MĄDRALA, PESTYCYDOWY DESZCZ I ZAGŁADA DZIKÓW (PANZER DIVISION MAREK)
A
A
A
Marek Rachwalik to artysta nieprzewidywalny. Jego obrazy, pełne fantastycznych kształtów i konstrukcji, tętniące feerią intensywnych, drażniących oko kolorów, to niekończąca się przygoda. Tajemnicze mechanizmy oraz fascynacja środowiskiem, zwłaszcza wodnymi stworzeniami o opływowych kształtach i gibkich ruchach, współtworzą malarski eksperyment Rachwalika, którego pasją wydaje się nie malarstwo, lecz konstruowanie maszyn, mających ułatwić życie na łonie natury. Jednakże los bywa przewrotny – zaskakujące odkrycia artysty znajdują swój wyraz tylko w jaskrawych, perfekcyjnie namalowanych obrazach. A szkoda, bo jego najnowsza wystawa, „Panzer Division Marek”, którą właśnie można oglądać w katowickim Rondzie Sztuki, to prawdziwa „jazda bez trzymanki”.
Realizacje artysty, przypominające szalone, narkotyczne wizje (mimo iż Rachwalik stroni od wszelkiego rodzaju używek), to surrealistyczna podróż do krainy, w której rozrzuca się marsjański obornik, a stół do ping ponga sadzi warzywa. „Przyroda zawsze była mi bliska, gdyż wychowałem się z dala od dużego miasta. Jako dziecko interesowałem się planszami biologicznymi i geologicznymi, ale także rycinami dziwnych mechanizmów. Na początku studiów poznałem natomiast dokonania takich twórców, jak Moebius, Franz Ackerman czy Joan Ponç, które zrobiły na mnie duże wrażenie. Inspiruje mnie też literatura science fiction. Wszystko to razem ma wpływ na moje prace. Lubię bawić się wizualną tkanką biologicznego języka, przesączonego dorobkiem surrealizmu i abstrakcji” (Stalmierska) – opowiada o swojej twórczości artysta.
Rachwalik zachłannie obserwuje rzeczywistość. Nieustannie wymyśla, konstruuje i analizuje, tworząc prototypy urządzeń oraz nowe gatunki, takie jak „Koralowiec do odstraszania dzików” (2011). Tytuły jego realizacji także są nieprzypadkowe. Początkowo wydają się niekompatybilne z oglądanymi obrazami, z czasem jednak okazują się trafnym i niezwykle błyskotliwym komentarzem do twórczości artysty. „Mądrala tłumaczy, jak strumień czasu żłobi ścianę teraźniejszości” (2013) czy „Ni ma wersalki substancjalnej, jes tylko suma tapicerskich elementów postrzegania” (2014) to obrazy, które wizualnie dalekie są od filozoficznych rozważań nad materią świata. Na próżno widz szuka w nich oświeconego ważniaka czy wygodnej kanapy – Rachwalik maluje organiczne, nitkowate i grzybopodobne kształty rodem z laboratorium szalonego naukowca, gdzie wszelkie prawa nauki i logiki zostały zaburzone. Albo stworzone od nowa pod dyktando obłąkanego demiurga.
Nic w obrazach artysty nie jest takie, jakie się wydaje. Plan dyslokacji wojsk okazuje się metaforyczną mapą świadomości, a tabor skunksów leci kapsułą, by zbadać, czy stadko tłuściutkich dziczków jest ukraińskim czasownikiem. Zdezorientowany widz bez wątpienia uczestniczy w pozbawionym oczywistego sensu malarskim spektaklu z pogranicza egzotycznej jawy i snu, w którym zostają uruchomione najgłębsze, w żaden sposób niekontrolowane pokłady świadomości. To zarazem malarska medytacja, jak i ekstaza.
Niespożyta energia artysty, tak widoczna na jego obrazach, to nieustanny proces zmagania się z własną wyobraźnią, w której coraz mniej pozostaje ze świata, który go otacza. Na szczęście, bo Rachwalik po prostu „chce robić, to co chce” (Zaskórski). Jego bezkompromisowe, intrygujące malarstwo obezwładnia zmysły, nie dając o sobie szybko zapomnieć. Tymczasem po wyjściu z galerii odurzony i subtelnie zdezorientowany widz ponownie zderza się z ponurym, pozbawionym nasyconych kolorów światem, który w porównaniu z szalonymi wizjami artysty wydaje się przeraźliwie nudny.
LITERATURA:
M. Stalmierska: „Na wysypisku obrazów – Marek Rachwalik”, http://czasnawnetrze.pl/malarstwo-polskie/sylwetki-artystow/15613-na-wysypisku-obrazow-marek-rachwalik.
B. Zaskórski: „Marek Rachwalik. Panzer Division Marek”, http://www.rondosztuki.pl/wydarzenie.php?id=632.
Realizacje artysty, przypominające szalone, narkotyczne wizje (mimo iż Rachwalik stroni od wszelkiego rodzaju używek), to surrealistyczna podróż do krainy, w której rozrzuca się marsjański obornik, a stół do ping ponga sadzi warzywa. „Przyroda zawsze była mi bliska, gdyż wychowałem się z dala od dużego miasta. Jako dziecko interesowałem się planszami biologicznymi i geologicznymi, ale także rycinami dziwnych mechanizmów. Na początku studiów poznałem natomiast dokonania takich twórców, jak Moebius, Franz Ackerman czy Joan Ponç, które zrobiły na mnie duże wrażenie. Inspiruje mnie też literatura science fiction. Wszystko to razem ma wpływ na moje prace. Lubię bawić się wizualną tkanką biologicznego języka, przesączonego dorobkiem surrealizmu i abstrakcji” (Stalmierska) – opowiada o swojej twórczości artysta.
Rachwalik zachłannie obserwuje rzeczywistość. Nieustannie wymyśla, konstruuje i analizuje, tworząc prototypy urządzeń oraz nowe gatunki, takie jak „Koralowiec do odstraszania dzików” (2011). Tytuły jego realizacji także są nieprzypadkowe. Początkowo wydają się niekompatybilne z oglądanymi obrazami, z czasem jednak okazują się trafnym i niezwykle błyskotliwym komentarzem do twórczości artysty. „Mądrala tłumaczy, jak strumień czasu żłobi ścianę teraźniejszości” (2013) czy „Ni ma wersalki substancjalnej, jes tylko suma tapicerskich elementów postrzegania” (2014) to obrazy, które wizualnie dalekie są od filozoficznych rozważań nad materią świata. Na próżno widz szuka w nich oświeconego ważniaka czy wygodnej kanapy – Rachwalik maluje organiczne, nitkowate i grzybopodobne kształty rodem z laboratorium szalonego naukowca, gdzie wszelkie prawa nauki i logiki zostały zaburzone. Albo stworzone od nowa pod dyktando obłąkanego demiurga.
Nic w obrazach artysty nie jest takie, jakie się wydaje. Plan dyslokacji wojsk okazuje się metaforyczną mapą świadomości, a tabor skunksów leci kapsułą, by zbadać, czy stadko tłuściutkich dziczków jest ukraińskim czasownikiem. Zdezorientowany widz bez wątpienia uczestniczy w pozbawionym oczywistego sensu malarskim spektaklu z pogranicza egzotycznej jawy i snu, w którym zostają uruchomione najgłębsze, w żaden sposób niekontrolowane pokłady świadomości. To zarazem malarska medytacja, jak i ekstaza.
Niespożyta energia artysty, tak widoczna na jego obrazach, to nieustanny proces zmagania się z własną wyobraźnią, w której coraz mniej pozostaje ze świata, który go otacza. Na szczęście, bo Rachwalik po prostu „chce robić, to co chce” (Zaskórski). Jego bezkompromisowe, intrygujące malarstwo obezwładnia zmysły, nie dając o sobie szybko zapomnieć. Tymczasem po wyjściu z galerii odurzony i subtelnie zdezorientowany widz ponownie zderza się z ponurym, pozbawionym nasyconych kolorów światem, który w porównaniu z szalonymi wizjami artysty wydaje się przeraźliwie nudny.
LITERATURA:
M. Stalmierska: „Na wysypisku obrazów – Marek Rachwalik”, http://czasnawnetrze.pl/malarstwo-polskie/sylwetki-artystow/15613-na-wysypisku-obrazow-marek-rachwalik.
B. Zaskórski: „Marek Rachwalik. Panzer Division Marek”, http://www.rondosztuki.pl/wydarzenie.php?id=632.
Marek Rachwalik: „Panzer Division Marek”. Rondo Sztuki. Katowice, 8-29 stycznia 2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |