STWÓRZ SIEBIE, BO TO NAJLEPSZY ŚWIAT, JAKI MOŻESZ STWORZYĆ (YONA)
A
A
A
Współczesna poezja izraelska jest słabo znana w naszym kraju – zapewne dlatego, że niewielu Polaków włada językiem hebrajskim, a zaledwie kilka wierszy Yony Wallach, czołowej izraelskiej poetki oraz ikony rewolucji seksualnej, doczekało się polskiego przekładu. Film biograficzny o niej trafił do polskich kin studyjnych ponad dwa lata po światowej premierze. Bardzo dobrze, że w ogóle trafił – może dzięki temu postać i twórczość Yony zyska u nas popularność.
Nir Bergman stworzył dzieło poniekąd podobne do „Sylvii”, filmu opowiadającego o Sylvii Plath, czy „Fridy” o Fridzie Kahlo. Pokazał kobietę twórczą, odważną, łamiącą kulturowe schematy, a zarazem cierpiącą, zmagającą się z chorobą, niezrozumieniem ze strony najbliższych, na próżno poszukującą szczęśliwego związku. Na tle pozostałych dwóch artystek Yona wydaje się szczególnie śmiała, niezależna, bezkompromisowa – może dlatego, że urodziła się najpóźniej, w 1944 roku. Nie próbuje dostosowywać się do otoczenia ani spełniać oczekiwań rodziny, mimo że w kryzysowych momentach otacza ją opieką. Rzuca szkołę, aby bez reszty oddać się poezji, czytać, pisać, próbować zrozumieć własne szaleństwo, doświadczać mocnych wrażeń. Chociaż pragnie bliskiego (psychicznie i fizycznie) związku, to nie chce być żoną i matką, gardzi nudną stabilizacją, otwarcie przyznaje się do licznych kochanków, biseksualizmu, aborcji. Bez zahamowań krytykuje izraelską bohemę lat 60., w której kobieta, aby zaistnieć – zarówno w starszej, jak i młodszej generacji poetów – musi nie tylko mieć talent, ale też chętnie się rozbierać. Yona lubi seks, zwłaszcza z cenionymi przez siebie twórcami. Sypiając z nimi, oddaje jednak – mówiąc patetycznie – wyłącznie ciało, nie zaś duszę i umysł. Pozostaje niepodległa i krytyczna. Dając, pragnie również brać. Naomi Levov, z typowo semicką, bujną urodą, gęstymi włosami, wielkimi, smutnymi oczami, kpiącym uśmiechem i nieodłącznym papierosem, wiecznie w spodniach, ale za to bez stanika, wcieliła się w tę postać znakomicie, pokazując jej temperament, nietuzinkowość i wewnętrzne rozdarcie.
Na uwagę zasługują surrealistyczne sceny snów oraz narkotyczno-pijackich wizji poetki, w których przewija się odcięta głowa jej zmarłego tragicznie ojca oraz ostra erotyka. Ich dynamizm oraz chaotyczność pozwalają poniekąd zrozumieć psychikę bohaterki, aczkolwiek tylko częściowo. Leczący ją psychiatra stwierdza otwarcie, że nie potrafi jej rozgryźć, a tym samym pomóc, że ponadprzeciętnie inteligentna Yona wciąż zakłada maski, ucieka w autokreację, światy stworzone ze słów. Film Nira Bergmana również nie stara się na siłę rozszyfrować czy zaszufladkować bohaterki, odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, dlaczego różni się od statecznej siostry, dlaczego nie ma instynktu macierzyńskiego, dlaczego tak strasznie przeżywa krytykę swojej twórczości i dlaczego, aby pisać, musi doświadczać ekstremalnych stanów emocjonalnych. Reżyser po prostu pokazuje urywki z życia poetki, kładąc nacisk na pierwszy etap jej twórczości, mozolną drogę do sławy oraz pobyty w szpitalu psychiatrycznym.
Ogromnie żałuję, że poezja – zwłaszcza tak mocno zakorzeniona w języku, jak twórczość Yony, łamiąca tradycyjne struktury, sięgającą po mowę potoczną, pełna powtórzeń i specyficznego rytmu – jest tym, co ginie w przekładzie. Znalezione na YouTube nagrania wierszy artystki – czytanych przez nią samą bądź śpiewanych przez kapele rockowe – brzmią świetnie, mimo że nie rozumiem ich znaczenia. Natomiast pojawiające się w filmie urywki polskich tłumaczeń wydawały się płaskie i nijakie formalnie, aczkolwiek zaskakujące pod względem treści. Szczególnie uderzający wydaje się tekst o aborcji, porównujący płód do Absaloma, a także wiersz pojawiający się w ostatniej scenie i zakończony słowami: „Stwórz siebie, bo to najlepszy świat, jaki możesz stworzyć”. Tak właśnie żyła bohaterka, skupiona na własnym rozwoju, na realizacji swojego powołania i pragnień, lekceważąca społeczne oczekiwania i konwencje.
„Yona” nie jest dziełem wybitnym czy nowatorskim formalnie. Pod pewnymi względami powiela kalkę opowieści o zbuntowanym artyście oraz utalentowanej kobiecie walczącej o miejsce w świecie zdominowanym przez przeciwną płeć. Robi to jednak w sposób, który nie pozwala przejść obok obojętnie. Bohaterka okazuje się szczególnie wyrazistym połączeniem obu tych postaw, wzrusza, intryguje, budzi podziw, a czasami złość.
Nir Bergman stworzył dzieło poniekąd podobne do „Sylvii”, filmu opowiadającego o Sylvii Plath, czy „Fridy” o Fridzie Kahlo. Pokazał kobietę twórczą, odważną, łamiącą kulturowe schematy, a zarazem cierpiącą, zmagającą się z chorobą, niezrozumieniem ze strony najbliższych, na próżno poszukującą szczęśliwego związku. Na tle pozostałych dwóch artystek Yona wydaje się szczególnie śmiała, niezależna, bezkompromisowa – może dlatego, że urodziła się najpóźniej, w 1944 roku. Nie próbuje dostosowywać się do otoczenia ani spełniać oczekiwań rodziny, mimo że w kryzysowych momentach otacza ją opieką. Rzuca szkołę, aby bez reszty oddać się poezji, czytać, pisać, próbować zrozumieć własne szaleństwo, doświadczać mocnych wrażeń. Chociaż pragnie bliskiego (psychicznie i fizycznie) związku, to nie chce być żoną i matką, gardzi nudną stabilizacją, otwarcie przyznaje się do licznych kochanków, biseksualizmu, aborcji. Bez zahamowań krytykuje izraelską bohemę lat 60., w której kobieta, aby zaistnieć – zarówno w starszej, jak i młodszej generacji poetów – musi nie tylko mieć talent, ale też chętnie się rozbierać. Yona lubi seks, zwłaszcza z cenionymi przez siebie twórcami. Sypiając z nimi, oddaje jednak – mówiąc patetycznie – wyłącznie ciało, nie zaś duszę i umysł. Pozostaje niepodległa i krytyczna. Dając, pragnie również brać. Naomi Levov, z typowo semicką, bujną urodą, gęstymi włosami, wielkimi, smutnymi oczami, kpiącym uśmiechem i nieodłącznym papierosem, wiecznie w spodniach, ale za to bez stanika, wcieliła się w tę postać znakomicie, pokazując jej temperament, nietuzinkowość i wewnętrzne rozdarcie.
Na uwagę zasługują surrealistyczne sceny snów oraz narkotyczno-pijackich wizji poetki, w których przewija się odcięta głowa jej zmarłego tragicznie ojca oraz ostra erotyka. Ich dynamizm oraz chaotyczność pozwalają poniekąd zrozumieć psychikę bohaterki, aczkolwiek tylko częściowo. Leczący ją psychiatra stwierdza otwarcie, że nie potrafi jej rozgryźć, a tym samym pomóc, że ponadprzeciętnie inteligentna Yona wciąż zakłada maski, ucieka w autokreację, światy stworzone ze słów. Film Nira Bergmana również nie stara się na siłę rozszyfrować czy zaszufladkować bohaterki, odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, dlaczego różni się od statecznej siostry, dlaczego nie ma instynktu macierzyńskiego, dlaczego tak strasznie przeżywa krytykę swojej twórczości i dlaczego, aby pisać, musi doświadczać ekstremalnych stanów emocjonalnych. Reżyser po prostu pokazuje urywki z życia poetki, kładąc nacisk na pierwszy etap jej twórczości, mozolną drogę do sławy oraz pobyty w szpitalu psychiatrycznym.
Ogromnie żałuję, że poezja – zwłaszcza tak mocno zakorzeniona w języku, jak twórczość Yony, łamiąca tradycyjne struktury, sięgającą po mowę potoczną, pełna powtórzeń i specyficznego rytmu – jest tym, co ginie w przekładzie. Znalezione na YouTube nagrania wierszy artystki – czytanych przez nią samą bądź śpiewanych przez kapele rockowe – brzmią świetnie, mimo że nie rozumiem ich znaczenia. Natomiast pojawiające się w filmie urywki polskich tłumaczeń wydawały się płaskie i nijakie formalnie, aczkolwiek zaskakujące pod względem treści. Szczególnie uderzający wydaje się tekst o aborcji, porównujący płód do Absaloma, a także wiersz pojawiający się w ostatniej scenie i zakończony słowami: „Stwórz siebie, bo to najlepszy świat, jaki możesz stworzyć”. Tak właśnie żyła bohaterka, skupiona na własnym rozwoju, na realizacji swojego powołania i pragnień, lekceważąca społeczne oczekiwania i konwencje.
„Yona” nie jest dziełem wybitnym czy nowatorskim formalnie. Pod pewnymi względami powiela kalkę opowieści o zbuntowanym artyście oraz utalentowanej kobiecie walczącej o miejsce w świecie zdominowanym przez przeciwną płeć. Robi to jednak w sposób, który nie pozwala przejść obok obojętnie. Bohaterka okazuje się szczególnie wyrazistym połączeniem obu tych postaw, wzrusza, intryguje, budzi podziw, a czasami złość.
„Yona”. Reżyseria: Nir Bergman. Scenariusz: Nir Bergman, Dita Guery. Zdjęcia: Lutz Reitemeier. Obsada: Naomi Levov, Shalom Michaelshwilli, Michael Moshonov i in. Produkcja: Izrael 2014, 100 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |