DECENTRALISTYCZNY ODDOLNY JEFFERSOŃSKI KTOŚ TAM (ROBERT ANTON WILSON: 'NIGDZIE NIE NAPOTKASZ WŁADZY')
A
A
A
Robert Anton Wilson pojawił się na polskim rynku księgarskim tylko dwukrotnie. Po raz pierwszy w połowie lat 90., kiedy nakładem Rebisu ukazał się pierwszy tom trylogii „Illuminatus!”, którą Wilson napisał wspólnie z Robertem Sheą (kolejne dwa tomy ukazały się wtedy nakładem Zysku, w 2000 roku wydawnictwo to wznowiło pierwszy tom – Oko w piramidzie). Druga fala zainteresowania to kilka publikacji wydawnictwa Okultura w pierwszej dekadzie XXI wieku („Kosmiczny spust czyli tajemnica iluminatów” – 2004; „Powstający Prometeusz” – 2006; „Psychologia kwantowa” – 2008).
„Illuminatus!” było postmodernistyczną historią walki dyskordian z Illuminatami Bawarskimi, pełną przekornego humoru i teorii spiskowych powieścią, która w połowie lat 70. zebrała dobre recenzje i osiągnęła niezłe wyniki sprzedaży na amerykańskim rynku. W Polsce lat 90. tematyka seksu, narkotyków i kontrkultury nie była już tak nośna, „Illuminatus!” nie powtórzył tu swojego sukcesu, choć znalazł grono fanów, którzy znają wartość tej powieści (co widać choćby na Allegro).
Druga fala to wybór dzieł Roberta Antona Wilsona, które mniej prezentują jego styl literacki, bardziej zaś stanowią wykładnię filozofii życiowej autora. Książki te, w przewadze autotematyczne, oparte w dużej mierze na narracji autobiograficznej, zaznajamiają czytelnika z rozmaitymi koncepcjami Wilsona, sprowadzającymi się głównie do kwestii kognitywistycznych. Autor próbuje w nich dostarczyć użytecznych modeli rozpoznania i zmiany sposobów myślenia, tak by czytelnik mógł uwolnić się od wyuczonych schematów, przesądów, kategoryzacji i uogólnień.
Tymczasem pisarstwo Roberta Antona Wilsona było projektem zakrojonym na dużo szerszą skalę. Jego dorobek jest olbrzymi i w dużej mierze nadal nierozpoznany w Polsce. Składają się na niego nie tylko powieści i książki autobiograficzno-filozoficzne, ale także dramaty i duży zbiór esejów. Z inicjatywą przybliżenia tego ostatniego gatunku w wykonaniu Wilsona wyszło wydawnictwo NoGov Press, które zadebiutowało zbiorem tłumaczeń esejów i publicystyki amerykańskiego pisarza, zatytułowanym „Nigdzie nie napotkasz władzy”.
Tom nie jest przedrukiem żadnego oryginalnego zbioru esejów Wilsona, lecz redaktorskim wyborem, gromadzącym głównie teksty napisane dla zina „No Governor”, redagowanego przez Roberta Sheę. W drugiej części książki zamieszczono kilka tekstów z innych czasopism o charakterze libertariańskim lub anarchistycznym („Realist”, „Green Egg”, „New Libertarian Weekly”). Całość zamyka wywiad z autorem opublikowany na stronie internetowej. Rozrzut czasowy tekstów jest dość duży: od początku lat 60. do roku 2001, z którego pochodzi wspomniany wywiad. Większość tekstów pochodzi jednak z lat 70., co jest wyraźnie widoczne w podejmowanej przez autora problematyce oraz kontekstach, na które się on powołuje.
W zebranych tu esejach Wilson pisze o polityce rozumianej stosunkowo szeroko, to znaczy obejmującej również kwestie społeczne czy – nazwijmy to tak – moralne, choć oczywiście sam autor stroni od kategorii moralności, która bez wątpienia jawiła mu się jako opresyjna forma ucisku. Mamy zatem teksty o wolnej miłości („Wolna miłość, seksizm i inne takie”), psychologii pieniądza („Kilka śmiałych stwierdzeń na temat neuroekonomii”), religii („Czy kapitalizm jest religią objawioną?; „Ufamy zwątpieniu: sekty, religie i bzdury ogółem”), naturze przestępczości („Anarchizm i zbrodnia”), aborcji („Aborcja a logika”) i inne. Wyłania się z nich jednak dość spójny obraz autora i jego poglądów.
To przede wszystkim obraz człowieka przejętego teoriami spiskowymi. Myśl ta wymaga rozwinięcia, bo łatwo zrozumieć ją w sposób niewłaściwy. Duża część literackiej kariery Roberta Antona Wilsona oparta jest na tematach zaczerpniętych z teorii spiskowych. Wspomniana już trylogia „Illuminatus!” opowiada o walce o wpływy dwóch międzynarodowych, tajnych frakcji, chcących ubezwłasnowolnić lub wyzwolić ludzkość, choć rozkład tych ról nie jest zawsze pewny. Niebeletrystyczne książki Wilsona również często sięgają do rozmaitych koncepcji spiskowych, nawet jeśli robią to w wymiarze symbolicznym. Nie chodzi bowiem o to, że Wilson wierzy we wszystkie teorie spiskowe czy choćby w ich część. Po prostu ten sposób myślenia jest mu szczególnie bliski. Ale znów: nie bliski w sensie przyjmowania myślenia paranoicznego, ale jako punkt wyjścia, moment diagnozy czy to społeczeństwa, czy umysłowości XX wieku.
Mówiąc inaczej: jesteśmy ciągle poddawani manipulacji przez rząd i media. Rozmaite grupy władzy, politycznej i ekonomicznej, używają rozmaitych narzędzi, takich jak szkolnictwo, religia czy telewizja, aby ukierunkować nie tylko nasze działania, ale też sposób myślenia. Od najmłodszych lat wtłacza nam się do głów pewną wizję świata, wmawiając, że nie jest ona wizją, lecz samym światem. Wilson, uzbrojony w semantykę Alfreda Korzybskiego, kwasową psychologię Timothy'ego Leary'ego i amerykański pragmatyzm, rozprawia się z takimi formami mentalnego niewolnictwa. Pokazuje, że myślenie o świecie poprzedza jego percepcję, że całościowy, realistyczny odbiór rzeczywistości jest niemożliwy. Skoro musimy zwracać uwagę jedynie na pewne aspekty rzeczywistości, to kontrolowanie wyboru tych aspektów, okazuje się – w przekonaniu Wilsona – narzędziem władzy.
Ciekawe w esejach Wilsona jest to, jak wielką wagę przywiązuje on do języka. To oczywiste, jeśli mamy w pamięci, że język kształtuje rzeczywistość (językowy obraz świata jest swego rodzaju okularami, przez które widzimy i rozumiemy ów świat). W przypadku Wilsona ów „zwrot lingwistyczny” przebiega kilkutorowo. Po pierwsze autor jest niestrudzonym logikiem, wytykającym logiczne błędy argumentacji rozmaitych stanowisk (widać to najlepiej w eseju o wolnej miłości, jednak kwestie logiczne pojawiają się w wielu tekstach). Pokazuje również, że logika jest właściwa matematyce, nie zaś rzeczywistości społecznej. Perspektywizm Wilsona ma więc wymiar praktyczny – w jednej chwili potrafi dowieść racji na drodze logicznej analizy, po to tylko, by za moment porzucić ten punkt widzenia i wytoczyć argumenty o odmiennym charakterze.
Druga rzecz to ciągła obecność literatury. Wilson przywołuje dzieła Burroughsa, Dantego, Pounda, Joyce'a i wielu innych jako egzemplifikację swoich twierdzeń lub punkt wyjścia do dalszych rozważań. Ale wychodzi też ponad to. Zastanawia się nad sensem literatury, a dokładniej: nad sensem czytania (szczególnie w eseju „O tym jak czytać / o tym jak myśleć”). Sens ten nazwalibyśmy dziś neopragmatycznym i ulokowali obok koncepcji Richarda Rorty'ego czy Stanleya Fisha. Dla Wilsona ma on zresztą sens bardzo podobny, jak dla dwóch przywołanych filozofów: jest zagadnieniem nie tylko literaturoznawczym, ale przede wszystkim – politycznym. Brak esencji tekstu (rozumianego zarówno wąsko, jak i szeroko) przesuwa sens w obszar odczytania/interpretacji – i znów świat manifestuje się jedynie w jego postrzeganiu.
Sama polityczna orientacja Wilsona jest dość trudna do ustalenia. Teksty co prawda pojawiają się w piśmie anarchistycznym (lub przynajmniej anarchizującym), są silnie libertariańskie, ale w podsumowującym książkę wywiadzie autor odcina się poniekąd od obu tych stanowisk: „Stronię od słowa anarchista ponieważ ludziom kojarzy się ono na ogół z podkładaniem bomb. Podobnie zdaje się sądzić wielu ludzi, którzy sami siebie uważają za anarchistów. Nie mogę też użyć określenia libertarianin ponieważ ludzie mający monopol na to określenie są w moim mniemaniu jeszcze mniej racjonalni. Myślę, że gdybym miał określić sam siebie, nazwałbym się »decentralistą«. Decentralistyczny oddolny jeffersoński ktoś tam” (s. 103; pisownia oryginalna). Ale teksty Wilsona nie są agitacją polityczną, dlatego jego prywatna orientacja nie wydaje się kwestią kluczową. To, co przekazuje nam autor w „Nigdzie nie napotkasz władzy” (oraz praktycznie każdej innej książce), to zachęta do samodzielnego i krytycznego myślenia, wychodzącego od krytyki utrwalonych wzorców rozumowania. To nie typowa anarchia polityczna, to anarchia mentalna, anarchia jaźni.
We wszystkim tym Wilson pozostaje niestrudzonym optymistą. Choć jego diagnoza społecznej kondycji XX wieku jest raczej pesymistyczna, człowiek ten trwa w przekonaniu, że nasza kultura zmierza ku lepszemu. Oczywiście możemy bez trudu wyliczyć bolączki współczesnego świata, ale Wilson przypomina nam, jak bardzo zmniejszyła się skala cierpienia na przestrzeni kilku stuleci, jak zwiększyły się nasze możliwości i poprawiły warunki życia. Nie jest w tym bezkrytyczny (jakby mógł?), dostrzega wiele zagrożeń i nieprawidłowości, wierzy jednak, że ludzkość obierze właściwy kierunek. Ostatecznie. Przynajmniej kiedy wypróbuje już te mniej właściwe.
„Illuminatus!” było postmodernistyczną historią walki dyskordian z Illuminatami Bawarskimi, pełną przekornego humoru i teorii spiskowych powieścią, która w połowie lat 70. zebrała dobre recenzje i osiągnęła niezłe wyniki sprzedaży na amerykańskim rynku. W Polsce lat 90. tematyka seksu, narkotyków i kontrkultury nie była już tak nośna, „Illuminatus!” nie powtórzył tu swojego sukcesu, choć znalazł grono fanów, którzy znają wartość tej powieści (co widać choćby na Allegro).
Druga fala to wybór dzieł Roberta Antona Wilsona, które mniej prezentują jego styl literacki, bardziej zaś stanowią wykładnię filozofii życiowej autora. Książki te, w przewadze autotematyczne, oparte w dużej mierze na narracji autobiograficznej, zaznajamiają czytelnika z rozmaitymi koncepcjami Wilsona, sprowadzającymi się głównie do kwestii kognitywistycznych. Autor próbuje w nich dostarczyć użytecznych modeli rozpoznania i zmiany sposobów myślenia, tak by czytelnik mógł uwolnić się od wyuczonych schematów, przesądów, kategoryzacji i uogólnień.
Tymczasem pisarstwo Roberta Antona Wilsona było projektem zakrojonym na dużo szerszą skalę. Jego dorobek jest olbrzymi i w dużej mierze nadal nierozpoznany w Polsce. Składają się na niego nie tylko powieści i książki autobiograficzno-filozoficzne, ale także dramaty i duży zbiór esejów. Z inicjatywą przybliżenia tego ostatniego gatunku w wykonaniu Wilsona wyszło wydawnictwo NoGov Press, które zadebiutowało zbiorem tłumaczeń esejów i publicystyki amerykańskiego pisarza, zatytułowanym „Nigdzie nie napotkasz władzy”.
Tom nie jest przedrukiem żadnego oryginalnego zbioru esejów Wilsona, lecz redaktorskim wyborem, gromadzącym głównie teksty napisane dla zina „No Governor”, redagowanego przez Roberta Sheę. W drugiej części książki zamieszczono kilka tekstów z innych czasopism o charakterze libertariańskim lub anarchistycznym („Realist”, „Green Egg”, „New Libertarian Weekly”). Całość zamyka wywiad z autorem opublikowany na stronie internetowej. Rozrzut czasowy tekstów jest dość duży: od początku lat 60. do roku 2001, z którego pochodzi wspomniany wywiad. Większość tekstów pochodzi jednak z lat 70., co jest wyraźnie widoczne w podejmowanej przez autora problematyce oraz kontekstach, na które się on powołuje.
W zebranych tu esejach Wilson pisze o polityce rozumianej stosunkowo szeroko, to znaczy obejmującej również kwestie społeczne czy – nazwijmy to tak – moralne, choć oczywiście sam autor stroni od kategorii moralności, która bez wątpienia jawiła mu się jako opresyjna forma ucisku. Mamy zatem teksty o wolnej miłości („Wolna miłość, seksizm i inne takie”), psychologii pieniądza („Kilka śmiałych stwierdzeń na temat neuroekonomii”), religii („Czy kapitalizm jest religią objawioną?; „Ufamy zwątpieniu: sekty, religie i bzdury ogółem”), naturze przestępczości („Anarchizm i zbrodnia”), aborcji („Aborcja a logika”) i inne. Wyłania się z nich jednak dość spójny obraz autora i jego poglądów.
To przede wszystkim obraz człowieka przejętego teoriami spiskowymi. Myśl ta wymaga rozwinięcia, bo łatwo zrozumieć ją w sposób niewłaściwy. Duża część literackiej kariery Roberta Antona Wilsona oparta jest na tematach zaczerpniętych z teorii spiskowych. Wspomniana już trylogia „Illuminatus!” opowiada o walce o wpływy dwóch międzynarodowych, tajnych frakcji, chcących ubezwłasnowolnić lub wyzwolić ludzkość, choć rozkład tych ról nie jest zawsze pewny. Niebeletrystyczne książki Wilsona również często sięgają do rozmaitych koncepcji spiskowych, nawet jeśli robią to w wymiarze symbolicznym. Nie chodzi bowiem o to, że Wilson wierzy we wszystkie teorie spiskowe czy choćby w ich część. Po prostu ten sposób myślenia jest mu szczególnie bliski. Ale znów: nie bliski w sensie przyjmowania myślenia paranoicznego, ale jako punkt wyjścia, moment diagnozy czy to społeczeństwa, czy umysłowości XX wieku.
Mówiąc inaczej: jesteśmy ciągle poddawani manipulacji przez rząd i media. Rozmaite grupy władzy, politycznej i ekonomicznej, używają rozmaitych narzędzi, takich jak szkolnictwo, religia czy telewizja, aby ukierunkować nie tylko nasze działania, ale też sposób myślenia. Od najmłodszych lat wtłacza nam się do głów pewną wizję świata, wmawiając, że nie jest ona wizją, lecz samym światem. Wilson, uzbrojony w semantykę Alfreda Korzybskiego, kwasową psychologię Timothy'ego Leary'ego i amerykański pragmatyzm, rozprawia się z takimi formami mentalnego niewolnictwa. Pokazuje, że myślenie o świecie poprzedza jego percepcję, że całościowy, realistyczny odbiór rzeczywistości jest niemożliwy. Skoro musimy zwracać uwagę jedynie na pewne aspekty rzeczywistości, to kontrolowanie wyboru tych aspektów, okazuje się – w przekonaniu Wilsona – narzędziem władzy.
Ciekawe w esejach Wilsona jest to, jak wielką wagę przywiązuje on do języka. To oczywiste, jeśli mamy w pamięci, że język kształtuje rzeczywistość (językowy obraz świata jest swego rodzaju okularami, przez które widzimy i rozumiemy ów świat). W przypadku Wilsona ów „zwrot lingwistyczny” przebiega kilkutorowo. Po pierwsze autor jest niestrudzonym logikiem, wytykającym logiczne błędy argumentacji rozmaitych stanowisk (widać to najlepiej w eseju o wolnej miłości, jednak kwestie logiczne pojawiają się w wielu tekstach). Pokazuje również, że logika jest właściwa matematyce, nie zaś rzeczywistości społecznej. Perspektywizm Wilsona ma więc wymiar praktyczny – w jednej chwili potrafi dowieść racji na drodze logicznej analizy, po to tylko, by za moment porzucić ten punkt widzenia i wytoczyć argumenty o odmiennym charakterze.
Druga rzecz to ciągła obecność literatury. Wilson przywołuje dzieła Burroughsa, Dantego, Pounda, Joyce'a i wielu innych jako egzemplifikację swoich twierdzeń lub punkt wyjścia do dalszych rozważań. Ale wychodzi też ponad to. Zastanawia się nad sensem literatury, a dokładniej: nad sensem czytania (szczególnie w eseju „O tym jak czytać / o tym jak myśleć”). Sens ten nazwalibyśmy dziś neopragmatycznym i ulokowali obok koncepcji Richarda Rorty'ego czy Stanleya Fisha. Dla Wilsona ma on zresztą sens bardzo podobny, jak dla dwóch przywołanych filozofów: jest zagadnieniem nie tylko literaturoznawczym, ale przede wszystkim – politycznym. Brak esencji tekstu (rozumianego zarówno wąsko, jak i szeroko) przesuwa sens w obszar odczytania/interpretacji – i znów świat manifestuje się jedynie w jego postrzeganiu.
Sama polityczna orientacja Wilsona jest dość trudna do ustalenia. Teksty co prawda pojawiają się w piśmie anarchistycznym (lub przynajmniej anarchizującym), są silnie libertariańskie, ale w podsumowującym książkę wywiadzie autor odcina się poniekąd od obu tych stanowisk: „Stronię od słowa anarchista ponieważ ludziom kojarzy się ono na ogół z podkładaniem bomb. Podobnie zdaje się sądzić wielu ludzi, którzy sami siebie uważają za anarchistów. Nie mogę też użyć określenia libertarianin ponieważ ludzie mający monopol na to określenie są w moim mniemaniu jeszcze mniej racjonalni. Myślę, że gdybym miał określić sam siebie, nazwałbym się »decentralistą«. Decentralistyczny oddolny jeffersoński ktoś tam” (s. 103; pisownia oryginalna). Ale teksty Wilsona nie są agitacją polityczną, dlatego jego prywatna orientacja nie wydaje się kwestią kluczową. To, co przekazuje nam autor w „Nigdzie nie napotkasz władzy” (oraz praktycznie każdej innej książce), to zachęta do samodzielnego i krytycznego myślenia, wychodzącego od krytyki utrwalonych wzorców rozumowania. To nie typowa anarchia polityczna, to anarchia mentalna, anarchia jaźni.
We wszystkim tym Wilson pozostaje niestrudzonym optymistą. Choć jego diagnoza społecznej kondycji XX wieku jest raczej pesymistyczna, człowiek ten trwa w przekonaniu, że nasza kultura zmierza ku lepszemu. Oczywiście możemy bez trudu wyliczyć bolączki współczesnego świata, ale Wilson przypomina nam, jak bardzo zmniejszyła się skala cierpienia na przestrzeni kilku stuleci, jak zwiększyły się nasze możliwości i poprawiły warunki życia. Nie jest w tym bezkrytyczny (jakby mógł?), dostrzega wiele zagrożeń i nieprawidłowości, wierzy jednak, że ludzkość obierze właściwy kierunek. Ostatecznie. Przynajmniej kiedy wypróbuje już te mniej właściwe.
Robert Anton Wilson: „Nigdzie nie napotkasz władzy. Wybór esejów i publicystyki”. Przeł. Michał Kosakowski. Wydawnictwo NoGov Press. Kraków-Mielec-Poznań 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |