PODKOPYWANIE WIEŻY (Z KOŚCI SŁONIOWEJ) (PIOTR SOBOLCZYK: 'QUEEROWE SUBWERSJE')
A
A
A
Najnowsza książka badawcza Piotra Sobolczyka to, jak można przeczytać na czwartej stronie okładki, „pierwsza polskojęzyczna monografia literatury homotekstualnej pisana z perspektywy autorskiego rozumienia queer”. Jednak opis ten wymaga pewnego uściślenia. „Queerowe subwersje. Polska literatura homotekstualna i zmiana społeczna” to omówienie prozy (z niewielkim wyjątkiem) traktującej (mniej lub bardziej jawnie, mniej lub bardziej bezpośrednio) o męskim homoseksualizmie. By sprawiedliwości stało się zadość, muszę nadmienić, że autor w części zatytułowanej „Queerem wstępu” tłumaczy taki, a nie inny dobór omawianych pozycji; nie znaczy to jednak, że objaśnienia te są w pełni satysfakcjonujące (zwłaszcza to dotyczące ograniczenia wątku lesbijskiego do dwóch skromnych – na tle pozostałych – omówień). Co się zaś tyczy „autorskiego rozumienia queer” – jest ono w mojej opinii stosowane niekonsekwentnie. Sobolczyk w kilku miejscach wyraźnie podkreśla, że literatura queerowa nie musi być homoseksualna, ba, wypomina paru badaczom mylenie czy też zrównywanie tych pojęć. A jednak, mimo tak wyraźnego rozpoznania, autor poświęca swoją monografię wyłącznie bohaterom homoseksualnym (lub takim, których o homoseksualizm podejrzewa), będącym zazwyczaj postaciami stworzonymi przez autorów homoseksualnych (ewentualnie biseksualnych lub „be-curious”, jak Sobolczyk określa Witkacego) – na tym tle wyraźnie wyróżnia się przede wszystkim Wojciech Kuczok. Myślę, że „autorskie rozumienie queer” byłoby lepiej zobrazowane i ugruntowane, gdyby omówione zostały tu queerowe, lecz niekoniecznie homoseksualne postacie czy zachowania, takie jakie – w mojej opinii – można by było znaleźć na przykład w twórczości Jerzego Kosińskiego.
Teksty wchodzące w skład „Queerowych subwersji” to artykuły prezentowane jako osobne teksty na konferencjach czy drukowane w kilku czasopismach. Dwa pierwsze rozdziały, bardziej teoretyczne niż praktyczne, zawierają refleksje na temat podstawowych pojęć, a także wskazują, na koncepcjach jakich badaczy z różnych dziedzin nauki będzie bazował autor. Kolejne części – już o charakterze interpretacyjnym – poruszają przeróżne problemy: od reinterpretacji mitów (tych tradycyjnie czytanych przede wszystkim jako teksty o homoseksualizmie, jak biblijna opowieść o Sodomie i Gomorze, i tych, które dotychczas wątku homoerotycznego były pozbawione, jak chrześcijański mit genezyjski), przez motywy prawicowo-kościelne, powieści historyczne akcentujące niewidzialną (nieujawnianą do tej pory) homoseksualność, aż po literaturę dla dzieci i młodzieży, w której zaczynają pojawiać się problemy nienormatywnej seksualności. Sobolczyk pokazuje doprawdy szerokie grono pisarzy „queerowych” i ich dzieł, dowodząc, że literatura homoseksualna/homotekstualna/queerowa (jakkolwiek by ją szufladkować) nie jest wcale zjawiskiem wąskim i skromnym, ba, czytając „Queerowe subwersje”, ma się wrażenie, że literatura ta prężnie się rozwija i należy bacznie obserwować jej ewolucję.
Autor omawianej monografii stawia też (nie zawsze wprost) nurtujące – zapewne wielu – pytania, na które nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi: co to jest literatura homoseksualna? Jaki jest odbiorca tego typu literatury? Czy modelowym czytelnikiem może być tzw. straight reader? Czy literatura homoseksualna musi być polityczna (bo jeśli nie jest, autor zostanie wyklęty przez środowisko)? W końcu: jaka jest różnica między literaturą homoseksualną a literaturą queerową? Sobolczyk formułuje wszak swoje własne, „autorskie rozumienie teorii queer”. Nie można też zapomnieć o jeszcze jednym, niezwykle ciekawym wątku, który trafił do podtytułu monografii, choć nie zajmuje w niej aż tak wiele miejsca – otóż literatura, jak wiadomo, potrafi świetnie odzwierciedlać rzeczywistość, nawet jeśli obraz nakreślony w powieści jest odbity w zwierciadle krzywym, brudnym i pękniętym (queerowym, czyli „dziwnym”). Analiza literackich pozycji, które omawia Sobolczyk, udowadnia, jak zmieniło się polskie społeczeństwo na przestrzeni lat. Literatura najnowsza coraz częściej bowiem nie może obejść się bez wątku homoseksualnego (najczęściej gejowskiego). Czy jest to moda, czy poprawna polityczność, czy większa świadomość społeczna i coraz rzadziej spotykane „utkwienie w szafie” osób nieheteroseksualnych – trudno orzec. Myślę, że wszystkie powyższe elementy składają się na tę nową literacką całość, którą z nieukrywanym zaangażowaniem opisuje badacz.
Jednak mojej lekturze książki Sobolczyka towarzyszyły bardzo mieszane uczucia. Bo też styl wypowiedzi autora jest niejednorodny, rzekłabym – wręcz dwubiegunowy. Pierwsza, bardziej teoretyczna część monografii, do cna przesiąknięta jest słownictwem, które może odstraszyć nawet bardzo pozytywnie nastawionego odbiorcę. Czytelnik przystępujący do lektury „Queerowych subwersji” musi zaopatrzyć się w słowniki (języka angielskiego, francuskiego, najlepiej także hiszpańskiego i nieśmiertelnej łaciny), a także zaznajomić się ze słownictwem „branżowym” – i mam tu na myśli nie tylko terminy literaturoznawcze z dziedziny queer, lecz także slang używany w kręgu osób LGBTQ. I tak odbiorca musi zmierzyć się z przypisami będącymi nieraz osobną opowieścią (co mocno utrudnia płynne podążanie za główną myślą wywodu) i zdaniami – perełkami typu: „A tym samym fazę kenosis (»kapkę subwersywne przez mowę porno, kapkę w szafie przez język połamany«) lęku przed wpływem społecznym, tworząc podwójny kod double entendre z osią cognoscenti – ignoranti lub stosując reparacje przez kamp jako kobiecą maskaradę (efekt »kobiecego ekscesu«/»ekscesu kobiecości«) zwłaszcza w Kabarecie Kici Koci, postmodernistyczną (i bliższą już fazie daemonizatio, a niekiedy askesis jako manipulacja […]) w porównaniu z niekampową a modernistyczną maską kobiecości u Iwaszkiewicza (raczej tessera – »ani subwersywne, ani hegemoniczne«, nienormatywne pożądanie jako rodzaj arabeski, ornamentu)” (s. 148–149). Czytelnik może odnieść wrażenie, że autor celowo komplikuje wywód, by udowodnić, że tylko on w pełni rozumie głębię zagadnienia. Odważam się stawiać taką tezę także poprzez „nieskromność” autora – czy to pośrednią (dawanie do zrozumienia w części teoretycznej, że jedyna osoba w Polsce, która rozumie, czym tak naprawdę jest queer, to „Piotr Sobolczyk, czyli ja”), czy bezpośrednią (na przykład taki przypis: „Oczywiście parafrazuję tu w nowym języku swoje rozpoznania z tekstu, który, nie bez dumy stwierdzam, stał się »klasykiem«” [s. 148]).
Z drugiej strony, jakby chcąc zrównoważyć nadmierne „akademizowanie” (a raczej szafowanie terminologią i przypisami – koniecznie odnoszącymi się do autorów obcojęzycznych – na prawo i lewo), autor „Queerowych subwersji” popada w drugą skrajność, rzucając co jakiś czas niewybredne „żarciki”, które w mojej – czyżby aż tak konserwatywnej? – opinii nie powinny się znaleźć w książce naukowej, sygnowanej logo IBL PAN. Oto niektóre z nich: „(…) są czymś jak pozycje (asany) w jodze, a nie jakimś osiądnięciem (na laurach czy, uwzględniając liczne analne opisy u Klein, na tronie” (s. 146); „Aktanci (…) »posuwają akcję« (niech będzie, że dwuznaczność zamierzona) (…) (s. 458); „Wariant z – że się tak wyrażę – »dociśniętym pedałem (gazu)«” (s. 500).
Może nie zwróciłabym na owe „żarciki” uwagi, gdyby nie dwa kolejne elementy, które Sobolczyk dorzuca do pieca mojego czytelniczego rozdrażnienia. Po pierwsze, pisząc o motywie „donosów” (gejowskiej rzeczywistości), czyli pisarskich plotek o homoseksualnej orientacji osób publicznych (zwłaszcza jawnie homofobicznych, prawicowych, związanych z Kościołem), autor „Queerowych subwersji”… również postanawia „donieść”. „Sam mogę potwierdzić, że jeszcze przed falą ponowoczesnej prozy gejowskiej z rzeczonym wątkiem [związki młodych chłopców z księżmi – A.B.], a także przed reportażami dziennikarskimi na ten temat, słyszałem żyjące niejednokrotnie wiele lat plotki o duchownych, nazwijmy ich kardynałem W., kardynałem M. oraz arcybiskupem Ż., a także widziałem wykonane na plebanii swoich znanych z dyskotek kolegów, poprzebieranych w biskupie szaty i dzierżących pastorał (aparat miał jakoby trzymać posiadacz owych szat, będący wówczas en naturel)” – pisze Sobolczyk (s. 196), argumentując, że nieujawnienie tej informacji byłoby z jego strony hipokryzją. Pytanie tylko, czy praca naukowa to na pewno właściwe miejsce do rozpowszechniania „plotek o arcybiskupie Ż.”, którego to duchownego można bardzo łatwo zidentyfikować (i który już raczej nigdy na te oskarżenia nie odpowie). Co więcej, Sobolczyk w swej rozprawie nie unika nadinterpretacji, momentami ocierając się o śmieszność. Analizując mit „starego Werthera” (lub, jak kto woli, „Werter jako stara ciota” – bo tak brzmi właściwy podtytuł) w powieści (dzienniku) „Nie moje życie” Jerzego Nasierowskiego, autor „Queerowych subwersji” zanurza się w odmętach… astrologii. „Powieściowy Werter obchodzi urodziny 28 sierpnia, tak jak urodzony w znaku Panny w 1749 roku Goethe. W horoskopie urodzeniowym Goethego, który sam autor doskonale znał, Saturn jest jedną z najsilniejszych planet, znajduje się bowiem na Ascendencie, czyli głównej osi horoskopu, określającej wygląd i sposób prezentowania się światu. Upraszczając, można powiedzieć, że »Goethe urodził się pod znakiem Saturna«. Przyjmuję założenie, że jest to także horoskop Wertera” – pisze Sobolczyk (s. 402–403), a w przypisie dodaje: „Sprawdziłem, że w grudniu 1771 roku, czyli wtedy, kiedy powieściowy Werter popełnia samobójstwo, w horoskopie Goethego Saturn po okresie zbliżania się do Coeli, tj. drugiej kardynalnej osi horoskopu, co zawsze oznacza ważne zmiany w życiu, doszedł do retrogradacji (ruchu wstecznego), wciąż jednak pozostając w orbie 5 stopni, co oznacza słabą koniunkcję”. Myślę, że komentarz (tak jak powyższy wywód Sobolczyka) jest zbędny.
Założywszy ironiczną maskę autora „Queerowych subwersji”, stwierdzam jednak, że nie mogę do końca skrytykować omawianej monografii, a raczej stylu (choć to chyba nie jest najlepsze słowo) Sobolczyka, naraziłabym się bowiem na łatkę nieoczytanej, nieprzygotowanej filologicznie – wszak „literatura subwersywna wymaga większych kompetencji czytelniczych” (s. 261). Spróbuję więc przyjąć „queerową postawę badawczą” i zrozumieć tę „dwubiegunowość” (akademicką frywolność…?) autora. Nie można mieć bowiem żadnych wątpliwości, że jest to zabieg jak najbardziej przemyślany, związany właśnie z tytułem omawianej książki. Otóż w jednym z najwartościowszych fragmentów monografii autor wyjaśnia pojęcie „subwersja” (i tłumaczy, co różni ją od inwersji): „Proponuję wyobrazić sobie manierystyczny obraz Wieży – choćby taki, jak na XVI karcie Arkanów Wielkich tarota marsylskiego – gdzie wieża oznacza budowlę ufundowaną na złych podstawach, która służyła przez lata do obrony, ale doprowadziła do skostnienia i stała się więzieniem (…). Łacińskie »sub-« oznacza natomiast »pod«, »poniżej«. Do tarotowej ryciny powinniśmy dorysować trickstera, który (…) podkopuje się pod nią i pomaga jej runąć” (s. 253-254). Dodaje następnie, że współcześnie „subwersywność” oznacza „oddolną, nierzadko »ironiczną« akcję »podmywania« systemu, który, choć wadliwy, trwa, bo jeszcze nie upadł, jeszcze nie przyszła – z niebios – »dywersja«” (s. 254). I właśnie taka, przemyślanie subwersywna, jest monografia Sobolczyka. Poprzez tę „rozprawę zaangażowaną” podkopuje on fundamenty wieży – akademii (obiektywność, brak emocji, dystans naukowy), wciąż pozostając w jej ramach (książka ta powstała dzięki grantowi postdoktorskiemu). Autor „Queerowych subwersji” jest świadomy, że jego cross-readingowe odczytania ocierają się o nadinterpretację; nie ukrywa też nutki anarchizmu pobrzmiewającej w jego wypowiedzi. Ba, podkopuje nie tylko fundamenty akademii, ale także… pewnych środowisk gejowskich (chodzi przede wszystkim o ruch gay liberation). Najlepiej podsumowuje to stwierdzenie: „(…) pozwolę sobie na coming out – jestem pingwinem” (s. 101). Co to znaczy? Cóż, nie mogę zdradzić wszystkiego – zapraszam do lektury…
Książka Sobolczyka na pewno nie jest skierowana do osób rozpoczynających swoją przygodę z literaturą queerową (czy też homotekstualną). To pozycja bardziej „zaawansowana”, której odbiorca musi być już w jakimś stopniu zaznajomiony z właściwą terminologią i literaturą. Jednak odpowiedni warsztat i przygotowane uprzednio narzędzia nie wystarczą do bezkonfliktowego zmierzenia się z „Queerowymi subwersjami”. Do lektury tej należy podejść z dużym dystansem, nie zrażać się ani nadmiernym akademizowaniem (w tym przypisami objętościowo przekraczających nieraz tekst główny…), ani „plotkarskim”, momentami wręcz „nieprofesjonalnym” sposobem interpretacji. Dopiero wtedy można wyłuskać wartościowe rozpoznania, które potrafią otworzyć czytelnika na zupełnie nowe spojrzenie – nie tylko na literaturę jako taką, ale także na całą otaczającą nas rzeczywistość.
Teksty wchodzące w skład „Queerowych subwersji” to artykuły prezentowane jako osobne teksty na konferencjach czy drukowane w kilku czasopismach. Dwa pierwsze rozdziały, bardziej teoretyczne niż praktyczne, zawierają refleksje na temat podstawowych pojęć, a także wskazują, na koncepcjach jakich badaczy z różnych dziedzin nauki będzie bazował autor. Kolejne części – już o charakterze interpretacyjnym – poruszają przeróżne problemy: od reinterpretacji mitów (tych tradycyjnie czytanych przede wszystkim jako teksty o homoseksualizmie, jak biblijna opowieść o Sodomie i Gomorze, i tych, które dotychczas wątku homoerotycznego były pozbawione, jak chrześcijański mit genezyjski), przez motywy prawicowo-kościelne, powieści historyczne akcentujące niewidzialną (nieujawnianą do tej pory) homoseksualność, aż po literaturę dla dzieci i młodzieży, w której zaczynają pojawiać się problemy nienormatywnej seksualności. Sobolczyk pokazuje doprawdy szerokie grono pisarzy „queerowych” i ich dzieł, dowodząc, że literatura homoseksualna/homotekstualna/queerowa (jakkolwiek by ją szufladkować) nie jest wcale zjawiskiem wąskim i skromnym, ba, czytając „Queerowe subwersje”, ma się wrażenie, że literatura ta prężnie się rozwija i należy bacznie obserwować jej ewolucję.
Autor omawianej monografii stawia też (nie zawsze wprost) nurtujące – zapewne wielu – pytania, na które nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi: co to jest literatura homoseksualna? Jaki jest odbiorca tego typu literatury? Czy modelowym czytelnikiem może być tzw. straight reader? Czy literatura homoseksualna musi być polityczna (bo jeśli nie jest, autor zostanie wyklęty przez środowisko)? W końcu: jaka jest różnica między literaturą homoseksualną a literaturą queerową? Sobolczyk formułuje wszak swoje własne, „autorskie rozumienie teorii queer”. Nie można też zapomnieć o jeszcze jednym, niezwykle ciekawym wątku, który trafił do podtytułu monografii, choć nie zajmuje w niej aż tak wiele miejsca – otóż literatura, jak wiadomo, potrafi świetnie odzwierciedlać rzeczywistość, nawet jeśli obraz nakreślony w powieści jest odbity w zwierciadle krzywym, brudnym i pękniętym (queerowym, czyli „dziwnym”). Analiza literackich pozycji, które omawia Sobolczyk, udowadnia, jak zmieniło się polskie społeczeństwo na przestrzeni lat. Literatura najnowsza coraz częściej bowiem nie może obejść się bez wątku homoseksualnego (najczęściej gejowskiego). Czy jest to moda, czy poprawna polityczność, czy większa świadomość społeczna i coraz rzadziej spotykane „utkwienie w szafie” osób nieheteroseksualnych – trudno orzec. Myślę, że wszystkie powyższe elementy składają się na tę nową literacką całość, którą z nieukrywanym zaangażowaniem opisuje badacz.
Jednak mojej lekturze książki Sobolczyka towarzyszyły bardzo mieszane uczucia. Bo też styl wypowiedzi autora jest niejednorodny, rzekłabym – wręcz dwubiegunowy. Pierwsza, bardziej teoretyczna część monografii, do cna przesiąknięta jest słownictwem, które może odstraszyć nawet bardzo pozytywnie nastawionego odbiorcę. Czytelnik przystępujący do lektury „Queerowych subwersji” musi zaopatrzyć się w słowniki (języka angielskiego, francuskiego, najlepiej także hiszpańskiego i nieśmiertelnej łaciny), a także zaznajomić się ze słownictwem „branżowym” – i mam tu na myśli nie tylko terminy literaturoznawcze z dziedziny queer, lecz także slang używany w kręgu osób LGBTQ. I tak odbiorca musi zmierzyć się z przypisami będącymi nieraz osobną opowieścią (co mocno utrudnia płynne podążanie za główną myślą wywodu) i zdaniami – perełkami typu: „A tym samym fazę kenosis (»kapkę subwersywne przez mowę porno, kapkę w szafie przez język połamany«) lęku przed wpływem społecznym, tworząc podwójny kod double entendre z osią cognoscenti – ignoranti lub stosując reparacje przez kamp jako kobiecą maskaradę (efekt »kobiecego ekscesu«/»ekscesu kobiecości«) zwłaszcza w Kabarecie Kici Koci, postmodernistyczną (i bliższą już fazie daemonizatio, a niekiedy askesis jako manipulacja […]) w porównaniu z niekampową a modernistyczną maską kobiecości u Iwaszkiewicza (raczej tessera – »ani subwersywne, ani hegemoniczne«, nienormatywne pożądanie jako rodzaj arabeski, ornamentu)” (s. 148–149). Czytelnik może odnieść wrażenie, że autor celowo komplikuje wywód, by udowodnić, że tylko on w pełni rozumie głębię zagadnienia. Odważam się stawiać taką tezę także poprzez „nieskromność” autora – czy to pośrednią (dawanie do zrozumienia w części teoretycznej, że jedyna osoba w Polsce, która rozumie, czym tak naprawdę jest queer, to „Piotr Sobolczyk, czyli ja”), czy bezpośrednią (na przykład taki przypis: „Oczywiście parafrazuję tu w nowym języku swoje rozpoznania z tekstu, który, nie bez dumy stwierdzam, stał się »klasykiem«” [s. 148]).
Z drugiej strony, jakby chcąc zrównoważyć nadmierne „akademizowanie” (a raczej szafowanie terminologią i przypisami – koniecznie odnoszącymi się do autorów obcojęzycznych – na prawo i lewo), autor „Queerowych subwersji” popada w drugą skrajność, rzucając co jakiś czas niewybredne „żarciki”, które w mojej – czyżby aż tak konserwatywnej? – opinii nie powinny się znaleźć w książce naukowej, sygnowanej logo IBL PAN. Oto niektóre z nich: „(…) są czymś jak pozycje (asany) w jodze, a nie jakimś osiądnięciem (na laurach czy, uwzględniając liczne analne opisy u Klein, na tronie” (s. 146); „Aktanci (…) »posuwają akcję« (niech będzie, że dwuznaczność zamierzona) (…) (s. 458); „Wariant z – że się tak wyrażę – »dociśniętym pedałem (gazu)«” (s. 500).
Może nie zwróciłabym na owe „żarciki” uwagi, gdyby nie dwa kolejne elementy, które Sobolczyk dorzuca do pieca mojego czytelniczego rozdrażnienia. Po pierwsze, pisząc o motywie „donosów” (gejowskiej rzeczywistości), czyli pisarskich plotek o homoseksualnej orientacji osób publicznych (zwłaszcza jawnie homofobicznych, prawicowych, związanych z Kościołem), autor „Queerowych subwersji”… również postanawia „donieść”. „Sam mogę potwierdzić, że jeszcze przed falą ponowoczesnej prozy gejowskiej z rzeczonym wątkiem [związki młodych chłopców z księżmi – A.B.], a także przed reportażami dziennikarskimi na ten temat, słyszałem żyjące niejednokrotnie wiele lat plotki o duchownych, nazwijmy ich kardynałem W., kardynałem M. oraz arcybiskupem Ż., a także widziałem wykonane na plebanii swoich znanych z dyskotek kolegów, poprzebieranych w biskupie szaty i dzierżących pastorał (aparat miał jakoby trzymać posiadacz owych szat, będący wówczas en naturel)” – pisze Sobolczyk (s. 196), argumentując, że nieujawnienie tej informacji byłoby z jego strony hipokryzją. Pytanie tylko, czy praca naukowa to na pewno właściwe miejsce do rozpowszechniania „plotek o arcybiskupie Ż.”, którego to duchownego można bardzo łatwo zidentyfikować (i który już raczej nigdy na te oskarżenia nie odpowie). Co więcej, Sobolczyk w swej rozprawie nie unika nadinterpretacji, momentami ocierając się o śmieszność. Analizując mit „starego Werthera” (lub, jak kto woli, „Werter jako stara ciota” – bo tak brzmi właściwy podtytuł) w powieści (dzienniku) „Nie moje życie” Jerzego Nasierowskiego, autor „Queerowych subwersji” zanurza się w odmętach… astrologii. „Powieściowy Werter obchodzi urodziny 28 sierpnia, tak jak urodzony w znaku Panny w 1749 roku Goethe. W horoskopie urodzeniowym Goethego, który sam autor doskonale znał, Saturn jest jedną z najsilniejszych planet, znajduje się bowiem na Ascendencie, czyli głównej osi horoskopu, określającej wygląd i sposób prezentowania się światu. Upraszczając, można powiedzieć, że »Goethe urodził się pod znakiem Saturna«. Przyjmuję założenie, że jest to także horoskop Wertera” – pisze Sobolczyk (s. 402–403), a w przypisie dodaje: „Sprawdziłem, że w grudniu 1771 roku, czyli wtedy, kiedy powieściowy Werter popełnia samobójstwo, w horoskopie Goethego Saturn po okresie zbliżania się do Coeli, tj. drugiej kardynalnej osi horoskopu, co zawsze oznacza ważne zmiany w życiu, doszedł do retrogradacji (ruchu wstecznego), wciąż jednak pozostając w orbie 5 stopni, co oznacza słabą koniunkcję”. Myślę, że komentarz (tak jak powyższy wywód Sobolczyka) jest zbędny.
Założywszy ironiczną maskę autora „Queerowych subwersji”, stwierdzam jednak, że nie mogę do końca skrytykować omawianej monografii, a raczej stylu (choć to chyba nie jest najlepsze słowo) Sobolczyka, naraziłabym się bowiem na łatkę nieoczytanej, nieprzygotowanej filologicznie – wszak „literatura subwersywna wymaga większych kompetencji czytelniczych” (s. 261). Spróbuję więc przyjąć „queerową postawę badawczą” i zrozumieć tę „dwubiegunowość” (akademicką frywolność…?) autora. Nie można mieć bowiem żadnych wątpliwości, że jest to zabieg jak najbardziej przemyślany, związany właśnie z tytułem omawianej książki. Otóż w jednym z najwartościowszych fragmentów monografii autor wyjaśnia pojęcie „subwersja” (i tłumaczy, co różni ją od inwersji): „Proponuję wyobrazić sobie manierystyczny obraz Wieży – choćby taki, jak na XVI karcie Arkanów Wielkich tarota marsylskiego – gdzie wieża oznacza budowlę ufundowaną na złych podstawach, która służyła przez lata do obrony, ale doprowadziła do skostnienia i stała się więzieniem (…). Łacińskie »sub-« oznacza natomiast »pod«, »poniżej«. Do tarotowej ryciny powinniśmy dorysować trickstera, który (…) podkopuje się pod nią i pomaga jej runąć” (s. 253-254). Dodaje następnie, że współcześnie „subwersywność” oznacza „oddolną, nierzadko »ironiczną« akcję »podmywania« systemu, który, choć wadliwy, trwa, bo jeszcze nie upadł, jeszcze nie przyszła – z niebios – »dywersja«” (s. 254). I właśnie taka, przemyślanie subwersywna, jest monografia Sobolczyka. Poprzez tę „rozprawę zaangażowaną” podkopuje on fundamenty wieży – akademii (obiektywność, brak emocji, dystans naukowy), wciąż pozostając w jej ramach (książka ta powstała dzięki grantowi postdoktorskiemu). Autor „Queerowych subwersji” jest świadomy, że jego cross-readingowe odczytania ocierają się o nadinterpretację; nie ukrywa też nutki anarchizmu pobrzmiewającej w jego wypowiedzi. Ba, podkopuje nie tylko fundamenty akademii, ale także… pewnych środowisk gejowskich (chodzi przede wszystkim o ruch gay liberation). Najlepiej podsumowuje to stwierdzenie: „(…) pozwolę sobie na coming out – jestem pingwinem” (s. 101). Co to znaczy? Cóż, nie mogę zdradzić wszystkiego – zapraszam do lektury…
Książka Sobolczyka na pewno nie jest skierowana do osób rozpoczynających swoją przygodę z literaturą queerową (czy też homotekstualną). To pozycja bardziej „zaawansowana”, której odbiorca musi być już w jakimś stopniu zaznajomiony z właściwą terminologią i literaturą. Jednak odpowiedni warsztat i przygotowane uprzednio narzędzia nie wystarczą do bezkonfliktowego zmierzenia się z „Queerowymi subwersjami”. Do lektury tej należy podejść z dużym dystansem, nie zrażać się ani nadmiernym akademizowaniem (w tym przypisami objętościowo przekraczających nieraz tekst główny…), ani „plotkarskim”, momentami wręcz „nieprofesjonalnym” sposobem interpretacji. Dopiero wtedy można wyłuskać wartościowe rozpoznania, które potrafią otworzyć czytelnika na zupełnie nowe spojrzenie – nie tylko na literaturę jako taką, ale także na całą otaczającą nas rzeczywistość.
Piotr Sobolczyk: „Queerowe subwersje. Polska literatura homotekstualna i zmiana społeczna”. Instytut Badań Literackich PAN. Warszawa 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |