HISTORIA O (PO)BYCIE NIGDZIE I (P)O ZAGŁADZIE (WSZYSTKIEGO)
A
A
A
Wokół książki Włodzimierza Nowaka "Obwód głowy"
(U/Po)wrót Wielkiej Narracji
Można zaryzykować twierdzenie, że czas nie obszedł się z żadną z wydanych w ostatniej dekadzie książek łagodniej niż z „Obwodem głowy” Włodzimierza Nowaka. Mimo że poszczególne reportaże ukazywały się w latach 1997-2006 na łamach „Magazynu Gazety Wyborczej”, w prezentowanej obecnie wersji z dodatkiem „Co ja mogę zrobić dla Niemców” i wstępem Martina Pollacka poruszają sprawy zaskakująco aktualne i zmieniają perspektywę oglądu uczestników (po)wojennego ładu i konsolidowania zdezintegrowanych biografii. Śledzimy bowiem losy Niemców, którzy w obliczu zbrodni narodowego socjalizmu muszą odnaleźć swoich krewnych, poznać skrywaną (traumatyczną) historię rodziny i stanąć przed trudnym wyborem odrzucenia lub przyjęcia do wiadomości swojej inności ufundowanej przez wojnę. Przesunięcia tożsamościowe to główny temat tych miniatur. Nieprzypadkowo używam tego określenia, gdyż jak czytamy w blurbie na czwartej stronie okładki: „Bez względu na to, czy opisuje przeszłość, czy teraźniejszość, Nowak okazał się zdolnym uczniem trzech mistrzów reportażu: z Małgorzatą Szejnert dzieli miłość do szczegółów, z Hanną Krall łączy go lakoniczna forma i rzeczowość wypowiedzi, a z Ryszardem Kapuścińskim zdolność do opowiadania losów jednostki”.
Syntetyczna charakterystyka idiomu Nowaka wypada więc zaskakująco pozytywnie (by nie napisać arystokratycznie). Faktycznie jego reportaże cechuje lakoniczność i zdolność do rozładowywania emocji i napięcia w puentach, perspektywa mikrologiczna oraz umiłowanie szczegółu, który napędza i dramatyzuje akcję, jednak Krall operuje semantycznym milczeniem i jego pokrewnymi wariantami, jej reportaże, aż nazbyt literackie, uzyskujące perfekcyjną doskonałość (estetyzacja Zagłady w jej pisarstwie to główny zarzut Tochmana wobec tej skłonności), epatują wręcz mistrzostwem, któremu daleko do literackiego rzemiosła. Krall, sięgając do tematów ogniskujących się wokół Zagłady, zawsze dba o to, by szczegół grał pierwszorzędną rolę (detale kamienicy Franciszki Arnsztajnowej w „Wyjątkowo długiej linii”) i na podstawie jego interakcji z otoczeniem snuje historię, która nie może obyć się bez precjozów (bez względu na ich status: tekstowy czy materialny); wariacje, niedomówienia, paralelizmy, klasyczne struktury delimitacyjne narracji mówionych (silnie akcentowany koniec i początek), łączniki i puenty to składniki jej idiomu, który z każdą kolejną książką osiągał swe mistrzostwo. Krall, aktywnie uczestnicząc w rozmowie z interlokutorem, staje się „niezawisłą instancją autora”, który tylko porządkuje, decyduje o akcentowaniu ważniejszych bądź kluczowych kwestii, innym razem zaś partnerem do rozmowy (szczególnie w wywiadzie z Markiem Edelmanem), wszak, parafrazując znane powiedzenie, „do traumy trzeba dwojga”. Przechodzi też od historii skończonych, domkniętych (podwójnie: czas Zagłady interlokutorzy mają już za sobą, wyartykułowali swoje doświadczenie, zdążyli dać świadectwo, Krall znalazła formę i literacko je wyzyskała) do projektów nie roszczących sobie prawa do totalności („Różowe strusie pióra”, „To ty jesteś Daniel”), mających inną dynamikę i wektor opowieści, bo ocalali z Zagłady już nie żyją, a ich dzieci pamiętają niewiele lub nic: „(Historie opowiadane przez Tamtych, którzy przeżyli, mają swój początek, środek i zakończenie. Zakończeniem jest fakt zdumiewający ich samych: że żyją. Dzieci i wnuki Tamtych też próbują opowiadać, ale są to historie bez środka i bez początku. Kończą się tam, gdzie powinny się zaczynać. Szczerze mówiąc – to w ogóle nie są historie. […])” (Krall 2001: 59).
Jednak nawet w tak skomplikowanej pokoleniowo i memorialnie sytuacji Krall osiąga mistrzostwo, Zagłada staje się punktem odniesienia, historie opowiadane przez dzieci i wnuki ocalonych też mają swoje zapętlenia, zwroty akcji, tajemnice i skrywane sekrety. Nowak dotrzymuje Krall kroku, choć pochlebna syntetyczna recenzja z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” akcentuje powtarzalność i schematyzm, stąd nazwiska-marki wkomponowane w bezpośrednim sąsiedztwie na liście zapożyczeń i kontynuacji, do których sam Nowak się przyznaje (serdeczne podziękowania dla Małgorzaty Szejnert). Łączenie go z autorką „Śród żywych duchów” to zabieg dość ryzykowny, ponieważ Szejnert stawia na projekty monumentalne i wieloperspektywiczne, gdzie historię opowiadają całe rodziny, by nie napisać generacje, choć porusza się w kierunku szczegółu, okruchów i drobin, nie gubi z pola widzenia mechanizmów historii, które Michel Foucault nazwał „historią seryjną”.
Nowak, zastanawiając się nad dalszymi losami swych bohaterów (z których większość nie żyje), pisze: „Pas wzdłuż Odry i Nysy, który wyzwalał tyle ludzkiej energii i pomysłowości, był miejscem bitew, ucieczek, potyczek, pościgów, dramatów, interesów z polskiej i niemieckiej strony, jest teraz tylko nudnym krajobrazem, który mignie za oknem ekspresu czy auta” (s. 327). Słychać w tych słowach nostalgię za czasem minionym, który mimo że boleśnie doświadczył uczestników wspominanych ucieczek, bitew i potyczek, pozwolił poznać Nowakowi Niemców obarczonych problemami, nie mniej dramatycznymi niż te, które trapią polskich sąsiadów. Reporterska dociekliwość i wnikliwość wyładowywały się w konfliktogennych sytuacjach, których ustąpienie znamionuje poszukiwanie dalszych inspiracji i bohaterów. Nowak odkrywa przed polskim (i niemieckim) czytelnikiem zaskakujące historie, w które uwikłane są obie nacje, oraz wielopokoleniowe milczenie Niemców związane z poczuciem wstydu, hańby, obojętności, stagnacji. Rewizja najnowszej historii, którą zapoczątkował Karl Jaspers esejem „Zróżnicowanie niemieckiej winy”, ma swój finał w historiach opowiedzianych w „Obwodzie głowy”. Tłumione przez tyle lat wydarzenia i próba społecznej (nie)pamięci skutkują dostrzeżeniem niemieckiego dramatu i poczucia wykolejenia. Przymusowa pacyfikacja powstania warszawskiego, dezercja z Wehrmachtu, działalność Lebensbornów i zbiorowe samobójstwa kobiet z Wildenhagen to główne składniki powojennej tożsamości wielu Niemców, którzy ze względu na poczucie winy (Jaspers klasyfikuje winę polityczną, moralną, metafizyczną) postanowili milczeć.
Na granicy (nie)bycia, na granicy śmierci
„Obwód głowy” to książka, która trafiła na sprzyjające okoliczności i znów zagościła na półkach księgarń obok głośnego i nominowanego do Literackiej Nagrody Nike reportażu Marcina Kąckiego „Białystok. Biała siła, czarna pamięć”. Na szczęście książki te łączy tylko data premiery i (niestety) temat, który Nowak doskonale rozwija, tworząc kolekcję spójnych reportaży o pograniczu polsko-niemieckim, zaś Kącki – przygotowując eklektyczny kolaż o wszystkim, co kojarzy się Polakom z odległym i zapomnianym (wedle Kąckiego) Białymstokiem. Żaden z podjętych przez niego problemów nie prowadzi do stworzenia arcydzieła lub choćby dobrze napisanej historii, która ze względu na podejmowany temat powinna asekurować się empatią i próbą zerwania patologicznej identyfikacji z ofiarami Zagłady, nienawiści, antysemityzmu i ich losami. Kącki proponuje źle skomponowany zbiór reportaży, gdzie prym wiodą płytko zbadany problem (nie)pamięci o getcie białostockim (nie powołuje się na pracę Szymona Datnera „Walka i Zagłada białostockiego ghetta” [Łódź 1946]), Jedwabnem, Żołnierzach Wyklętych oraz to, co świetnie wpisuje się w jego zainteresowania i kompetencje jako dziennikarza śledczego: porachunkach mafii, afery korupcyjne, życie białostockiego półświatka. Sprawy te opatruje wspólnym mianownikiem w postaci antysemityzmu, który we współczesnym radykalizującym się społeczeństwie polskim wyrasta z całkiem innych pobudek i jego geneza sięga głębiej niż Kącki myśli. W jego narracji to tylko szczeniackie wybryki ludzi, którzy w pewnym momencie podejmą decyzję o stabilizacji i założeniu rodziny lub odwrotnie: nawyki i uprzedzenia całych generacji białostoczan, którzy mają problem z innością i obcością. Nie dopowiada jednak, że zostali boleśnie doświadczeni przez historię. A ta traktowana jest naskórkowo i pobieżnie, bez poważnych kwerend i z pietyzmem przeprowadzonych poszukiwań źródeł. Kącki w sposób prezentystyczny referuje skutki dwudziestowiecznych totalitaryzmów oraz okupacji hitlerowskiej i sowieckiej, nie próbując zgłębić pogmatwanych losów mieszkańców pogranicza terytorialnego i kulturowego.
Podejmując tak trudne tematy, zbywa wszelkie możliwości walki z uprzedzeniami, przyklaskuje szkolnym programom edukacyjnym i miejskim inicjatywom rodem z przedszkolnych pogadanek. Marsze, demonstracje i pogadanki to półśrodki, które uświadamiają tylko biorących w tych akcjach udział. Potrzeba wielu lat i zaostrzenia prawa, by przypadki rozbojów na tle rasowym i homofobicznym nie powtarzały się, nie radykalizowały oraz nie doprowadzały do społecznej apatii i atrofii. Kącki, nie mając pomysłu na spójną narrację, proponuje czytelnikowi wybrakowany pod względem dokumentów i prac naukowych reportaż, który ma złapać za serce i sprawić, ze staniemy się lepsi, mądrzejsi i bardziej życzliwi. Demonizacja Białegostoku ma w tym pomóc, lecz intencje nie zawsze pokrywają się z rezultatami działań…
Jego kolejne części ogniskują się wokół problemów finansowych i prawnych, nadużyć i przekroczeń. Żaden z tekstów nie tworzy spójnej i kompozycyjnie domkniętej całości. Czytamy o wszystkim, co Kącki wyczytał lub sobie przypomniał. Pojawia się nawet reportaż o koniunkturze disco polo i Ludwiku Zamenhofie. Jeśli frapuje kogoś problem „pamięci nieprzyswojonej” (termin Michaela C. Steinlaufa) i kolidujących ze sobą praktyk upamiętniania, radzę sięgnąć po „Ratowanie. Opowieści Polaków i Żydów” Jacka Leociaka, „Stację Muranów” Beaty Chomątowskiej lub „Festung Warschau” Elżbiety Janickiej lub „My z Jedwabnego” Anny Bikont. To w tych narracjach dochodzi do rekonstrukcji pamięci i powtórnej samoidentyfikacji społeczności sąsiadów i ludności napływowej. Leociak w mistrzowski sposób operuje źródłami, wydobywa i śledzi nieścisłości, zmienia perspektywy oglądu (dopuszczeni do głosu zostają ratowani i ratujący); przemawiają przede wszystkim dokumenty i świadectwa, obraz relacji polsko-żydowskich dynamizuje się, wraz z upływem czasu narracje zostają złagodzone i wyczyszczone pod względem stosunku do ukrywanych Żydów. Leociak wydobywa pobudki, jakimi kierowali się ratujący i niewdzięczność ratowanych, zderza ze sobą dwie perspektywy, które jako polifoniczna całość współgrają ze sobą i wzajemnie się naświetlają. Prace Chomątowskiej i Janickiej cechuje sprawna segmentacja materiału i literacko-archiwalna pasja. Miejskie narracje zostają wyodrębnione jako samoistne konglomeraty tożsamościowych i memorialnych problemów. Dochodzi w nich do aktywizacji trzech figur związanych z interdyscyplinarnym badaniem przestrzeni i pamięci wyodrębnionych przez Elżbietę Rybicką: śladu, palimpsestu i pola walki. Udowadniają one, że tylko skrupulatne (od)czytanie otaczającej przestrzeni wspomoże pracę pamięci i spowoduje inkorporację tożsamości utraconej i wyrugowanej w systemie opresyjnych i konkurencyjnych strategii pamiętania. Książki Janickiej i Chomątowskiej zapowiadały re(ko)nesans mapy we współczesnej prozie niefikcjonalnej i ochronę przed społecznym (nie)byciem na obrzeżach dyskursu, pamięci i Zagłady.
U Kąckiego monumentalizm przeradza się w apologię nijakości i bylejakości. A przecież w tak szeroko zakrojonych narracjach idzie właśnie o jakość i rozmach, które nie są tożsame z próbą (samo)zagłady miejsca i pamięci. Wyjściowa teza Kąckiego opiera się na przeświadczeniu, iż (pozornie) zapomniany Białystok trzeba ratować od zapomnienia, fundując mu antyreklamę i aplikując letejski pharmakon. Bezpodstawna okazuje się również próba wyniesienia Białegostoku do rangi jedynego martyrologicznie doświadczonego miasta. Kącki nie zdaje sobie sprawy (albo celowo zawęża pole wiedzenia) z istnienia miejsc, na których ciąży równie silne odium: warszawki Muranów (tereny getta warszawskiego), krakowski Kazimierz, Bałuty w Łodzi (pozostałości Litzmannstadt Ghetto) lub tereny mniejszych gett (Sosnowiec, Będzin, Tarnów), które zostały ze społecznej pamięci wymazane i wyrugowane. Na ich terenie odbywa się nieustannie agon dotyczący prymatu ofiar i ciemiężycieli, Polaków, Niemców, Żydów, sąsiadów, biernych obserwatorów Zagłady oraz polityk pamięci zawłaszczających przestrzeń i możliwość koegzystencji dwóch narracji. Każde z wymienionych miejsc doświadczyło nienawiści i antysemityzmu, bo nierozerwalnie związane jest z historią Żydów i Polaków. Wystarczy wspomnieć sprawę pomnika Sprawiedliwych Polaków, który miał stanąć na terenie getta warszawskiego, gdzie niedopuszczalna jest rywalizacja dwóch pamięci, o czym przypominali sygnatariusze listu otwartego – członkowie i współpracownicy Centrum Badań nad Zagładą Żydów: „Działania takie wpisują się w zgubną logikę polsko-żydowskiej rywalizacji na cierpienie i heroizm, którą poznaliśmy dobrze w czasach PRL-u, instrumentalizują te doświadczenia, przesłaniając męstwo zarówno polskich Sprawiedliwych, jak i żydowskich powstańców. Wyrządzają więc jednym i drugim krzywdę, czyniąc ich wyłącznie przedmiotem doraźnych manipulacji politycznych. Pomnik stanąć ma w sercu byłego getta warszawskiego. Jest to miejsce uświęcone krwią i męczeństwem setek tysięcy Żydów, którzy właśnie tutaj umierali z głodu i z chorób, których stąd wywożono na śmierć w komorach gazowych Treblinki i którzy tu, w kwietniu i w maju 1943 r. zginęli w ostatecznej, przerażająco samotnej walce z Niemcami. Jest to też teren upamiętniający w sposób symboliczny męczeńską śmierć trzech milionów polskich Żydów.
Tych kilka ulic i skwerów stanowi jedyną w swoim rodzaju strefę pamięci, na której terenie powinno się przede wszystkim oddać cześć żydowskiemu cierpieniu, a nie polskiemu heroizmowi. Tym bardziej, że Sprawiedliwi toczyli swoją własną walkę w wielkim osamotnieniu: z jednej strony groziły im najsurowsze kary ze strony okupanta, a drugiej- spotykali się z brakiem zrozumienia i wrogością ze strony antysemicko nastawionych rodaków”.
Jak widać taktowne pogodzenie dwóch racji staje się zarzewiem sporu i niepotrzebnych scysji, które przysłaniają skomplikowaną historię nacji sąsiadujących ze sobą i uczestniczących (z różnym natężeniem) w Zagładzie narodu, miasta, pamięci (jako ofiary, świadkowie i sprawcy).
Tematy na/zakazane i (nie)opisane
Nowak nie rości sobie prawa do opowiedzenia historii narodu, miasta czy społeczności, przeciwnie: konstruując mikrohistorię, skupia się na losach pojedynczych ludzi, których życiorysy zasługują na samoistne etiudy filmowe ze względu na zagęszczenie nieprawdopodobnych zwrotów akcji i losów bohaterów. Zamysł przeniesienia reportaży na deski teatralne wypada uznać za zrealizowany. W 2014 roku Zbigniew Brzoza wystawił „Obwód głowy” w Teatrze Nowym w Poznaniu. Reportaże Nowaka zyskały rozgłos za sprawą podróży autora do Niemiec i organizacji spotkań z czytelnikami, na których prezentowane były poszczególne partie książki. Największe kontrowersje budził reportaż poświęcony kobietom z Wildenhagen, które po wkroczeniu Armii Radzieckiej do Lubina po polskiej stronie Odry postanowiły popełnić zbiorowe samobójstwo (na kanwie tych wydarzeń Anna Dziewit-Meller osnuła fragmenty „Góry Tajget”). Nowak dociera do jednej z uczestniczek samobójstwa, Adelheid Nagel, która zdołała przeżyć i zdaje szczegółowe relacje z tamtych wydarzeń. Zbiorowa histeria przed wkroczeniem Armii Czerwonej doprowadziła do tego, że matki podcinały córkom żyły, wieszały, dopingowały do popełnienia samobójstwa swoje dzieci. Historycy twierdzą, że Niemki z Wildenhagen ogarnął syndrom Nemmersdorf, który w krótkim czasie opanował wyobraźnię tysięcy Niemców. Nemmersdorf, niewielka wioska w Prusach Wschodnich, dzisiaj Majakowskoje w okręgu kaliningradzkim, wpadła w ręce Rosjan już w październiku 1944 roku. Po kilku godzinach Wehrmacht odbił ją, lecz to, co zobaczyli żołnierze, przeszło ich najśmielsze oczekiwania: kobiety z podwiniętymi ubraniami świadczącymi o gwałcie, ukrzyżowane na drzwiach stodoły, masakra siedemdziesięciu dwóch kobiet, dzieci i jednego mężczyzny, dzieci z rozbitymi czaszkami i kobieta z przepołowioną siekierą lub łopatą głową. Kobiety niemieckie stały się ofiarami goebbelsowskiej propagandy, która usilnie przedstawiała czerwonoarmistów jako niebezpieczny żywioł skłonny do bestialstwa i bezprecedensowych mordów. Jednak wielu historyków potwierdza udział ludności ze stepów jako oddziałów rezerwowych, które pastwiły się nad ofiarami i gwałciły je.
Nowak mierzy się z zakazanymi obrazami wojny w literaturze, które zostały wyrugowane ze społecznej świadomości. Zapominamy, że dwudziestowieczne totalitaryzmy doprowadziły do zmiany taktyki i sposobów prowadzenia wojny. Niemcy bez wyrzutów sumienia bombardowali europejskie miasta (Warszawa, Londyn, Coventry), a alianci w odwecie zniszczyli najważniejsze metropolie niemieckie (Rotterdam, Berlin, Kolonia, Hamburg, Drezno), grzebiąc pod ich ruinami tysiące cywilów.
Leociak, pisząc o bombardowaniach aliantów, akcentuje niszczycielską moc, „świętą grozę” związaną z ogromem strat i widowiskowością spektaklu: „Pod bombami aliantów (od czerwca 1942 roku w operacjach powietrznych nad Niemcami uczestniczą Amerykanie) znajduje się coraz więcej miast niemieckich. Kulminacyjnym wydarzeniem tej fazy jest niewątpliwie „Operacja Gomora”, czyli dywanowe brytyjsko-amerykańskie naloty na Hamburg między 24 lipca a 2 sierpnia 1943 roku (RAF bombarduje nocą, US Air Force w dzień). Ta właśnie seria bombardowań ujawniła w pełni nowy fenomen – tzw. burzę ogniową. Rozkruszanie dachów bombami burzącymi przygotowuje grunt pod bomby zapalające. Zrzucane w ogromnej ilości, wzniecają w wielu miejscach miasta pożary, którym nie sposób przeciwdziałać. Ogień rozszerza się błyskawicznie i powstaje jedno wielkie morze płomieni. Ogromna temperatura zasysa zimne powietrze z wyższych warstw atmosfery, przez co powstaje zjawisko huraganu – wiatr o ogromnej sile szaleje w płonącym mieście, porywając ze sobą ludzi, drzewa, gruzy, wzniecając wciąż nowe pożary” (Leociak 2009: 138).
Jeszcze nigdy w dziejach wojskowości cywile nie ucierpieli w tak dużym stopniu, jak podczas drugiej wojny światowej za sprawą usprawnienia technologii i bestialstwa oraz ślepego posłuszeństwa (które staje się dla Jaspersa patologicznym orężem i fałszywie identyfikowanym obowiązkiem narodowym) żołnierzy stacjonujących w okupowanych krajach, obozach zagłady, wsiach i gettach. Poza bombardowaniami dywanowymi, o których przypomniał Niemcom Winfried George Sebald w głośnej i rekapitulującej winę niemiecką książce „Wojna powietrzna i literatura. Wykłady”, ważną kwestię stanowią gwałty popełniane na kobietach w obozach zagłady i na wszystkich frontach Europy. Kobieca tragedia wiązała się z uprzedmiotowieniem ciała i brakiem zahamowań żołnierzy w trakcie pacyfikacji wsi i miast. Gwałt był nie tylko utratą cielesnej suwerenności, ale również hańbą dla rodziny i narodu. Niemki wolały ocalić swój honor i pozostać nieskalane, popełniając samobójstwo, niż dostąpić zbiorowych cierpień. Seksualna przemoc to wciąż temat tabu, choć dzięki „Róży” Wojciecha Smarzowskiego o dramacie Mazurów i masowych gwałtach po wkroczeniu Armii Czerwonej oraz „Kieszonkowemu atlasowi kobiet” Sylwii Chutnik sytuacja zmienia się. Wśród ofiar wojny wydziela się kategorię szczególnie doświadczonych ofiar przemocy seksualnej, do której jednak niewiele kobiet pragnie dołączyć ze względu na społeczny ostracyzm. Pracownice burdeli z obozów zagłady i ofiary frontowych gwałtów pragną pozostać anonimowe.
„Obwód głowy” rozpada się na dwie części – wojenną i powojenną, które naświetlają trudy życia po katastrofie, wmuszanie Niemców do ustabilizowania rozchwianej sytuacji rodzinnej (poszukiwania biologicznej matki Ireny, która odnajduje ją w Siokovaczu), tożsamościowej (angaż Mathiego Schenka w działania pacyfikacyjne powstania warszawskiego, odnalezienie polskiej matki przez Alodię Witaszek, która została adoptowała w filii Lebensbornu w Połczynie przez Niemkę i dezercja Manfreda Zänkera z 24. Batalionu Saperów 154. Dywizji Piechoty Wehrmachtu) oraz gospodarczej (względna stabilizacja finansowa pani Mohs oraz kochliwego Gerdiego).
„Nostalgia, siostra melancholii”
Nowak ukazuje prawdziwe oblicze Niemców: sfrustrowanych, bezrobotnych, straumatyzowanych, pokonanych. Jakiż to odmienny wizerunek, gdy zdejmiemy werniks propagandy sukcesu! Udział w wojnie (aktywny i bierny) skutkuje zapętleniem szeregu życiorysów, których literacka obróbka Nowaka nie zmieniła w marmurowe posągi. Ci ludzie kochali, tęsknili, cierpieli i czekali na lepszy czas, który – paradoksalnie – odszedł wraz z upadkiem Muru Berlińskiego i wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej.
Wznowienie zbioru Nowaka świadczy o wysokiej lokacie pisarza i uniwersalnej potędze literatury non-fiction. W świecie, który zdominowały migracje, zamachy terrorystyczne i kryzys gospodarczo-kulturowy, zbiór ten zdaje się informować, iż bez względu na czas i szerokość geograficzną na początku był niepokój…
Zaś gwiazda Nowaka świeci coraz jaśniej w konstelacji reporterów polskich.
LITERATURA:
„List otwarty w sprawie lokalizacji projektowanego pomnika Sprawiedliwych Polaków” (04.04.2013) opublikowany na stronie Centrum Badań nad Zagładą Żydów: http://www.holocaustresearch.pl/index.php?mod=news&show=25
Kącki M.: „Biała siła, czarna pamięć”. Wołowiec 2015 [seria: Reportaż].
Krall H.: „To ty jesteś Daniel”. Kraków 2001.
Leociak J.: „Doświadczenia graniczne. Studia o dwudziestowiecznych formach reprezentacji”. Warszawa 2009.
Nowak W: „Obwód głowy”. Słowo wstępne Martin Pollack. Warszawa 2015.
Można zaryzykować twierdzenie, że czas nie obszedł się z żadną z wydanych w ostatniej dekadzie książek łagodniej niż z „Obwodem głowy” Włodzimierza Nowaka. Mimo że poszczególne reportaże ukazywały się w latach 1997-2006 na łamach „Magazynu Gazety Wyborczej”, w prezentowanej obecnie wersji z dodatkiem „Co ja mogę zrobić dla Niemców” i wstępem Martina Pollacka poruszają sprawy zaskakująco aktualne i zmieniają perspektywę oglądu uczestników (po)wojennego ładu i konsolidowania zdezintegrowanych biografii. Śledzimy bowiem losy Niemców, którzy w obliczu zbrodni narodowego socjalizmu muszą odnaleźć swoich krewnych, poznać skrywaną (traumatyczną) historię rodziny i stanąć przed trudnym wyborem odrzucenia lub przyjęcia do wiadomości swojej inności ufundowanej przez wojnę. Przesunięcia tożsamościowe to główny temat tych miniatur. Nieprzypadkowo używam tego określenia, gdyż jak czytamy w blurbie na czwartej stronie okładki: „Bez względu na to, czy opisuje przeszłość, czy teraźniejszość, Nowak okazał się zdolnym uczniem trzech mistrzów reportażu: z Małgorzatą Szejnert dzieli miłość do szczegółów, z Hanną Krall łączy go lakoniczna forma i rzeczowość wypowiedzi, a z Ryszardem Kapuścińskim zdolność do opowiadania losów jednostki”.
Syntetyczna charakterystyka idiomu Nowaka wypada więc zaskakująco pozytywnie (by nie napisać arystokratycznie). Faktycznie jego reportaże cechuje lakoniczność i zdolność do rozładowywania emocji i napięcia w puentach, perspektywa mikrologiczna oraz umiłowanie szczegółu, który napędza i dramatyzuje akcję, jednak Krall operuje semantycznym milczeniem i jego pokrewnymi wariantami, jej reportaże, aż nazbyt literackie, uzyskujące perfekcyjną doskonałość (estetyzacja Zagłady w jej pisarstwie to główny zarzut Tochmana wobec tej skłonności), epatują wręcz mistrzostwem, któremu daleko do literackiego rzemiosła. Krall, sięgając do tematów ogniskujących się wokół Zagłady, zawsze dba o to, by szczegół grał pierwszorzędną rolę (detale kamienicy Franciszki Arnsztajnowej w „Wyjątkowo długiej linii”) i na podstawie jego interakcji z otoczeniem snuje historię, która nie może obyć się bez precjozów (bez względu na ich status: tekstowy czy materialny); wariacje, niedomówienia, paralelizmy, klasyczne struktury delimitacyjne narracji mówionych (silnie akcentowany koniec i początek), łączniki i puenty to składniki jej idiomu, który z każdą kolejną książką osiągał swe mistrzostwo. Krall, aktywnie uczestnicząc w rozmowie z interlokutorem, staje się „niezawisłą instancją autora”, który tylko porządkuje, decyduje o akcentowaniu ważniejszych bądź kluczowych kwestii, innym razem zaś partnerem do rozmowy (szczególnie w wywiadzie z Markiem Edelmanem), wszak, parafrazując znane powiedzenie, „do traumy trzeba dwojga”. Przechodzi też od historii skończonych, domkniętych (podwójnie: czas Zagłady interlokutorzy mają już za sobą, wyartykułowali swoje doświadczenie, zdążyli dać świadectwo, Krall znalazła formę i literacko je wyzyskała) do projektów nie roszczących sobie prawa do totalności („Różowe strusie pióra”, „To ty jesteś Daniel”), mających inną dynamikę i wektor opowieści, bo ocalali z Zagłady już nie żyją, a ich dzieci pamiętają niewiele lub nic: „(Historie opowiadane przez Tamtych, którzy przeżyli, mają swój początek, środek i zakończenie. Zakończeniem jest fakt zdumiewający ich samych: że żyją. Dzieci i wnuki Tamtych też próbują opowiadać, ale są to historie bez środka i bez początku. Kończą się tam, gdzie powinny się zaczynać. Szczerze mówiąc – to w ogóle nie są historie. […])” (Krall 2001: 59).
Jednak nawet w tak skomplikowanej pokoleniowo i memorialnie sytuacji Krall osiąga mistrzostwo, Zagłada staje się punktem odniesienia, historie opowiadane przez dzieci i wnuki ocalonych też mają swoje zapętlenia, zwroty akcji, tajemnice i skrywane sekrety. Nowak dotrzymuje Krall kroku, choć pochlebna syntetyczna recenzja z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” akcentuje powtarzalność i schematyzm, stąd nazwiska-marki wkomponowane w bezpośrednim sąsiedztwie na liście zapożyczeń i kontynuacji, do których sam Nowak się przyznaje (serdeczne podziękowania dla Małgorzaty Szejnert). Łączenie go z autorką „Śród żywych duchów” to zabieg dość ryzykowny, ponieważ Szejnert stawia na projekty monumentalne i wieloperspektywiczne, gdzie historię opowiadają całe rodziny, by nie napisać generacje, choć porusza się w kierunku szczegółu, okruchów i drobin, nie gubi z pola widzenia mechanizmów historii, które Michel Foucault nazwał „historią seryjną”.
Nowak, zastanawiając się nad dalszymi losami swych bohaterów (z których większość nie żyje), pisze: „Pas wzdłuż Odry i Nysy, który wyzwalał tyle ludzkiej energii i pomysłowości, był miejscem bitew, ucieczek, potyczek, pościgów, dramatów, interesów z polskiej i niemieckiej strony, jest teraz tylko nudnym krajobrazem, który mignie za oknem ekspresu czy auta” (s. 327). Słychać w tych słowach nostalgię za czasem minionym, który mimo że boleśnie doświadczył uczestników wspominanych ucieczek, bitew i potyczek, pozwolił poznać Nowakowi Niemców obarczonych problemami, nie mniej dramatycznymi niż te, które trapią polskich sąsiadów. Reporterska dociekliwość i wnikliwość wyładowywały się w konfliktogennych sytuacjach, których ustąpienie znamionuje poszukiwanie dalszych inspiracji i bohaterów. Nowak odkrywa przed polskim (i niemieckim) czytelnikiem zaskakujące historie, w które uwikłane są obie nacje, oraz wielopokoleniowe milczenie Niemców związane z poczuciem wstydu, hańby, obojętności, stagnacji. Rewizja najnowszej historii, którą zapoczątkował Karl Jaspers esejem „Zróżnicowanie niemieckiej winy”, ma swój finał w historiach opowiedzianych w „Obwodzie głowy”. Tłumione przez tyle lat wydarzenia i próba społecznej (nie)pamięci skutkują dostrzeżeniem niemieckiego dramatu i poczucia wykolejenia. Przymusowa pacyfikacja powstania warszawskiego, dezercja z Wehrmachtu, działalność Lebensbornów i zbiorowe samobójstwa kobiet z Wildenhagen to główne składniki powojennej tożsamości wielu Niemców, którzy ze względu na poczucie winy (Jaspers klasyfikuje winę polityczną, moralną, metafizyczną) postanowili milczeć.
Na granicy (nie)bycia, na granicy śmierci
„Obwód głowy” to książka, która trafiła na sprzyjające okoliczności i znów zagościła na półkach księgarń obok głośnego i nominowanego do Literackiej Nagrody Nike reportażu Marcina Kąckiego „Białystok. Biała siła, czarna pamięć”. Na szczęście książki te łączy tylko data premiery i (niestety) temat, który Nowak doskonale rozwija, tworząc kolekcję spójnych reportaży o pograniczu polsko-niemieckim, zaś Kącki – przygotowując eklektyczny kolaż o wszystkim, co kojarzy się Polakom z odległym i zapomnianym (wedle Kąckiego) Białymstokiem. Żaden z podjętych przez niego problemów nie prowadzi do stworzenia arcydzieła lub choćby dobrze napisanej historii, która ze względu na podejmowany temat powinna asekurować się empatią i próbą zerwania patologicznej identyfikacji z ofiarami Zagłady, nienawiści, antysemityzmu i ich losami. Kącki proponuje źle skomponowany zbiór reportaży, gdzie prym wiodą płytko zbadany problem (nie)pamięci o getcie białostockim (nie powołuje się na pracę Szymona Datnera „Walka i Zagłada białostockiego ghetta” [Łódź 1946]), Jedwabnem, Żołnierzach Wyklętych oraz to, co świetnie wpisuje się w jego zainteresowania i kompetencje jako dziennikarza śledczego: porachunkach mafii, afery korupcyjne, życie białostockiego półświatka. Sprawy te opatruje wspólnym mianownikiem w postaci antysemityzmu, który we współczesnym radykalizującym się społeczeństwie polskim wyrasta z całkiem innych pobudek i jego geneza sięga głębiej niż Kącki myśli. W jego narracji to tylko szczeniackie wybryki ludzi, którzy w pewnym momencie podejmą decyzję o stabilizacji i założeniu rodziny lub odwrotnie: nawyki i uprzedzenia całych generacji białostoczan, którzy mają problem z innością i obcością. Nie dopowiada jednak, że zostali boleśnie doświadczeni przez historię. A ta traktowana jest naskórkowo i pobieżnie, bez poważnych kwerend i z pietyzmem przeprowadzonych poszukiwań źródeł. Kącki w sposób prezentystyczny referuje skutki dwudziestowiecznych totalitaryzmów oraz okupacji hitlerowskiej i sowieckiej, nie próbując zgłębić pogmatwanych losów mieszkańców pogranicza terytorialnego i kulturowego.
Podejmując tak trudne tematy, zbywa wszelkie możliwości walki z uprzedzeniami, przyklaskuje szkolnym programom edukacyjnym i miejskim inicjatywom rodem z przedszkolnych pogadanek. Marsze, demonstracje i pogadanki to półśrodki, które uświadamiają tylko biorących w tych akcjach udział. Potrzeba wielu lat i zaostrzenia prawa, by przypadki rozbojów na tle rasowym i homofobicznym nie powtarzały się, nie radykalizowały oraz nie doprowadzały do społecznej apatii i atrofii. Kącki, nie mając pomysłu na spójną narrację, proponuje czytelnikowi wybrakowany pod względem dokumentów i prac naukowych reportaż, który ma złapać za serce i sprawić, ze staniemy się lepsi, mądrzejsi i bardziej życzliwi. Demonizacja Białegostoku ma w tym pomóc, lecz intencje nie zawsze pokrywają się z rezultatami działań…
Jego kolejne części ogniskują się wokół problemów finansowych i prawnych, nadużyć i przekroczeń. Żaden z tekstów nie tworzy spójnej i kompozycyjnie domkniętej całości. Czytamy o wszystkim, co Kącki wyczytał lub sobie przypomniał. Pojawia się nawet reportaż o koniunkturze disco polo i Ludwiku Zamenhofie. Jeśli frapuje kogoś problem „pamięci nieprzyswojonej” (termin Michaela C. Steinlaufa) i kolidujących ze sobą praktyk upamiętniania, radzę sięgnąć po „Ratowanie. Opowieści Polaków i Żydów” Jacka Leociaka, „Stację Muranów” Beaty Chomątowskiej lub „Festung Warschau” Elżbiety Janickiej lub „My z Jedwabnego” Anny Bikont. To w tych narracjach dochodzi do rekonstrukcji pamięci i powtórnej samoidentyfikacji społeczności sąsiadów i ludności napływowej. Leociak w mistrzowski sposób operuje źródłami, wydobywa i śledzi nieścisłości, zmienia perspektywy oglądu (dopuszczeni do głosu zostają ratowani i ratujący); przemawiają przede wszystkim dokumenty i świadectwa, obraz relacji polsko-żydowskich dynamizuje się, wraz z upływem czasu narracje zostają złagodzone i wyczyszczone pod względem stosunku do ukrywanych Żydów. Leociak wydobywa pobudki, jakimi kierowali się ratujący i niewdzięczność ratowanych, zderza ze sobą dwie perspektywy, które jako polifoniczna całość współgrają ze sobą i wzajemnie się naświetlają. Prace Chomątowskiej i Janickiej cechuje sprawna segmentacja materiału i literacko-archiwalna pasja. Miejskie narracje zostają wyodrębnione jako samoistne konglomeraty tożsamościowych i memorialnych problemów. Dochodzi w nich do aktywizacji trzech figur związanych z interdyscyplinarnym badaniem przestrzeni i pamięci wyodrębnionych przez Elżbietę Rybicką: śladu, palimpsestu i pola walki. Udowadniają one, że tylko skrupulatne (od)czytanie otaczającej przestrzeni wspomoże pracę pamięci i spowoduje inkorporację tożsamości utraconej i wyrugowanej w systemie opresyjnych i konkurencyjnych strategii pamiętania. Książki Janickiej i Chomątowskiej zapowiadały re(ko)nesans mapy we współczesnej prozie niefikcjonalnej i ochronę przed społecznym (nie)byciem na obrzeżach dyskursu, pamięci i Zagłady.
U Kąckiego monumentalizm przeradza się w apologię nijakości i bylejakości. A przecież w tak szeroko zakrojonych narracjach idzie właśnie o jakość i rozmach, które nie są tożsame z próbą (samo)zagłady miejsca i pamięci. Wyjściowa teza Kąckiego opiera się na przeświadczeniu, iż (pozornie) zapomniany Białystok trzeba ratować od zapomnienia, fundując mu antyreklamę i aplikując letejski pharmakon. Bezpodstawna okazuje się również próba wyniesienia Białegostoku do rangi jedynego martyrologicznie doświadczonego miasta. Kącki nie zdaje sobie sprawy (albo celowo zawęża pole wiedzenia) z istnienia miejsc, na których ciąży równie silne odium: warszawki Muranów (tereny getta warszawskiego), krakowski Kazimierz, Bałuty w Łodzi (pozostałości Litzmannstadt Ghetto) lub tereny mniejszych gett (Sosnowiec, Będzin, Tarnów), które zostały ze społecznej pamięci wymazane i wyrugowane. Na ich terenie odbywa się nieustannie agon dotyczący prymatu ofiar i ciemiężycieli, Polaków, Niemców, Żydów, sąsiadów, biernych obserwatorów Zagłady oraz polityk pamięci zawłaszczających przestrzeń i możliwość koegzystencji dwóch narracji. Każde z wymienionych miejsc doświadczyło nienawiści i antysemityzmu, bo nierozerwalnie związane jest z historią Żydów i Polaków. Wystarczy wspomnieć sprawę pomnika Sprawiedliwych Polaków, który miał stanąć na terenie getta warszawskiego, gdzie niedopuszczalna jest rywalizacja dwóch pamięci, o czym przypominali sygnatariusze listu otwartego – członkowie i współpracownicy Centrum Badań nad Zagładą Żydów: „Działania takie wpisują się w zgubną logikę polsko-żydowskiej rywalizacji na cierpienie i heroizm, którą poznaliśmy dobrze w czasach PRL-u, instrumentalizują te doświadczenia, przesłaniając męstwo zarówno polskich Sprawiedliwych, jak i żydowskich powstańców. Wyrządzają więc jednym i drugim krzywdę, czyniąc ich wyłącznie przedmiotem doraźnych manipulacji politycznych. Pomnik stanąć ma w sercu byłego getta warszawskiego. Jest to miejsce uświęcone krwią i męczeństwem setek tysięcy Żydów, którzy właśnie tutaj umierali z głodu i z chorób, których stąd wywożono na śmierć w komorach gazowych Treblinki i którzy tu, w kwietniu i w maju 1943 r. zginęli w ostatecznej, przerażająco samotnej walce z Niemcami. Jest to też teren upamiętniający w sposób symboliczny męczeńską śmierć trzech milionów polskich Żydów.
Tych kilka ulic i skwerów stanowi jedyną w swoim rodzaju strefę pamięci, na której terenie powinno się przede wszystkim oddać cześć żydowskiemu cierpieniu, a nie polskiemu heroizmowi. Tym bardziej, że Sprawiedliwi toczyli swoją własną walkę w wielkim osamotnieniu: z jednej strony groziły im najsurowsze kary ze strony okupanta, a drugiej- spotykali się z brakiem zrozumienia i wrogością ze strony antysemicko nastawionych rodaków”.
Jak widać taktowne pogodzenie dwóch racji staje się zarzewiem sporu i niepotrzebnych scysji, które przysłaniają skomplikowaną historię nacji sąsiadujących ze sobą i uczestniczących (z różnym natężeniem) w Zagładzie narodu, miasta, pamięci (jako ofiary, świadkowie i sprawcy).
Tematy na/zakazane i (nie)opisane
Nowak nie rości sobie prawa do opowiedzenia historii narodu, miasta czy społeczności, przeciwnie: konstruując mikrohistorię, skupia się na losach pojedynczych ludzi, których życiorysy zasługują na samoistne etiudy filmowe ze względu na zagęszczenie nieprawdopodobnych zwrotów akcji i losów bohaterów. Zamysł przeniesienia reportaży na deski teatralne wypada uznać za zrealizowany. W 2014 roku Zbigniew Brzoza wystawił „Obwód głowy” w Teatrze Nowym w Poznaniu. Reportaże Nowaka zyskały rozgłos za sprawą podróży autora do Niemiec i organizacji spotkań z czytelnikami, na których prezentowane były poszczególne partie książki. Największe kontrowersje budził reportaż poświęcony kobietom z Wildenhagen, które po wkroczeniu Armii Radzieckiej do Lubina po polskiej stronie Odry postanowiły popełnić zbiorowe samobójstwo (na kanwie tych wydarzeń Anna Dziewit-Meller osnuła fragmenty „Góry Tajget”). Nowak dociera do jednej z uczestniczek samobójstwa, Adelheid Nagel, która zdołała przeżyć i zdaje szczegółowe relacje z tamtych wydarzeń. Zbiorowa histeria przed wkroczeniem Armii Czerwonej doprowadziła do tego, że matki podcinały córkom żyły, wieszały, dopingowały do popełnienia samobójstwa swoje dzieci. Historycy twierdzą, że Niemki z Wildenhagen ogarnął syndrom Nemmersdorf, który w krótkim czasie opanował wyobraźnię tysięcy Niemców. Nemmersdorf, niewielka wioska w Prusach Wschodnich, dzisiaj Majakowskoje w okręgu kaliningradzkim, wpadła w ręce Rosjan już w październiku 1944 roku. Po kilku godzinach Wehrmacht odbił ją, lecz to, co zobaczyli żołnierze, przeszło ich najśmielsze oczekiwania: kobiety z podwiniętymi ubraniami świadczącymi o gwałcie, ukrzyżowane na drzwiach stodoły, masakra siedemdziesięciu dwóch kobiet, dzieci i jednego mężczyzny, dzieci z rozbitymi czaszkami i kobieta z przepołowioną siekierą lub łopatą głową. Kobiety niemieckie stały się ofiarami goebbelsowskiej propagandy, która usilnie przedstawiała czerwonoarmistów jako niebezpieczny żywioł skłonny do bestialstwa i bezprecedensowych mordów. Jednak wielu historyków potwierdza udział ludności ze stepów jako oddziałów rezerwowych, które pastwiły się nad ofiarami i gwałciły je.
Nowak mierzy się z zakazanymi obrazami wojny w literaturze, które zostały wyrugowane ze społecznej świadomości. Zapominamy, że dwudziestowieczne totalitaryzmy doprowadziły do zmiany taktyki i sposobów prowadzenia wojny. Niemcy bez wyrzutów sumienia bombardowali europejskie miasta (Warszawa, Londyn, Coventry), a alianci w odwecie zniszczyli najważniejsze metropolie niemieckie (Rotterdam, Berlin, Kolonia, Hamburg, Drezno), grzebiąc pod ich ruinami tysiące cywilów.
Leociak, pisząc o bombardowaniach aliantów, akcentuje niszczycielską moc, „świętą grozę” związaną z ogromem strat i widowiskowością spektaklu: „Pod bombami aliantów (od czerwca 1942 roku w operacjach powietrznych nad Niemcami uczestniczą Amerykanie) znajduje się coraz więcej miast niemieckich. Kulminacyjnym wydarzeniem tej fazy jest niewątpliwie „Operacja Gomora”, czyli dywanowe brytyjsko-amerykańskie naloty na Hamburg między 24 lipca a 2 sierpnia 1943 roku (RAF bombarduje nocą, US Air Force w dzień). Ta właśnie seria bombardowań ujawniła w pełni nowy fenomen – tzw. burzę ogniową. Rozkruszanie dachów bombami burzącymi przygotowuje grunt pod bomby zapalające. Zrzucane w ogromnej ilości, wzniecają w wielu miejscach miasta pożary, którym nie sposób przeciwdziałać. Ogień rozszerza się błyskawicznie i powstaje jedno wielkie morze płomieni. Ogromna temperatura zasysa zimne powietrze z wyższych warstw atmosfery, przez co powstaje zjawisko huraganu – wiatr o ogromnej sile szaleje w płonącym mieście, porywając ze sobą ludzi, drzewa, gruzy, wzniecając wciąż nowe pożary” (Leociak 2009: 138).
Jeszcze nigdy w dziejach wojskowości cywile nie ucierpieli w tak dużym stopniu, jak podczas drugiej wojny światowej za sprawą usprawnienia technologii i bestialstwa oraz ślepego posłuszeństwa (które staje się dla Jaspersa patologicznym orężem i fałszywie identyfikowanym obowiązkiem narodowym) żołnierzy stacjonujących w okupowanych krajach, obozach zagłady, wsiach i gettach. Poza bombardowaniami dywanowymi, o których przypomniał Niemcom Winfried George Sebald w głośnej i rekapitulującej winę niemiecką książce „Wojna powietrzna i literatura. Wykłady”, ważną kwestię stanowią gwałty popełniane na kobietach w obozach zagłady i na wszystkich frontach Europy. Kobieca tragedia wiązała się z uprzedmiotowieniem ciała i brakiem zahamowań żołnierzy w trakcie pacyfikacji wsi i miast. Gwałt był nie tylko utratą cielesnej suwerenności, ale również hańbą dla rodziny i narodu. Niemki wolały ocalić swój honor i pozostać nieskalane, popełniając samobójstwo, niż dostąpić zbiorowych cierpień. Seksualna przemoc to wciąż temat tabu, choć dzięki „Róży” Wojciecha Smarzowskiego o dramacie Mazurów i masowych gwałtach po wkroczeniu Armii Czerwonej oraz „Kieszonkowemu atlasowi kobiet” Sylwii Chutnik sytuacja zmienia się. Wśród ofiar wojny wydziela się kategorię szczególnie doświadczonych ofiar przemocy seksualnej, do której jednak niewiele kobiet pragnie dołączyć ze względu na społeczny ostracyzm. Pracownice burdeli z obozów zagłady i ofiary frontowych gwałtów pragną pozostać anonimowe.
„Obwód głowy” rozpada się na dwie części – wojenną i powojenną, które naświetlają trudy życia po katastrofie, wmuszanie Niemców do ustabilizowania rozchwianej sytuacji rodzinnej (poszukiwania biologicznej matki Ireny, która odnajduje ją w Siokovaczu), tożsamościowej (angaż Mathiego Schenka w działania pacyfikacyjne powstania warszawskiego, odnalezienie polskiej matki przez Alodię Witaszek, która została adoptowała w filii Lebensbornu w Połczynie przez Niemkę i dezercja Manfreda Zänkera z 24. Batalionu Saperów 154. Dywizji Piechoty Wehrmachtu) oraz gospodarczej (względna stabilizacja finansowa pani Mohs oraz kochliwego Gerdiego).
„Nostalgia, siostra melancholii”
Nowak ukazuje prawdziwe oblicze Niemców: sfrustrowanych, bezrobotnych, straumatyzowanych, pokonanych. Jakiż to odmienny wizerunek, gdy zdejmiemy werniks propagandy sukcesu! Udział w wojnie (aktywny i bierny) skutkuje zapętleniem szeregu życiorysów, których literacka obróbka Nowaka nie zmieniła w marmurowe posągi. Ci ludzie kochali, tęsknili, cierpieli i czekali na lepszy czas, który – paradoksalnie – odszedł wraz z upadkiem Muru Berlińskiego i wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej.
Wznowienie zbioru Nowaka świadczy o wysokiej lokacie pisarza i uniwersalnej potędze literatury non-fiction. W świecie, który zdominowały migracje, zamachy terrorystyczne i kryzys gospodarczo-kulturowy, zbiór ten zdaje się informować, iż bez względu na czas i szerokość geograficzną na początku był niepokój…
Zaś gwiazda Nowaka świeci coraz jaśniej w konstelacji reporterów polskich.
LITERATURA:
„List otwarty w sprawie lokalizacji projektowanego pomnika Sprawiedliwych Polaków” (04.04.2013) opublikowany na stronie Centrum Badań nad Zagładą Żydów: http://www.holocaustresearch.pl/index.php?mod=news&show=25
Kącki M.: „Biała siła, czarna pamięć”. Wołowiec 2015 [seria: Reportaż].
Krall H.: „To ty jesteś Daniel”. Kraków 2001.
Leociak J.: „Doświadczenia graniczne. Studia o dwudziestowiecznych formach reprezentacji”. Warszawa 2009.
Nowak W: „Obwód głowy”. Słowo wstępne Martin Pollack. Warszawa 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |