątek nietuzinkowego rodzicielstwa scenarzysta rozbudowuje poprzez ciekawe zarysowanie relacji między Gackiem a Timem Drake’iem (przygotowującym się do pasowania na Robina), jak również między Talią a Głową Demona. A jakby tego było mało, także Al-Ghul nie porzucił nadziei na skosztowanie uroków późnego ojcostwa, w czym niezwykle pomocna okaże się pewna podstarzała gwiazda filmowa… Wzorowo budowana dramaturgia, wartkie tempo akcji, otwarte zakończenie oraz proekologiczny podtekst sprawiają, że lektura „Narzeczonej Demona” wciąż dostarcza niezgorszych emocji, w czym swój udział miał rysownik Tom Grindberg.
Abstrahując jednak od fabularnych osobliwości, których nie brakowało w scenariuszach Barra, ani od solidnej rzemieślniczej pracy charakteryzującej ilustracje współautorów wyżej wymienionych epizodów, w albumie „Narodziny Demona” numerem jeden bez wątpienia pozostaje patronujący wydawnictwu komiks, stworzony w 1992 roku przez Dennisa O’Neila oraz Norma Breyfogle’a. Nocne spotkanie Batmana z Talią rozgrywające się w afrykańskich plenerach, ściślej: przy połyskliwej kipieli świeżo wykopanej Jamy Łazarza, wprowadza do opowieści oniryczny, nadnaturalny klimat, konsekwentnie podtrzymywany przez szkatułkową formę opowieści (jakiej nie powstydziłyby się historie rodem z „Baśni z 1001 nocy”), ukazującej dramatyczne okoliczności prowadzące do „narodzin” Ras’ Al-Ghula.
Próba ostatecznego przezwyciężenia śmierci, rytuały inicjacyjne oraz konfrontacja z duchową emanacją zła upominającą się o najmroczniejsze aspekty ludzkiej duszy i przy okazji zsyłającą nań szaleństwo – wieloznaczny, przesycony religijną symboliką scenariusz O’Neila zyskał wspaniałą oprawę w postaci wykonanych techniką malarską prac Breyfogle’a, upajających nie tylko fantastyczną kreską i śmiałymi kompozycjami, ale także bezbłędnie dobraną paletą barw, gdzie dominują różne odcienie błękitu, żółci, zieleni oraz czerwieni.
Ambiwalentny, metaforyczny finał „Narodzin Demona” tylko potwierdza wysoką klasę tej komiksowej opowieści, którą z czystym sumieniem można zestawić w jednym rzędzie z „Ostatnimi łowami Kravena” J. M. DeMatteisa i Michaela Zecka – tytułem co prawda z nieco innej bajki, lecz osiągającym identyczną maestrię w łączeniu mainstreamu z niekwestionowanym artyzmem.
Mike W. Barr, Dennis O’Neil, Jerry Bingham, Tom Grindberg, Norm Breyfogle: „Batman. Narodziny Demona” („Batman. Birth of the Demon”). Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |