SPRAWA MUSY (KAMEL DAOUD: 'SPRAWA MEURSAULTA')
A
A
A
Dziedzictwo egzystencjalizmu wydaje się dziś nieco ambiwalentne. Z jednej strony – jako filozofia egzystencji – jest on myślą ponadczasową, mówiącą o uniwersalnej kondycji ludzkiej. Z drugiej – jako system filozoficzny ukształtowany pod koniec lat 30. XX wieku, a rozwijający się mniej więcej do końca lat 50. – wydaje się nie wzbudzać już większych emocji. Ten stan rzeczy dotyka chyba przede wszystkim Jeana-Paula Sartre’a: jego argumenty filozoficzne jawią się jako przestarzałe, trącące myszką, w istocie upraszczające skomplikowaną relację między człowiekiem a światem, zaś twórczość literacka – jako tendencyjna, zbyt dyskursywna, służąca jedynie ilustracji idei.
Tej niegodnej pozazdroszczenia sytuacji zdaje się jednak wymykać Albert Camus. W przeciwieństwie do Sartre’a („Byt i nicość”) nie stworzył on żadnego systemu filozoficznego, zaś jego eseistyka i twórczość literacka, która skłaniała do dyskusji i polemik przed laty (vide „Wzlot” Jarosława Iwaszkiewicza), nieraz i dziś wywołuje żywe reakcje, czego dowodem debiut powieściowy algierskiego pisarza, Kamela Daouda, „Sprawa Meursaulta”.
Powieść pierwotnie ukazała się w Algierii w 2013 roku i szybko zdobyła uznanie, uzyskując między innymi prestiżową Nagrodę Goncourtów za debiut. W Polsce, gdzie wydano ją pod koniec 2015 roku, jest reklamowana jako „gniewna, poetycka rewizja »Obcego« Alberta Camusa”. Kto jednak sięgnie po „Sprawę Meursaulta”, ten szybko przekona się, że okładkowy blurb zdradza tylko część (i to chyba, napiszmy od razu, mniej ciekawą część) prawdy.
Pomysł Daouda jest zaskakująco prosty, a jednocześnie niezwykle subwersywny, tak że możemy jedynie – w ślad za samym pisarzem (zob. wywiad udzielony przez Daouda „Gazecie Wyborczej”: http://wyborcza.pl/magazyn/1,149286,19255548,kamel-daoud-trwamy-w-diabelskim-kregu.html (dostęp: 20.12.2015) – dziwić się, że nikt nie wpadł na niego wcześniej. Oto bowiem mamy w „Sprawie Meursaulta” do czynienia z monologiem Haruna – brata zamordowanego przez (anty)bohatera „Obcego” na plaży mężczyzny – który po wielu latach, z własnej perspektywy, opowiada przedstawioną przez Camusa historię nieznanemu czytelnikowi mężczyźnie, o jakim wiemy jedynie, że pisze doktorat na temat twórczości Meursaulta (w powieści Daouda to właśnie on – nie Camus – jest autorem „Obcego”) i jakimś cudem odnalazł rodzinę jego ofiary. Łatwo zatem rozpoznać strategię pisarską Daouda – to znane z powieści postkolonialnych czy feministycznych prze-pisanie (re-writing), wydobywające przemilczane przez pierwowzór aspekty, uwydatniające to, co zepchnięte przezeń na margines, przywracające właściwe miejsce temu, co wykluczone. Harun – bohater Daouda – bardzo szybko uzmysławia nam, jak wielka jest skala przemilczeń „Obcego”: „zanim opowiem ci tę historię, krótkie streszczenie: mężczyzna, który umie pisać, zabija Araba, który tego dnia nie ma nawet imienia – jakby zawiesił je na gwoździu przed wejściem na scenę – po czym zaczyna tłumaczyć, że to przez Boga, który nie istnieje, przez to, co właśnie zrozumiał w słońcu, oraz dlatego, że sól morska szczypała go w oczy […]. Mój brat nie miał prawa głosu w tej sprawie. I tu, uważaj, ty i wszyscy twoi poprzednicy, to fałszywy trop. Jeśli chodzi o absurd, to nikt inny, tylko mój brat i ja niesiemy go na naszych barkach, drzemie on w łonie naszej ziemi” (s. 13-14).
Meursault nie jest żadnym „obcym” – to świetnie wykształcony, potrafiący snuć klarowne narracje przedstawiciel kultury Zachodu, kultury opresora i kolonizatora, który pewnego dnia zabija „jakiegoś Araba”, analfabetę, i to zabija podwójnie, odbierając mu nawet jego imię. Po pierwszym pozostała historia, gdyż był przedstawicielem Historii, po drugim nie pozostało nic – nawet ciało – gdyż od początku został zepchnięty na margines wielkiej opowieści. Haruna dziwi coś jeszcze – mianowicie to, „dlaczego podczas procesu sądzono człowieka, który niedostatecznie opłakał śmierć matki, a nie człowieka, który zabił Araba” (s. 65).
„Sprawa Meursaulta” pragnie przywrócić tożsamość ofierze „obcego”. Harun zwraca naszą uwagę nie tylko na fakt napiętnowania jej przez Meursaulta esencjalistyczną, nic niemówiącą nazwą „Araba”, ale również na to, że ciało ofiary w „Obcym”… po prostu zaginęło: „Ciało Musy pozostanie jednak zagadką. W książce nie ma o nim ani słowa. To uderzająco okrutne wyparcie, nie uważasz? Zaraz po wystrzeleniu pocisków zbrodniarz odwraca się i kieruje w stronę tajemnicy, którą uważa za bardziej godną zainteresowania niż życie Araba” (s. 55-56). Brat człowieka zabitego przez Meursaulta pragnie sprawiedliwości: przywrócenia imienia własnego ofierze. „Arab” miał bowiem na imię Musa, choć – jak gorzko ironizuje Harun – Meursault powinien go nazwać Zudż, Czternastkiem, od godziny czternastej, o której dokonał zbrodni, ale także w analogii do Piętaszka – „negra” służącego Robinsonowi Crusoe, spotkanego przezeń właśnie piątek.
Daoud dokonuje w „Sprawie Meursaulta” jeszcze kilku spektakularnych odwróceń i przewartościowań. Jego bohater mówi na przykład o Meursaulcie jako o kimś, kto uniknął egzekucji, dając nam do zrozumienia, że jego książka uczyniła go nieśmiertelnym. Twierdzi też, że on i jego brat nie mieli żadnej siostry – kobiety lekkich obyczajów będącej pretekstem całego zajścia – że Musa pragnął jedynie bronić „honoru” całkiem przypadkowej dziewczyny z jego dzielnicy, że tak naprawdę cała historia wydarzyła się przez przypadek.
„Sprawa Meursaulta” ma więc – oczywiście – olbrzymi potencjał postkolonialny. Zwłaszcza, że stara się wpisać historię Musy i Haruna w szerszy kontekst kolonialnej aktywności Francji w Algierii, kilkuletniej wojny, która przyniosła Algierii niepodległość, oraz wielkiej biedy, jaka po niej nastąpiła. Harun, który zresztą wraz ze swoją matką zajął mieszkanie po francuskich uciekinierach, u jakich wcześniej służył, ma całkiem sporo do powiedzenia o wszystkich tych kwestiach, co niewątpliwie stanowi wartość dodaną książki Daouda, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że Algiera pierwszej połowy XX wieku była krajem wielokulturowym, gdzie obok Francuzów i Algierczyków (nie żadnych „Arabów”: jak wyznaje Harun, „nigdy nie czułem się Arabem. To jak murzyńskość, która istnieje tylko poprzez spojrzenie białego. W naszej dzielnicy, która była dla nas całym światem, było się muzułmaninem, miało się imię, twarz i zwyczaje” – s. 70) mieszkali jeszcze Żydzi sefardyjscy, tacy jak Jacques Derrida – jeszcze jeden „Algierczyk”, jakiego moglibyśmy włączyć w obręb tego dialogu obcości…
To jednak tylko wierzchnia warstwa książki Daouda. I – trzeba napisać – „Sprawa Meursaulta” nie do końca wpisuje się w ten postkolonialny schemat. Pragnienie sprawiedliwości dotyczy tu przywrócenia imienia własnego ofierze, a więc odzyskania jej, i tylko jej tożsamości. Owszem, fakt, że została ona określona mianem „Araba”, ma tu kolosalne znaczenie, choćby takie, że jej życie ważyło mniej niż życie „Francuza”. Harun nie wypowiada się jednak w imieniu jakiejś wspólnoty – Arabów czy muzułmanów. Można powiedzieć, że dzieje się dokładnie na odwrót: jego monolog zbudowany jest paralelnie do opowieści Meursaulta, tak że Harun z jednej strony jawi się jako jego przeciwieństwo, z drugiej jednak – w tym tkwi literacka siła powieści Daouda – jest jego lustrzanym odbiciem… Tu zaś znajdujemy się już bliżej „Upadku” (do którego zresztą „Sprawa Meursaulta” nawiązuje formalnie) niż „Obcego”.
Czytelnik książki Daouda szybko odkryje, że Haruna i Meursaulta łączą skomplikowane, nieraz wewnętrznie sprzeczne więzy. O ile ten drugi po zabiciu Araba całkowicie o nim zapomina, o tyle pierwszy nie może się uwolnić od jego ducha, o ile drugi niedostatecznie opłakał śmierć matki, o tyle pierwszy pozostaje jej zakładnikiem. W toku narracji okazuje się jednak, że Harun jest w zasadzie takim samym „obcym” jak Meursault. To znaczy: nie tylko obcym-Arabem, ale także obcym wewnątrz swej kultury. Podobnie jak Meursault, Harun nie wpisuje się w określony porządek społeczny: jest nie tylko niewierzący, nie tylko łamie nakazy i zakazy islamu, ale dokonuje radykalnej krytyki religii instytucjonalnej w mistrzowskim nawiązaniu formalnym do dyskusji Meursaulta z księdzem próbującym go nawrócić bezpośrednio przed wykonaniem kary śmierci. Nie czuje się też jednym z Algierczyków: jego „winą” jest fakt, że nie uczestniczył w walkach wyzwoleńczych, nie zapisał się do partyzantki, zaś gdy jest pytany o przyczyny tego stanu rzeczy, nie potrafi ich wytłumaczyć. Wiąże wreszcie Haruna z Meursaultem jeszcze jedno wydarzenie, wokół którego rozgrywa się cała druga część „Sprawy Meursaulta”, i które sprawia, że o książce tej trudno myśleć jako o „gniewnej rewizji”, odwracającej jedynie waloryzację czarno-białego schematu. Harun skrywa bowiem mroczną tajemnicę, która czyni go znacznie bliższym Meursaultowi, niżby on sam tego chciał… Dlatego mówi on w pewnym momencie, iż „to nie jest banalna historia przebaczenia albo zemsty, to przekleństwo, pułapka” (s. 101).
Daleko bardziej niż polemiką z „Obcym”, „Sprawa Meursaulta” wydaje się twórczym dialogiem z egzystencjalną twórczością Alberta Camusa. Raczej rozwija ona wątki Camusowskie, przywracając właściwe miejsce niektórym kwestiom zepchniętym przez autora „Mitu Syzyfa” na margines, niż wdaje się z nimi w konflikt. Monolog Haruna, podobnie jak opowieść Meursaulta, jest rozprawą z absurdem egzystencji, ale także wielką apologią wolności, prawa do samostanowienia, do obrony tożsamości i obrony przed tożsamością narzuconą i sankcjonowaną przez normy kulturowe. Daleko mu przy tym do jakiejś „poprawności politycznej”: Harun nie udaje, że sam nie wyklucza, że jego ocena postkolonialnej Algierii czy kultury islamu jest obiektywna. Moglibyśmy też wiele mu zarzucić. Podobnie jak Meursault, nie jest postacią krystaliczną. „Sprawa Meursaulta” stanowi jednak przede wszystkim wołanie o sprawiedliwość, która jest zawsze kwestią jednostki, nigdy ogółu.
Tej niegodnej pozazdroszczenia sytuacji zdaje się jednak wymykać Albert Camus. W przeciwieństwie do Sartre’a („Byt i nicość”) nie stworzył on żadnego systemu filozoficznego, zaś jego eseistyka i twórczość literacka, która skłaniała do dyskusji i polemik przed laty (vide „Wzlot” Jarosława Iwaszkiewicza), nieraz i dziś wywołuje żywe reakcje, czego dowodem debiut powieściowy algierskiego pisarza, Kamela Daouda, „Sprawa Meursaulta”.
Powieść pierwotnie ukazała się w Algierii w 2013 roku i szybko zdobyła uznanie, uzyskując między innymi prestiżową Nagrodę Goncourtów za debiut. W Polsce, gdzie wydano ją pod koniec 2015 roku, jest reklamowana jako „gniewna, poetycka rewizja »Obcego« Alberta Camusa”. Kto jednak sięgnie po „Sprawę Meursaulta”, ten szybko przekona się, że okładkowy blurb zdradza tylko część (i to chyba, napiszmy od razu, mniej ciekawą część) prawdy.
Pomysł Daouda jest zaskakująco prosty, a jednocześnie niezwykle subwersywny, tak że możemy jedynie – w ślad za samym pisarzem (zob. wywiad udzielony przez Daouda „Gazecie Wyborczej”: http://wyborcza.pl/magazyn/1,149286,19255548,kamel-daoud-trwamy-w-diabelskim-kregu.html (dostęp: 20.12.2015) – dziwić się, że nikt nie wpadł na niego wcześniej. Oto bowiem mamy w „Sprawie Meursaulta” do czynienia z monologiem Haruna – brata zamordowanego przez (anty)bohatera „Obcego” na plaży mężczyzny – który po wielu latach, z własnej perspektywy, opowiada przedstawioną przez Camusa historię nieznanemu czytelnikowi mężczyźnie, o jakim wiemy jedynie, że pisze doktorat na temat twórczości Meursaulta (w powieści Daouda to właśnie on – nie Camus – jest autorem „Obcego”) i jakimś cudem odnalazł rodzinę jego ofiary. Łatwo zatem rozpoznać strategię pisarską Daouda – to znane z powieści postkolonialnych czy feministycznych prze-pisanie (re-writing), wydobywające przemilczane przez pierwowzór aspekty, uwydatniające to, co zepchnięte przezeń na margines, przywracające właściwe miejsce temu, co wykluczone. Harun – bohater Daouda – bardzo szybko uzmysławia nam, jak wielka jest skala przemilczeń „Obcego”: „zanim opowiem ci tę historię, krótkie streszczenie: mężczyzna, który umie pisać, zabija Araba, który tego dnia nie ma nawet imienia – jakby zawiesił je na gwoździu przed wejściem na scenę – po czym zaczyna tłumaczyć, że to przez Boga, który nie istnieje, przez to, co właśnie zrozumiał w słońcu, oraz dlatego, że sól morska szczypała go w oczy […]. Mój brat nie miał prawa głosu w tej sprawie. I tu, uważaj, ty i wszyscy twoi poprzednicy, to fałszywy trop. Jeśli chodzi o absurd, to nikt inny, tylko mój brat i ja niesiemy go na naszych barkach, drzemie on w łonie naszej ziemi” (s. 13-14).
Meursault nie jest żadnym „obcym” – to świetnie wykształcony, potrafiący snuć klarowne narracje przedstawiciel kultury Zachodu, kultury opresora i kolonizatora, który pewnego dnia zabija „jakiegoś Araba”, analfabetę, i to zabija podwójnie, odbierając mu nawet jego imię. Po pierwszym pozostała historia, gdyż był przedstawicielem Historii, po drugim nie pozostało nic – nawet ciało – gdyż od początku został zepchnięty na margines wielkiej opowieści. Haruna dziwi coś jeszcze – mianowicie to, „dlaczego podczas procesu sądzono człowieka, który niedostatecznie opłakał śmierć matki, a nie człowieka, który zabił Araba” (s. 65).
„Sprawa Meursaulta” pragnie przywrócić tożsamość ofierze „obcego”. Harun zwraca naszą uwagę nie tylko na fakt napiętnowania jej przez Meursaulta esencjalistyczną, nic niemówiącą nazwą „Araba”, ale również na to, że ciało ofiary w „Obcym”… po prostu zaginęło: „Ciało Musy pozostanie jednak zagadką. W książce nie ma o nim ani słowa. To uderzająco okrutne wyparcie, nie uważasz? Zaraz po wystrzeleniu pocisków zbrodniarz odwraca się i kieruje w stronę tajemnicy, którą uważa za bardziej godną zainteresowania niż życie Araba” (s. 55-56). Brat człowieka zabitego przez Meursaulta pragnie sprawiedliwości: przywrócenia imienia własnego ofierze. „Arab” miał bowiem na imię Musa, choć – jak gorzko ironizuje Harun – Meursault powinien go nazwać Zudż, Czternastkiem, od godziny czternastej, o której dokonał zbrodni, ale także w analogii do Piętaszka – „negra” służącego Robinsonowi Crusoe, spotkanego przezeń właśnie piątek.
Daoud dokonuje w „Sprawie Meursaulta” jeszcze kilku spektakularnych odwróceń i przewartościowań. Jego bohater mówi na przykład o Meursaulcie jako o kimś, kto uniknął egzekucji, dając nam do zrozumienia, że jego książka uczyniła go nieśmiertelnym. Twierdzi też, że on i jego brat nie mieli żadnej siostry – kobiety lekkich obyczajów będącej pretekstem całego zajścia – że Musa pragnął jedynie bronić „honoru” całkiem przypadkowej dziewczyny z jego dzielnicy, że tak naprawdę cała historia wydarzyła się przez przypadek.
„Sprawa Meursaulta” ma więc – oczywiście – olbrzymi potencjał postkolonialny. Zwłaszcza, że stara się wpisać historię Musy i Haruna w szerszy kontekst kolonialnej aktywności Francji w Algierii, kilkuletniej wojny, która przyniosła Algierii niepodległość, oraz wielkiej biedy, jaka po niej nastąpiła. Harun, który zresztą wraz ze swoją matką zajął mieszkanie po francuskich uciekinierach, u jakich wcześniej służył, ma całkiem sporo do powiedzenia o wszystkich tych kwestiach, co niewątpliwie stanowi wartość dodaną książki Daouda, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że Algiera pierwszej połowy XX wieku była krajem wielokulturowym, gdzie obok Francuzów i Algierczyków (nie żadnych „Arabów”: jak wyznaje Harun, „nigdy nie czułem się Arabem. To jak murzyńskość, która istnieje tylko poprzez spojrzenie białego. W naszej dzielnicy, która była dla nas całym światem, było się muzułmaninem, miało się imię, twarz i zwyczaje” – s. 70) mieszkali jeszcze Żydzi sefardyjscy, tacy jak Jacques Derrida – jeszcze jeden „Algierczyk”, jakiego moglibyśmy włączyć w obręb tego dialogu obcości…
To jednak tylko wierzchnia warstwa książki Daouda. I – trzeba napisać – „Sprawa Meursaulta” nie do końca wpisuje się w ten postkolonialny schemat. Pragnienie sprawiedliwości dotyczy tu przywrócenia imienia własnego ofierze, a więc odzyskania jej, i tylko jej tożsamości. Owszem, fakt, że została ona określona mianem „Araba”, ma tu kolosalne znaczenie, choćby takie, że jej życie ważyło mniej niż życie „Francuza”. Harun nie wypowiada się jednak w imieniu jakiejś wspólnoty – Arabów czy muzułmanów. Można powiedzieć, że dzieje się dokładnie na odwrót: jego monolog zbudowany jest paralelnie do opowieści Meursaulta, tak że Harun z jednej strony jawi się jako jego przeciwieństwo, z drugiej jednak – w tym tkwi literacka siła powieści Daouda – jest jego lustrzanym odbiciem… Tu zaś znajdujemy się już bliżej „Upadku” (do którego zresztą „Sprawa Meursaulta” nawiązuje formalnie) niż „Obcego”.
Czytelnik książki Daouda szybko odkryje, że Haruna i Meursaulta łączą skomplikowane, nieraz wewnętrznie sprzeczne więzy. O ile ten drugi po zabiciu Araba całkowicie o nim zapomina, o tyle pierwszy nie może się uwolnić od jego ducha, o ile drugi niedostatecznie opłakał śmierć matki, o tyle pierwszy pozostaje jej zakładnikiem. W toku narracji okazuje się jednak, że Harun jest w zasadzie takim samym „obcym” jak Meursault. To znaczy: nie tylko obcym-Arabem, ale także obcym wewnątrz swej kultury. Podobnie jak Meursault, Harun nie wpisuje się w określony porządek społeczny: jest nie tylko niewierzący, nie tylko łamie nakazy i zakazy islamu, ale dokonuje radykalnej krytyki religii instytucjonalnej w mistrzowskim nawiązaniu formalnym do dyskusji Meursaulta z księdzem próbującym go nawrócić bezpośrednio przed wykonaniem kary śmierci. Nie czuje się też jednym z Algierczyków: jego „winą” jest fakt, że nie uczestniczył w walkach wyzwoleńczych, nie zapisał się do partyzantki, zaś gdy jest pytany o przyczyny tego stanu rzeczy, nie potrafi ich wytłumaczyć. Wiąże wreszcie Haruna z Meursaultem jeszcze jedno wydarzenie, wokół którego rozgrywa się cała druga część „Sprawy Meursaulta”, i które sprawia, że o książce tej trudno myśleć jako o „gniewnej rewizji”, odwracającej jedynie waloryzację czarno-białego schematu. Harun skrywa bowiem mroczną tajemnicę, która czyni go znacznie bliższym Meursaultowi, niżby on sam tego chciał… Dlatego mówi on w pewnym momencie, iż „to nie jest banalna historia przebaczenia albo zemsty, to przekleństwo, pułapka” (s. 101).
Daleko bardziej niż polemiką z „Obcym”, „Sprawa Meursaulta” wydaje się twórczym dialogiem z egzystencjalną twórczością Alberta Camusa. Raczej rozwija ona wątki Camusowskie, przywracając właściwe miejsce niektórym kwestiom zepchniętym przez autora „Mitu Syzyfa” na margines, niż wdaje się z nimi w konflikt. Monolog Haruna, podobnie jak opowieść Meursaulta, jest rozprawą z absurdem egzystencji, ale także wielką apologią wolności, prawa do samostanowienia, do obrony tożsamości i obrony przed tożsamością narzuconą i sankcjonowaną przez normy kulturowe. Daleko mu przy tym do jakiejś „poprawności politycznej”: Harun nie udaje, że sam nie wyklucza, że jego ocena postkolonialnej Algierii czy kultury islamu jest obiektywna. Moglibyśmy też wiele mu zarzucić. Podobnie jak Meursault, nie jest postacią krystaliczną. „Sprawa Meursaulta” stanowi jednak przede wszystkim wołanie o sprawiedliwość, która jest zawsze kwestią jednostki, nigdy ogółu.
Kamel Daoud: „Sprawa Meursaulta”. Wydawnictwo Karakter. Przeł. Małgorzata Szczurek. Kraków 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |