PIORUNUJĄCY (THOR GROMOWŁADNY. TOM 1. BOGOBÓJCA)
A
A
A
Nordycka mitologia w okowach pstrokatego uniwersum Marvela nie stanowi łatwego tematu dla scenarzystów. Oczywiście, świat superbohaterów z założenia wypełniony jest cudami, facetami w superzbrojach czy mutantami ciskającymi z oczu rubinowe promienie zniszczenia, ale panteon bogów mieszkających zaraz za tęczowym mostem, których niezwykły dom łączy z innymi wymiarami przedwieczne drzewo życia, zazwyczaj w wyraźny sposób „gryzie się” ze znaną nam rzeczywistością.
Z tego też powodu scenarzysta Jason Aaron, który pomysłowością i bezkompromisowością w przekładaniu na papier swoich wizji mógłby obdarzyć połowę amerykańskiego rynku komiksowego, oddaje boskiemu światu, co boskie, i pozwala Gromowładnemu być niezwykłym poza granice jakiegokolwiek pojmowania. W „Bogobójcy” nie ma zabaw w przeplatanie opowieści z teraźniejszym uniwersum Marvela. Scenarzysta konsekwentnie i z niebotycznym rozmachem realizuje wyjściowy pomysł, dodatkowo pozwalając czytelnikowi poznać Thora z rozmaitych stron. Aaron wyraźnie dąży do skonfrontowania trzech wersji Gromowładnego z różnych okresów jego życia: nieustraszonego oraz skrajnie buńczucznego młodzieńca niegodnego Mjolnira, teraźniejszego członka Avengers, w końcu zaś zgorzkniałego władcę Asgardu z przyszłości. Katalizatorem akcji jest Gorr – przepotężna, tajemnicza istota, która przez tysiące lat mordowała zastępy bogów, kipiąc nienawiścią do wszystkiego, co związane z jakąkolwiek wiarą. I tylko nieopierzony jeszcze Thor (dosyć przypadkowo) potrafił kiedyś stawić jej czoła. Kolejne starcie nadnaturalnych gigantów dosłownie zatrzęsie całym istnieniem.
Aaron, podobnie jak w „Wolverine i X-Men”, w recenzowanym komiksie z lubością bawi się uwarunkowaniami świata przedstawionego. O ile jednak w przygodach mutantów kładzie nacisk na szaloną zabawę z mocami i rubaszny humor, o tyle w historii Odinsona wprowadza mitologie (bo jest ich tutaj zatrzęsienie) na stratosferyczny poziom niezwykłości. Tworzy całe panteony nowych bożków oraz niewyobrażalne uniwersa, nie bacząc na żadne ograniczenia – Thora i jego przygód nie sposób zamknąć w ramach ziemskiego pojmowania, zaś gra toczy się o najwyższą stawkę. Scenarzysta idealnie „czuje” postać Gromowładnego oraz to, jak zasadnicza jest jego przemiana w czasie tysięcy lat nieśmiertelnego życia. Bardzo dobrze kontrastuje z tym postać Gorra – pozornie wszechpotężnego, niezniszczalnego, idealnego przeciwnika dla tak wyidealizowanej jednostki jak Thor. Powiedzmy sobie szczerze: trudno martwić się losem syna Odyna w typowym komiksie Marvela. Tutaj natomiast, gdy obserwujemy śledztwo bohatera podążającego tropem kolejnych gnijących boskich trucheł, mamy przeświadczenie, że złoczyńca doprowadzający do takich rzeczy może bez problemu skrócić protagonistę o głowę.
Fantastyczne projekty światów oraz postaci są w lwiej części zasługą rysownika Esada Ribica – artysty nie zawsze idealnie dokładnego, ale odznaczającego się dynamiczną kreską i umiejętnością komponowania absolutnie monumentalnych scen. Zimna kolorystyka zgrabnie dopełnia obraz brutalnej nordyckiej przygody. „Bogobójca” należy do najlepszych komiksów z Thorem w roli głównej, wraz z kolejnym tomem („Boża bomba”) tworząc jedną z najbardziej porażających rozmachem i zarazem najciekawszych historii Marvela w XXI wieku. Wszystko jest tutaj majestatyczne, kipi niezwykłością, a całość podkreślają trzymające świetne tempo dialogi doprawione sporą ilością naprawdę dobrego humoru (Aaron w odpowiednich momentach spuszcza powietrze z mitologicznego balonika). Jeśli lubicie solidną pulpę w stylu Conana albo Kulla, fantasy z ostrym jak brzytwa światotwórstwem lub po prostu bawią was wielcy faceci robiący porządek w kosmosie, to kupujcie „Thora Gromowładnego” w ciemno. Nordyccy bogowie zawsze byli „konkretnymi zakapiorami”, ale współtwórca „Skalpu” udowadnia, że śrubę można dokręcić jeszcze mocniej.
Z tego też powodu scenarzysta Jason Aaron, który pomysłowością i bezkompromisowością w przekładaniu na papier swoich wizji mógłby obdarzyć połowę amerykańskiego rynku komiksowego, oddaje boskiemu światu, co boskie, i pozwala Gromowładnemu być niezwykłym poza granice jakiegokolwiek pojmowania. W „Bogobójcy” nie ma zabaw w przeplatanie opowieści z teraźniejszym uniwersum Marvela. Scenarzysta konsekwentnie i z niebotycznym rozmachem realizuje wyjściowy pomysł, dodatkowo pozwalając czytelnikowi poznać Thora z rozmaitych stron. Aaron wyraźnie dąży do skonfrontowania trzech wersji Gromowładnego z różnych okresów jego życia: nieustraszonego oraz skrajnie buńczucznego młodzieńca niegodnego Mjolnira, teraźniejszego członka Avengers, w końcu zaś zgorzkniałego władcę Asgardu z przyszłości. Katalizatorem akcji jest Gorr – przepotężna, tajemnicza istota, która przez tysiące lat mordowała zastępy bogów, kipiąc nienawiścią do wszystkiego, co związane z jakąkolwiek wiarą. I tylko nieopierzony jeszcze Thor (dosyć przypadkowo) potrafił kiedyś stawić jej czoła. Kolejne starcie nadnaturalnych gigantów dosłownie zatrzęsie całym istnieniem.
Aaron, podobnie jak w „Wolverine i X-Men”, w recenzowanym komiksie z lubością bawi się uwarunkowaniami świata przedstawionego. O ile jednak w przygodach mutantów kładzie nacisk na szaloną zabawę z mocami i rubaszny humor, o tyle w historii Odinsona wprowadza mitologie (bo jest ich tutaj zatrzęsienie) na stratosferyczny poziom niezwykłości. Tworzy całe panteony nowych bożków oraz niewyobrażalne uniwersa, nie bacząc na żadne ograniczenia – Thora i jego przygód nie sposób zamknąć w ramach ziemskiego pojmowania, zaś gra toczy się o najwyższą stawkę. Scenarzysta idealnie „czuje” postać Gromowładnego oraz to, jak zasadnicza jest jego przemiana w czasie tysięcy lat nieśmiertelnego życia. Bardzo dobrze kontrastuje z tym postać Gorra – pozornie wszechpotężnego, niezniszczalnego, idealnego przeciwnika dla tak wyidealizowanej jednostki jak Thor. Powiedzmy sobie szczerze: trudno martwić się losem syna Odyna w typowym komiksie Marvela. Tutaj natomiast, gdy obserwujemy śledztwo bohatera podążającego tropem kolejnych gnijących boskich trucheł, mamy przeświadczenie, że złoczyńca doprowadzający do takich rzeczy może bez problemu skrócić protagonistę o głowę.
Fantastyczne projekty światów oraz postaci są w lwiej części zasługą rysownika Esada Ribica – artysty nie zawsze idealnie dokładnego, ale odznaczającego się dynamiczną kreską i umiejętnością komponowania absolutnie monumentalnych scen. Zimna kolorystyka zgrabnie dopełnia obraz brutalnej nordyckiej przygody. „Bogobójca” należy do najlepszych komiksów z Thorem w roli głównej, wraz z kolejnym tomem („Boża bomba”) tworząc jedną z najbardziej porażających rozmachem i zarazem najciekawszych historii Marvela w XXI wieku. Wszystko jest tutaj majestatyczne, kipi niezwykłością, a całość podkreślają trzymające świetne tempo dialogi doprawione sporą ilością naprawdę dobrego humoru (Aaron w odpowiednich momentach spuszcza powietrze z mitologicznego balonika). Jeśli lubicie solidną pulpę w stylu Conana albo Kulla, fantasy z ostrym jak brzytwa światotwórstwem lub po prostu bawią was wielcy faceci robiący porządek w kosmosie, to kupujcie „Thora Gromowładnego” w ciemno. Nordyccy bogowie zawsze byli „konkretnymi zakapiorami”, ale współtwórca „Skalpu” udowadnia, że śrubę można dokręcić jeszcze mocniej.
Jason Aaron, Esad Ribic: „Thor Gromowładny. Tom 1: Bogobójca” („Thor. God of Thunder: The God Butcher”). Tłumaczenie: Marceli Szpak. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |